30 czerwca 2023

Grone

 Grone to nazwa getynskiej dzielnicy, w ktorej mieszkamy od 14 lat, dzielnicy, ktora
Mapke mozna powiekszyc klikiem
byla na samym koncu mojej listy zyczen lokalizacyjnych, podobnie jak mieszkanie na parterze. Teraz bardzo sobie cenie, zarowno lokalizacje jak i parterowe mieszkanie, przynajmniej nie musze na starosc trenowac wspinaczki po schodach. No a juz w ogole szczescie z tym parterem po wprowadzce mamy do nas, nawet ona dobrze sobie radzi z tymi kilkoma stopniami. Dlaczego nie chcialam tu mieszkac? No coz, niedalekie osiedle  nie cieszy sie najlepsza slawa, zamieszkuja je w przewadze osoby slabe socjalnie i o korzeniach migracyjnych. Nie chce za duzo pisac, bo i tak tu robie za rasistke, ale Boguska widziala, jak tam "czysto i porzadnie". Na szczescie mieszkam w stosownym oddaleniu od tamtego osiedla, u nas jest spokojniej i porzadniej, ale dzielnica w calosci nie cieszy sie specjalnie dobra renoma. 
 Dzielnica jest stara, bardzo stara, bo pierwsze wzmianki o wsi pochodza z neolitu, a nazwa ma wiele wspolnego z zielenia (Grün), a do Getyngi zostala przylaczona jako dzielnica w latach 60-tych ubieglego wieku, podobnie zreszta jak pokazane na mapce dzielnice dokola. Miejsca bylo dosyc, a glod mieszkaniowy w czasach powojennych wielki, zaczeto wiec stawiac osiedle blokow. Zabudowa pochodzi glownie z lat 60-tych, niewiele dobudowano na poczatku lat 70-tych. No i, jak to najczesciej bywa, wprawdzie zmieniali sie wlasciciele tych nieruchomosci, ale wiekszosc byla nastawiona raczej na zysk niz na dbanie o stan budynkow i znajdujacych sie w nich mieszkan. Ludzie zaczeli sie stamtad wyprowadzac, a pustostany zasiedlali lokatorzy o mniejszych wymaganiach, glownie cudzoziemcy. I tak to sobie trwalo do niedawna, az nadeszlo nowe, osiedle wykupil gigant na rynku nieruchomosci i zaczely sie generalne remonty i to takie, ze lokatorzy zostali wysiedleni z wlasnych mieszkan na kilka miesiecy. Remontowane bylo WSZYSTKO, elektryka, kanalizacja, okna, drzwi, sanitariaty, sciany, podlogi, a na blokach trzypietrowych postawiono dodatkowe pietro i dobudowano windy, stare loggie dolaczono do powierzchni mieszkania, a dobudowano na zewnatrz nowe wieksze balkony. Taki remont jednego bloku trwa naprawde dlugo, na razie wiec gotowe sa trzy wiezowce i jeden blok trzy- (obecnie cztero-) pietrowy. Widze, ze jeden jest w trakcie, a za kolejny sie zabieraja. Tak wiec, zanim skoncza cale to osiedle, to moga minac dziesieciolecia. Czesc mieszkancow juz sie stamtad wyprowadzila na stale, bo nowy wlasciciel zapowiedzial drastyczne poremontowe podwyzki czynszow.
 W Niemczech wysokosc czynszu zalezy od naprawde wielu czynnikow, po pierwsze lokalizacja, rok budowy (lub generalnego remontu, bo to sie teraz liczy jak nowy budynek), wyposazenia  i wielu pomniejszych czynnikow. No i teraz mieszkancy, niezamozni, bezrobotni albo pobierajacy zasilki socjalne, ktorych bylo stac na mieszkanie w nienajlepszej dzielnicy, nierzadko zagrzybione czy z czarna plesnia na scianach, dostaja nowke-sztuke i zapowiedz co najmniej dwoch euro wiecej za metr kwadratowy mieszkania, co przy wielkosci 50m2 juz daje stowe wiecej czynszu. Przygladam sie tym remontom juz od dluzszego czasu, chodze tamtedy czesto, jak nie do lekarza czy apteki, to do osiedlowego sklepu albo po prostu z Toyka na spacer i z niejakim podziwem patrze na metamorfozy tych ponad 60-letnich blokow w nowoczesne cacuszka, naprawde piekne. 
 I wszystko byloby w porzadku, gdyby nie jakis oszalaly projektant, ktory postanowil jeszcze bardziej upiekszyc juz i tak ladnie wyremontowany wiezowiec i na jego bocznej scianie wybazgral typowo socrealistyczny malunek, jak to szczesliwa niemiecka rodzina z optymizmem patrzy w przyszlosc, mieszkajac w tym slicznym budynku w dzielnicy Grone... ament! Kiedy tamtedy przechodze, zawsze z prawdziwym obrzydzeniem patrze na to dzielo sztuki i zaraz mam przed oczami jak nie MDM w stolycy, to inne podobne bohomazy o szczesciu w socjalizmie, ktorymi nas karmiono w tamtych czasach. Kto w ogole dopuscil do podobnego wandalizmu? Jak juz chcieli miec nascienny malunek, trzeba bylo wezwac jakiegos dobrego grafficiarza, zeby wyspreyowal fajna grafike, a nie takie stalinowskie paskudztwo.

Jeden z odnowionych wiezowcow.

 Porobilam jeszcze pare zdjec, te wyremontowane bloki naprawde ladnie wygladaja.


 I jeszcze kilka migawek.

Zamiast loggi takie balkony, a zamiast trzech sa cztery pietra

W tych ciemniejszych czesciach sa dobudowane szyby windowe

Tu widac dokladniej to dobudowane pietro

A ten czeka w kolejce na remont, tez bedzie mial dobudowane pietro, windy i balkony
 
 Roboty na lata, ale osiedle bedzie pieknie wygladalo i moze z racji znacznie wyzszych cen wynajmu wprowadzi sie tam troche lepsze towarzystwo.

28 czerwca 2023

Krulova niedomaga

 Jak wiecie, Miecka skonczyla juz 16 lat, to jakies 81 lat ludzkich. Niby w dzisiejszych czasach to znow nie taki wielki cymes, bo cymesy zaczynaja sie moim zdaniem gdzies ok. 90-tki. 80-latkowie zyja jeszcze dosyc intensywnie, no wiadomo, wszystko zalezy od stanu zdrowia i genow, ale dzisiejsi ludzie w tym wieku sa jeszcze calkiem fit. Miecka wlasciwie tez, choc widze, ze zanim wskoczy na sofe, troche sie zastanawia i przymierza, ze zrobionego przez nas kociego drzewa tez juz tak zwawo nie zeskakuje, raczej schodzi po kolejnych polkach, podczas gdy 10-letnia Bulka sfruwa z gracja z najwyzszego poziomu na podloge. 
 Zmienilo sie tez zachowanie Miecki, z wiekiem zlagodniala, ale tylko w stosunku do ludzi, bo nienawisc do Bulki pozostala na niezmiennym poziomie, a moze nawet lekko przybrala na sile. Miecka zrobila sie bardzo miziasta, kiedys taka nie byla, raczej uciekala przed chcaca ja poglaskac reka, a proby wziecia jej z podlogi skutkowaly napadami wscieklosci. Pisalam juz wczesniej, ze spacyfikowanie kotow, a wlasciwie Krulovej, przed wizyta szczepienna u Ludozercy, to niespotykanie wymagajace zadanie logistyczno-sprytowe. Juz zdarzylo sie, ze do weta pojechalam z jednym kotem, a dopiero za tydzien z Miecka, bo tego dnia nie bylo zadnej szansy na zapakowanie rozwscieczonego kota do torby transportowej. 
 Teraz Miecka pozwala czasem nawet wziac sie na rece, chociaz dlugo nie pozwoli sie trzymac, ale postep jakby jest. Za to od dluzszego czasu regularnie odwiedza mnie w lozku i te jej odwiedziny staly sie takim naszym rytualem. Wskakuje mi na klatke z piersiami, uklada sie i zaczyna mruczec. Ja zawsze w lozku czytam przed snem, wiec leze na plecach i miejsce dla Krulovej jest.
 Zauwazylam jednak ostatnio, ze Miecka jakby schudla, ale nie mam jak jej zwazyc, wiec musze czekac do wizyty u weta. Zeby kotow nie stresowac za bardzo, chodze je szczepic co dwa lata, nie sa wychodzace, chociaz oczywiscie jest mozliwosc, ze Toyka cos z dworu przywlecze. No i w tym roku jest rok bezszczepienny, wiec tak szybko jej nie zwaze. I tak spokojnie bym sobie czekala na kolejna wizyte, gdyby ostatnio nie zdarzylo sie cos niepokojacego. Pisze ten post w sobote, zawsze staram sie pisac w weekendy, bo nigdzie sie nie spiesze, moge sobie pomyslec i staram sie napisac posty na kolejny tydzien. Wczoraj mianowicie Miecka zwymiotowala, nic nowego, bo jak kazdy kot, rzyga regularnie, ale tym razem wymioty byly zabarwione na rozowo, byla w nich krew. No coz, musze czekac do poniedzialku i nie wiem, czy zaraz w poniedzialek dostane termin. Dam znac, najwyzej zedytuje ten post, dopisze stan aktualny. Bardzo sie martwie, co moglo jej sie stac, ze wymiotuje z krwia, boje sie, ze moglabym ja stracic, choc wiem, ze jest to zawsze nieuniknione i lepiej zeby to ona wczesniej odeszla. Ale przeciez 16 laz to nie jest u kota wiek na umieranie.
 W poniedzialek bylysmy z Krulova u wetki, ale najpierw trzeba bylo kota spacyfikowac, a nie jest to latwe wyzwanie. Wywabia sie kota z sypialni, bo jak wlezie pod lozko, to mozna zapomniec, nie wylezie za zadne skarby, szczegolnie kiedy sie obetnie, ze bedzie musiala wyjsc z domu. 

Ufff... kot spacyfikowany!

Oczywiscie w drodze do wetki zwymiotowala do transportera z tych nerwow i przez cala droge darla sie jak opetana, nie przerywajac koncertu w poczekalni.

 
 Po zwazeniu okazalo sie, ze Miecka schudla kilogram, a to nie przelewki, bo ten kilogram stanowi 19% jej masy, to prawie jedna piata calej Miecki. Krulova byla tak zestresowana, ze popadla w tachykardie i ziala z otwarta buzia, jakby nie mogla powietrza zlapac. Az sie wystraszylam, ze mi tam zejdzie na tym stole. Pozniej pobrano jej krew, a przy okazji skrocono pazury.

Biedne moje spanikowane malenstwo

 W srode mam zadzwonic po wyniki, podejrzenie jest na tarczyce, ale badanie krwi jest na wszystko mozliwe. W kazdym razie wykluczone sa dolegliwosci diabetyczne, cukier ma w normie. A na koniec dostalam tlusty rachunek:

 
 Ale nic to, byle kot nie chorowal. Ona i tak dlugo sie trzymala bez chorowania, wetka nawet pochwalila jej zeby, ze takie zadbane jak na ten wiek.
 Zadzwonie po wyniki z pracy, wiec dopiero po powrocie do domu bede mogla post edytowac i podzielic sie z Wami, co tam w Miecce znaleziono, wiec zagladajcie.
 
EDIT:
To jest to, co wetka przypuszczala, mianowicie nadczynnosc tarczycy i da sie to leczyc. Juz sie boje codziennych dwukrotnych akcji wylapywania Miecki, a pozniej wpuszczania jej do paszczy leku, ale jak trzeba to trza i nie ma, ze boli. Bedziem Krulovom poddawac torturom terapiom. Kamien spadl mi z serca, ze to nie nerki.

26 czerwca 2023

Z niemieckiego podworka, ale mniej pozytywnie

 Tak sobie slucham wiadomosci w drodze do pracy w aucie albo podczas charakteryzacji w lazience i ktoregos dnia o malo mnie szlag nie trafil. Bo otoz jakas lajza poprawna politycznie dlugo myslala, az wymyslila, ze osadzeni w wiezieniach, oczywiscie ci, ktorym wolno pracowac, bo praca osadzonych jest przywilejem, a nie obowiazkiem, a wiec ci pracujacy dostaja za mala stawke godzinowa. Przypominam, oni odsiaduja w wiezieniach kare za przestepstwa, maja wikt i opierunek od panstwa (wlacznie z dietami ze wzgledow zdrowotnych czy religijnych), sa ubezpieczeni zdrowotnie, moga korzystac z silowni, basenow, bibliotek, moga sie uczyc, konczyc szkoly - no tyle tylko, ze sa zamknieci. Praca, jak wspomnialam, jest przywilejem, bo wiezniom szybciej uplywa czas, a przy okazji maja troche kasy na drobne przyjemnosci typu papierosy czy batoniki. W roznych wiezieniach roznie placa za godzine, od 1 euro z hakiem do 2,30. Minimalna stawka godzinowa w Niemczech to 12  euro, ale pracujacy musi oplacic sobie mieszkanie, wyzywic sie, media tez nie sa za darmo, dojazd do pracy, a jesli ma rodzine i dzieci, to tych wydatkow jest wiecej. I teraz jakis lewacki debil "pochyla sie z troska" nad przestepcami, ktorych zywi i leczy niemiecki podatnik, ze taki gnoj zarabia niekonstytucyjne 2,30 za godzine. Ja jestem calym sercem ZA placeniem im po 12 euro za godzine, ale pod warunkiem, ze beda finansowac swoj pobyt za kratkami, placic skladki zdrowotne, rentowe, pielegnacyjne, RTV, jak wszyscy inni, bedzie uiszczal oplaty za wyzywienie, ubrania, pralnie itp. Ide o zaklad, ze nie zostanie mu nawet te 2,30 reszty. Podejrzewam jednak, ze nie o to chodzi, oni maja zarabiac wiecej i nadal byc na utrzymaniu podatnika. Pewnie nie zgadniecie dlaczego, ano dlatego, ze jakims cudem w niemieckich wiezieniach wiekszosc osadzonych to nie Niemcy, ani nawet nie Europejczycy, a przeciez oni nie po to przyjezdzali do Ger-money, zeby za cokolwiek placic i pracowac.
 Kolejny news to lamenty policji, ze nie moga sobie poradzic z tzw. klanami w duzych miastach. Klany to wielkie arabskie "rodziny", niekoniecznie ze soba spokrewnione, choc pochodzace z jednego panstwa czy regionu. Rodziny o strukturze mafijnej, dobrze zorganizowane, uzbrojone, parajace sie gangsterka. Od czasu do czasu jednak jedna rodzina wdepnie nieopatrznie w interesy innej, a to juz powod do otwartej wojny. Ostatnio w Berlinie wyleglo na ulice ponad 500 osob z dwoch klanow, syryjskiego i libanskiego, i dalej sie napier***ac, a policja prawie bezradna. Strzelac im do tych przestepcow nie wolno, bo bylby to akt rasistowski, uzbrojenie tez niekoniecznie odpowiednie, no i za malo personelu, zeby dac rade rozdzielic kilkuset walczacych facetow. Malo tego, policji zarzuca sie "skrety na prawo", ale nie wspiera sie ich w zaden inny sposob i stroze prawa tez maja juz wszystkiego dosyc, dodatkowo sa straszeni przez arabskich bandziorow, ktorzy wiedza, gdzie oni mieszkaja i gdzie ich dzieci do szkol chodza. Policjant zas powinien dac sie raczej zabic niz zrobic krzywde kolorowemu bandycie. Kilka dni temu w Bottrop policja musiala pilnowac szpital, dokad zostal przywieziony Libanczyk potracony autem przez Syryjczyka. Znow klany wziely sie za ryje i z checi zemsty chcialy szturmowac szpital. I tak jest, moze nie codziennie, ale bardzo czesto, coraz czesciej. A jak ktos z przypadku dostanie sie w ten tumult, to moze nie przezyc. Zas policja, zamiast zajac sie wazniejszymi sprawami, musi obstawiac szpitale w charakterze ochroniarzy, zeby "rodziny" nie zrobily sobie wzajemnie gagu. W Essen podobnie, po miescie przemieszczaly sie gromady obu klanow, uzbrojone w noze, maczety i bron palna. Nie przejmuja sie obecnoscia przechodniow, dzieci i wezwanej policji. Sceny jak z wojny domowej. I nie ma szans na deportowanie tych bandziorow.
 Te silne, dobrze zorganizowane i uzbrojone struktury mafijne nie powstaly z dnia na dzien, to byl dlugi proces, a zaczal sie jeszcze przed slynnym 2015 rokiem, kiedy kazda ich zbrodnia byla przez politykow i sama policje usprawiedliwiana trauma, jaka ci "uchodzcy" przezyli w drodze do Ger-money. Zamiast natychmiastowej deportacji, wieloletnie szlajanie sie po sadach, odwolania i klamstwa o zagrozeniach w ich krajach. Przez te lata przestepcy urosli w sile i nie boja sie policji. Bardzo podobnie jak to mialo miejsce w Szwecji. U nas tez juz niedlugo powstana rownolegle spoleczenstwa, gdzie nasze nie bedzie mialo prawa wstepu na "ich" teren i mieszania sie w "ich" sprawy, ani sluzby ratownicze, ani tym bardziej policja. Niemcom bedzie wolno pracowac na ich socjal, a poza tym maja sie nie wtracac. Jak w Szwecji, co osobiscie przyznala ich premierka, ze program multi-kulti niestety spalil na panewce i zapewnienia, ze islam nalezy do europejskiej kultury to gigantyczne naduzycie.
 Efektem tej patologicznej i antyniemieckiej polityki jest wzrost poparcia dla partii prawicowych, glownie AfD, ale rowniez znaczna aktywnosc tzw. Reichsbürger (Obywatele Rzeszy), ale nie tylko, bo zanotowano rowniez wzrost aktow terrorystycznych po lewej stronie, ze nie wspomne o klasycznym terroryzmie islamskim. A niemieccy politycy, zamiast jak najszybciej cokolwiek przedsiewziac, kaza sie Niemcom przyzwyczajac do obnizonego bezpieczenstwa. Taki polityk w kazdym innym normalnym kraju juz by musial sie podawac do dymisji, ale nie tutaj, gdzie strach przed nazwaniem Niemcow nazistami i przypomnienie im obu wojen swiatowych jest wiekszy od zdrowego rozsadku i troski o wlasnych obywateli. A AfD obiecuje to, czego chce wiekszosc spoleczenstwa, bezpieczenstwa, spokoju i nowych pracownikow zamiast kolejnych odbiorcow socjalu. Tyle powiem, ze poparcie dla AfD przekroczylo poparcie dla SLD. Nie ma dymu bez ognia i jesli dwie najwieksze partie nie zmienia swojej polityki, moze byc niewesolo.

24 czerwca 2023

Uwielbiam burze

 Kilka dni temu przeszla nad miastem potezna burza. Slubny akurat mial cos do zalatwienia w sklepie i kiedy chcial wyjsc, natknal sie na sciane deszczu. Stal zatem z godzine w podcieniach i czekal az armagiedon sie skonczy. Pewnie, ze lepiej byloby, gdyby deszcz padal przez kilka godzin rownomiernie, wtedy lepiej nawodnilby spragniona ziemie, taka nagla gwaltowna ulewa bowiem splywa po suchej i twardej jak beton powierzchni, ale lepsze to niz nic. A juz od dluzszego czasu mielismy susze, choc trawniki nie zdazyly jeszcze zzolknac, jak w poprzednich latach. 
 Odkad pamietam, zawsze bardzo lubilam burze, fascynowaly mnie blyskawice, a od kiedy dowiedzialam sie, ze mozna policzyc, jak daleko piorun uderzyl, zapamietale liczylam sto dwadziescia jeden, sto dwadziescia dwa, sto dwadziescia trzy... Kiedy jako male dziecko bylam z babcia u ciotki na wsi, razem z nimi balam sie burzy, jak zakleta wpatrywalam sie w stojaca na parapecie okiennym plonaca gromnice i przygladalam, jak ciotka i jej dzieci modla sie. Wtedy jeszcze nie wiedzialam, dlaczego sie modla, ale myslalam, ze z czystego strachu przed burza, a oni pewnie prosili tego swojego boga, zeby nie pierdyknal piorunem w strzeche, ktora pokryty byl ich dach. Nawet nie wiem, czy wtedy juz byl obowiazek piorunochronow, a modly byly na wszelki wypadek lub z przyzwyczajenia, czy tez naprawde bylo sie o co modlic. Strzecha w kazdym razie sluzyla wujostwu do smierci.
 W swoim zyciu przezylam dwie burze, kiedy rzetelnie sie balam, bo wtedy nie ogladalam burzy przez okna, bedac bezpieczna w domu. Pierwszy raz bylam na obozie harcerskim pod namiotami w Witowie kolo Zakopanego. Zgrupowano nas wszystkich w jednym namiocie, wszystkie pozostale byly puste. Szczerze mowiac, nie bardzo wiem do dzisiaj, jakie grozilo nam niebezpieczenstwo w namiotach, no moze oprocz tego, ze gdyby ulewa byla jeszcze wieksza, to by nas z tej polany splukalo, ale jak maja sie uderzenia piorunow w nieuziemione namioty? W kazdym razie atrakcje akustyczne budzily groze i zamrazaly krew w zylach, bo kazdy grzmot odbijal sie wielokrotnie echem od otaczajacych nas gor, jeden jeszcze sie nie skonczyl, a juz uderzala fala akustyczna drugiego, trzeciego i kolejnych. Mlodsze dzieci okropnie sie baly, plakaly, modlily sie, a kadra (w tym ja) przerabiala wszystkie czarne scenariusze. Ale, jak widac, przezylismy bez szkod na zdrowiu.
 Drugi raz w zyciu balam sie burzy juz tutaj, w Niemczech. To bylo jeszcze, kiedy mieszkalismy w poprzednim miejscu, rowniez na perypetiach miasta, ale wtedy na polnocno-zachodnich, czyli jakby po przekatnej obecnych perypetii poludniowych. Wtedy jeszcze towarzyszyl nam w zyciu jamnik Fusel, z ktorym wybralismy sie na spacer. Nic nie wskazywalo, ze pogoda moze sie tak nagle zmienic. Juz w drodze powrotnej do domu powloka ciezkich szarych chmur bardzo sie obnizyla, wiatr zaczal szarpac nami i biednym jamnikiem, ale nas przeciez takie drobiazgi nie wystrasza, przyspieszylismy tylko kroku, zeby ewentualnie uciec przed ulewa. Na darmo! W pewnej chwili lunelo jak z wiadra, a my w szczerym polu, zreszta nawet, gdyby rosly tam jakies drzewa, byloby... hmmm... nieco desperackie stawac pod
nimi, zeby uniknac zmokniecia. Na szczescie jeden z mieszkancow sasiedniej wsi produkowal takie cosie i jednego cosia wystawil na polu jako reklame dla swojej firmy. To byl zespawany z dwiema lawkami stol, a calosc okryta dokola takim przezroczystym falistym plastikowym daszkiem, choc trudno to nazwac daszkiem, bo zachodzilo za obydwie lawki z obu stron. Taki gadzet do ogrodu, zeby mozna bylo uchronic sie przed niewielkim deszczem czy wiatrem. Podobny do tego na zdjeciu, ale ten falisty plastik zachodzil na lawki do samej ziemi. Oczywiscie usiedlismy tak, zeby stopami nie dotykac metalowego rusztowania, pies na kolanach, ale co najmniej nie padalo na glowe. Siedzac tak, przygladalismy sie zywiolowi i nie bylo nam do smiechu, kiedy blyskawice walily bezposrednio w pole przed nami, doslownie widac bylo, w ktorym miejscu uderza. Balismy sie, zeby nie walnelo w to metalowe rusztowanie cosia, w ktorym znalezlismy schronienie. Zastanawialismy sie nawet, czy nie lepiej zerwac sie stamtad i biec do domu, ale w koncu zostalismy.
 Nie boje sie burzy, pod warunkiem oczywiscie, ze jestem w bezpiecznym miejscu, ale zdaje sobie sprawe z zagrozenia i sily zywiolu. Tu w Niemczech zdarzaly sie przypadki, ze dzieciaki graly na boisku w pilke, w boisko znienacka uderzyl piorun i wszystkie jak skoszone upadly na murawe. Nie wszytkim udalo sie przezyc. Trzeba z pokora traktowac nature, bo czlowiekowi wydaje sie, ze ja spacyfikowal i uregulowal, a ona jednak nadal jest nieobliczalna i znacznie silniejsza niz by sie moglo wydawac.

22 czerwca 2023

Za kierownica

 Pytanie do tych, ktorzy maja prawo jazdy i jezdza regularnie, jak zachowujecie sie za kierownica? Jestescie spokojnymi i zrownowazonymi kierowcami czy raczej cholerykami, jezdzicie absolutnie w stu procentach zgodnie z przepisami czy bywa, ze je lamiecie? Jak reagujecie na bledy innych kierowcow?
 Ja jestem wprawdzie kierowca codziennym, ale praktycznie wylacznie miejskim, czuje sie dobrze do pewnej gornej granicy szybkosci, a w miescie jest to miejscami 70 kmh, choc glownie jak wszedzie 50 kmh, ale powstaje coraz wiecej stref, gdzie dopuszczalne jest 30 kmh. Na tych 30-tkach trzeba byc czujnym, bo czesto stawiaja tam ukryte radary, np. w cywilnym samochodzie zaparkowanym przy krawezniku albo mobilnym radarze, ktory wciaz gdzies przestawiaja, ze nie wspomne o stalych radarach w miejscach, gdzie kierowcy chetnie sie rozpedzaja albo przejezdzaja "na zoltym". Teraz juz nie przejada. Mnie sama kiedys dotknelo nieszczescie, katem oka widzialam jakby blysk, ale myslalam, ze to burza 😂😂😂, do czasu, kiedy dostalam do domu pismo z urzedu porzadkowego (Ordnungsamt) z roszczeniami finansowymi, bo w strefie 30 kmh jechalam 43 kmh. I tak obylo sie bez punktow karnych czy koniecznosci oddania prawa jazdy na czas okreslony, a kosztowalo jedynie 35 euro. Moje najmlodsze dziecko musi niebawem przez miesiac chodzic pieszo albo byc wozone, bo rozpedzilo sie na autostradzie o 26 kmh za szybko, plus oczywiscie grzywna, jeszcze nie wiadomo w jakiej wysokosci. Na razie dostala zdjecie i ma wyjasnic, czy to ona czy ktos inny. 
 Jesli przekroczenie byloby ektremalnie wieksze, moglaby sie pozegnac z prawem jazdy na stale i musiala robic je od nowa. Kary w Niemczech sa nieuchronne i stosunkowo wysokie, ale jakos nikt nie narzeka.
 Ale wracajac do zachowania za kierownica. Ja strasznie pyskuje i zlorzecze na innych kierowcow, choc oczywiscie wiem, ze mnie nie slysza, a nawet gdyby slyszeli, to nie zrozumieja, bo gadam do nich po polsku, wymieniawszy wszystkie czesci ciala, glownie te wiadome. Trzymam buzie w przypadku pojazdow uczacych jezdzic, zeby nie deprymowac uczniow, zreszta jakos musza sie nauczyc, ja tez nie urodzilam sie z tym wszystkim, co umiem dzisiaj, a co zdobywalam przez lata. Przymykam tez oko na auta z obca rejestracja, bo wiem, ze moga nie znac miasta, ale wzmozona uwage wykazuje, kiedy mam do czynienia z rejestracja NOM (Northeim), bo ich tam niespecjalnie dobrze ucza jezdzic. Przyklad? Prosze bardzo. Duze skrzyzowanie, rozdzielne swiatla na wprost i na skrety. NOM stoi przede mna na lewoskrecie, zapala sie dla nas zielona strzalka, NOM rusza, po czym trwozliwie hamuje mi przed samym nosem na srodku skrzyzowania, bo z przeciwka nadjezdza ciezarowka na wprost (ma na 100% czerwone swiatlo, bo przeciez my mamy zielone), ale NOM sie boi, ze go przejedzie, wiec gwaltownie hamuje, ja hamuje na milimetry od jego zderzaka, ktos za mna tez prawie we mnie wjezdza, bo idiota z przodu zapomnial, ze ma zielone i moze jechac bez wzgledu na okolicznosci. Ale jego uczyli, ze jak skrecasz w lewo, to musisz przepuscic tych, ktorzy z przeciwka jada na wprost. To tylko jeden z licznych przykladow, wszyscy znajomi potwierdzaja, ze jak NOM na horyzoncie, to trzeba myslec za siebie i za niego, bo wszystko moze sie zdarzyc.
 Do szalu doprowadzaja mnie marudy. Zanim taki ruszy spod swiatel, to normalnie przejechalyby trzy samochody, blokuje ruch, jezdzi zawsze 10-20 kmh mniej niz dozwolone, a nie wszedzie da sie takiego wyprzedzic. U nas ma taki nazwe kondon w kapeluszu, najczesciej jest ze wsi, jezdzi glownie traktorem, a w niedziele wklada kapelusz i wybiera sie do miasta. Jesuuu, przeklenstwo. Inny gatunek to strachliwa baba. No ja wiem, ze tez jestem baba, ale ja uwazam, co sie wokolo mnie dzieje, a nie grzebie sobie w dupie czy poprawiam makijaz albo zajeta jestem rozmowa przez telefon, oczywiscie na glosnomowiacym, ale to rozprasza rownie skutecznie. Taka boi sie wszystkiego, zanim np skreci w lewo, przepuszcza wszystkich do zmiany swiatel, a i wtedy jeszcze czeka, bo nie jest pewna, czy ten z przeciwka sie zatrzyma. Ja wtedy wychodze z siebie i naduzywam klaksonu, bardzo naduzywam. Bo jak ktos zagapi sie na swiatlach, to tylko dotkne i on juz wie i jedzie dalej, baby sie boja, bo 100 metrow dalej jeszcze cos jedzie i one musza to przepuscic, podczas gdy normalnie przejechalyby w tym czasie trzy samochody. Nie wspomne juz przez wrodzona skromnosc, jakie epitety leca w eter. 
 Nigdy natomiast nie odwazylabym sie pokazac przez szybe srodkowego palca, bo za to mozna dostac tlusta grzywne. Ale i ja nie jestem swieta, zdarzylo mi sie juz jechac przed switem bez swiatel, zapomnialam wlaczyc i dopiero motocyklista zwrocil mi na to uwage. Kazdy z nas popelnia wieksze lub mniejsze bledy, jestesmy tylko ludzmi, nie maszynami, byle tych bledow nie bylo duzo na codzien.
 

20 czerwca 2023

Z niemieckiego podworka

 Powialo optymizmem, co najmniej w sprawie koscielnej pedofilii, bo jesli Wam sie wydawalo, ze niemiecki kosciol katolicki jest w tej kwestii lepszy od polskiego, ktoremu patronuje swiety Wojtyla od gwalcenia dzieci, to byliscie raczej w bledzie. No moze tylko troche wiecej pomaga potrzebujacym i nie sciaga tak wysokich haraczy od wiernych za poslugi wszelkie, powiedzialabym nawet, ze nie sciaga ich w ogole, nie zada (rzonda) nachalnie colaski, a jesli ludzie placa, to absolutnie dobrowolnie. Jednak w kwestii wykorzystywania seksualnego dzieci tez niespecjalnie popisal sie jesli chodzi o odszkodowania. Bo oni niczego bardziej sie nie boja, jak uderzenia po kieszeni i w tym przypadku bardzo popieram USA, gdzie sady nie certola sie, bo to swieta instytucja i osoby duchowne, sprawca idzie siedziec, a odszkodowania placi za niego "firma" i nie ma idiotycznych tlumaczen, jak w Polsce, ze firma niewinna i niech placi klecha. Amerykanskie odszkodowania sa tez w godnej wysokosci, bo skoro ofiara i tak ma juz zycie zniszczone, to niech chociaz zyje mu sie wygodniej i niech bedzie go stac na dobrego psychoterapeute. W Niemczech zas przyznano ofiarom po 5 tysiecy (pozniej sumy tych odszkodowan wzrosly do maksymalnie 50 tysiecy euro, ale rzadko takie sumy placono) i poslano do domow. Teraz jednak zapadl precedensowy wyrok, diecezja kolonska ma zaplacic ofierze gwaltow 300 tysiecy euro odszkodowania. Tak, diecezja, a nie klecha, ktory gwalcil. Wszyscy przeciez wiemy, ze diecezje dobrze wiedza, ktory z jej czlonkow ma tendencje do seksu z dziecmi, malo tego, diecezje przenosza sprawcow, a motorem tego byl swego czasu Wojtyla, choc oczywiscie przed jego pontyfikatem tez takie zbrodnie byly dokonywane. Ten swiety jednak zmienil range gwaltow na dzieciach na malo znaczace wykroczenie i popieral ukrywanie zbrodniarzy, a z niektorymi bardzo sie przyjaznil. I nie probujcie go wybielac, ze o niczym nie wiedzial, bo gdyby rzeczywiscie, to znaczy, ze byl niewlasciwa osoba na tronie piotrowym, zwyklym idiota, ktorego oszukiwal jego sekretarz. Zreszta zostalo juz nieraz udowodnione, ze doskonale zdawal sobie sprawe ze wszystkiego i pomagal przestepcom, co czyni go wspolwinnym.

 Politycy w Niemczech znow podjeli dyskusje na temat pomocy przy smierci dla osob nieuleczalnie chorych, bardzo cierpiacych, bez widokow na wyleczenie. Kwestia pomocy przy odejsciu nie jest jeszcze dostatecznie uregulowana, mozna  za zycia zostawic u lekarza rodzinnego wole nieutrzymywania przy zyciu za wszelka cene, karmienia przez rurki, oddychanie przez respiratory itp. Wtedy rodzina nie staje przed decyzja, czy mnie dalej sztucznie utrzymywac przy zyciu, czy odlaczyc kabelki, jak to ma miejsce w przypadku meza jednej marszalki sejmowej w osciennym kraju. Pomoc przy samobojstwie potrzebuje czlowieczenstwa, nie prawa zakazujacego takich praktyk. Trzeba dac czlowiekowi indywidualne prawo do samodecydowania o wlasnej smierci. Wszystko prowadzi do tego, zeby dorosly czlowiek mogl swiadomie dostac od lekarza rodzinnego srodki, przy pomocy ktorych moglby odebrac sobie zycie. Wlasciwie juz teraz mozna wstapic do "klubu samobojcow", gdzie w odpowiedniej chwili mozna przyjac od lekarza zabojczy koktajl i w jego obecnosci go wypic, ale to ulatwienie dla zamoznych, bo przynaleznosc do klubu slono kosztuje.  Oczywiscie dostep do owych srodkow bylby ograniczona koniecznoscia rozmow w specjalnych osrodkach, podobnie jak to ma obecnie miejsce w przypadkach aborcji, bez swistka po przeprowadzonej rozmowie zaden lekarz jej nie dokona. Nie bedzie wiec mozna wyciagnac od lekarza rodzinnego zabojczego koktajlu przy okazji chwilowego spadku nastroju albo porzuceniu przez partnera, miedzy decyzja pacjenta a otrzymaniem trucizny powinno uplynac od trzech do maksimum dwunastu tygodni. To oczywiscie balsam na moje serce, bo ja mam gleboko w dupie nauki tej zlodziejki z Albanii zwanej matka Teresa z Kalkuty, ze cierpienie uszlachetnia i chcialabym miec wyjscie awaryjne, zeby przed smiercia dlugo nie cierpiec. Mam nadzieje, ze politycy zdaza sie z tym uporac zanim powaznie zachoruje.
 
 No i jeszcze jeden precedensowy proces. Otoz pewna grupa osob skarzy sie na szkody wywolane szczepionka przeciwcovidowa firmy Biontech, ktora to firma w rekordowo krotkim czasie wyprodukowala szczepionke, kiedy zaczela sie pandemia, a "rekordowo krotki czas" wieszczy na ogol "niedobadanie". Wiekszosci nic nie dolega, ale u niektorych pacjentow szczepionka wywolala dlugotrwale szkody na zdrowiu. Chwilowo wplynelo pismo procesowe, prawnicy dopinaja formalnosci, Biontech oczywiscie wszystkiemu zaprzecza, ale wazny bedzie wyrok i wysokosc ewentualnego odszkodowania, bo jesli zostanie przyznane, ruszy za nim lawina pozwow. Zreszta juz czekaja kolejne gotowe pozwy, a ja jestem bardzo ciekawa, co z tego wyniknie. Nie zapominajmy, ze firma wymusila od kupujacych jej produkt zrzeczenie sie jakichkolwiek roszczen w razie wystapienia dzialan ubocznych. Wszystko zapewne potrwa bardzo dlugo, beda zatrudniani wszelkiej masci rzeczoznawcy i eksperci. Trzeba tez pamietac, ze nie wszyscy szczepili sie dobrowolnie, wielu zostalo do szczepien zmuszonych. I pomyslec, ze swego czasu ja bronilam sie przed szczepionka Astry i bardzo chcialam byc zaszczepiona Biontechem. Nadal jednak jestem i pozostane zwolenniczka szczepien.

 I to by bylo na tyle.

18 czerwca 2023

Punkt widzenia

 Zeby zobrazowac "punkt widzenia", posluze sie zartobliwymi zdjeciami. Pierwsze z nich wywolalo niemala burze, kiedy opublikowal je jakis brytyjski brukowiec, dopoki nie pokazano wlasnie tego innego punktu widzenia, a drugie... sami ocencie.



Zdanie "punkt widzenia zalezy od punktu spojrzenia" odnosi sie do tego, ze sposob, w jaki postrzegamy swiat i oceniamy sytuacje, zalezy od naszego wlasnego kontekstu, doswiadczen i perspektywy. Kazdy z nas ma swoje unikalne zyciowe doswiadczenia, wiedze, wartosci i przekonania, ktore wplywaja na to, jak odbieramy i interpretujemy rozne sytuacje. Cos, co dla jednego moze byc oczywiste i zrozumiale, dla innej osoby moze miec zupelnie inny sens i znaczenie. Punkt widzenia zalezy rowniez od kontekstu spolecznego, kulturowego i historycznego. Rozne kultury maja odmienne sposoby myslenia, normy spoleczne i oczekiwania, ktore wplywaja na ich perspektywe. Nawet w obrebie jednej kultury, roznice wieku, pochodzenia etnicznego, plci, statusu spolecznego i wielu innych czynnikow, moga prowadzic do roznic w punktach widzenia. Zrozumienie tego mogloby pomoc w wiekszej tolerancji i otwartosci na roznice swiatopogladowe. 
 Wczujmy sie lub co najmniej sprobujmy, w sytuacje elektoratu wiadomej bandycko-zlodziejskiej partii o strukturze mafijnej. Jakim cudem ci przestepcy, ktorzy doprowadzili panstwo na skraj bankructwa, sklocili prawie z calym swiatem, sa winni smierci wielu obywateli, a szczegolnie obywatelek, i daza teraz do pelnej dyktatury - nadal maja takie poparcie? Bo jako jedyni "pochylili sie" nad grupa spoleczna, skrzetnie omijana przez innych politykow. I niewazne, ze to ich rozdawnictwo dzieje sie kosztem ludzi pracujacych, niewazne, ze wedlug madrej zasady, ludziom powinno sie dawac wedki, nie ryby, wazne bylo, ze dali. Bezwarunkowo, na skutek czego w pierwszym roku rozdawnictwa ponad 800 tysiecy ludzi porzucilo prace, bo "nie oplacalo sie". Pamietamy wszyscy szalenstwa piecsetplusowe, kupowanie telewizorow, aut ze szrotu, pierwsze w zyciu wakacje. I swietnie, ale nikt nie pomyslal o doladowaniu panstwowej kasy, wiec zadluzano panstwo, napedzano inflacje, dodrukowywano pieniadze. A jednoczesnie demontowano demokracje, likwidowano trojpodzial wladzy, a tych, ktorzy ostrzegali przed zalosnym koncem, okrzyknieto zdrajcami. Niedoksztalcone emerytki o malo w gacie nie narobily, kiedy zaczely dostawac 13-tki i 14-tki, nie zdajac sobie sprawy z tego, ze zostalo im odebrane znacznie wiecej niz dostaly, a inflacja odbierze im reszte. Ale stoja murem za nadprezesem i gotowe sa zabic kazdego, kto wypowie zle slowo na jego temat. Ciekawa jestem, jak cienko beda spiewaly kosciolkowe hymny, kiedy juz Polska zostanie wyprowadzona z UE, ze wszystkimi tego przykrymi konsekwencjami, a nadprezes przestanie dawac po wyborach, bo juz nie bedzie z czego. Wszystko, co do tej pory zostalo zrobione za unijne dotacje, powoli popadnie w ruine, inwestorzy i przedsiebiorcy wyniosa sie za granice i zabraknie frajerow finansujacych darowizny dla niepracujacej patologii. No, ale wzrok wiekszosci beneficjentow tych wszystkich pisowskich grantow nie siega dalej czubka wlasnego nosa, a male rozumki ludza sie, ze bedzie im dawane bez konca, bo rzad i nadprezes nie dadza im zginac. Przekonamy sie.
 Coz, ich punkt widzenia poprowadzil ich samych na granice fanatyzmu, a panstwo na skraj bankructwa. Tej jesieni znow pojda karnie do urn, zaglosuja na przestepcow w nadziei, ze te prezenty od panstwa beda juz na zawsze. Oni maja w dupie demokracje i odbieranie obywatelom wolnosci, im nikt niczego nie odebral, przeciwnie, maja przekonanie, ze im dano.
 Gdyby w szkolach zamiast religii byly lekcje podstaw ekonomii, ci ludzie pewnie byliby innego zdania, ale czego oczekiwac od niedouczonych parafian.
 
 

16 czerwca 2023

Nie chca wierzyc

 Czesto jestem zagadywana przez moich niemieckich znajomych o sytuacje w Polsce, w koncu jest to dla nich kraj graniczny, przez polozenie geograficzne i czlonkostwo w unii bliski, a informacje z pierwszej reki to nie to samo co suchy skrot wiadomosci w mediach. Ostatnio ekscytowali sie pochodem zorganizowanym przez Tuska, cieszyli, ze nie caly narod zdewocial i maja nadzieje, ze Polska pozostanie w unii. Jednak media niemieckie nie podaja wszystkich szczegolow i ciekawostek, od tego jestem ja. Malo kto wiec wiedzial o klamliwych komunikatach telewizji rezimowej w kwestii liczby uczestnikow marszu protestacyjnego. Sami widzieli w wiadomosciach, jak wiele osob bralo udzial i krecili glowami na zalosne proby takiego kadrowania wydarzenia przez kurwizje, zeby wydawalo sie ich jak najmniej, a zenujace komunikaty o tym, ze to w zasadzie odwiedzajacy warszawskie ZOO, wywolalo smiech, ale i zlosc na taka chamska propagande.
 Wspomnialam Wam  w ktoryms z wczesniejszych postow, ze rano slucham wiadomosci podczas porannej toalety, ostatnio znow bylo o Polsce, ale niestety jak zawsze ostatnio, niepochlebnie. A chodzilo o spotkanie i ustalenia w sprawie naplywajacych szeroka fala azylantow. Ustalenia zapadly, bo na szczescie decydowala wiekszosc, a wiekszosc te ustalenia poparla. Dodane bylo, ze na szczescie, bo z panstwami takimi jak Polska i Wegry niczego nie daloby sie ustalic, gdyby warunkiem miala byc jednomyslnosc. Przez te ich "wystepy" zaczynaja byc traktowani jak zlo konieczne i mysle, ze wielu Europejczykow, nie tylko Niemcow byloby zadowolonych, gdyby dokonal sie Polexit, do ktorego nadprezes tak dazy.
 Kiedys znow rozmowa zeszla na nieludzkie prawo aborcyjne i ostatnie coraz czestsze przypadki smierci matek, ktorym ci pseudo lekarze nie chca usunac plodu, ktory i tak nie bylby zdolny do zycia, a ktorzy czekaja na jego smierc, co najczesciej skutkuje zgonem rowniez matki, u ktorej rozwija sie sepsa. A wszystko to lodzik i poklon dla kosciola. Z jednej strony falszywe "ratowanie zycia poczetego", a z drugiej czysty i niemaly zysk finansowy: jeden chrzest i dwa pogrzeby za "co laska, ale nie mniej niz...". Czasem mam wrazenie, ze kosciol wlasnie po to wymusil te ustawe antyaborcyjna, zeby klechy mogly na tych dramatach dobrze trzepac kase.
 I nie ma tak w Niemczech, ze ciezarne kobiety, ktorych plody sa tak chore i znieksztalcone, zmuszane byly do ich usuniecia. Po badaniach prenatalnych informuje sie rodzicow o stanie plodu, o szansach na zycie, ewentualnych niepelnosprawnosciach, ale decyzje pozostawia rodzicom. Sa bowiem gleboko wierzace katoliczki, dla ktorych aborcja jest wykluczona i to jest zawsze uszanowane przez lekarzy, bo ostateczna decyzja lezy ZAWSZE po stronie matki. Jednak, jesli kobieta zdecyduje sie urodzic i wychowywac uposledzone dziecko, pomoc panstwa jest gigantyczna, nigdy nie zostawia sie matki samej z problemem, zas zasilki wystarczaja na skromne zycie, nie wspomne o wszystkich srodkach pomocniczych, higienicznych, opatrunkowych, rehabilitacyjnych, wlacznie z urlopem dla rodzicow opiekujacych nie kalekim dzieckiem. Dlatego Niemcy nie sa w stanie pojac, jak mozna kogos zmuszac do rodzenia, a z chwila przyjscia dziecka na swiat, pozostawic samemu sobie. A juz nie do wiary, ze mozna narazac kobiete na smiertelne niebezpieczenstwo z powodu sepsy i czekac az twor niezdolny do zycia sam umrze, takie dzialania powinny podlegac bezwzglednej karze pozbawienia wolnosci za nieudzielenie pomocy i spowodowanie smierci.
 I tak sobie czesto gadamy, a moi rozmowcy dziwuja sie, jak prezne panstwo, niegdys "zielona wyspa" (tak, to pamietaja dobrze) zostala zepchnieta do panstewka dyktatorskiego, zasciankowego i niedemokratycznego. I to przez kogo? Przez opetanego zadza wladzy drobnego tchorzliwego rzezimieszka, ktory dla wlasnego interesu dopuscil  do najwyzszych stanowisk bande dyletantow i zwyklych zlodziei. Rozpieprzyli niezle funkcjonujace panstwo, zadluzyli tak, ze nastepnych kilka pokolen nie da rady tych dlugow posplacac. Jedno nadprezesowi sie udalo, podzielic niegdys jednomyslne spoleczenstwo tak bardzo, ze nie da sie tego posklejac. 
 Tak, inne narody widza, co dzieje sie w Polsce i wyciagaja wnioski, bardzo niepochlebne dla obecnej ekipy rzadzacej. Dobrze chociaz, ze wiekszosc Polakow zyjaca i pracujaca w innych krajach unii jakos broni sie pracowitoscia i uczciwoscia. Napisalam wiekszosc, choc niestety nie wszyscy.

14 czerwca 2023

Gupi Netflix!

 Dopoki nie mialam Netflixa, swietnie sie bez niego obywalam, chociaz czesto jakas nutka zalu zapalala sie we mnie, kiedy znajomi opowiadali lub polecali sobie jakies filmy. Czulam sie w takich momentach taka wypchnieta poza nawias, nie mogaca wziac udzialu w dyskusji, moze nie gorsza, ale jednak... ja wiem... niewtajemniczona. Nie mialam jednak zamiaru abonowac, bo nie ogladam tak w ogole duzo telewizji, nie nudze sie, a zawsze wydawalo mi sie, ze klientele tych platform streamingowych, a wczesniej wypozyczalni kaset video i DVD, stanowia ludzie, ktorzy nie umieja znalezc sobie innego, bardziej pozytecznego zajecia. 
 Ale kiedys, jeszcze przed wprowadzeniem sie mamy do nas, mialam taki zly etap w zyciu, przy okazji hulala pandemia i ogolnie wszystko bylo do dupy. Wtedy corka zaproponowala mi, ze podzieli sie ze mna swoim Netflixem. Z poczatku nie chcialam, ale przekonala mnie, ze przeciez przymusu ogladania nie ma, a jak mi sie w koncu zachce, to bedzie jak znalazl. No i tak to bylo. Wciagnelo mnie, kiedy nadarzyla sie okazja obejrzenia calego Downton Abbey, ktorego pierwszy sezon ogladalam wczesniej w telewizji. Pozniej rownie intensywnie wciagnelo mnie The Crown, Orange is the new black i wiele innych. A potem przez dwa miesiace kiblowalam w Polsce, zas po powrocie mialam tyle do roboty, ze nie mialam czasu na zadne przyjemnosci. Teraz tez sobie dawkuje, bo nie bedzie tak, ze seriale zdominuja moje zycie.
 Od dluzszego czasu jednak rozchodzily sie hiobowe wiesci, ze Netflix chce ukrocic dzielenie sie jednym abonamentem, no i stalo sie. Ktoregos dnia, zamiast strony tytulowej, pokazal mi sie komunikat: "Ten telewizor nie jest przypisany do twojego gospodarstwa domowego Netflix", jakkolwiek to glupio zabrzmialo, zawieralo jednak prawde. I koniec. A ja tu w trakcie ogladania zajmujacego serialu Chesapeake Shores (nie ma opisu po polsku). Niewiele myslac, sama sobie zalozylam konto i mam dalej tego Netflixa, tyle tylko, ze wszystko, co dotychczas na moim subkoncie u corki bylo zapisane, o moich preferencjach, o filmach juz obejrzanych, teraz musze niestety kolekcjonowac od poczatku. Denerwuje, ze proponuja mi filmy juz obejrzane albo z nielubianego przeze mnie gatunku, ale trudno. Cena abonamentu nie powala, 13 euro miesiecznie da sie przezyc, chociaz oczywiscie wolalam za darmo. 
 W tym serialu Chesapeake Shores uwage moja zwrocil jeden z aktorow, ktorego twarz wydala mi sie znajoma, chociaz nie moglam go zlokalizowac w pamieci, ale  poszukalam w necie, najpierw znalazlam jego nazwisko, ktore tez szczerze mowiac niewiele mi mowilo, pozniej zaglebilam sie w wykazie filmow, w ktorych gral i... BINGO! Chodzi o Treata Williamsa, ktory odtwarzal Bergera w slynnym musikalu Formanna Hair, ktory swego czasu mocno mnie zachwycil, pozniej przekonalam sie, ze widzialam wiele filmow, w ktorych Willaims gral, zawsze raczej role drugoplanowe. W serialu gra rowniez postac bardzo pozytywna, ojca piatki doroslych juz dzieci. Facet pieknie sie zestarzal, ma 71 lat. A raczej mial, bo wczoraj zginal w wypadku motocyklowym. Szkoda go.
 
 Jeszcze sie pochwale. Zrobilam mianowicie po raz pierwszyw zyciu syrop z kwiatow czarnego bzu. W sobote raniutko polecialam narwac kwiecia, przez pol dnia trzymalam na gazecie na balkonie, zeby wszystkie robaczki zechcialy wyjsc z kwiatkow, pozniej zalalam woda, dodalam soku z cytryny i przez trzy dni trzymalam w lodowce, zeby ta zalewa wyciagnela caly smak i aromat kwiatkow. Wczoraj ugotowalam z cukrem i przelalam do butelek, a poniewaz mialam ich za malo, to czesc syropu wyladowala w sloikach, ale co tam, jak sie butelki oproznia, to przeleje i tyle. Wuala:
 




 Smaczny wyszedl, ale dla mnie stanowczo za slodki. Kiedy jednak dodalam odrobine do butelki z woda mineralna, to syrop nadal wodzie nutke takiego specyficznego smaczku, a tego cukru nie czuc w ogole.

12 czerwca 2023

Nastala...

 ... i trwa najpiekniejsza pora roku, zamykajaca sie w drugim kwartale roku. I jakis zal mnie ogarnia, ze niebawem dobiegnie konca i zaczna sie upaly uniemozliwiajace dlugie spacery. Bedziemy podjezdzac autem w poblize naszego jeziorka i pokonywac piechota odcinek dzielacy parking od psiego kapieliska. Inaczej sie nie da, bo nie tylko ja, ale i Toyka wchodzi w lata i powoli osiaga wiek psiego seniora.
 Po zimowej szarzyznie kwiecien wybucha kwieciem, stad zreszta jego malo oryginalna nazwa. Kwitna drzewa owocowe, zazólcaja sie forsycje i zaczyna festiwal mniszkow. A potem krajobraz odziewa sie w ukrainskie flagi, z blekitem nieba na gornej polowie i kwitnacymi polami rzepaku na dolnej. Wszystko tak obezwladniajaco pachnie, ze miesza w glowie, powodujac stan jakiegos takiego szczescia, nie tylko u ludzi. 
 Nagle niebo i wszystko dokola obejmuja we wladanie ptaki. Wytesknione klucze zurawi pojawiaja sie zwiastujac wiosne i krzyczac na swoj przejmujacy sposob, bociany wracaja do gniazd, kazdego roku do tych samych. W polu slychac wesole spiewy skowronkow, choc nielatwo je dostrzec. Pojawiaja sie jerzyki, latwe do pomylenia z jaskolkami, a blizej przyjrzec sie im jest trudno, sa szybkie i zanim sie spojrzy - juz ich nie ma. Jaskolki maja ten charakterystyczny "fraczek" z wyraznymi polami na rozwidlonym ogonku, ogonki jerzykow sa jednolite i krotsze. Na podbalkonowym swierku gruchaja sierpowki, co roku wracaja, ta sama parka, i wysiaduja kolejne pokolenia. Na szczescie w miescie nie ma golebi albo jest ich tak malo, ze nie stanowia problemu. Jest za to duzo ptasiej drobnicy, ale ja nie jestem ornitologiem, zeby na wszystkim sie znac, ja tylko slucham ich zachwycajacych cwierkotow. No i sa kosy, ich koncerty nigdy sie nie znudza, rozpoczynaja dzien glosnymi pobudkami i koncza go swoimi kosimi kolysankami. Teraz mniej je slysze, rzadziej wychodze na balkon, odkad przestalam palic, ale nieodmiennie budza radosc. Niestety zyja w miescie rowniez liczne ptaki drapiezne, sowy, pustulki, jastrzebie i kanie oraz czarnowrony, budzac swoja obecnoscia panike wsrod malych ptaszkow i gryzoni.
 Jest cala masa ptactwa wodnego, te co prawda nie spiewaja, blizej ich odglosom do klaksonu na pompke niz spiewu, ale znow, jak co roku okupuja wszystkie zbiorniki wodne w miescie i poswiecaja sie obowiazkom rodzicielskim. Labedzie, dzikie gesi, kaczki krzyzowki, gesi nilowe, lyski i kurki wodne, kormorany, perkozy i czaple - wabia co roku tlumy fotografow i pozwalaja im z daleka pofocic te zolte slodkie kuleczki, ktore z duma pokazuja ludziom odwiedzajacym jeziorko. Potem znikaja, a mnie zawsze zastanawia, gdzie sie podziewaja przez czas do jesieni, kiedy to gesi organizuja sejmiki przed odlotem. Kormorany tez gdzies niesie i wracaja dopiero przed zima, podobnie czaple, ale te wracaja dopiero na wiosne. Czasem widzi sie gdzies pojedyncze osobniki stojace w bezruchu i obserwujace wode, ale nie ma tych tlumow, jakie zasiedlaja na wiosne drzewa rosnace wokol jeziorka. Najdluzej utrzymuja sie na jeziorku kaczki i labedzie, tym ostatnim chyba najtrudniej nauczyc latac z racji ciezaru. Jesienia mozna byc swiadkiem ich galopu po wodzie, z jednego konca jeziorka na drugi i czasem uda im sie wzbic w powietrze, czesciej jednak nie udaje im sie oderwac od wody. Kiedy jednak juz leca, slychac bardzo wyraznie glosny lopot ich skrzydel, bo to sa wprawdzie labedzie nieme, za to bardzo glosno latajace. Ktoregos roku o malo nie doszlo do wypadku z labedziem, ktory tak nisko przelatywal nad mostem, ktorym ja akurat przejezdzalam, ze musnal skrzydlem przednia szybe. Na szczescie mnie udalo sie zahamowac, a jemu przeleciec bezkolizyjnie.
 I czerwiec, ostatni miesiac mojej wiosennej idylli. Dni sa tak dlugie, ze jest jeszcze widnawo, kiedy klade sie spac i juz widno kiedy wstaje. Uwielbiam swiatlo, nigdy nie mam go za wiele. Zaczyna sie ostatni rozdzial wiosennego kwitnienia, podczas gdy wczesnowiosenne juz wydaja owoce, na naszej czeresni jest cale mnostwo malych jeszcze zielonych kulek, do jedzenia beda dopiero w przyszlym miesiacu, ale ja poprzestane na patrzeniu, bo nie ma do nich dostepu. Za to zaczyna sie prawdziwy festiwal zapachow i orgia kolorow. Piwonie, roze, cale pola makowe i wiele, wiele innych leluj ozdabia swiat dokola. A w kuchni kroluje nowalijki. Czlowiek obzera sie truskawkami, zeby wystarczylo do nastepnego roku.
 Jeszcze troche, a zacznie ubywac dnia, za to przybywac skwarnych porankow i popoludni nie do wytrzymania, gdzie czlowiek nie opuszczalby miejsca pod wentylatorem, bo kazdy wysilek, kazdy krok powoduje fontanny potu i niemoc. Pozostanie zal za wiosna i czekanie przez caly rok na jej kolejne nadejscie. 

10 czerwca 2023

Grzebanie w genetyce...

 ... jest niezwykle ryzykowne, moze byc niebezpieczne, nieobliczalne i prowadzic do roznorakich nieszczesc.
 
 Do napisania tego postu natchnela mnie notka z Faktopedii o udanym eksperymencie chinskich wojskowych naukowcow. No wszystko fajnie, teraz bedzie mozna "produkowac" zolnierzy odpornych na promienie X i pewnie z czasem na pozostalosci wybuchow nuklearnych, no i pewnie tak gruboskornych, ze pocisk z granatnika nie przebije. Taki sam pocisk, ktorym pisowski komendant glowny rozwalil budynek, gdzie pracowal. 
 Natura juz sobie sama zaplanowala, jak ten swiat ma wygladac i zrobila to  z glowa, ale czlowiekowi wszystkiego malo, bedzie chcial ja poprawiac, manipulowac, tworzyc nowe, ktore mialo byc w zamiarze lepsze i wydajniesze, a w praktyce okazalo sie do niczego. Co tu daleko szukac, wystarczy przyklad pszczol afrykanskich, ktore skrzyzowane z pszczolami miodnymi mialy dac szczegolnie miododajne i odporne owady, zeby sluzyly czlowiekowi. Tymczasem eksperyment zakonczyl sie gigantycznym fiaskiem, powstaly mordercze mutanty, ktore ani mysla produkowac miod, za to z upodobaniem eliminuja wszystko, co zywe i co stanie im na drodze. Malo tego, mnoza sie jak karaluchy i migruja gdzie im sie podoba. Cos podobnego bylo tez z jakimis roslinami, juz nie pomne, mialy ratowac swiat przed glodem, a staly sie tak inwazyjne, ze wypieraja te klasyczne i moga doprowadzic do jeszcze wiekszej katastrofy glodowej.
 Podobnie ma sie rzecz z klonowaniem, juz nie wystarcza owca Dolly czy tasmowe produkowanie klonow zwierzat domowych w Korei, na co jest ogromny popyt. Ludzie przywiazani do pupila, ktorego kochali nad zycie, kaza wyprodukowac jego kopie. Owszem, genetycznie bedzie to kopia w 100%, ale nikt nie daje gwarancji, ze klon bedzie tak samo madry, sprytny i lagodny, moze z niego wyrosnac cos nieprzewidywalnego. Nie dalabym glowy, ze Koreanczycy nie probowali klonowac rowniez ludzi, to zbyt wielka pokusa i biznes, na ktorym mozna zarobic krocie. Jesli bogatym rodzicom umrze dziecko, jaki to problem kupic sobie jego klona. Jaki problem klonowac najlepszych zolnierzy, stworzyc armie silnych, poslusznych, odpornych, zdrowych jednakowych zolnierzy i trzymac ich w ukryciu do czasu planowanego ataku. A potem wyslac na front i nawet jesli zgina, produkowac kolejne ludzkie erzace. Oczywiscie to scenariusz jak z horroru, ale nie niemozliwy do zrealizowania. 
 Z owej mieszanki czlowieka z niesporczakiem wcale nie musi powstac czlowiek odporny jak niesporczak, moze byc to niesporczak z ludzkim brakiem odpornosci. Jakis mutant, pol-czlowiek pol-robak. Jak na horrorze z moim ulubionym Jeffem Goldblumem "Mucha". Genetyka jest dla nas jeszcze dziedzina malo poznana, a przy tym jest jak loteria. Znamy lepiej lub gorzej tzw. prawa Mendla, ale to tylko teoria, w praktyce nie wszystko odbywa sie wedlug schematu. Geny zyja wlasnym zyciem i robia, co im sie zywnie podoba, wyskakuja z jednych chromosomow, z wdziekiem laduja w innych, powstaja z tego nieprzewidywalne konfiguracje. Bo genow nie da sie oswoic, wytresowac i nakazac im pojsc w kierunku, jaki wyznaczy im czlowiek, chocby i najzdolniejszy naukowiec. Dlatego jestem zdania, ze nie nalezy bawic sie genetyka, nie wolno z nia eksperymentowac, bo stanowi to zbyt wielkie ryzyko i niebezpieczenstwo dla swiata.

08 czerwca 2023

Zdarzylo mi sie...

 ... kilka razy doswiadczyc dziwnego zjawiska. Opisze precyzyjnie jedno z nich, zebyscie wiedzieli, o co dokladnie chodzi. To, ze jestem stara i mam swoje dziwactwa, jest ogolnie wiadome i nikogo z Was chyba nie dziwi. Do jednego z moich dziwactw nalezy wybranie takiej pory lazienkowych ablucji, zebym mogla w calosci i w spokoju wysluchac wiadomosci w radiu, ktore to radio mam zainstalowane w lazience na stale. Ale mylilby sie ktos myslac, ze mam je w celu sluchania jakiejs muzyczki czycus, nie, ono jest nastawione na kanal z newsami, z niego wlasnie czerpie co rano wiedze, co sie na swiecie ciekawego lub niebezpiecznego wydarzylo. Wiadomosci sa nadawane cztery razy na godzine, o pelnej godzinie i potem co kwadrans, z tym, ze te "kwadransowe" sa skrotowe, a te o calej i o wpol sa pelne. W tzw. miedzyczasie nadawane sa komentarze, felietony i takie tam, tez dosc ciekawe. Celuje wiec tak, zeby do lazienki wejsc jakies piec minut przed, a do tego czasu okupuje kuchnie, gdzie przy zielonej herbacie i sniadaniu przegladam sobie internety. Czasem niestety sie zaczytam, zagapie i nagle okazuje sie, ze jest minuta czy dwie po pelnej, wiadomosci juz trwaja, wiec jak mam czas, to czekam nastepne pol godziny, a jak go nie mam, to slucham skrotowca "kwadransowego", robiac sobie jednoczesnie oczko.  No wiem, przeciez mowilam, ze dziwaczeje na starosc, wiec nie musicie sie ze mnie zak otwarcie nabijac.
 Jak wspomnialam, czasem zdarza mi sie  przegapic wejscie do lazienki na czas i tak bylo wlasnie tego dnia, ktory Wam opisuje. Ocknelam sie o 7.02, jeszcze cos tam dokonczylam w internetach i od razu poszlam do lazienki. "Od razu" w moim odczuciu, bylam pewna, ze jest jakies 7.10. Wkraczam do lazienki, odpalam radio, a tam wiadomosci. Mysle wiec sobie "aha, musi byc juz kwadrans po", po czym spogladam na zegarek, a tam... 7.32. Stalo sie cos, co dosc czesto mozna obejrzec w filmach, gdzie rezyserzy, chcac uniknac dluzyzn, "wycinaja" pewne odcinki czasowe, krotsze lub dluzsze, poslugujac sie roznymi dostepnymi sztuczkami filmowymi. A mnie sie to udaje bez trickow.
 Mnie zdarzaja sie takie doswiadczenia, ze znika mi niepostrzezenie jakis kawalek zycia, a ja nie wiem, co w tym czasie robilam, jakis blekaut, jakbym w tamtej chwili nie zyla, nie miala swiadomosci. Czesto mam takie zdarzenia, kiedy jade autem. Zatapiam sie w myslach i w tamtej chwili nie ma mnie ani w tym miejscu na ulicy, ani tym bardziej za kierownica pojazdu. Nagle budze sie gdzie indziej i nie wiem, jak sie tam znalazlam, mam luke w pamieci na ten wlasnie odcinek czasu i drogi. Zdarzalo juz mi sie w takim stanie pojechac nie tam, gdzie chcialam, jakos podswiadomie jechalam droga do pracy, a kiedy juz bylam dosc daleko, nagle uswiadamialam sobie, ze juz dawno powinnam skrecic i pojechac w druga strone. Czesto sama przywoluje sie do porzadku i mowie do siebie "wracaj, glupia, do auta, na ulice". No nie wiem, czy dosc przystepnie Wam to wytlumaczylam, ale nielatwo ubrac w slowa taki abstrakt. A moze ja jestem na cos psychicznie chora, ze zdarzaja mi sie takie luki wyrwane z pamieci, ze nie wiem, co wtedy sie dzialo? 
 A jak z tym u Was? Bo moze ja wcale nie jestem takim wyjatkiem.
 

06 czerwca 2023

Dentysta

 W ubiegly czwartek odkrylam ze zdumieniem, ze ulamal mi sie kawaleczek zeba, na szczescie siodemki, wiec nie straszylo, ani nie przeszkadzalo. Szczerze mowiac nie mam pojecia, kiedy to sie stalo i co twardego nagryzlam, bo braku tego odlamka nie wyczuwam przy normalnym uzytkowaniu otworu gebowego, musze dopiero dosc daleko wygiac jezyk, zeby to poczuc, wiec niewykluczone, ze stalo sie to wczesniej, a ja przez przypadek ten maly brak odkrylam. No ale cos trzeba z tym zrobic. Na moje oko czyli na moj jezyk potrzebna jest korona, ale moze to pekniecie jest takie, ze trzeba bedzie zab usunac albo zastosowac jakies inne dzialania.
 Zadzwonilam wiec do mojego ulubionego dentysty i pogadalam z moja ulubiona recepcjonistka, ze najpierw powinnam do nich wpasc, zeby fachowiec zajrzal i zadecydowal, co jest do zrobienia. Tu musze dodac, ze jest to chyba jedyny lekarz, ktory ma tak genialnie zorganizowana te swoja praktyke, ze nie czeka sie u niego nigdy dluzej niz 15 minut, ale najczesciej wchodzi do przygotowanego pokoju tortur od razu po przyjsciu. Tych pokoi ma u siebie trzy, moze wiec praktycznie jednoczesnie obslugiwac trzech pacjentow, np. jeden czeka az mu zacznie dzialac znieczulenie, a lekarz w tym czasie zajmuje sie drugim, podczas gdy trzeci jest akurat przeswietlany albo czeka az mu drukarka korone wydrukuje. Sa jeszcze dwa inne gabinety, gdzie jego wyszkolone pracownice czyszcza innym pacjentom profesjonalnie uzebienie albo zajmuja sie uczeniem dzieci prawidlowego korzystania z roznych szczoteczek, nici czy preparatow, gdzie wyjasnia sie im skuteczne usuwanie plytki nazebnej. Tego nie musi robic lekarz, on jest od prac trudnych.
 Ja niestety moge korzystac z pomocy roznych lekarzy jedynie popoludniami, a o terminy w tym czasie jest zawsze trudniej niz srana. Troche probowalysmy sie dogadac na termin, w koncu Katia zaproponowala, zebym przyjechala od razu, bo to tylko diagnoza, wiec lekarz mnie gdzies pomiedzy wepchnie. Moj dentysta ma swoj gabinet na wsi, jakies 10 km od mojego domu i nie jest mi szkoda tam dojezdzac, bo jestem z niego naprawde zadowolona, wsiadlam wiec w auto i pomknelam wsrod zieleniejacych powoli pol rzepakowych, wschodzacej kukurydzy, makow i chabrow - do pobliskiej wioski. Potwierdzila sie moja laicka diagnoza, ze bedzie korona, a Katia od razu sporzadzila kosztorys dla kasy chorych. Kiedys bylo tak, ze tenze kosztorys dostawal pacjent i razem z zeszycikiem bonusowym sam musial wysylac do kasy chorych. Zeszycik bonusowy to taki notesik, w ktorym dentysta zapisuje i stempluje wizyty profilaktyczne, najlepiej zeby byly co najmniej raz w roku, zeby kasa widziala, ze pacjent dba o uzebienie. Bez zeszyciku dostaje sie mniej doplaty z kasy (kasa placi pewna stala sume, bez wzgledu na jakosc i koszt materialow), a wiecej trzeba uiszczac z wlasnej kieszeni lub, jesli ktos ma, z dodatkowego prywatnego ubezpieczenia na uslugi dentystyczno-protetyczne. Moje ubezpieczenie doklada mi do 100% kosztow, czyli nawet implanty mam de facto za darmo. Zas kasa chorych placi zawsze najwyzsza mozliwa stawke, bo moj zeszycik bonusowy jest prowadzony wzorcowo regularnie od ponad 30 lat. Zawsze raz w roku mam u nich profesjonalne czyszczenie (placi za nie dodatkowe ubezpieczenie), wtedy poddaje sie kontroli i dostaje stempelek w zeszyciku. Jak w przedszkolu, qrna!
 Ale teraz wszystkie te procedury unowoczesniono i do kasy chorych idzie poczta elektroniczna bezposrednio od dentysty, razem z zanotowanymi wizytami bonusowymi, ja wiec bede musiala wyslac kopie decyzji z kasy chorych do ubezpieczalni dodatkowej, zeby wiedzieli, ile doplacic. Nowoczesnosc w domu i zagrodzie oraz oszczednosc na znaczku pocztowym, podoba mi sie.
 Zaraz na miejscu przeswietlono mi panoramicznie paszcze. Jeszcze pamietam z dawnych czasow czekanie na wywolanie zdjecia rentgenowskiego, a teraz myk! i zdjecie jest od razu na monitorze stanowiacym integralna czesc fotela dentystycznego. 
 Niestety termin na zabieg mam dopiero 30 czerwca, bo wymaga on ok. trzech godzin pobytu w gabinecie i nie bylo mozliwosci wczesniej, ale wszystko bedzie robione na miejscu, odcisk i korona, wiec wyjde z juz gotowym nowym zabkiem. Biorac pod uwage jeszcze koniecznosc zalatwienia formalnosci z kasa chorych i dodatkowa ubezpieczalnia, to moze nawet lepiej, bo zdaze ze wszystkim. 
 Wczesniej mi ten ulamany zab nie przeszkadzal, ale odkad wiem, ze kawalek go brakuje, to mi wciaz tam jezyk ucieka. No i mnie wkurza.

04 czerwca 2023

Jak nie dalam sie oszustom!

 Mam otwarte trzy zamowienia w sklepach internetowych, wiec wiadomo, ze czekam na przesylki. Z firmami kurierskimi mam tak umowione, ze przysylaja mi maila dzien lub dwa wczesniej, z informacja, ze paczka w drodze i bedzie dostarczona tego-a-tego dnia. Gdyby mnie nie bylo, moge zmienic date lub przekierowac np. do sasiadki albo paczkomatu. Do tej pory wszystko ukladalo sie znakomicie i mam na mysli uslugi w Niemczech, bo jak sie ukladalo z dostarczaniem moich paczek w Polsce, to juz Wam pisalam, wiec nie bede bila piany po proznicy. DHL pisze tylko, jakiego dnia, ale w tym dniu, jakis kwadrans przed dostarczeniem przesylki, wysyla kolejnego maila, ze bedzie za 15 minut. Hermes dodatkowo wyznacza w mailu czas, w ktorym planuje do mnie dojechac, ale jest to spora rozpietosc, np. miedzy godzina 8.00 a 13.00 i sa na ogol dosc punktualni, znaczy mieszcza sie w wyznaczonym przez siebie czasie. To dosc istotne informacje dla nas, bo ja jestem w tym czasie na ogol w pracy, a  slubny duzo spaceruje z Toyka, wiec tez przez caly czas nie siedzi w domu. Teraz jest wygodniej, bo zawsze jest mama, ale musze pamietac, zeby ja poinformowac i wskazac firme kurierska, zeby mogla sobie zobaczyc przez okno, ze to oni. Przydlugi ten wstep, ale chcialam z lekka nakreslic, jak to sie tu odbywa, pewnie tak samo jak w Polsce.
 Do rzeczy jednak. W srode dostalam maila z DHL, ze w piatek dostarcza mi paczke, wiec najpierw sie ucieszylam, a pozniej spostrzeglam w mailu cos niepokojacego. Teraz juz nie pamietam, czy w kazdym mailu o terminie dostarczenia paczki jest nazwany jej nadawca, w kazdym razie w tej bylo, ze przesylka jest od firma XXX GmbH. Nic mi ta nazwa nie mowila, ale pomyslalam sobie, ze moze sklep, gdzie cos zamawialam, jest tylko posrednikiem, a wysyla firma produkujaca to cos, co niby zamowilam. Niby niespotykane, ale nie niemozliwe, wiec wrzucilam na gugla, zeby zobaczyc, co maja w sprzedazy, co ewentualnie moglabym od nich chciec, czy raczej, czego oni chca ode mnie. Niewiele maja i nic, co by mnie interesowalo, szukalam wiec dalej. A dalej byly ostrzezenia przed ta firma, pytania klientow, ktorzy dostali od niej paczki, a nic nie zamawiali, opinie centrali konsumenckiej, co robic w przypadku otrzymania artykulow, ktorych sie nie zamawialo - no i juz wiedzialam, ze ktos sprzedal moje dane zlodziejom, ktorzy chca mnie okrasc. Co prawda centrala konsumencka dokladnie objasnia, ze nie placic, nie zwracac, chyba ze jest dolaczona naklejka na przesylke zwrotna, ale pod zadnym pozorem nie placic za odeslanie, trzymac na wszelki wypadek przez pol roku, bo moze sie ktos po to zglosic, a potem mozna to sobie przywlaszczyc albo wyrzucic i pies z kulawa noga nie ma prawa zadac za to pieniedzy.
 Tyle tylko, ze ja nie mialam zamiaru bujac sie z oszustami, dostawac od nich ponaglenia platnosci czy grozby oddania moich dlugow do firmy inkaso, wiec odpowiedzialam od razu na maila DHL, ze odmawiam przyjecia tej przesylki i niech sie z nia do mnie w ogole nie fatyguja, tylko od razu odesla do nadawcy. Tak sobie mysle, ze pewnie DHL mial juz doswiadczenia z ta firma i dlatego w mailu napisal nadawce, zebym mogla od razu odmowic, zamiast potem sie z nimi bujac. Bede musiala przyjrzec sie nastepnym mailom, czy za kazdym razem pisza nadawce, nie mam teraz gdzie sprawdzic, bo juz pokasowalam te ich starsze maile, ale nigdy wczesniej nie zwrocilam na to uwagi. 
 Zobaczymy, jak to zadziala, bo wprawdzie w mailu potwierdzili moja odmowe, ale nigdy nie wiadomo.
 
EDIT
 No coz, wszystko sie niestety tak pokomplikowalo, ze glowa mala. Kilka dni pozniej znow dostalam powiadomienie z DHL o przesylce od firmy XXX GmbH, ale bez opcji odmowienia jej przyjecia. Caly dom postawilam na bacznosc, ze gdyby mnie akurat nie bylo, maja sprawdzac nadawce i w razie czego odmawiac przyjecia. Ale w dniu zapowiedzianym przez DHL przyszla jedynie paczka, na ktora czekalam. Pomyslalam sobie wiec, ze oszusci odpuscili. Czekalam jednak na te trzecia paczke, bo druga tez w miedzyczasie dotarla, ale nagle zniknela mi, rozplynela sie i powiadomienia przestaly przychodzic. Weszlam na strone, gdzie zamawialam, a tam stoi, ze sa jakies problemy z dostarczeniem i przesylka wrocila do nadawcy. W tym momencie zaczelam cos glupio podejrzewac, jeszcze raz zaglebilam sie w gugle i tym razem nie poprzestalam na pierwszej stronie. Jak zapewne sie domyslacie, firma XXX GmbH byla posrednikiem tamtych na Niemcy i odmawiajac przyjecia, odmowilam wlasna paczke. 
 A taka bylam cwana i mundra, taka amerykanska i sprytna, ze nie dalam sie podejsc oszustom! Co innego, ze pierwszy raz w zyciu zdarzylo mi sie, ze paczka przyszla od kogos innego niz ten, u ktorego zamawialam, a ten ostatni nawet o tym nie powiadomil. Na swoje usprawiedliwienie mam jeszcze to, ze w guglu rzeczywiscie bylo sporo zlego na temat firmy i opinie, ze przysylaja rzeczy, ktorych sie nie zamawialo (pewnie dokladnie tak samo, jak w moim przypadku). No teraz juz wiem, ze najpierw trzeba paczke obejrzec, kiedy dostarczy ja kurier, a potem ewentualnie odmowic jej przyjecia. Czlowiek cale zycie sie uczy.
 Zamowilam jeszcze raz i bede szla w zaparte oraz udawala, ze nie mam z tym nic wspolnego. 
 A juz najsmieszniejsze jest, ze zarobilam na tym 5 euro, bowiem firma, w ktorej zamawialam dba o to, zeby klient byl zadowolony i jesli klient nie dostanie tego, co zamowil do okreslonego przez firme dnia (u mnie byl to 2 czerwca), to nalezy mu sie 5 euro odszkodowania. Dobre, co nie?

02 czerwca 2023

Eschede

 Wedlug suchych informacji z Wikipedii Eschede to gmina w Dolnej Saksonii, w powiecie Celle, polozona 87 m.n.p.m. na obszarze 197 km2, liczaca ponad 5700 mieszkancow (29 na km2). Ode mnie dzieli je 170-200 km, zaleznie od drogi, jaka sie wybierze. Niewiele tam atrakcji, kilka starych kosciolow i wiatrak, wieje nuda jak w wielu podobnych miejscowosciach. Jednak 25 lat temu, a dokladnie 3 czerwca 1998 roku Eschede bylo na ustach nie tylko Niemcow, ale calego swiata, szkoda tylko, ze na skutek wielkiego dramatu, jaki rozegral sie niedaleko tej miejscowosci.
 Tego bowiem dnia wydarzyla sie najwieksza w historii katastrofa kolejowa w Niemczech i jedna z wiekszych na swiecie, w ktorej zginelo 101 osob, a blisko 90 zostalo ciezko rannych. Z racji tej tragicznej rocznicy pelno w mediach wspomnien ludzi, ktorzy przezyli, ratownikow, pomocnikow, swiadkow. Tyle lat minelo, a wszyscy oni maja te obrazy nadal w glowach, wielka trauma dla ludzi probujacych ratowac jak najwieksza liczbe pasazerow uwiezionych pod setkami ton zelastwa i gruzu. Jeden ze strazakow, dzisiaj juz na emeryturze, ale nadal zajmujacy sie szkoleniem mlodych ratownikow, wspomina, ze do dzisiaj nie przerobil tamtej traumy. Masakra byla na tak wielka skale, ze nawet fachowcom trudno bylo poskladac porozrywane ciala ofiar, a do wielu pomoc przyszla za pozno, bo zanim zorganizowano ciezki sprzet do podnoszenia poskladanych jak karty wagonow ICE, zanim usunieto gruz z zawalonego wiaduktu, wiele osob, ktorym udalo sie przezyc, pomarlo z uplywu krwi czy na skutek wielonarzadowych obrazen. Pomoc dotarla do nich za pozno, ale nie byla to niczyja wina, sluzby ratunkowe uwijaly sie jak w ukropie. 
 
Zdjecie z internetu. Tak wygladalo miejsce katastrofy
 
 Co dokladnie sie stalo? Nie bede cytowala wpisu z wikipedii, TUTAJ (klik) macie opis katastrofy po polsku, a TUTAJ animacje rekonstrukcji wypadku, wprawdzie film jest komentowany po niemiecku, ale z drugiego linka wiecie, co sie stalo. 
 Niemal z cudem graniczy fakt, ze w przeciwnym kierunku mial jechac inny pociag ICE i gdyby wszystko odbylo sie punktualnie, ofiar byloby niepomiernie wiecej. Ten pociag z przeciwnego kierunku przejechal obok minute wczesniej niz mial w planie, a ICE 884, ktory ulegl wypadkowi, byl na miejscu z minutowym opoznieniem.
 Wielokrotnie pozniej przejezdzalam przez Eschede, bo tam wiedzie trasa ICE na polnoc, do Hamburga, a tam wlasnie zawsze przesiadalam sie jadac albo nad Morze Polnocne do psiapsi, albo do corki do Lubeki. Wszystko oczywiscie jest uporzadkowane, a w miejscu katastrofy posadzono 101 drzew, tworzac zywy pomnik ofiar tego tragicznego zdarzenia. 

Miejsce pamieci ofiar, nizej rosnie 101 drzew.


Nastala moda

  Ja to mam pelna zabawe, przygladam sie z dystansu roznym celebrytom, ale nie tylko im odbija, wiec czasem i z tych nieznanych mam beke. O ...