07 października 2022

Zmeczenie materialu

 Jestem ciezko przemeczona, a moja zmora skrada sie juz od dluzszego czasu, zeby uderzyc ze zdwojona sila. Zmora ma to do siebie, ze uaktywnia sie jesienia, a do tego wszystkiego stres stresem pogania. Wrocilam z tygodniowego urlopu u corki wypoczeta i pelna sil na nowe wyzwania, ale juz w poniedzialek zaczela sie seria wizyt i zabiegow okolomedycznych. 26 wrzesnia mama miala termin do okulisty, ktory mial robic jej operacje na zacme, byly badania, kazali sobie przelac 200 euro, bo nie wszystko pokrywa kasa chorych i termin na operacje wyznaczono na 5 pazdziernika, bo akurat ktos odmowil i zrobilo sie okienko. Ja zas mialam na 29 termin na koronarografie, przedtem jednak musialam u rodzinnej zrobic badania krwi, a dzien przed badaniem zrobic test na covid. Tymczasem juz na piatek 30 wrzesnia mama dostala termin na rozmowe przedoperacyjna z anestezjologiem. Dobrze, ze wszystkie te miejsca byly na terenie jednego szpitala, bo gdybym po badaniu musiala zostac na oddziale (w przypadku, gdyby musiano mi zalozyc stenty czy cus), to moglabym zerwac sie i pojsc z mama w roli tlumacza, bo wszedzie musze z nia chodzic i tlumaczyc. Tak zakonczylysmy pierwszy tydzien po moim powrocie.
Drugi zaczal sie swietem, bo 3 pazdziernika jest swietem zjednoczenia Niemiec, ale ja musialam pojsc do pracy, a dodatkowo zajac sie znajomym, ktory zostal wypisany ze szpitala pechowo w czasie, kiedy jego corka i dorosla wnuczka byly nie tylko poza miastem, ale wrecz za granica, a facet jest wyjatkowo nieporadny, stara szkola, on z ledwoscia gotuje wode na herbate, wiec pewnie sam w domu zszedlby z glodu. Zrobilam zakupy, nagotowalam na kolejne dni obiady, jedynie do odgrzania. We wtorek mialysmy z mama termin do ortopedy i musialysmy zrobic przed operacja testy covidowe. Nadeszla sroda, dzien operacji. Oddalam mame w rece lekarzy i musialam wyjsc, wiec w miedzyczasie pojechalam robic dziadkowi zakupy i przez chwile dotrzymac mu towarzystwa. Po operacji mialam byc wydzwoniona, ze moge mame odbierac. Tymczasem...
- Czy to corka pani P.?
- Tak, to ja.
- Lacze pania dalej...
A mnie w tej samej chwili nogi sie ugiely, serce walilo jak szalone, a po plecach splywal zimny pot, bo przeciez gdyby wszystko bylo w porzadku, uslyszalabym od dzwoniacej pielegniarki, ze moge mame odbierac. Sluchawke przejal lekarz anestezjolog, z ktorym rozmawialysmy w piatek i oznajmil mi, ze musiano przerwac operacje, bo mama "sie krecila", co uniemozliwialo te precyzyjna robote, jaka jest wymiana soczewki w oku. Jednak zrobiono juz naciecia. Pojechalam co kon wyskoczy i to, co zastalam, przeszlo moje najsmielsze wyobrazenia. Wpuszczono mnie w twarzowym kitlu do sali pooperacyjnej, gdzie normalnie nikt z cywilow nie ma prawa byc, w nadziei, ze zdolam jakos po polsku mame uspokoic. Mama byla calkiem gdzie indziej, nie poznala mnie, wymachiwala rekami, jakby walczyla z niewidzialnym wrogiem, chciala wstawac, w koncu trzeba byla ja skrepowac pasami, zeby nie spadla z tego fotela. Z trudnoscia moglam przytrzymywac jej rece, zeby nie wyrwala sobie wenflonow i innych rurek i ja, zeby nie zerwala sie skutecznie z fotela, na ktorym lezala. Anestezjolog, po konsultacji z innym po fachu, wstrzyknal mamie cos, co mialo byc antidotum na ten srodek uspokajajacy, ktory spowodowal tak silna reakcje, ale gowno to pomoglo, zadzwonil wiec do kliniki uniwersyteckiej i telefonicznie konsultowal sie z neurologami. Wtedy mama jakos sie uspokoila, znieruchomiala, a ja rzucilam okiem na monitor, gdzie ciagnely sie plasciutkie jak drut linie. Narobilam wrzasku, ale to tylko odlaczone przewody ekg, a nie najgorsze, ale bylam bliska zawalu. Potem mama ze zdwojona sila atakowala, choc miala przeblyski rozumienia, co sie do niej mowilo. Nie panowala jednak nad odruchami i checia wstawania z fotela, uspokajala sie na moment, pozniej znow walczyla. I tak przez dwie godziny, podczas ktorych z sali operacyjnej wyjezdzali kolejni zoperowani na zacme pacjenci, w takcie 15-minutowym i kazdy po odkiblowaniu pol godziny byl zabierany przez kogos do domu. A mama dalej walczyla. Pomyslalam sobie, ze auto stoi na parkingu, ja nie bardzo mam mozliwosc wciaz tam latac i dorzucac do parkomatu, wiec zadzwonilam do slubnego, zeby przyjechal auto odebrac, bo musze zostac w szpitalu dluzej. Jeszcze rano rozmawialismy, bo chcial mamie szykowac sniadanie, ale powiedzialam, ze musi byc przed operacja na czczo. Powiedzialam, ze auto stoi tuz przy bramie wjazdowej, nie sposob bylo go nie zauwazyc. Po jakims czasie, kiedy bylam juz pewna, ze dawno odjechal, on dzwoni:
- Musisz zejsc na dol i dac mi te karte parkingowa. 
Heeee??? Gwoli wyjasnienia, jesli wjezdza sie do parkhausu, takiego wielopietrowego parkingu, to bierze sie karte przy wjezdzie i przy wyjezdzie placi za tyle godzin, ile sie tam parkowalo. Na parkingach otwartych albo wzdluz ulicy placi sie z gory i kiedy czas na bilecie przeleci, trzeba kupic nowy bilet. Ja wlasnie parkowalam na przyszpitalnym parkingu, gdzie zreszta slubny byl z nami w piatek na rozmowie z anestezjologiem. Gdybym, logicznie rzecz biorac, zaparkowala gdzies w parkhausie, nie musialabym go prosic o odebranie auta, tylko najwyzej zaplacilabym za parkowanie wiecej. 
 Kiedy wiec on przez telefon przelecial mi, ze mam zejsc przekazac mu bilet, juz wiedzialam, ze za chwile eksploduje, bo ten orzel intelektu dotarl do jakiegos parkhausu, nie wiedziec czemu i co mu sie w tym zdemencialym mozgu wyobrazilo. Mialam ochote go zabic i poszatkowac, zeby nie mial szansy na zmartwychwstanie, jednoczesnie walczylam z wyrywajaca sie matka. I pomyslalam sobie, ze juz naprawde nie mam na kogo liczyc, a na tego dziada najmniej. Naprawde bylam bliska zawalu i ataku histerii. On oczywiscie nic nie wie, bo skad ma niby wiedziec, ze matka jest operowana (od tygodnia mowi sie w domu o jej operacji) i nie pamieta, ze jeszcze rano mowilam, ze nie moze jesc sniadania, bo do operacji musi byc na czczo. Skad on w ogole wytrzasnal pomysl, ze samochod moze stac w parkhausie to ja juz naprawde nie wiem, zwlaszcza ze w poblizu szpitala nie ma zadnego parkhausu. W koncu jednak jakos trafil i odebral samochod. Inna rzecz, ze praktycznie nie powinien juz w ogole jezdzic, ale nie sposob go do tego przekonac, on uwaza, ze jest dobrym kierowca i nic mu nie dolega. 
W koncu przyslano jakichs noszowych i zawieziono mame na oddzial szpitalny. Ale o ile jej stan lekko sie poprawil, o tyle niestety nadal jeszcze walczyla i chciala wstawac, musialam wiec siedziec przy niej i pilnowac. Przy okazji nakarmilam mame obiadem, bo nie mogla utrzymac lyzki. Szczesliwym zbiegiem okolicznosci zmiane popoludniowa objela pielegniarka mowiaca po polsku, wiec moglam ok. 16.00 pojsc do domu, ale stale bylam pod telefonem, jakby cos. Mama z godziny na godzine czula sie lepiej, ale na nogach ustac nie mogla. Epizody z wymachiwaniem rekami i zrywaniem sie z lozka byly coraz rzadsze, wiecej tez do niej docieralo z tego, co mowilam. Zaczela nawet drzemac, co uznalam za dobry znak i sygnal, ze moge juz wyjsc do domu. 
Chyba nie chcecie wiedziec, ile zdrowia kosztowal mnie ten dzien.


32 komentarze:

  1. Okropnie sie potoczyla ta operacja mamy na oczy. No obled. I dla mamy i dla Ciebie, no i dla lekarzy tez. Na szczescie wszyscy przezyli, dobrze ze juz po wszystkim, ja zreszta od samego czytania oslablam, wspollczuje Wam takich przejsc, przezyc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero dzisiejszej nocy odespalam te dramaty, wczoraj z nerwow prawie nie spalam, bo nie wiedzialam, jaka sytuacje zastane w szpitalu, jaka byla noc dla mamy i czy nie ma pozostalosci tego jej dziwnego stanu. Tymczasem mama jak nowka niesmigana i o dziwo, wiekszosc pamietala, choc nad swoim zachowaniem nie mogla dzien wczesniej w ogole zapanowac.

      Usuń
    2. A mam odpowiedz. Czyli pamieta, byla swiadomo co sie dzialo. Niesamowite.

      Usuń
    3. No wlasnie nie bardzo byla swiadoma, ale pamieta. Nie wszystko, ale im pozniej bylo, tym wiecej pamieta.

      Usuń
  2. nie wiem na czym to polega ale tak samo sie zachowywal moj przyjaciel 90 latek, w szpitalu dostawał fioła, poza nim odzyskiwał perfekcyjne poczucie rzeczywistości nie było jak go opanować, i przy którymś tam pobycie, w nocy musiał spaść z łóżka i stało się to ostateczne...
    OJ Aniu nie miałas łatwo, co do zachowania slubnego to znam takie zachowania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie stany czesto zdarzaja sie starszym pacjentom po narkozie, ale nie po srodku na uspokojenie, sam anestezjolog byl zaskoczony tymi reakcjami, ale zapewnial mnie, ze nie ma zagrozenia zycia i ze to przejdzie. No i przeszlo bez sladu na szczescie.
      Slubny mnie po prostu dobil.

      Usuń
  3. O rany!!!! Współczuję bardzo. A co z tymi nacięciami u mamy w oku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miala jeszcze w szpitalu kontrole okulistyczna i nawet zdjeto jej opatrunek z oka, wiec samo sie zagoi, widocznie te naciecia nie byly duze. Za dwa tygodnie mamy jeszcze jedna kontrole u naszego okulisty.

      Usuń
  4. Mogę Ci tylko wepółczuć przejść z Mamą, ale czy lekarze powiedzieli, co mogło spowodować taką reakcję alergiczną, jaki to był lek, a może któryś z leków w połączeniu z lekiem uspokającym to spowodował. Paskudna sytuacja. Ja już wiem, że ja nie mogę dostawać opiatów, bo po nich mam dziwny odlot, ale nie wpisano mi tego do karty szpitalnej, bo podano mi go bez mojej zgody, żebym spała po założeniu aparatury przy odmie. Ja niestety, ale nic nie pamiętam, z tego, co się działo, ale skutki ponoszę do dzisiaj.
    Czy Mamie dokończyli zabieg, czy jeszcze raz musicie iść na niego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panna nie czytasz ze zrozumieniem, nie dokonczono zabiegu, bo mama "sie krecila", jesli w ogole te walki powietrzne mozna nazwac kreceniem, ona skakala jakby lezala na lozu fakira nabijanym gwozdziami, a nie na wygodnym fotelo-lezance. Mamy skierowanie na operacje w klinice uniwersyteckiej, z pelna narkoza. Czekamy kiedy sie odezwa w sprawie terminu, choc jeszcze nie przedyskutowalysmy, czy w ogole mama chce poddac sie kolejnej operacji, bo w tym wieku narkoza moze odbic sie czkawka.

      Usuń
  5. Pantero, moja mama miała bardzo podobne objawy po narkozie. Też minęły. Współczuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po narkozie to sie zdarza, ale moja mama nie miala zadnej narkozy, jedynie srodek uspokajajacy, ktory tak ja "uspokoil", ze musiala pozostac w szpitalu.

      Usuń
  6. Pantero, niektórzy tak reagują i nie poradzisz... ale współczuję, bardzo. Matkajadwiga sama załatwiła swoją jaskrę, najpierw jedno oko, potem drugie. nie byłam jej do niczego potrzebna. na szczęście. Najgorsze, że zabieg musicie powtórzyć? Tak sobie pomyślałam, że ja to chyba dam na mszę (obuchacha), że na razie Matkajadwiga kuma i jest samodzielna a za chwilę osiemdziesiątka ekhm no i jeszcze sobie pomyślałam, że trzeba korzystać z tego, bo ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anestezjolog przyznal, ze taka reakcje widzi po raz pierwszy w zyciu, a byl w okolicach 50-tki, wiec nie tak znow czesto pacjenci dostaja swira jak po grzybkach.
      Mala uwaga, MJ nie operowala jaskry, ino zacme.
      Czy powtorzymy zabieg, to jeszcze nie wiemy, niech matka ochlonie po tamtych atrakcjach, a potem sie zastanowimy, skonsultujemy z naszym okulista i moze z kims jeszcze, bo skoro na srodek uspokajajacy zareagowala tak silnie, to narkozy moglaby nie przezyc, a tylko w pelnej narkozie moze byc operowana.

      Usuń
  7. Przytulam mocno. Dzielna z Ciebie dziewczyna. Bardzo :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie do konca zeszlo ze mne to napiecie. Na codzien matka mnie wqrwia do bialosci, ale w takiej chwili, kiedy zdalam sobie sprawe, ze moglabym ja stracic, to sie wystraszylam.

      Usuń
  8. Duzo sily i zdrowia! Pozdrowienia jesienne.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeżyłaś horror!!! Bardzo współczuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, przezylysmy obie z mama, ona czesciowo zdawala sobie sprawe, ze cos jest bardzo nie tak, ale nie mogla opanowac tego, co nia rzucalo.

      Usuń
  10. Auc, wspólczuje takiego horroru. I co dalej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dalej sie zastanowimy, czy podejmowac ryzyko narkozy, czy zyc dalej z pogarszajaca sie zacma. Przeciez mama moze zyc jeszcze 10 lat albo wiecej, moze tez odejsc znienacka, ryzyko powiklan po narkozie jest spore i rosnie z wiekiem. Naprawde nie wiem, co zrobimy.

      Usuń
  11. Wspolczuję bardzo.Raz slyszalam o podobnym przypadku u osoby 80 + - żyje i ma się dobrze.
    Bardzo trudna decyzja w przypadku twojej mamy,twoj stres jest zrozumialy.Trzymaj się,mimo wszystko,dużo sily Ci życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczescie z mama juz wszystko w najlepszym porzadku, jest taka, jak zwykle, odpoczywa talko po tych "walkach", bo to byl jednak niemaly wysilek fizyczny. Musialam uzywac naprawde sporo sily, zeby ja utrzymac na tym fotelu, a potem w lozku.

      Usuń
  12. Nienawidzę jesieni. I nie dlatego, że uaktywnia się zmora, bo ja mam ją z konkretnych powodów i klimat nie ma nic do rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mam ja przez polowe zycia, raz mniej dokucza, raz wiecej, ale nie odpuszcza. Teraz rzucila sie na mnie jak glodny drapieznik, korzysta z nawalu stresu u mnie i ze skracajacego sie dnia. Nie jest dobrze.

      Usuń
    2. Gdyby policzyć, to i u mnie tak jakś wychodzi, ale to nie jesień daje mi w dupę na tym polu. Jesień jest do kitu sama w sobie.

      Usuń
    3. Mojej zmorze jesien bardzo pomaga. Plus stresy oczywiscie.

      Usuń
  13. O kurczę, że tak nieprzystojnie napiszę! Panterko, Twój ślubny to chyba mój rocznik, skąd takie zaczadzenie u niego? No koszmar z tą operacją Twojej Mamy. Ja jedno oko, to z zagrożeniem jaskrą to miałam robione pod ewipanem, zasnęłam w 2 sekundy od wstrzyknięcia, a drugie oko tylko pod kropelkami znieczulającymi podanymi domiejscowo, w "ślip". Odstęp pomiędzy zabiegami był 2 tygodnie. Prawdę mówiąc jesień mi nie służy, jakoś jesienią moje Hashimoto cholernie rozkwita, jestem ledwie ciepła, najwyższa moja temperatura to 35,5, ale już około południa, rano to mam 35,0'
    Szalenie Ci współczuję tego nadmiaru przeżyć. Przytulam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Slubny to rocznik wojenny 1943, moja mama 1932. Ona ma pamiec jak zyletka, z nim z dnia na dzien coraz gorzej. To nie zalezy od rocznika, jedni tak maja, innym pamiec sluzy do setki. Zobacz Bogumile Wander, ten sam rocznik co slubny, a od lat juz siedzi zamknieta w osrodku, bo Alzheimer tak zaciekle zaatakowal, ze maz nie dal rady dalej sie nia opiekowac. Najgorsze jest to, ze do slubnego nie dociera, ze powinien przestac jezdzic. Jak ja z nim mam jechac, to sama prowadze, jego jazda nie na moje nerwy. A to ze pomylil szpitalny parking z parkhausem, to przeciez moja wina. Moglabym zabic!

      Usuń
  14. Okurczaki, niezła jazda! To miałaś przeżycia, nie zazdroszczę. Pierwszy raz słyszę o takim przypadku. Jak wiesz, dostaję zastrzyki w oko i bywam kilka razy w roku na oddziale okulistycznym. Często widzę pacjentów po operacji zaćmy, rzeczywiście, wyjeżdżają z bloku na wózkach po krótkim czasie, idzie to naprawdę szybko. Dwie moje sąsiadki były operowane, bez problemów. Że też musiało trafić Twoją mamę!
    Mój mąż bardzo dobrze znosił narkozę, dopominał się o obiad po wybudzeniu, bo był głodny :D:D:D. Za to po znieczuleniu u dentysty prawie stracił przytomność, tak mu siadło ciśnienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama widzisz, jak roznie ludzie reaguja, a im ktos starszy, tym ryzyko wieksze. Kiedy mama zlamala reke i musiala byc operowana, zniosla pelna narkoze wzorcowo, a juz wtedy nie byla najmlodsza. Tym razem jednak nie o narkoze chodzilo, a paradoksalnie o srodek uspokajajacy. Swietnie mame uspokoil :)))))) Malo szpitala nie rozniosla i takie miala jazdy, ze jeszcze dzisiaj sie z tego smiejemy. Ale w srode do smiechu mi wcale nie bylo.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Maja nas za idiotow?

  Polska swietuje rocznice przystapienia do unii, no ja mysle, skoro ma same korzysci z tego przystapienia, gorzej z tym u nas, ja wolalabym...