01 stycznia 2023

Zderzenie z rzeczywistoscia

 To nie jest tak, ze nie cieszylam sie na powrot do domu. Na pewno bedzie mi brakowalo tych dwoch szkrabow, szczegolnie Juniora, z ktorym nawiazalismy fajny kontakt, to przekochany dzieciak. Zoska wiadomo, zadowolona kiedy ma pelen brzuszek, ale na razie bardzo jej wszystko jedno, kto ja karmi czy przewija. Kruchutkie to stworzonko, az sama sie sobie dziwie, ze nie balam sie jej dotknac, podnosic, przebierac i przewijac, wszak po raz ostatni robilam to dosc dawno. Jednak przy wszystkich wygodach w domu ziecia, bylam nie u siebie. Wszedzie dobrze, wiadomo. P. przyjechal ze swoja corka, zjedlismy obiad, byla kawa, ciasto, no i trzeba bylo sie zaczac ewakuowac, zeby jeszcze zdazyc na koncowke urodzin slubnego.
Jako ze wiezlismy sporo kartonow dla najstarszej, zadzwonilam do slubnego z pytaniem, gdzie stoi nasze auto, zeby zatrzymac sie obok i szybko przeladowac wszystko, a nie wnosic najpierw do domu, skad trzeba by bylo zanosic znow do auta. Mieszkamy tu juz 14 lat, a ten moj nie zna do konca nazw okolicznych ulic, ale jakos znalezlismy i zaparkowalismy jedno miejsce dalej, bo tuz przy naszym nie bylo nic wolnego. P. wysiadl otwierac bagaznik, ja chcialam pojsc otworzyc nasz, kiedy zobaczylismy, ze slubny popyla do auta, jeszcze P. sie ucieszyl, ze chce nam pomoc w przeladunku. Tymczasem on nas nie tylko nie zauwazyl, ale wsiadl do auta i stamtad odjechal. Tak, dobrze czytacie - odjechal, a my jak te glupki stalismy tam nie wiedzac, o co chodzi. Nawet myslelismy, ze chce zawracac i podjechac, bo za nami bylo jedno miejsce wolne. A ten skrecil za rog i tyle go widzieli. Przeciez ja nawet nie prosilam go, zeby wychodzil, mialam przy sobie kluczyki od auta. Stoimy tam i czekamy, jego nie ma. Zadzwonilam wiec, juz nakrecona na 180 i grzecznie zapytalam, czy go pojebalo, ze nam sprzed nosa odjechal i rownie grzecznie poprosilam, zeby wrocil, zanim go zabije na smierc. Wrocil, tlumaczac, ze zwolnilo sie miejsce pod domem, to chcial przeparkowac. Przeciez ja go tylko zapytalam, gdzie stoi auto i nie prosilam ani o pomoc, ani o przeparkowanie, ani o nic innego. 
No nic, poszlismy do domu, slubny zapytal gosci czego sie napija i wystawil DWA talerzyki, zeby poczestowac ich tortem. Bylo nas troje. Zrobilam sobie herbate, a tort bedzie mogl zjadac sam, bo nie tkne go na pewno. Cisnienie mi sukcesywnie roslo, kiedy sie rozejrzalam, wszedzie kurz, a ten do mnie, ze wlasnie rano dokladnie sprzatal. Cisnienie mialam w gornej strefie stanow wysokich. Goscie w koncu poszli, ja zaczelam sprzatac kuchnie, pokazujac slubnemu, jak to dokladnie posprzatal, jednoczesnie rozpakowywalam walizy, bo minely czasy, kiedy moglam je zadolowac w goscinnym i spokojnie przez tydzien rozpakowywac. 
Przy okazji porzadkow w kuchni znalazlam plik urzedowej korespondencji, NIE OTWARTEJ, a bo "co tam moze byc waznego". Otwieralam wiec, a cisnienie dalej mi roslo, czulam sie jak w stanie przedzawalowo-przedwylewowym, bo znajdowalam kolejne rachunki, ktorych termin zaplaty dawno juz minal. Ciekawe, ile nam kar nalicza za te spoznienia. Myslalam naiwnie, ze moje cisnienie osiagnelo juz apogeum i wyzsze byc nie moze, ale przebilo sufit, kiedy musialam wyrzucic trzy doniczki ze zmarnowanymi roslinami, a czwarta probuje uratowac, choc wyglada na bardzo martwa. Myslicie, ze to koniec? NIE!
Bo strzelali petardami i slubny, zamiast zadzwonic do mnie i spytac, czy i gdzie sa tabletki uspokajajace dla Toyi, pojechal z nia do weterynarza i zaplacil jak za zboze za te kontrowersyjna masc Sedalin, o ktorej czytalam, ze nie jest godna polecenia, co wprawdzie dementuja weterynarze, ale jesli nie mam stuprocentowej pewnosci, ze lek jest bezpieczny, to nie bede eksperymentowala na wlasnym psie. A skoro weterynarze ten specyfik sprzedaja, to z pewnoscia dementowanie jego szkodliwosci lezy w ich interesie. Zawsze podawalam Toyce tabletki doktora Bacha albo ja wiazalam szalikiem. Nawet nie wiem, ile pieniedzy wyrzucil przez okno, zamiast po prostu do mnie zadzwonic.
Jezeli myslicie, ze to juz koniec, to nadal jestescie w mylnym bledzie. Moje cisnienie przebilo sufit, bez mala jak granatnik komendanta gównego (nie poprawiac!) policji w Polsce. Nasza spoldzielnia przyslala szacunkowe wyliczenie czynszu od poczatku przyszlego roku, bedziemy placic kolejne 60 euro wiecej, a nie tak dawno podniesiono nam czynsz o 50. W ciagu kilku miesiecy nasz czynsz wzrosl o 110 euro. Za te nore placimy wiec teraz tyle, co placilismy wczesniej za poprzednie 90-metrowe mieszkanie z dwoma balkonami. 
Szczerze? Zyc mi sie nie chce. Matka skwitowala, ze beze mnie zylo im sie lepiej i spokojniej. No ja mysle! Nie musieli placic rachunkow, nikt nie wymagal opieki nad kwiatkami, a mieszkanie sprzatalo sie samo. Oboje niedowidza, wiec kurzu nie bylo. Piekna perspektywa na nadchodzacy rok i wszystkie nastepne, o ile dozyje, mam nadzieje, ze nie.

26 komentarzy:

  1. Przeczytalam. No jest cala lista wydarzen, rzeczy ktore tez by mnie wkurzyly i mialabym duzo pretensji do slubnego a o kwiatki do mamy. Tak by bylo na zywo jakby to dotyczylo mojego domu i na zywo moglabym zareagowac tak ze bym nawet potem zalowala. Ale teraz sytuacja nie dotyczy mnie, wiec patrze z boku i od razu rozgrzeszam slubnego za nieporozumienie na parkingu, on chcial dobrze, nie widzial Was, Wam bylo latwo widziec go bo namierzyliscie juz samochod. Tort, dwa talerzyki, no gapowato wyszlo. Kwiatki, gdzie byla mama, czy widziala te umierajace kwiatki ? Kurzu bym nie widziala, bo czesto kurzu nie widze. Rachunki, moze byc troche kary, zle ze slubny nie przypilnowal poczty. Weterynarz i znowu slubny chcial dobrze. A podwyzszony czynsz to skandal spoldzielni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Chcial dobrze" - wiesz chyba, ze dobrymi checiami jest pieklo wybrukowane? Kwiaty to wylacznie jego wina, matka nie wchodzi do naszej sypialni, a to tam wlasnie kwiaty padly. W sprawie zdrowia psa powinien sie ze mna telefonicznie skonsultowac i nie ma zadnego usprawiedliwienia, ze tego nie zrobil, choc przy ludziach probowal wmawiac mi, ze do mnie dzwonil i pytal o te srodki na uspokojenie. Z nim jest naprawde niedobrze, skoro moze myslal o zadzwonieniu, ale tego nie zrobil, natomiast sam zyje w przekonaniu, ze dzwonil.
      Ja mam teraz dwoje niepelnosprawnych w domu, a sil coraz mniej, szczegolnie tych psychicznych. Teraz juz wiem, ze na niczyja pomoc nie moge liczyc.

      Usuń
    2. Tak sobie myślę, że gdyby do Ciebie zadzwonił i spytał o te tabletki na uspokojenie, to potem nie wiadomo co by dał Toyce. Może by coś źle zrozumiał? Może by szukał nie w tej szufladzie co trzeba? Ale tak w ogóle to Ci bardzo współczuję, okropne takie nagrodzenie rzeczy podnoszących ciśnienie.

      Usuń
    3. Uwierz mi, czulam sie jak po zderzeniu ze sciana i najchetniej wyszlabym z tego domu, poszla gdzies daleko, zeby nie musiec byc z nimi, bo to zaczyna juz przekraczac moje sily. Niby kazda rzecz to gowniana bagatelka, ale wlasnie ich nagromadzenie wbíja w ziemie, czlowiek ma wrazenie, ze wszyscy robia na zlosc i chca specjalnie utrudnic zycie.

      Usuń
  2. Hahahaha...wiem, ze nie do śmiechu ale jednak tak, bo Wenezuejlos taki sam, tylko kwiatki dla odmiany byłyby zalane i zgniłe do szczętu...ale chyba jednak z samochodem to chciał dobrze , moj slubny tez mnie nigdy nie widzi, gubi się i nie zna ulic, kurzu nie widzi ale lubi machać szczotka po podłodze...jak ja wracam do domu po wojażach to tez mnie denerwuje wszystko, bo on nawet nie wie gdzie jest skrzynka pocztowa..a ja jak zaczynam porządkować to się obraża i straszy, ze wyjeżdża do swojej ojczyzny.
    Moja Droga miałybyśmy o czym sobie pogadać a ja Ci życzę na nowy rok byś to wszystko olała co i sobie życzę ..ale jakoś na razie mi nie wychodzi..jednak ..
    chyba wybiorę się do Konstancina na ptaszki swietne remedium na wszystko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesu, jak ja Ci zazdroszcze, ze Twoj ma przynajmniej gdzie wyjezdzac, na Twoim miejscu od razu bym go wyslala w podroz i ide o zaklad, ze spuscilby z tonu, bo gdzie znajdzie druga taka glupia, ktora sie nim zaopiekuje? Ja tez mojemu proponuje, zeby sie wyprowadzil, skoro tak mu ze mna zle, ale wtedy konczy szantaze.

      Usuń
  3. jesli ci to poprawi nieco nastrój to...Naczelnik jest młodszy od Twojego slubnego a gdy wyjeżdżałam na zaledwie 10 dni na kolonie latem zaczęłam ściągać Matkęjadwigę. nie ma czegos takiego jak podlewanie kwiatków, ani kurzu, nie istnieje. Owszem odkurzy a nawet umyje podłogi i posprzata bardziej wnikliwie nawet ale gdy mu się zechce. No i współczuje serdecznie Aniu. Życzę ci żeby nie było wiekszego dramatu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten dramat dopiero sie zaczyna, bo jak dotad, nikt obcy jeszcze nie zauwaza roznicy i wszystko wydaje sie smieszne. Tylko ja widze, ze powoli zostaje sama ze wszystkim, bo na nikogo nie moge juz liczyc. Pewnie tak dlugie wyjazdy, jak do mamy czy teraz do corki, bede musiala z zyciorysu wykreslic.

      Usuń
    2. Nie ma w dojczlandzie jakiejś pomocy? W takich sytuacjach? Jeśli nie ma, to trudno córki masz. Jakaś rodzinna sczepa i ktoś do pilnowania. Jeśli mogę tak na bezczela podpowiedzieć.

      Usuń
    3. Pomoc jest, ale potrzebna jeszcze zgoda i dobra wola pacjenta, a przeciez "jemu nic nie jest". Corki? Chyba zartujesz, one maja swoje zycie i problemy, prace i permanentny brak czasu. Czas znajduja, kiedy czegos potrzebuja, a tak to maja dzieci i prace na dwoch etatach (ta bezdzietna). Zapomnij.
      Dlatego wlasnie jestem tak zdolowana.

      Usuń
  4. Przytulam mocno, bardzo mocno. Nie przerabiałam na własnej skórze, ale wielu znajomych przerabiało takie sytuacje i wiem, że to zabija czasem opiekunów. Mimo moich kłopotów jednak jestem szczęściarą. Szkoda, że nie mieszkamy bliżej, pomogłabym chociaż z badylami. Zdrowia i wytrwałości życzę. Tylko kurzu bym nie ścierała, osobiście zdejmuję okulary i kurz magicznie znika :* Nie warto się nim za bardzo przejmować, jeśli nie masz alergii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez nie jestem jakas szczegolna pedantka, ale kiedy juz sie tego kurzu tyle nazbiera, ze nie tylko widac, ale wrecz rzuca sie w oczy, to i mnie zaczyna przeszkadzac. A z roslinami to jest tak, ze do tej pory zawsze przelewal i gnily, poprosilam sie, zeby oszczedniej podlewal, to tak sie rozpedzil, ze poschly.

      Usuń
  5. No cóż, mi do śmiechu nie jest, bo utożsamiam się z mężem.
    Lepszego nowego roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem widocznie uznal, ze rzeczywiscie narozrabial, bo nawet specjalnie na mnie nie napadal. W tej chorobie jest to typowe, ze chory jest bardzo agresywny, a on przez cale zycie byl ostoja cierpliwosci i dobrodusznosci, to raczej ja jestem choleryczka. Nie pociesza wiedza, ze bedzie juz tylko gorzej.

      Usuń
  6. Ja myślę, że to w sumie drobiazgi, choć wierzę, że mogą denerwować. Nie jestem pedantka, mój spokój wiele razy ratował mi zdrowie, a może nawet życie😃
    Ania, nie wkurzaj się po próżnicy, chrzanić kurze😊dbaj o siebie i swoje zdrowie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, ze to brzmi paradoksalnie, bo wlasciwie nie chodzi o ten kurz, ale o kolejny punkt, w ktorym slubny mnie zawiodl, kolejna niby drobnostka, ale te drobnostki tworza lawine, ktora moze zasypac. Na smierc przez uduszenie.

      Usuń
  7. Bardzo współczuję takiego powrotu w rodzinne pielesze, a zwłaszcza tych zapomnianych rachunków, bo te mogą ostro rypnac po kieszeni :(.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja nadzieja w tym tylko, ze przez ten swiateczny chaos i okres urlopowy nie zauwaza opoznienia. Juz dzisiaj wrzucil slubny formularz przelewu, wiec jutro rano bedzie puszczone w obieg.

      Usuń
  8. Hei, halo! Ile tego kurzu nazbiera sie przez pare tygodni. A co bys powiedziala jakbys z pralki wyjela wczesniej biale pranie w kolorze rozowym? My stwierdzilismy, ze los tak chcial, moze nastepnym razem wszystko bedzie na zielono lub niebiesko? Ja w takich przypadkach nauczylam sie liczyc do dziesieci z predkoscia liczenia jak do stu. Przechodzi. Szkoda nerwow. Bez(w)kurzowego roku nowego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, po tej jego ucieczce z parkingu, ja bylam juz nakrecona i wkurzona, wiec jakas kolejna bagatelka, jak ten kurz czy dwa talerzyki drastycznie podniosla mi cisnienie. Liczenie do 10 niewiele by pomoglo.

      Usuń
  9. Mogę Ci tylko współczuć i nie ma jak Ci pomóc. 😘😘😘

    OdpowiedzUsuń
  10. Oddychaj, Pantero. Życie toczy się dalej, a sił potrzebujesz co dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juz teraz oddycham, bo i co mi pozostalo. Jednak uporzadkowanie wlasnego swiata bardzo pomaga w regulacji oddechu. ;)

      Usuń
  11. Wiesz, ja tak myślę, że to wszystko kwestia wychowania / u mnie na pewno, u Ciebie- nie wiem!/. Wbijano do głów, że za wszystko w domu odpowiedzialna jest kobieta ... i potem takie są efekty, że nie można faceta na kilka dni samego w domu zostawić, bo nie udźwignie odpowiedzialności...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moj tez tak niby byl chowany, ale zdolalam go wychowac, kiedy jeszcze byl w fazie tokowania, bo jak w tym czsie sie nie zdazy, to juz po nas. Pomaga wiec w domu, umie wstawic pranie, powiesic, od biedy ugotowac, posprzata, ale organizacyjnie to juz wszystko ja.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Zycie sie toczy

  Zycie toczy sie, a kostucha kosi i niespecjalnie przejmuje sie, czy ktos juz dosyc sie nazyl. Ale co znaczy dosyc? Kiedy nastepuje czas na...