29 stycznia 2023

Latwosc

 Moj dzisiejszy wpis bedzie dotyczyl malzenstwa i latwosci: jego zawierania, bez wczesniejszego przemyslenia tego waznego w zyciu kroku, jego zrywania po byle sprzeczce, braku woli kontynuowania i prob posklejania, a przede wszystkim latwosci formalnego jego uniewazniania, zarowno cywilnego jak i koscielnego.
Zacznijmy od latwosci i szybkosci zawierania malzenstw - wymadrzala sie ta, ktora stanela przed urzednikiem stanu cywilnego po pol roku znajomosci, choc juz po trzech miesiacach oboje mowili o slubie. Moze sie myle, ale jednak wczesniejsze pokolenia, w tym moje, byly dojrzalsze od ich obecnych rownolatkow, zreszta nie bylismy jakimis nastolatkami, ja mialam juz 25 lat, a slubny 38, wiec raczej wiedzielismy, co robimy i na co sie porywamy. Ale mysle, ze ogolnie powinno sie ze soba dluzej "pochodzic", razem zamieszkac, wyprobowac sie w zyciu codziennym, a potem dopiero skladac papiery. Ale ok, jak milosc ugodzi, to nie ma przepros, a ze polska mentalnosc jest jeszcze w duzym stopniu zasciankowa, to bez slubu nie ma wspolnego mieszkania, wiec trza sie hajtac. Czesto powodem nie jest wcale milosc i chec "dopoki nas smierc...", a brak uwaznosci podczas igraszek i ciaza. Takie wymuszone malzenstwa na ogol nie trwaja dlugo, a ja nie rozumiem tego owczego pedu do slubow koscielnych, zamiast potrwac na probe w zwiazku cywilnym. Chociaz ostatnio rownie latwo o koscielne uniewaznienie malzenstwa, jak o rozwod cywilny, wszystko jest kwestia ceny, a kosciol juz od dawna za pieniadze zrobi wszystko. Kiedys "rozwod" koscielny byl praktycznie nie do pomyslenia, dzisiaj koscielnie poslubieni rozwodza sie jak na tasmie produkcyjnej. Tyle warte sa ich przysiegi przed oltarzem. 
Ten, do niedawna szef telewizji rezimowej, robil pokazowke poddajac sie blogoslawienstwom papieskim ze stara zona i przychowkiem, by niedlugo potem postarac sie o rozwod koscielny (po ponad 20 latach malzenstwa) i odwalac nastepne pokazowki koscielne z nowa flama. Bardzo slawna Kasia, ulubienica publicznosci, bedac w trakcie zdradzania poslubionego przed oltarzem malzonka, czyli lamiac publicznie szoste przykazanie, swoja pokazowke przeniosla do swietego dla katolikow miasta, gdzie rzucala sie malowniczo  na plyte nagrobna grobu panskiego, czy jakos tak, ja sie nie znam. Ale ide o zaklad, ze uniewazni swoj pierwszy slub, zeby od nowa czynic pokazowki ze swojej poboznosci na pokaz. Chwilowo zyje w grzechu i to ciezkim, wedle kanonow koscielnych, bo zycie na kocia lape jest grzechem smiertelnym i nie podlegajacym rozgrzeszeniu, jesli sie nie zaprzestanie jego popelniania, w przeciwienstwie do gwalcenia dzieci. Taka to ta moralnosc koscielna.
Ogolnie rzecz biorac, coraz wiecej ludzi po najmniejszej sprzeczce biegnie skladac pozwy, zamiast probowac posklejac popekane relacje. Moze sie zdziwicie, ale bylabym za utrudnianiem rozwodow, bo przychodza one zbyt latwo. Tyle tylko, ze w obecnej rzeczywistosci to utrudnienie byloby dla katowanych przez swoich mezow alkoholikow biednych kobiet, a ci zamozniejsi nie byliby zmuszani do "noszenia swojego krzyza", jak to pokretnie doradzaja klechy w konfesjonalach. Za pieniadze bowiem kazdy sie podli, szczegolnie kler. 
Odsetek rozwodow jest zatrwazajacy, rozpada sie co trzecie malzenstwo i trudno mi uwierzyc, ze w kazdym przypadku w gre wchodzi przemoc i uzywki. Ludzie bez zastanowienia staja na slubnym kobiercu, wiec i rozwodow jest wiecej, a poza tym dosc latwo jest uznac malzenstwo za niebyle. Zauwazalny jest tez inny trend, zycie bez certyfikatow i, o dziwo, takie zwiazki sa dosc trwale, choc prawnie nie istnieja, a w oczach kosciola sa grzechem niewybaczalnym (bo pozbawily kleche tlustego zarobku, nic wiecej). 
Ja w tekscie mojej cywilnej przysiegi malzenskiej nie mialam "dopoki smierc nas nie rozlaczy", a coraz bardziej wyglada na to, ze wlasnie tak sie stanie. Jak w kazdym zwiazku byly wzloty i upadki, byly dni, kiedy szukalam siekiery i myslalam, ze nie wytrzymam, ale nie lecialam z byle powodu skladac pozwu, w koncu taka przysiega do czegos zobowiazuje i przy odrobinie obopolnej dobrej woli mozna sie jakos dogadac.

38 komentarzy:

  1. Mowisz latwosc zawierania malzenstwa, no i latwosc brania rozwodu. A ja widze (widzialam) tylko trudnosci, bo dla mnie wszystko co zwiazane z urzedem jest trudne i nieprzyjemne. Dzisiaj patrze inaczej, dzisiaj nie byloby dla mnie malzenstwa, bo robie to co lubie i jak nie lubie urzedu to nie pojde do niego. A z rozwodem bylo latwo i przyjemnie, bo chcialam, ale nigdzie nie musialam isc, tylko raz jakis papier podpisalam. Odzyskalam wolnosc a i tak jestesmy na stopie kolezenskiej a Eks zawsze mowi ze jestem jego jedynym prawdziwym przyjacielem i tak wlasnie jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest taka rzadkosc, ze trzeba o tym pisac, bo na ogol nawet po rozwodzie wojna miedzy bylymi malzonkami trwa lata, niekiedy do konca zycia, a co najgorsze, wciaga sie do tych wojen dzieci lub traktuje je jak bron i karte przetargowa.
      Piszac o latwosci, mialam na mysli takie nieprzemyslane pojscie do oltarza (lub USC), to jest np. typowe dla USA, szczegolnie Hollywoodu, oni tam maja jakis imperatyw zawierania malzenstw, jakby nie mogli zyc ze soba bez licencji. Stad chyba tyle tam rozwodow.

      Usuń
    2. Hollywood to rzeczywiscie dla mnie niepojeta rzecz te ciagle sluby i rozwody. Zupelnie nie rozumiem ze mozna tak lubic te imprezy. Chociaz moze to jest dodatkowe reklamowanie sie.

      Usuń
    3. Oczywiscie! Jesli po pieciu minutach znajomosci czy tez wspolnie zagranym filmie, od razu maszeruje sie wspolnie do oltarza, no dobra, po uprzednich rozwodach, to nic dobrego nie moze z tego wyniknac. Ja dalej nie pojmuje, dlaczego nie moga tym zyc ze soba bez slubu, jak Goldie i Kurt, tylko zaraz slub, drogi slub, a chwile potem rozwod, jeszcze drozszy rozwod.

      Usuń
    4. Przeciez musza na cos pieniadze wydawac. Wyglada ze lubia to, chociaz byl niedawno slawny rozwod ze bylo duzo placzu, lamentow i wzajemnego napadania.

      Usuń
    5. Mysle, ze dla nich to kolejny piarowy myk, kiedy slawa zaczyna przygasac, zawsze taki slub to sensacja dla dziennikarzy, a potem jeszcze lepsza przy rozwodzie.

      Usuń
  2. Moje małżeństwo, mimo, że przyśpieszone o cztery miesiące trwało trzydzieści dwa lata. Tak, przyśpieszone z powodu ciąży i nigdy tego nie żałowałam, ale wtedy, to były inne zupełnie czasy. Byliśmy młodzi, zapatrzeni w siebie, ale potrafiliśmy przyjaźnić się ze sobą... 🤗🤗🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boguska, co ja slysze??? Tos Ty w wianku i cnocie nie szla do slubu? :))) Figlowac Wam sie zachcialo?
      Pewnie, ze nie ma regula, od kazdej sa wyjatki, ale w wiekszosci takie wymuszone malzenstwa koncza sie rozwodami i pozniejsza pogonia matki za alimentami.

      Usuń
  3. Brałam tylko ślub cywilny i "chodziliśmy" ze sobą przedtem 3 lata. W tym roku obchodzilibyśmy czterdziestolecie ślubu. Ale gdyby nasz związek liczyć od początku "chodzenia", to byłoby cztedziestotrzylecie :)
    Pamiętam, częściowo, przysięgę małżeńską. Oczywiście nie było tam tego "...aż do śmierci...", ale były słowa, nie wiem, czy je przytaczam dokładnie: "...i zrobię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe."
    Ale dłuższe chodzenie nie zawsze się sprawdza; mój kuzyn chodził ze swoją dziewczyną osiem lat zanim wzięli ślub. Oczywiście kościelny. I rozwiedli się po kilku latach.
    W ogóle wielu moich znajomych już po rozwodzie, niektórzy nawet po dwóch.
    Ludzie kompletnie nie rozumieją, że nad miłością, nad małżeństwem trzeba pracować. Nikt nam nie poda szczęśliwego związku na srebrnej tacy. A najgorsze, że traktują przysięgi, wszelkie przysięgi, bardzo lekko i dotrzymują ich tylko dopóty, dopóki im z tym wygodnie. Nie mówię tu o tym, że trzeba trwać w złym, przemocowym związku, czy u boku zdradzającego partnera czy partnerki itp., ale o zwykłej uczciwości i własnej godności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej bym tego nie ujela! Wez takich Cichopkow, tam nie bylo przemocy, zdrad, pijanstwa, ale poboznej Kasi nagle zaczal sie podobac ktos inny, a wiec gdzies miala, ze krzywdzi dzieci, rozbija zwiazek, poooszlaaa! Ide o zaklad, ze bedzie sie rozwodzic koscielnie. Pamietam z dawniejszych lat, jekie ludzie mieli dramaty w malzenstwie, a sad biskupi nie godzil sie na jego uniewaznienie, ten tzw. rozwod koscielny byl praktycznie niemozliwy, a teraz...

      Usuń
    2. Zbyt długie chodzenie jest nawet wskazówką, że ślub jest aktem rozpaczy. Jeśli ktoś mi mówi, że pobierze się za 4 lata, bo teraz studiuje, to jestem prawie pewna, że rozgląda się za miłością, a obecny związek jest, bo jakoś tak wyszło, albo była ochota na fiku miku i głupio tak było powiedzieć, że się chce. Wszyscy moi znajomi, którzy chodzili po "8-10" lat i zdecydowali się w końcu na ślub są już po rozwodach. Bali się po takim czasie rozstać, ślub sprowadził ich na ziemię (zrozumieli, że jeśli nie uciekną, to na poważnie utknęli z tą osobą). Nie zgodzę się do końca, że nad związkiem należy pracować, ale wiem, że taka bywa opinia. Wielu młodym (szczególnie z rodzin, gdzie ciągle były kłótnie, ale związek trwał) wydaje się, że jeśli się żrą, to oznacza bliskość (no bo najmocniej można napierdalać w męża, dzieci - one nie mają prawa uciec, dla innych trzeba być miłym). Jeśli tylko jedna osoba w związku ma taki wzór relacji, bywa naprawdę zdziwiona, gdy po kolejnej niesnasce, wymuszaniu, fochu, szantażu emocjonalnym ta druga osoba nagle odchodzi.

      Usuń
    3. Ja mysle, ze z malzenstwami jest jak z ludzmi, nie ma jednego wzorca z Sevres, kazde jest inne, bo i ludzie sa inni, nawet blizniaki jednojajowe z identycznym genomem maja rozne charaktery. Poprzez "prace" nad malzenstwem rozumiem rozmowy, omawianie roznic, a nie strzelanie focha i "domysl sie", co zwlaszcza u mezczyzn zupelnie nie dziala. Im trzeba tlumaczyc jak dzieciom pewne rzeczy, bo sa calkiem inaczej skonstruowani niz my. Oni nigdy sie nie domysla, trzeba jasno okreslac swoje oczekiwania, a czy zostana spelnione, to juz inna bajka. Nie ma tez reguly, ze z toksycznego domu wynosi sie toksyczne zachowania i podobnie postepuje we wlasnym malzenstwie, to stereotyp.

      Usuń
    4. @Pantero, oczywiście nie ma jednego wzorca. Dla mnie dobre małżeństwo w ogóle polega na ciągłej rozmowie, obgadywaniu wszystkiego jak leci. Ale zdaję sobie sprawę, że większość ludzi jednak nie to ma na myśli mówiąc o "pracy nad związkiem" - niestety częściej chodzi o to, że ludzie się kłócą, potem godzą, a powodem kłótni jest problem raczej po którejś ze stron niż wspólny (mam przez to na myśli, że częściej jedna strona jest powtarzającym się zarzewiem konfliktu, osobie tej większość rzeczy nie pasuje, a druga strona się po prostu dla spokoju zgadza i w ustalaniu wspólnego życia nie ma symetrii - tzn. druga strona bardzo rzadko ma okazję wprowadzania swoich pomysłów w życie). A reguła, że z toksycznego domu wynosi się toksyczne zachowania jednak chyba jest, bywają od niej wyjątki, które są właśnie tym: wyjątkami. W gruncie rzeczy kilka rozstań takiej osobie wykrzywionej przez wychowanie może pomóc zauważyć, że może warto byłoby np. przestać się wydzierać na partnera.

      Usuń
    5. Gorzej jesli druga strona ani mysli zgadzac sie na wszystko dla swietego spokoju, jeszcze gorzej, kiedy oboje wywodza sie z toksycznych domow. Jak wspomnialam, nie ma dwoch jednakowych przypadkow, ale co najmniej polowy, jesli nie wiekszosci rozwodow mozna by uniknac, gdyby ludzie wiecej ze soba rozmawiali, zamiast milczec lub krzyczec.

      Usuń
    6. Ja myślę dokładnie tak, jak Pantera, Moniko; chodzi o rozmowę, wyjaśnianie sobie różnych spraw, wymianę poglądów, takie docieranie się, budowanie wspólnoty, rozwijanie relacji, a nie mylenie zakochania z miłością i oczekiwanie, że zawsze będą motyle w brzuchu, a jak ich nie ma, to żegnaj kotku.

      Usuń
    7. Chodzi o wyartykulowanie wlasnych oczekiwan i wysluchanie, jakie oczekiwania ma partner, najlepiej oczywiscie jeszcze PRZED slubem, to oszczedziloby wydatkow zwiazanych z urzadzeniem wesela ;)

      Usuń
  4. U mnie przysiega jest za tym co czuję, a nie przed (czyli moje trwanie przy kimś nie polega na tym, że przysiegałam to przysięgałam, jak u Barbary Niechcic). Nie mam poczucia fatalizmu w życiu, jeśli coś mi nie służy trzeba wiać. Faktycznie ludzie zbyt pochopnie wchodzą w małżeństwo, ale z drugiej strony mam anegdotyczną hiostorię moich rodziców, którzy poznali się latem, wzięli ślub w grudniu (i to UWAGA: wcale nie z powodu ciąży!), i tak się turlają razem już 49 rok, chociaż wcale do siebie nie pasują. Moja historia jest taka, że powiedziałam w wieku 16 lat, że za mąż nigdy nie wyjdę, i trzymałam się tego do roku 2019. Pobraliśmy się z Kochanym po 2 latach znajomości oko w oko i ponad rocznym wspólnym mieszkaniu. Reguły są bardzo niejasne, popieram jednak ludzi, którzy dąża do szczęscia, nawet za cenę rozwodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisalam w poscie, ale moze nie chwycilas, bo nie znasz mojej historii. My poznalismy sie w maju, zaczelismy "chodzic" ze soba w czerwcu, a w grudniu wzielismy slub, bylo to 41 lat temu, w tym roku bedzie 42, bo slubowalismy sobie tydzien przed ogloszeniem stanu wojennego. Nasze pierwsze dziecko urodzilo sie w 9 miesiecy i 11 dni po slubie, wiec tez nie bylo powodem zawarcia malzenstwa.
      Nie wiem, czy bralabym slub, gdybysmy mogli tak sobie razem zamieszkac, ale wtedy byly inne czasy i po slubie mieszkalismy z tesciowa, z braku mieszkania. Obie moje corki maja dzieci z partnerami, zadna nie ma slubu i dla mnie nie stanowi to najmniejszego problemu.
      Dazenie do wlasnego szczescia jest nie tylko "za cene rozwodu", trzeba pamietac, ze unieszczesliwia sie wspolmalzonka i wspolne z nim dzieci. Bezdyskusyjne jest, kiedy w zwiazku panuje przemoc, nalogi czy inne naprawde zle zachowania, ale rzucac wszystko, bo ktos sie zafascynowal kims innym, kto nota bene tez mial rodzine i dzieci. Ile osob zostalo tym szczesc iem unieszczesliwionych? Tyle powiem, ze dzieci najbardziej na tym ucierpialy, uzywano ich jako broni i srodkow szantazu, konkretnie matka uzywala, ta sama matka, ktora dazyla do szczescia z kims innym. W tym malzenstwie nie bylo przemocy czy pijanstwa, on jest naszym przyjacielem, ona... ehhh, szkoda gadac.

      Usuń
    2. @Pantero, czyli historia Twojego związku jest bardzo podobna do relacji moich rodziców (urodziłam się w październiku, 9 i pół miesiąca po ślubie).

      Zgadzamy się, że kiedy w związku panuje przemoc należy wiać. Ale jest też przemoc psychiczna, bardzo niedoceniana w starszym pokoleniu (tzn. nie uważana za przemoc). Przez dążenie do szczęście mam bardziej na myśli dojście do przekonania, że jednak związek był pomyłką, że życie z daną osoba jest zbyt trudne. Zafascynowanie się kimś innym to osobny, trudny temat. Raczej nie podejmowałabym radykalnych kroków, gdyby nagle nastąpiła u mnie fascynacja kimś innym. Ale ja też jestem z gatunku, który bardzo źle znosiłby niedopasowanie, więc jest mało pradopodobne, że w ucieczce ze związku chodziłoby o samą fascynację kimś innym, musiałyby nastąpić jeszcze inne czynniki rozkładu aktualnej relacji. Zafascynowanie bywa złym doradcą (i nie ma w tym stwierdzeniu niczego dziaderskiego, czasami po prostu mylimy się w swoich wyborach).

      Dzieci w związku nie są przeszkodą do rozstania. Wbrew pozorom, można się rozstać godnie i myśleć o dzieciach w tej trudnej sytuacji. Fakt, że ktoś podczas rozwodu nie chroni dzieci (tylko nimi manipuluje, przeciąga na swoją stronę) pokazuje, że był partnerem problematycznym, a rozstanie z nim jest słuszną decyzją, która koniec końców wyjdzie drugiej osobie na dobre.

      Usuń
    3. Zgadza sie, to babsko bylo partnerem problematycznym, jest do tej pory zreszta, ale dopiero podczas rozstania pokazalo swoja prawdziwa twarz. Szkoda gadac, choc mozna by na ten temat ksiazke napisac. Nawet ja dalam sie zwiesc. A teraz syn wdal sie w narkotyki, corka jeszcze za mala, ale tez zaburzona, nasz przyjaciel tez w depresji. Takie to szczescie sobie babsko znalazlo, a tak jest zawziete, ze nadal nie chce rozmawiac z bylym mezem, ktorego miala zamiar zostawic w przyslowiowych skarpetkach, ale nie udalo sie, wiec sie msci. Mozna oczywiscie szukac szczescia po trupach.

      Usuń
    4. Ależ to oczywiste, że przysięga wynika z tego, co czuję, ale też jest jakimś zobowiązaniem i chodzi mi o to, że generalnie ludzie lekce sobie ważą wszelkie obietnice w najróżniejszych dziedzinach, choćby dotrzymywania tajemnicy, zrobienie czegoś itp. Nie chodziło mi o dotrzymywanie przysięgi małżeńskiej tylko dlatego, że się ją złożyło.

      Usuń
    5. Wszystko sie dewaluuje, przysiegi tez.

      Usuń
  5. No to my nieco dłużej byliśmy "narzeczonymi", bo aż rok! No i ja miałam 21 wiosenek, mąż o 2 więcej. Dziecko dopiero po 12 latach od ślubu, bo czekaliśmy na własne mieszkanie i większą stabilizację finansową. Przeżyliśmy razem 55 lat i rozłączyła nas dopiero śmierć. Ale my mieliśmy zwyczaj omawiania wszystkiego i szukania consensusu a nie skakania sobie do gardeł z byle powodu. Dla "świętego spokoju" wzięliśmy też ślub kościelny i nie było żadnego wesela - przed południem był ślub cywilny, o 18,00 tegoż dnia kościelny, a o 21,00 siedzieliśmy w pociągu w drodze do Zakopanego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiscie, trzeba omawiac wszystko, to jest wlasnie ta "praca" nad zwiazkiem, kazdy w malzenstwie ma jakies swoje wady, przyzwyczajenia i fobie, to trzeba jasno omowic, a nie kazac sie domyslac. Omawiac nawet preferowane pozycje seksualne, a nie cierpiec w milczeniu, bo on/ona nie robi tego, czego sie oczekuje. A skad ma znac te oczekiwania?
      Ja nie chcialam bryc slubu koscielnego, zreszta nawet moi rodzice nie brali, co wtedy bylo rzadkoscia. Juz wtedy bylo mi z kosciolem bardzo nie po drodze, po prostu nie znosze, kiedy traktuje sie mnie jak niespelna rozumu wsiowa babe, a ksieza niestety maja taka maniere.

      Usuń
  6. Nie widziały gały, co brały, Mój ślubny nie miał wypisane na czole, że będzie się nade mną znęcał psychicznie. Czas małżeństwa jawi mi się jako najmroczniejszy okres w moim życiu i wypieram go z pamięci wszelkimi siłami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiscie zdarzaja sie patologie roznego rodzaju, a w takim przypadku nie mozna ogladac sie na okolicznosci, tylko uciekac jak najdalej z tak toksycznego zwiazku. Ale masz chociaz jedno do zawdzieczenia temu typowi - Twoja fajna corcie.

      Usuń
  7. W grajdolkowym królestwie obecnie jest prawnie usankcjonowane "zycie na kocia lape", a rozwód cywilny mozliwy za zgoda obu stron w miare szybko i bez ciagania sie po sadach, jesli tylko nie ma dzieci, co moze wplywac na statystyki, jednak dla tych, co "zle trafili" to jednak wybawienie.
    W naszym przypadku slub odbyl sie po mniej wiecej po roku od poznania sie i glównie ze wzgedu na grozbe odstawienia mnie na granice po stracie pracy 🤣, a juz nam 40-lecie nadchodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Praktycznie z tymi rozwodami, choc ja uwazam, ze powinny byc utrudnione, co najmniej zeby byl czas na ochloniecie, bo wiele osob jest w goracej wodzie kapanych. W Niemczech np. trzeba jednego roku separacji, zeby otrzymac rozwod, oczywiscie sa wyjatki, np dziecko w drodze przy bezdzietnosci pierwszego malzonka.
      Nie ma domu bez ulomu, ale nawet rozwiesc sie mozna w sposob wywazony i kulturalny.

      Usuń
    2. Rozwód mojej rodzicielki byl podobno ewenementem w tamtejszym sadzie. Do tego stopnia wywazony i kulturalny, ze sedzina przerwala rozprawe i na korytarzu usilowala sie dowiedziec od babci dlaczego oni chca rozwodu, jesli zadne z nich zlego slowa o drugim nie powiedzialo, a wylacznie superlatywy. :D

      Usuń
    3. Znam jeszcze jedna pare, ktora po rozwodzie pozostaje w bardzo przyjacielskich stosunkach, ale to sa rzadkie wyjatki. Niestety.

      Usuń
  8. A u mnie upłynęło 51 lat od ślubu, oczywiście tylko cywilnego, no chyba też śmierć nas rozłączy. ale nie jestem pewna czy to jest słuszna decyzja ale tak będzie, nie mam wątpliwości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobnie, ale za mezobojstwo musialabym dozywotnio odsiedziec, wiec sie nie oplaca :))))

      Usuń
  9. Wlasnie obchodzimy 20rocznice z Naczelnikiem, bez ślubu. Bo po co. Choc moze sie zdecydujemy zatejestrowac z powodow prawnych. Nic to nie ma wspolnego z wiara. Za wyjatkiem kasy, jak piszesz no i durnych filmów o magii ślubu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwlaszcza koscielnego he he he.
      A dla Was gratulacje za dlugie pozycie.

      Usuń
  10. Nie ma recepty. Nie jestem hurra entuzjastka rozwodow,ale tez w najmniejszym stopniu nie jestem ich przeciwniczką.Sporo się zmieniło,wydaje mi się,że nie ma juz pokolenia kobiet,ktore całe życie cierpliwie nosiłty "swoj krzyż" żyjąc z alkoholikiem,przemocowcem czy innym idiotą.Bywa,ze związki zawierane są pochopnie.Pobierają się ludzie mylący namiętność z milością.Po radosnym okresie zaczynają spadać klapki z oczu,feromony lecą na leb na szyję,gdy rzeczywistosc skrzeczy:)) I tu wiek,ani dlugość stazu przedmałżenskiego nie mają nic do rzeczy.Idealnie byloby,gdyby ślub byl naturalną konsekwencją i dopelnieniem związku,kolejnym jego etapem, ślub w urzędzie,albo chociaż pragmatyczny zapis u notariusza,bo milość milością,a w życiu bywa rożnie..sporo widzialam i trochę wiem na temat tzw.formalności.
    .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesli chodzi o Polske, to dla maltretowanych kobiet nigdy nie bylo dobrego programu pomocowego, przy czym nawet po rozwodzie oprawca mieszkal z ofiara pod jednym dachem, bo nie bylo innych mozliwosci. Stad to pokolenie kobiet noszacych swoje krzyze, bardziej z przymusu i okolicznosci niz pokory i posluszenstwu kosciolowi.

      Usuń
  11. Łatwość rozwodu zależy chyba od ludzi- czego od siebie oczekują i co chcą wywalczyć. Niektóre sprawy rozwodowe ciągną się latami. A co do zawierania ślubów, to wydaje mi się, że teraz młodzi są bardziej rozsądni i nie rzucają się na głęboką wodę bez zastanowienia. A w każdym razie mniej jest takich osób jak kiedyś, przy czym życie ze sobą bez ślubu nikogo już specjalnie nie dziwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, rzucaja sie, zwlaszcza kiedy brzuch rosnie i te malzenstwa najczesciej rozpadaja sie bardzo szybko, choc oczywiscie bywaja wyjatki. Bo w pewnych srodowiskach lepiej jest widziana osoba rozwiedziona niz panna z dzieckiem.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Ü-65

  Jakos pod koniec marca dostalismy pismo z naszej spoldzielni mieszkaniowej, z zaproszeniem na spotkanie Ü-65. Ten przedziwny szyfr znaczy ...