24 czerwca 2023

Uwielbiam burze

 Kilka dni temu przeszla nad miastem potezna burza. Slubny akurat mial cos do zalatwienia w sklepie i kiedy chcial wyjsc, natknal sie na sciane deszczu. Stal zatem z godzine w podcieniach i czekal az armagiedon sie skonczy. Pewnie, ze lepiej byloby, gdyby deszcz padal przez kilka godzin rownomiernie, wtedy lepiej nawodnilby spragniona ziemie, taka nagla gwaltowna ulewa bowiem splywa po suchej i twardej jak beton powierzchni, ale lepsze to niz nic. A juz od dluzszego czasu mielismy susze, choc trawniki nie zdazyly jeszcze zzolknac, jak w poprzednich latach. 
 Odkad pamietam, zawsze bardzo lubilam burze, fascynowaly mnie blyskawice, a od kiedy dowiedzialam sie, ze mozna policzyc, jak daleko piorun uderzyl, zapamietale liczylam sto dwadziescia jeden, sto dwadziescia dwa, sto dwadziescia trzy... Kiedy jako male dziecko bylam z babcia u ciotki na wsi, razem z nimi balam sie burzy, jak zakleta wpatrywalam sie w stojaca na parapecie okiennym plonaca gromnice i przygladalam, jak ciotka i jej dzieci modla sie. Wtedy jeszcze nie wiedzialam, dlaczego sie modla, ale myslalam, ze z czystego strachu przed burza, a oni pewnie prosili tego swojego boga, zeby nie pierdyknal piorunem w strzeche, ktora pokryty byl ich dach. Nawet nie wiem, czy wtedy juz byl obowiazek piorunochronow, a modly byly na wszelki wypadek lub z przyzwyczajenia, czy tez naprawde bylo sie o co modlic. Strzecha w kazdym razie sluzyla wujostwu do smierci.
 W swoim zyciu przezylam dwie burze, kiedy rzetelnie sie balam, bo wtedy nie ogladalam burzy przez okna, bedac bezpieczna w domu. Pierwszy raz bylam na obozie harcerskim pod namiotami w Witowie kolo Zakopanego. Zgrupowano nas wszystkich w jednym namiocie, wszystkie pozostale byly puste. Szczerze mowiac, nie bardzo wiem do dzisiaj, jakie grozilo nam niebezpieczenstwo w namiotach, no moze oprocz tego, ze gdyby ulewa byla jeszcze wieksza, to by nas z tej polany splukalo, ale jak maja sie uderzenia piorunow w nieuziemione namioty? W kazdym razie atrakcje akustyczne budzily groze i zamrazaly krew w zylach, bo kazdy grzmot odbijal sie wielokrotnie echem od otaczajacych nas gor, jeden jeszcze sie nie skonczyl, a juz uderzala fala akustyczna drugiego, trzeciego i kolejnych. Mlodsze dzieci okropnie sie baly, plakaly, modlily sie, a kadra (w tym ja) przerabiala wszystkie czarne scenariusze. Ale, jak widac, przezylismy bez szkod na zdrowiu.
 Drugi raz w zyciu balam sie burzy juz tutaj, w Niemczech. To bylo jeszcze, kiedy mieszkalismy w poprzednim miejscu, rowniez na perypetiach miasta, ale wtedy na polnocno-zachodnich, czyli jakby po przekatnej obecnych perypetii poludniowych. Wtedy jeszcze towarzyszyl nam w zyciu jamnik Fusel, z ktorym wybralismy sie na spacer. Nic nie wskazywalo, ze pogoda moze sie tak nagle zmienic. Juz w drodze powrotnej do domu powloka ciezkich szarych chmur bardzo sie obnizyla, wiatr zaczal szarpac nami i biednym jamnikiem, ale nas przeciez takie drobiazgi nie wystrasza, przyspieszylismy tylko kroku, zeby ewentualnie uciec przed ulewa. Na darmo! W pewnej chwili lunelo jak z wiadra, a my w szczerym polu, zreszta nawet, gdyby rosly tam jakies drzewa, byloby... hmmm... nieco desperackie stawac pod
nimi, zeby uniknac zmokniecia. Na szczescie jeden z mieszkancow sasiedniej wsi produkowal takie cosie i jednego cosia wystawil na polu jako reklame dla swojej firmy. To byl zespawany z dwiema lawkami stol, a calosc okryta dokola takim przezroczystym falistym plastikowym daszkiem, choc trudno to nazwac daszkiem, bo zachodzilo za obydwie lawki z obu stron. Taki gadzet do ogrodu, zeby mozna bylo uchronic sie przed niewielkim deszczem czy wiatrem. Podobny do tego na zdjeciu, ale ten falisty plastik zachodzil na lawki do samej ziemi. Oczywiscie usiedlismy tak, zeby stopami nie dotykac metalowego rusztowania, pies na kolanach, ale co najmniej nie padalo na glowe. Siedzac tak, przygladalismy sie zywiolowi i nie bylo nam do smiechu, kiedy blyskawice walily bezposrednio w pole przed nami, doslownie widac bylo, w ktorym miejscu uderza. Balismy sie, zeby nie walnelo w to metalowe rusztowanie cosia, w ktorym znalezlismy schronienie. Zastanawialismy sie nawet, czy nie lepiej zerwac sie stamtad i biec do domu, ale w koncu zostalismy.
 Nie boje sie burzy, pod warunkiem oczywiscie, ze jestem w bezpiecznym miejscu, ale zdaje sobie sprawe z zagrozenia i sily zywiolu. Tu w Niemczech zdarzaly sie przypadki, ze dzieciaki graly na boisku w pilke, w boisko znienacka uderzyl piorun i wszystkie jak skoszone upadly na murawe. Nie wszytkim udalo sie przezyc. Trzeba z pokora traktowac nature, bo czlowiekowi wydaje sie, ze ja spacyfikowal i uregulowal, a ona jednak nadal jest nieobliczalna i znacznie silniejsza niz by sie moglo wydawac.

38 komentarzy:

  1. Burza jest mi raczej obojetna. Chociaz dobrze pamietam z dziecinstwa jak bardzo moja mama bala sie burzy i schodzilismy do piwnicy. Dla mnie to chyba byla przygoda, bo mialam rownowage, mama sie bala ale tato nie i nawet byl podekscytowany radosnie, wtedy lubil opowiadac ciekawe historie, do dzisiaj nie wiem czy prawdziwe czy zmyslone. My mieszkalismy na pierwszym pietrze, ale ciotka na poddaszu, ta to dopiero bala sie, dolaczali do nas w tej piwnicy, ciotka caly czas na kolanach cicho modlaca sie, ale moj tato nas zabawial wiec nie zostaly mi zadne leki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dosc wczesnie bylam "uswiadomiona", co to jest burza i czym jest piorunochron, wiec nigdy nie traktowalam tego zjawiska jako "gniewu boga" lub czegos w tym stylu, bo wiedzialam, ze moj dom jest bezpieczny. Wczesnie tez wiedzialam, ze nie nalezy szukac bezpieczenstwa pod drzewami i dlaczego. Ale zjawisko fascynowalo mnie od zawsze i tak jest do tej pory, tyle ze teraz bardziej zajmuje sie "ratowaniem" Toyi niz obserwacjami. Chcialabym kiedys sfotografowac piorun.

      Usuń
  2. Ale burzy z harcersrwa to Ci zazdroszcze, jezdzilam na obozy, biwaki ale burzy nie pamietam. To byloby fajne przezycie, juz widze rozne scenariusze, no duza strata dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Burza w gorach to cos zupelnie innego od tego, co taki mieszczuch jak ja zna z obserwacji zaokiennych. Przede wszystkim doznania akustyczne sa nie do opisania, jeden grzmot slyszy sie wielokrotnie za sprawa echa, wszystko odbija sie od otaczajacych gor kilkukrotnie i tam mozna poczuc swoja malosc i bezradnosc wobec potegi natury.

      Usuń
    2. Ja nie mam udzialu w tych grzmotach zwielokrotnionych :). W gorach to grzmi i huczy, rowniez blyski widac daleko. Znam te letnie burze bardzo dobrze; czasem kilkakrotnie w ciagu dnia takie burze przechodzily. Noca bylo jeszcze bardziej dramatycznie ale i bardziej widowiskowo. Pamietam, ze pranie suszace sie na sznurkach przed pierwsza burza sie zdejmowala, ale gdy przychodzila czwarta czy piata burza to pranie zdazylo wyschnac, zmoknac i wyschnac na wietrze bez zbierania. Najfajniejsze bylo powietrze po burzy, takie naozowane. I sloneczko po burzy bylo takie jasne, cieple, czyste... burza oczyszcza, a po burzy zaswieci zwykle slonko....

      Usuń
    3. Uwielbiam powietrze po burzy, pachnace wrecz ozonem, przemyte silnym deszczem, czyste, dziewicze, orzezwiajace, niosace nowe nadzieje. Przy calym moim uwielbieniu tego zjawiska, nie stracilam przed nim respektu, nigdy tez nie lekcewazylam jego sily i niebezpieczenstwa z nim zwiazanego. Nie jestem typem desperata, przed jakimkolwiek przedsiewzieciem wycieczkowym na pewno dobrze zorientowalabym sie w szansach pogodowych na burze.

      Usuń
    4. Ale rzeczywiscie Pantero napisalas ze grzmot slyszy sie wielokrotnie za sprawa Echa, to ja juz nie wiem, bo Echo mowi ze nie 😳

      Usuń
    5. Echo to znany sabotazysta, wiec tego... ale mozesz mi wierzyc, w gorach burze sa bardzo glosne.

      Usuń
    6. Jak zwykle, informacje sa sprzeczne. Pewnei Echo nie jest porownywalne z echem. ;))) Faktem jest, ze w gorach burze sa glosniejsze niz na rowninie, ja nazywam to poglosem.

      Usuń
    7. A ja echem, moje drogie Echo :)))))

      Usuń
  3. podobno dziedziczymy leki, strachy w genach po przodkach, no to już wiem dlaczego ja tak bardzo boje się burzy. wile lat mojego życia spędziłam na wsi...u babki Zofii. tam burze były straszne i też łapały nas w polach, na łąkach. Ale najbardziej boje sie burzy na jachcie na Mazurach od białego szkwału i w górach. W górach na Orlej Perci pioruny waliły w łańcuchy na których wisieliśmy. trauma do dziś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy sie jest na zewnatrz, w jakims polu albo niedajbuk w lesie czy przyczepionym do lancucha w gorach, to burza juz nie jest taka fajna, jak ogladana z bezpiecznego domu, to w koncu zywiol o gigantycznej sile i nie wolno burz lekcewazyc. Na zewnatrz tez pewnie bym sie bardzo bala, zwlaszcza w takich okolicznosciach.

      Usuń
  4. Nie lubię burzy i tyle. Może w poprzednim wcieleniu byłem np. psem? Hmmm...

    Co do namiotów w czasie burzy to chyba zależy. Podobno wyładowania dosięgają najpierw wyżej położonych miejsc. Z drugiej strony przekonywać się o tym na własnej skórze bym nie chciał. W górach jak grzmi trzeba się zbierać na dół, albo do budynku jak jakiś jest raczej. A ostatecznie chyba trzeba jak najniżej się ulokować i z dala od drzew raczej. Na szczęście nie miałem takich sytuacji w górach jeszcze.

    Jeszcze przypomniał mi się pewien leśnik z Kanady lub USA, który został trafiony przez piorun chyba z siedem razy w swoim życiu. Chyba większych pozostałości nie miał po tym, ewentualnie na ciele takie esy-floresy przypominające drzewko czy też może bardziej układ żył w ciele człowieka. O takie jak pod tym linkiem mniej więcej

    https://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/co-dzieje-sie-z-czlowiekiem-po-uderzeniu-pioruna/l7knmdj

    Pozdrawiam!
    Mozaika Rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W gorach i na jeziorach to po pierwsze trzeba najpierw zapoznac sie z prognoza pogody i miec odpowiednie wyposazenie (a nie np. sandalki na szpilkach), potem dopiero wyruszac. Ale jak juz cos znienacka dopadnie po drodze, jakies zalamanie pogody, to rzeczywiscie tylko uciekac, a nie stac pod krzyzem na Giewoncie albo na srodku jeziora z rozpostartym zaglem, w nadziei, ze sie zdazy. Ale wiadomo jak jest.
      Ten lesnik z Kanady to jak SuperMario, 9 zyc i jeszcze trzy w zapasie :)))))

      Usuń
    2. W Polsce powinno być jak na Słowacji, jeśli helikopter czy GOPR ratuje komuś tyłek, kto na Giewont czy Rysy idzie w sandałach czy w szpilkach to taki turysta płaci za akcję jako idiota. Bo coraz więcej jest takich mądrych inaczej, potem się tylko słyszy o akcjach jedna za drugą w jeden dzień tylko.

      Nie wiem tylko jak takie osoby się czują potem, po uderzeniu pioruna ileś razy. Z drugiej strony praca w lesie niesie za sobą takie ryzyka.

      Usuń
    3. W Polsce nie przejdzie, bo elektorat wiadomoktorejpartii jest jakby pod ochrona, a w sandalkach na Giewont lataja janusze (to nie imie, a stan umyslu, wiec mala litera) i madki bombelkuf. :)))))

      Usuń
  5. Male i niegrozne burze lubie, jednak tych duzych nie bo potrafia narobic szkody. U nas szczegolnie maja pole do popisu jako iz mieszkam w strefie poddatnej na tornada. Zwykla burza ale silna powala drzewa, linie elektryczne wiec przynosi klopot czyli sama w sobie nie jest przerazajaca ale skutki tak. Zwlaszcza w okolicach klimatycznach jak moja burze czesto sa takiego niszczacego rodzaju wiec nie mozna sie nimi zachwycac chocby przez to ze mozna utracic elektrycznosc. Najmniej lubie gdy zlapie mnie w czasie jazdy - wiem ze gdy kierowce przydybie w poblizu powalonych slupow/kabli nie powinno sie wychodzic ze samochodu tylko czekac na pomoc. Rzeczywiscie w gorach pioruny brzmia inaczesj bo odglos odbija sie od nich robiac wrazenie nie konczacego sie pioruna. Z kolei w deszczu lubialam spacerowac, nie przeszkadzal mi jesli nie byl ulewny. Ani w moim domu mlodosci ani malzenskim nikt sie nie modlil z tej okazji, co najwyzej trzymal palce by prad nie wysiadl.
    Wieki temu, gdy mieszkalam w innym miejscu a bylo polozone w kotlince tyle napadalo ze zalalo miasteczko, samochody plywaly porwane woda strumyka ktory wczesniej mial wode po kostki a ludziom mieszkajacym nad jeziorem zalalo domy az po dachy. To mowi ze sa burze i ....burze. Z pewnoscia nieraz slyszysz/czytasz o roznych monsunach, tajfunach w Indiach czy gdzies - nic wesolego i Europa takich nie zna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, ja tez nie lubilabym burz towarzyszacych tornadom, tyle ze w Europie to taka rzadkosc, ze nawet o tym nie napisalam, ale u Was to niestety czestsze zjawisko. Same wywalone drzewa, nawet zrywanie linii elektrycznych to wprawdzie szkody upierdliwe, ale latwe do naprawy. Ale kiedy zabiera Ci caly dom i powoduje smierc najblizszych, to cos strasznego. Kiedy ogladam w telewizji pogorzeliska po przejsciu tych wielkich tornad, to plakac mi sie chce, cale miasta leza pokotem.
      Na pewno wiec Waszych burz juz bym tak nie lubila. Kazdy zywiol jest straszny.

      Usuń
  6. Uwielbiam burze :). Tylko raz bylo mi nieco niewyraznie, kiedy taka bardziej monumentalna zlapala mnie noca w zagajniku, w malym namiociku.
    Tutaj, w zeszlym roku, piorun rypna w pobliski dom i poszlo po przewodach elektrycznych, wiec sasiedzi mieli spore straty ze wszystkim, co do do pradu podlaczone. U nas poszedl tylko router i komórka obok niego lezaca, bo reszte mialam odlaczona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli stare porzekadlo, ze powinno sie odlaczac wszystkie urzadzenia elektryczne, jest prawdziwe. Ale ja zawsze zapominam wylaczac.

      Usuń
  7. Ja od dziecka stałam z nosem rozpłaszczonym na szybie i z zapartym tchem zachwycałam się błyskawicami. Może mam w sobie coś z wiedźmy?
    Wczoraj przeszła nawałnica, Rzeszów niemal popłynął, przez całą noc lało. Spałam przy oknie otwartym na oścież, cudownie się śpi w taką pogodę!
    Dzisiaj spędziłam dzień u Jagi, nadal lało przez cały czas, ale jest bardzo ciepło, więc i tak siedziałysmy głównie na zadaszonym tarasie, podziwiając widoki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do nas powrocily upaly, a ja mialam dzisiaj tyle do pozalatwiania, ale udalo sie wszystko ogarnac, choc pocenie sie wcale do przyjemnosci nie nalezy. Nie moge spac przy szeroko otwartym oknie, bo po pierwsze to parter, a po drugie Bulka by zwiala.

      Usuń
    2. Nie, siatka jest tylko na balkonie, a okna sa jedynie uchylane.

      Usuń
  8. W dzieciństwie miałam tak samo jak Ty. Wakacje u cioci (właściwie ciotecznej babci), chata kryta strzechą, bez piorunochronu, i ciocia z babcią klepiące zdrowaśki. My z siostrą bałyśmy się, bo dorośli się bali. W mieście nie bałam się burzy nigdy. Ale nasza sunia, Przylepa, bała się okropnie, chowała się w łazience pod wanną i cała się trzęsła. Kot, Songo, olewał. Doroty króliki też w ogóle nie zwracają uwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje inne psy troche sie baly, ale zaden nie wpadal w taka panike jak teraz Toya, a mam wrazenie, ze z roku na rok jest z nia coraz gorzej, sylwestry to dla nas meczarnia ze wzgledu na nia. Chyba w tym roku pojde do weta po jakis srodek uspokajajacy.

      Usuń
  9. Ja, jako dziscko bałam się burzy. Do czasu, gdy będąc na obozie, na cyply, burzę mieliśmy z trzech stron i pioruny waliły w jezioro. Nie było to przyjemne, ale gdy madz pod opieką kilkanaście spanikowanych dziewczynek, to przestajesz się sama bać. Mało przyjemna jest burza na trasie, gdy po prostu nie widać za ściany deszczu drogi. Trafiłam na taką, gdy jechałam do dzieci i stałam wtedy w gigantycznym korku, na dawnej jedynce, koło za Tuszynem, koło Głuchwa. Jak dochechałam do dzieci, to już było piękne słońce, a i autko miałam umyte

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesli burza zaskoczy podczas jazdy, to najmadrzejszym wyjsciem jest zatrzymac sie i przeczekac w samochodzie. Bo oprocz tego, ze wycieraczki nie nadazaja zbierac wody, to mozna sie dobrze przejechac na tzw. aquaplaningu, czyli warstwie wody na powierzchni jezdni. Jedyna korzysc z ulewy to to, ze auto umyje.

      Usuń
  10. Z bezpiecznego miejsca burza jest dla mnie zawsze fantastycznym widowiskiem, które lubię obserwować. Inaczej ma moja mama na którą takie zjawiska źle działają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja moglabym wisiec w oknie bez konca, gorzej na zewnatrz, bo wiem, ze z zywiolem nie ma zartow. Moze jeszcze kiedys uda mi sie sfotografowac piorun.

      Usuń
  11. Ooooo taaaaak, lubie burze. Boje sie, ale lubie. Raz nam walnelo w transformator za plotem - 50 metrow. Chalupa sie zatrzesla niezle....a we Wroc. mielismy chyba mniej niz kilometr do Odry, to tez byly koncerty.... ustrojstwo beczkowate - super! chce!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to pisz do producenta i niech Wam wysyla. Mnie najpierw sie nie podobalo, ale kiedy podczas tamtej strasznej burzy uratowalo nam zycie, to zaczelam cosia lubic. :)))

      Usuń
    2. drobny problem - chce dla miecia, bo postawic to nie mam dzie ;)

      Usuń
  12. Baardzooo lubię burze, ale muszę być w bezpiecznym miejscu, poza tym wyczuwam burze wcześniej, chodzę jakaś taka senna, niemrawa...a kiedy zagrzmi, lunie wraca mi życie a jeszcze kiedy po burzy zapach jest taki jaki bywa oi burzy, jestem pozytywnie naładowana.
    Moja mama bała się burzy panicznie ale to dlatego, że na jej oczach piorun uderzył w jej kolegę biegnącego przez łąkę, uciekał przed burza, tej jej strach starała się nam przekazać, ale jakoś bez skutku.
    Raz tylko byłam się potwornie nadchodzącej burzy, szłam z koleżanką trasą prowadzącą szczytami z przełęczy pod Kopą Kondracką na Kasprowy...biegłyśmy po skałach jak oszalałe i dotarłyśmy do schroniska tuz przed wyładowaniami...koleżanka już potem nie chciała ze mną chodzić po Tatrach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pisalam w poscie, burza w gorach to nic przyjemnego, a jeszcze kiedy jest sie na zewnatrz, to juz kompletny dramat i wielkie niebezpieczenstwo.
      Ja tez bardzo lubie zapach swiata po burzy, zapach ozonu i tej czystosci zieleni po ulewie, swiezosci i... nadziei.

      Usuń
    2. wiesz co...biegłyśmy jak gazele...hrehrehre

      Usuń
    3. :))))))))))))))) Aaa, to dlatego w Maroko od razu sie na Tobie poznali.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Po skandynawsku

  Ha, nawet nie myslalam, jaka ja jestem nowoczesna. No tak bardzo, ze moglyby sie uczyc ode mnie topowe influencerki, tiktokerki, jutuberki...