31 października 2024

Bardzo aktywna koncówka

 Wierzyc sie nie chce, dzisiaj jest ostatni dzien pazdziernika, od jutra zaczyna sie najxujowszy miesiac w roku, ktory najchetniej przespalabym snem przedzimowym. Choc moze stanie sie jakis cut-mjut i bedzie to miesiac pogodny, jak koncowka pazdziernika, bo ta byla nie tylko przepiekna wizualnie, calkiem tycjanowska, to dodatkowo sloneczna i niespotykanie ciepla.
 Weekend a wlasciwie nawet przedweekendzie spedzilam dosc aktywnie, w srode spacerowalysmy z corka, Toyka i chocholami nad Kiessee, dzieci szalaly na placu zabaw, my z Toyka troche sie nudzilysmy, ale w sumie bylo zabawnie i aktywnie.




 W czwartek corka namowila mnie, zebysmy wybraly sie z chocholami do cyrku, ktory rozlozyl swoj namiot na terenie szkoly na jej osiedlu, dziwnie jakos, bo normalnie miejsce cyrkow jest gdzies indziej. Bilety byly tez jakies takie tanie, w efekcie okazalo sie, ze w cyrku wystepowaly dzieci z tej osiedlowej szkoly, pod opieka i asekuracja prawdziwych cyrkowcow. Akcja byla zbierania srodkow na jakies zbozne cele, w sumie amatorszczyzna i nuda, ledwie wytrwalysmy do konca, ale mamy poczucie dobrego uczynku, bo czesc wplywow poszla na rzecz szkoly czy cus.


 W piatek pogoda byla jak marzenie, poszlysmy z Toyka na baaardzo dlugi spacer po Dransfelder Rampe, a bylo tak goraco, ze sie spocilam.



 Sobota od rana kusila bezchmurnym niebem, ale podobnie jak w piatek, ranek byl chlodny i dopiero po poludniu zrobilo sie tak cieplo, ze na spacer poszlam z krotkim rekawkiem i w sandalkach. Nie do wiary, pod koniec pazdziernika!



 Przed spacerem zdazylam jeszcze upiec chleb bez maki, bo podejrzalam na blogu Starej Jedzy, ze mozna bez drozdzy miec smaczny chleb. Mnie z drozdzami jest nie po drodze, bardzo nie po drodze. Bez wzgledu na to, jakie drozdze biore, suche czy swieze, bez wzgledu na to jak chucham i dmucham, wypiek wychodzi mi ZAWSZE plaski jak nalesnik. Zarzucilam wiec ciasta i inne drozdzowe wypieki, moge sie bez nich obejsc, za to postanowilam wyprobowac latwy i szybki przepis Doroty.



 No i nadeszla niedziela, pogoda od rana sie skiepscila, niebo bylo zasnute, a nawet lekko pomzylo, temperatura tez nie napawala szczegolnym optymizmem. Corka z chocholami wybierala sie do znajomych w podgetynskiej wiosce, gdzie tego dnia odbywala sie wyprzedaz garazowa u mieszkancow, zaproponowala mi, zebym pojechala z nimi, a ja cala chetna, byle sie wyrwac z domu. Tych jej znajomych tez juz znalam, on jest corki kolega z pracy, ona to Bialorusinka, ktora poznal jakos online, sprowadzil z jej synem z pierwszego zwiazku do Niemiec, a im urodzil sie tutaj wspolny chlopczyk mniej wiecej w wieku Juniora. Bardzo serdeczni ludzie, a Olga gotuje i piecze z zamilowaniem rozne pychoty, wiec byla smaczna wyzerka przed i po lazeniu po garazach we wsi. Do domu wrocilysmy poznym popoludniem.





 Moglo co prawda zostac tak pogodnie jeszcze do niedzieli, byloby przyjemniej, ale nie moge narzekac, wychodzilam sie do wypeku, nabylam sie z chocholami do drugiego wypeku. Czego chciec wiecej?
 A teraz WITAJ LISTOPADZIE, najbrzydszy z wszystkich dwunastu braci.

29 października 2024

Nie uwierzycie!

  W Berlinie jest ulica o nazwie Kantstraße, jest to dosc znaczaca ulica, jedna z glowniejszych, jest zabudowana pieknymi kamienicami, 4- lub 5-pietrowymi. Cztery lata temu na tejze ulicy, ktora do tego czasu byla ulica dwupasmowa, wyznaczono sciezke rowerowa. Nooo bardzo sie chwali taka dbalosc o zdrowie obywateli i czystosc srodowiska, trzeba wspierac transport rowerowy i juz. Teraz sytuacja wyglada nastepujaco: stoi kamienica, jest chodnik, jest sciezka dla rowerow, zaraz za nia pas do parkowania samochodow, jezdnia jednopasmowa, a na srodku ulicy plotek na podwyzszonym krawezniku. No WOW z przytupem, nie ma co narzekac, dla uzmyslowienia wklejam zrzut ze street view Googla:
 

 Tyle tylko, ze do tej sielanki wtracila sie straz pozarna, ktora podniosla alarm, bo sciezka rowerowa jest za waska, zeby pojazdy uprzywilejowane mogly podjechac w poblize domow, a z jezdni nie mozna uzyc drabin ratunkowych, bo nie siegna do mieszkan od trzeciego pietra w gore. A jest to prawny wymog w przypadku budynkow od jakiejs okreslonej wysokosci. Dwoch Niemcow z Berlina, o bardzo polsko brzmiacych nazwiskach, mianowicie radny okregu Charlottenburg Christoph Brzezinski (CDU) i sekretarz stanu d/s transportu Johannes Wieczorek (rowniez chrzescijanski demokrata) przerzucaja sie pismami, trwa goraca dyskusja na temat problemu, a sytuacja zagrazajaca w razie nieszczescia mieszkancom od trzeciego pietra w gore, na dlugosci calej ulicy, pozostaje nierozwiazana. Powazne zagrozenie zycia i zdrowia mieszkancow jest faktem, ale nikt nie jest w stanie znalezc jakiegos dobrego rozwiazania. Az wreszcie znalazl sie jakis geniusz, ktory widac w dziecinstwie wypadl z kolyski na glowke i zarzadzil: "Od 1 listopada zostanie wydany zakaz korzystania z dotknietych lokali mieszkalnych", co oznacza, ze najemcy czy wlasciciele nie beda mogli wchodzic do swoich mieszkan. Kumacie? Kilkaset lub nawet tysiace ludzi maja zostac zmuszeni do opuszczenia lokali, ktore od tego czasu beda staly puste (akurat! jestem pewna, ze zagniezdziliby sie tam jak nie migranci, to bezdomni) i niszczaly. A wszystko w imie dbalosci o srodowisko i wyznaczenia sciezki rowerowej.
 Tu mala dygresja. Deficyt mieszkan w Berlinie jest tak gigantyczny, ze na ogloszenie o mieszkaniu do wynajecia zglasza sie KILKUSET chetnych. Nie ma wiec najmniejszej mozliwosci, zeby ci wszyscy ludzie w krotkim czasie znalezli jakikolwiek inny lokal do zamieszkania. Pol biedy, jesli sa to lokatorzy wynajmujacy te mieszkania, ale co z wlascicielami? Ani zamieszkac samemu, ani wynajac komukolwiek, ani sprzedac. Niewyobrazalne straty finansowe, ktore kto pokryje?
 Okregowy parlamentarzysta Johannes Heyne (FDP) oskarza: "utworzenie sciezki rowerowej nie zostalo skoordynowane z okregiem, a spor toczy sie na plecach lokatorow, ktorym groza eksmisje, co powoduje niepewnosc i frustracje w zarzadzie". Heyne zarzuca brak odpowiedzialnosci radnemu dzielnicy, ze tolerowal lamanie prawa budowlanego i ze to niedopuszczalne, zeby wystawiac lokatorom zakaz uzytkowania.  Trzeba znalezc jakies rozwiazanie, dla mnie sprawa bylaby jasna jak slonce - likwidacja sciezki rowerowej, ale dla zielonych debili to nie do przejscia, latwiej (dla nich oczywiscie) wywalic lokatorow na bruk.
 A lokatorzy? Naturalnie boja sie bardzo, ze rzeczywiscie beda zmuszeni do wyprowadzki, choc wiekszosc z nich obiecuje, ze nie ruszy sie nawet na milimetr z domow, w ktorych mieszkaja od urodzenia, a ktore mieliby zostawic jedynie za sprawa niekompetencji lokalnych politykow. Zgodnym chorem mowia, ze to samobojczy strzal dla CDU. Zreszta ta sciezka rowerowa bardzo utrudnila ruch na ulicy, jest zdaniem lokatorow niepotrzebna i powinna zostac zlikwidowana.
 I co Wy na to? Zieloni z socjalistami juz doprowadzili ten kraj na skraj przepasci ekonomicznej, ten gnojowaty kanclerz, najgorszy od wszechczasow, obiecuje, ze ukroci swiadczenia socjalne, czyli odbierze tym, ktorzy i tak maja najmniej, a teraz partia chrzescijanska doprowadzila bardzo wielu mieszkancow stolicy do widma utraty dachu nad glowa. Mnie to wyglada prawie jak celowy sabotaz przeciwko panstwu i narodowi. A potem ta banda glupcow i niszczycieli nie moze wyjsc ze zdziwienia, ze partia AfD rosnie w sile i wyjscie widza w jej delegalizacji, zeby dalej mogli bezkarnie niszczyc panstwo i obywateli. 
 

27 października 2024

Durne niewiasty

 Slysze zewszad oburzone glosy kobiet, ze hanba, ze jakim prawem, ze za kobiety nikt nie powinien decydowac. Teraz sie oburzacie? Byl czas pomyslec i wyciagnac wnioski. Byl czas odwrocic sie od Waszych oprawcow, ale nie, Wy jak bezmyslne owce, co niedziela do kosciolka, ksiadz po koledzie, chrzczenie potomstwa, biale welony i awemarie przed oltarzem, a jak babcia odpali, to pakujecie klechom do kieszeni cale swoje oszczednosci, zeby raczyl pokropic trumne. Dzieci chrzcicie i posylacie na religie, nie zastanowiwszy sie, jak bardzo im szkodzicie i na jakie niebezpieczenstwa narazacie. Jeszcze sie glupio tlumaczycie, ze robicie to dla rodziny(!) i bo co ludzie powiedza albo ze jak dziecko dorosnie, to samo zadecyduje. Nie, to Wy za nie zadecydowalyscie, tym chrztem wypalilyscie pietno na ich czolach. Dlaczego nie pozostawicie im decyzji zaniechaniem chrztu, niech sie same swiadomie ochrzcza, kiedy dorosna. Dajecie sie zastraszyc kosciolowi, rodzinie, srodowisku, nie myslicie i nie decydujecie samodzielnie. Kosciol Was oglupia, jak oglupial Wasze matki, babki i prababki i jak bedzie oglupial Wasze dzieci i nastepne pokolenia. Zawladnie do konca Waszym zyciem, bedzie odbieral coraz wiecej praw, bo to lezy w jego interesie. Myslicie, ze wymuszenie zakazu skrobanek podyktowane zostalo troska o nienarodzone? Jesli tak myslicie, to juz Was zalatwili! Przeciez na takim potworku klecha moze podwojnie zarobic, kiedy go chrzci i zaraz potem kropi biala trumienke. Kasuje za miejsce na cmentarzu i wieloletni pacht. A co by mial po aborcji? Nic. Gdyby jeszcze kosciol angazowal sie w pomoc matkom dzieci uposledzonych, sprawa wygladalaby inaczej. Istnieja wprawdzie osrodki opieki prowadzone przez ksiezy czy zakonnice, ale jak prowadzone - mozna sie bylo dowiedziec albo z nakreconych z ukrycia filmikow, na ktorych sadystyczna zakonnica napier***ala po glowie ulomne dzieci, albo z reportazy z sal sadowych (np. slynna juz Bernadetta), albo ze "spowiedzi" na lozu smierci zwyrodnialego klechy, ktory z luboscia wspominal seksualne wykorzystywanie gluchych i niewidomych chlopcow, gdzie jednemu prawie zlamal pracie. "Bog mi wybaczy" - moze, bo ten ich bog jest nie lada kanalia dopuszczajac do tych zdarzen.  
 To kosciol jest Waszym oprawca, to kosciol naciskal na politykow, zeby zmienili i tak juz restrykcyjna ustawe antyaborcyjna, to w interesie kosciola lezy upodlanie kobiet, ktorych klechy sie po prostu boja. Kiedys rozprawiano sie z niepokornymi oskarzeniem o czary i paleniem na stosach, teraz upodla sie je w bardziej wyrafinowany sposob. Cos za cos. Polscy rzadzacy politycy daja kosciolowi wszystko, czego zazada, odebrawszy to jego wiernym owieczkom, kosciol zas daje wzamian polityczne poparcie. Skad w internetach tyle zebraniny na rzecz tych ochrzczonych, a dzisiaj chorych istot? Ano stad, ze odebrano srodki na ich leczenie i sprezentowano klechom na jeszcze bardziej wypasione auta i plebanie, na orgie na plebaniach, narkotyki, viagry i platna milosc plci obojga. Zawsze kiedy widze te blagania o skladki na leczenie dziecka, mam ochote spytac, czy dziecko bylo ochrzczone, bo jesli tak, to niech prosza o pomoc tam, gdzie srodki na leczenie zostaly bezposrednio skierowane. Nie wiem, czy ci rodzice sa tak glupi, ze nie widza zwiazku przyczynowo-skutkowego niemoznosci leczenia ich dzieci i jeszcze prosza o modlitwe.
Tak wiec lekko mnie smieszy i dziwi to wielkie oburzenie polskich kobiet na wiesc o zaostrzeniu juz i tak restrykcyjnej ustawy aborcyjnej, kiedy wiekszosc z nich sama przylozyla do tego reke. I nadal przyklada. Nie musze daleko szukac, mam kuzynke po studiach, niepraktykujaca, choc ochrzczona, ze slubem koscielnym, ale wtedy to byly inne czasy i inny kosciol, moze za sprawa komuny, ktora trzymala klechy krotko za pysk, nie pozwalala mieszac sie do polityki. Corka owej kuzynki wyszla za maz dopiero majac dwoje dzieci, cywilnie jedynie. Dzieci oczywiscie nie ochrzczone. Kuzynka rwie wlosy z glowy, no bo jak to, niechby ochrzcila, a potem niech dzieci wybiora wlasna droge. I nie przemawia do niej, ze chrzest, indoktrynacja religijna, spowiedzi, komunie, bierzmowania to wybor dokonany przez rodzicow, nie przez dzieci, to przyszle klopoty z apostazjami, chamstwem proboszczow itp. A tak droga przed nimi otwarta, beda chcialy byc religijne, niech podejma taka decyzje samodzielnie po dojsciu do pelnoletnosci, niech poddaja sie tym wszystkim idiotycznym ceremonialom, ale juz na wlasna reke i swiadomie. Moje wnuki nie sa ochrzczone, co mnie bardzo cieszy, moja mama nie zyczy sobie pogrzebu katolickiego, co cieszy mnie jeszcze bardziej. Na moja rodzine ci zwyrodnialcy nie beda miec zadnego zlego wplywu.

25 października 2024

Cios...

 ... w chrzescijanskie tradycje i swietosc - oto jak kler histerycznie reaguje na dzieciece przebieranki podczas halloween. Bo klechy nienawidza, kiedy ludzie sie raduja, ta ich religia polega na zamartwianiu sie, waleniu w klate i powtarzaniu monotonnie mea culpa, calkowitemu zrezygnowaniu z dobr doczesnych (najlepiej oczywiscie na rzecz kosciola, zeby katabasom wystarczalo na prostytutki plci wszelakiej i orgie na dragach w zaciszu domow parafialnych) i nadziei na wieczne zbawienie. Nalezy stale prezentowac odpowiednio zwisly nastroj, bo wszelkie przejawy radosci nie licuja z grzesznym zyciem doczesnym. Dzieciom od przedszkola laduje sie do glowek, ze sa nic nie warte, a Jezusek przez nie powiesil sie na krzyzu, potem zapedza sie je zbyt wczesnie do spowiedzi i o ile mlody czlowiek w miedzyczasie nie zmadrzeje na tyle, zeby sie wymiksowac z tej przestepczej organizacji, tak pozostanie w niej do samej smierci, ponury, nienawistny, bojacy sie okazac radosc, krytykujacy wszelkie przejawy radosci, zakazujacy ksiazek o czarodziejach, kotka srajacego tecza czy jednorozca, nie wspominajac o przebierankach na halloween. Nie kochajacym  i nie bedacy kochanym, ot, pozostajacy tylko polskim katolikiem. Kosciol wychodzi z siebie, zeby przymusic  nie tylko wlasnych wiernych, ale najlepiej wszystkich, do tanczenia na ich gwizdek. Wtracaja sie juz do wszystkiego, usiluja nawet dyktowac ludziom, jakie znicze i kwiaty moga kupowac do polozenia na grobach. A wsrod wiernych i niewiernych zaczyna sie paniczne latanie z wiaderkami po cmentarzach i placz w mediach spolecznosciowych, ze wszystko takie drogie. Bo przeciez trzeba wykupic pól sklepu, zeby sie pokazac, trzeba objechac pól Polski, z kazdym zjesc, a co wazniejsze, napic sie i znow akcja ZNICZ poda smutne statystyki wypadkow, kierowcow pod wplywem i ofiar corocznego cmentarnego szalenstwa.
 U nas to normalny dzien pracy, a ja moze nawet wybiore sie gdzies na spacer na cmentarz, jesli pogoda dopisze. W ubiegla niedziele wybralysmy sie z corkami i ich dziecmi na odpust do wioski lezacej niedaleko naszego poprzedniego miejsca zamieszkania. Nazywam to odpustem, choc to wlasciwie z kosciolem niewiele ma wspolnego, to takie popularne w Niemczech swietowanie, cos w rodzaju pozegnania lata, dozynek i jarmarku organizowanych przez lokalna ochotnicza straz pozarna w jednym. Sa karuzele, strzelnice, jarmarczne jedzenie, a wszystko przesadnie drogie i muzyka za glosna. Ale dla mnie to w sumie przyjemna odskocznia od codziennosci i okazja pobycia z wnukami i ich porozpieszczania. Milo bylo spotkac syna naszej bylej sasiadki, niegdys drobnego chlopczyka, ktory chodzil z nasza najmlodsza corka na plywalnie, a obecnie chlopa o posturze niedzwiedzia i wzroscie podchodzacym pod dwa metry, ojca trojga dzieci. Spotkalysmy tez dawne kolezanki moich corek w otoczeniu ich dzieci, wszystkich ich znam od przedszkola, a teraz to stateczni dorosli ludzie. I tylko my wiecznie mlodzi :)))

Hexa akrobatka

Gapcio na burakach

Hexa oczywiscie tez na szczycie

Zachwyt miejskich dzieci kurami

Gapcio snajper

Kiczowate karuzele

Matki tez poszly w tango i mialy ubaw

Nie zabraklo pani w tradycyjnym trachcie

 A na koniec przez wioske przeszla mala lokalna orkiestra deta, a ludzie wyglupiali sie na ulicy. Te male spolecznosci z wiosek i malych miasteczek potrafia cudnie sie bawic przy okazji takich wlasnie imprez.


 
I to by bylo na tyle.

23 października 2024

Pomalutku do przodu

 Czasem warto poczytac cudze blogi, bo zdarza sie, ze powoduja u czlowieka natchnienie i motywuja do czynow wielkich. Chwalila sie Teatralna, ktora ma w chalupie w pip garderob, schowkow, pawlaczy, kanciap, obór, strychow i innych pozytecznych miejsc, w ktorych mozna upchnac wszystko, ze nawet one, te schowki, wreszcie sie zapelnily. Po dach. I zamiast sie rekonwalescentowac w spokoju, Teatralna zabrala sie do roboty w odgruzowywaniu tychze. Tak mnie to natchnelo, ze zajrzalam do swojej szafy i tez kilka nienoszonych klamotow wyladowalo w worku, a ten zaraz odnioslam do auta, gdzie juz czekaly inne worki, ale nie moje. Pomagam bowiem troche tej znajomej, ktorej maz niedawno zmarl i przy okazji zabieram autem wory jego ubran, bo placowka czerwonego krzyza jest niedaleko mnie, wiec mam jakby po drodze. Tyle tylko, ze dni i godziny otwarcia sa takie dziwne, ze nie zawsze zdazam i tak je woze czasem tygodniami.
 Odkad wprowadzila sie do nas mama, zrobilo sie jeszcze ciasniej, dotad nasze kurtki, posciel i reczniki mialy miejsce w jej szafie, po wprowadzce musielismy je upchnac w naszej szafie sypialnianej. Do piwnicy wynosze tylko grube kurtki zimowe, bo one juz sie nie mieszcza, na reczniki mam poleczke w lazience, posciel mam w swojej czesci szafy. I tak sie tej poscieli przygladalam, ze tyle jej mam, a uzywam niewiele, mam swoje ulubione zestawy, reszta lezy. Wypad zatem! Mam tez taka, ktora lubie, ale ona ma jeden feler, koldra zsuwa sie w poszewce do tylu i nad ranem jestem zakryta tylko poszewka. Zal mi bylo, bo posciel lubie, ale nadszedl czas rozstania, wygodne spanie jest dla mnie wazniejsze, posciel zapakowalam do worka, bo jest w bardzo dobrym stanie, niech kto inny sie z nia meczy. No ale w takim ukladzie zostalam bez jednej zmiany poscieli zimowej, zostawilam sobie dwie zmiany letnie i mialam dwie zimowe, a mam tylko jedna. No to sobie zamowilam nowa, flanelowa, czarna z kwietnymi akcentami, a do niej czarne przescieradla. A co! Kto bogatemu zabroni. Slubny najpierw troche zgrzytal, ze czarna, ale teraz mu sie podoba, bo milusia w dotyku i naprawde ladna. 
 Ja w ogole mam w stosunku do poscieli specjalne wymagania, nie lubie tych takich typowych wzorkow poscielowych, moje wymogi co do wygladu poscieli sa specyficzne i nielatwo mi znalezc cos, co mnie od razu zachwyci. Poza tym lubie posciel ciemna, choc ta moja letnia z kory jest zolta jak srodek jajka, ale przynajmniej gladka, bez zadnych poscielowych wzorkow, ktorych nie trawie. W ogole wzornictwo wyrobow poscielowych jest moim zdaniem psu o kant tylka rozbic. Bardzo trudno o naprawde ladny dizajn, a jak juz sie trafia, to jest to na ogol twor jakiegos kreatora mody i kosztuje majatek. Podobnie nie lubie recznikow we wzorki , szczegolnie w te takie typowo recznikowe. Mnie w ogole nielatwo zadowolic.
 Z calkiem innej beczki. Taka mnie naszla refleksja, ze na drogach jest coraz bardziej niebezpiecznie. Jakosc ksztalcenia kierowcow to jakis kabaret, szczegolnie w panstwach bylego bloku wschodniego. Liczba wypadkow drastycznie wzrosla, odkad po niemieckich autostradach woza sie auta z calej unii. Ludzie nie umieja jezdzic, nie radza sobie z arteriami, na ktorych nie ma ograniczenia szybkosci i po ktorych poruszaja sie naprawde szybkie pojazdy. Poza tym modne stalo sie jezdzenie po zazyciu roznych nielegalnych substancji, niekoniecznie alkoholu. Bardzo niebezpieczne sa ciezarowki, ich kierowcom niewiele moze sie stac, za to dla innych to maszyny do zabijania, czego przykladem byl niedawny karambol na gdynskiej obwodnicy. U nas to samo, wciaz grozne wypadki na niedalekiej "siodemce", ktore czesto powodowane sa wlasnie przez obcych kierowcow ciezarowek. I tak czeste kontrole na drogach powoli eliminuja gruchoty, w ktorych przez podloge widac asfalt, a tarcze hamulcowe starte sa na platek, ale cudzoziemscy spedytorzy i tak probuja, przy czym kierowcy pracuja w nadgodzinach i czesto ratuja sie niedozwolona chemia, zeby wytrzymac prowadzenie pojazdu. Policja nie jest w stanie wylapac wszystkich.
 I na koniec kilka migawek z poniedzialkowego spaceru, pogoda byla ogolnie dobra, choc czasem troche sie chmurzylo, ale dobrze spacerowalo sie przy 20°C. Gesi zbieraja sie na jeziorku, pewnie niedlugo beda odlatywac, za to na zimowisko przylecialy kormorany. Ogolnie jest bardzo tycjanowsko.




















 Te kwiatki, owady i motylki, ktore widzialam, a ktorych nie udalo mi sie sfocic, wcale nie sugeruja, ze tuz za progiem czai sie listopad.

21 października 2024

Jak bez reki

  Nachalnosc  i pospiech sa wskazane przy lapaniu pchel, tak mi zawsze powtarzal tato, a ja powinnam go sluchac, ale wiadomo, jajo zawsze madrzejsze od... no dobra, od koguta tym razem. W czwartek przylecialam z roboty i zamiast odpoczywac, zaczelam kombinowac, ze jesli wezme sie do roboty tego dnia, to bede miala cale trzy dni do wlasnej dyspozycji i zadne sprzatanie nie bedzie mi juz glowy zaprzatac, no i rzucilam sie jak szczerbaty na suchary czy tam lysy na grzebien. Energia mnie rozsadzala do tego stopnia, ze nawet umylam okno w kuchni, ale tylko tam, bo mamy jesien, a przesadzanie to praca wiosenna, a ja az tak nie zglupialam, zeby sie katowac wlasnymi rencami, to robota dla masochistow. Z kuchni przeszlam do przedpokoju i tam narozrabialam, bo zachcialo mi sie odwiedzac wszystkie zakamarki, miedzy innymi ten, gdzie stal sobie spokojnie moj router. Ruszylam go, a on sie zbiesil, pogasly mu wszystkie swiatelka z wyjatkiem POWERu i internet poszedl sie bujac na szczaw. Wszelkie proby reanimacji, ktore podejmowalam, okazaly sie daremne, wylaczanie z sieci, resetowanie, masaz serca i sztuczne oddychanie usta-usta nie wniosly NIC! Umarl na smierc. Przerwalam zatem sprzatanie i zasiadlam do telefonowania po ratunek. Kiedys juz taki "telefon do przyjaciela" pomogl mi w klopotach, oni tam jakos zdalnie posprawdzali i poprowadzili mnie tak za raczke, ze problem sie rozwiazal. Tym razem jednak mila pani przy telefonie potwierdzila ostateczny zgon urzadzenia, ktore i tak dosc dlugo mi sluzylo, bo ponad 14 lat. Router mam wypozyczony, wiec nalezy sie nowy i wprawdzie pani obiecala, ze wysle mi ten nowy zaraz-natentychmiast, wiec teoretycznie powinien dojsc w sobote, ale nie bylo to na 100%, istnialo niewielkie prawdopodobienstwo, ze dojdzie dopiero w poniedzialek. I tak zaczela sie moja gehenna ze smartfonem. Przez caly czas slepienia w ten malutki ekranik i stukania jednym palcem w malutka klawiaturke, gdzie i tak wciaz trafialam w klawisz gdzies obok, zastanawialam sie, jak w ogole mozna prowadzic internetowe zycie tylko ze smartfona, no ja bym nie umiala, za bardzo mnie wkurzaly te mikroskopijne okolicznosci dzialan. Oraz prawie poszlam do kosciola dac na msze w intencji dostania nowego routera juz w sobote. Modly zanoszone do wszystkich bóstw swiata pomogly, urzadzenie dotarlo i uchronilo mnie przed psychiatrykiem.
 Energicznie zabralam sie do roboty przy instalowaniu nowego urzadzenia, choc przedtem wypadalo zdeinstalowac stare i zrobic zdjecie cyfrowego klucza w nowym, co ulatwialo konfigurowanie z nim wszystkich domowych urzadzen. Oczywiscie musialam demontowac listwe przypodlogawa, pod ktora pochowane byly wszelkie kable, polaczyc prawidlowo wszystkie kabelki i czekac az router zechce zastartowac, a potem skonfigurowac go od nowa ze wszystkimi urzadzeniami, komorkami, telewizorami i lapkiem. Wszystko gralo i buczalo, ale telefon stacjonarny nie dzialal, szukal wciaz bazy i zadna sila nie dawal sie przekonac, ze baza jest na swoim miejscu, ino wystarczy chciec sie z nia polaczyc. Nie chcial. Zadzwonilam zatem znow do operatora, byla kolejka, ale nie musialam czekac, wybralam opcje, ze oni zadzwonia do mnie. Ale w miedzyczasie zaczelam grzebac w tej glupiej sluchawce, ktora nie chciala sie polaczyc z baza. I co powiecie, znalazlam rozwiazanie problemu, wiec kiedy operator zadzwonil, moglam mu sie pochwalic, ze rozwiazanie znalazlam sama i zyczyc dobrego weekendu. Bardzo jestem z siebie dumna, wszystko ogarnelam samodzielnie. A najwazniejsze, mam wreszcie swoj duzy ekran i normalna klawiature. 

19 października 2024

Dzieci

 Niedawno wielka burze w mediach i lawine komentarzy oburzonych madek wywolala informacja, ze na dzisiaj wlasnie, 19 pazdziernika, kompleks lodzkich basenow Fala wyznaczyla jako dzien tylko dla doroslych. Zadnych dzieci! Jeden dzien! Nie ze co tydzien bombelki nie beda mogly moczyc tylkow, nie, tylko jeden jedyny dzien. Rozlegl sie zewszad donosny wrzask, bo chyba wszystkie madki swiata zaplanowaly sobie wlasnie dzisiaj plawic bombelki na Fali. No i ze to dyskryminacja, skandal, ze demografia ujemna, a tu takie szykany. A do napisania tego posta zmobilizowal mnie odcinek podcastu "wideoprezentacje" o budzacym groze tytule nawiazujacym do... UWAGA!... przesladowan bombelkow w Polsce. Tu do obejrzenia
 Zaczelo sie od Fali, poszlo po hotelach "bez dzieci", po restauracjach, gdzie nie ma miejsca ani na postawienie wozka, ani nie bylo odpowiednich dzieciecych krzeselek, poprzez dezaprobate otoczenia, kiedy bombelek demolowal miejsce, w jakim sie akurat znajdowal, wrzeszczac przy tym tak, ze pekaly bebenki, no i ogolna konkluzja, ze jej wielu znajomych rezygnuje z rodzicielstwa, bo boja sie negatywnych reakcji otoczenia. Zapomniala dodac, ze nawet kler dolaczyl do akcji przesladowczej, wyrzucajac rozbrykane i wrzeszczace bombelki z kosciolow. No co za skandal! A swoja droga klechom nie przeszkadza wrzask pietnowanych woda swiecona bombelkow, bo za to tlusto kasuja, a na mszy to juz za maly dochod, zeby musiec wysluchiwac bombelkowych rykow. 
 Nastapilo tlumaczenie, ze teraz to dzieci wychowuje sie inaczej niz kiedys, niz mysmy byli wychowywani, padl argument Korczaka nawet, A ja sluchalam z rozwarta paszcza jak swinia grzmotu i z podziwu wyjsc nie moglam na tak prymitywne przeinaczanie faktow. Owszem, teraz wychowanie dziecka to calkiem inna robota, trzeba je traktowac jak czlowieka, zgoda. Ogolnie panuje trend wychowania (slowo-klucz) bezstresowego, ale nadal wychowania, a madki przyjely, ze bezstresowe to maja byc one, a nie bombelek, wiec pozostawiaja kwestie wychowania losowi, szczyl robi co chce, ona na ogol siedzi w telefonie. Podkresla prawa, ktore dziecko ma miec, zapominajac wygodnie o obowiazkach, ktore miec powinno, zeby proces wychowania byl pelny. Bo dziecie majace jedynie prawa i zadnych nieprzekraczalnych granic, wyrasta na roszczeniowe stworzenie, malego socjopate niespecjalnie przygotowanego na zycie wsrod innych ludzi. 
 Nie mam nic przeciw dzieciom w restauracjach, ale pod warunkiem, ze beda zachowywaly sie jak ludzie, a nie jak swinie i pozostawialy na stole nieakceptowalny chlew z pelna pielucha jako wisienka na torcie. Zeby nie lataly miedzy stolikami, nie zaczepialy innych gosci i nie lapaly ich tlustymi brudnymi lapkami. Zeby nie ryczaly tak glosno, ze nie slychac osoby siedzacej obok. To wszystko jest do zrobienia, pod warunkiem, ze madka takie dziecko wychowuje, a nie tylko rodzi i puszcza samopas. Ja zdaje sobie sprawe, jak szybko dzeicko nudzi sie siedzac w jednym miejscu, ale to rola matki jest w takiej chwili opuscic lokal z dzieckiem, a nie trajkotac przy stole, bedac zadowolona, ze dziecko bawi sie na wlasna reke. I tak jest dokladnie ze wszystkimi miejscami publicznymi, gdyby rodzice zajmowali sie swoim potomstwem, gdyby stawiali im pewne granice, bardziej dbali o maniery dziecka, nie byloby kwestii ustanawiania dni wolnych od kaszojadow na basenach, pelnego zakazu wstepu do np. kocich kawiarni, tworzenia w hotelach stref bezbombelkowych itp. To roszczeniowi rodzice nie chca przyjac do wiadomosci, ze sami sa temu winni. Bezstresowe wychowanie jak najbardziej, ale nie bezwarunkowe, kary cielesne to zlo, podobnie jak durne powiedzonka, ze dzieci i ryby glosu nie maja, jednak wychowanie to nie tylko prawa, to rowniez obowiazki, ktorych trzeba dzieci uczyc, podobnie jak szacunku wobec innych ludzi, zarowno doroslych jak i rowiesnikow, madre uczenie, ze kaszojad nie jest pepkiem swiata, ze raz sie wygrywa, raz przegrywa, zas maniery przydaja sie przez cale zycie.


17 października 2024

Jak latwo zniszczyc zycie

 Piszemy do siebie z Tereska Australijska, codziennie wymieniamy kilka maili, czasem o niczym, o codziennosci, o pogodzie o mojej zazdrosci, ze u niej wiosna, o polityce i o dupie maryni. Ostatnio napisala mi, ze nad jej osiedlem nisko krazy helikopter i pewnie kogos szukaja. A mnie przypomniala sie historia sprzed wielu lat.
 Pracowalam wtedy jeszcze w knajpie, wiec w sobote odsypialam, kiedy obudzil mnie huk smiglowca lecacego bardzo nisko nad naszym domem, za chwile znow i znow. Przelatujacy helikopter to u nas chleb codzienny, klinika uniwersytecka ma do dyspozycji opisywanego przeze mnie wielokrotnie Christoph 44, ktory czesto lata, glownie do bardzo powaznych stanow, wtedy laduje na srodku ulicy albo gdzie sie da, lub do wypadkow na autostradzie siodemce, bo najszybciej mozna tam dotrzec droga powietrzna. Ale krazacy w te i nazad to cos niezwyklego, wiec zwleklam sie z lozka i dopiero wtedy odkrylam, ze to nie Christoph, a smiglowiec policyjny.
 Byly to czasy, kiedy telefony komorkowe jeszcze nie byly tak powszechne, a o internetach malo kto slyszal, wiec nie dalo sie szybko dowiedziec, o co chodzi, bo ze kogos poszukuja, to bylo pewne. Po osiedlu jezdzilo tez sporo radiowozow, a czlowiek nie byl pewien, czy to poscig za jakims przestepca, psychopata czy cos innego. Pozniej dopiero dzieci przyniosly do domu hiobowe wiesci, ze zginal ich kolega z podworka, a stalo sie to w piatek w drodze do szkoly. Chlopczyk o imieniu Andreas mial 7 lat. Tego dnia nie zostal odnaleziony, za to do matki dziecka zadzwonil porywacz, zadajac okupu w wysokosci 800 tysiecy marek, co bylo dosc zaskakujace, bo na tym osiedlu nie mieszkali zadni milionerzy. W niedziele wieczorem przypadkowi spacerowicze odkryli w niedalekim lesie chlopca przywiazanego do drzewa tasma klejaca, mial tez zaklejone oczy i usta. Krotko potem zlapano porywacza, ktorym okazal sie 21-letni bezrobotny, sam ojciec malego chlopczyka. Zostal skazany na 7 lat wiezienia i pewnie dawno juz wyszedl na wolnosc, ale to niestety nie koniec tej smutnej historii.
 Andreas wyniosl z tego porwania spore psychiczne traumy. Jako ze przez czas porwania nie jadl, rozwinal sie u niego strach, ze znow moze zaznac glodu, wiec jadl na zapas, bardzo przytyl. Poza tym mial zal do matki, ze nie pospieszyla mu z pomoca, kiedy w tym lesie w nocy ja wolal, zeby go ratowala. Stal sie bardzo agresywny, byl to rodzaj muru, jaki tworzyl wokol siebie, zeby obcy nie mieli do niego dostepu, zeby nie powtorzylo sie porwanie. Dzieciak nakazywal sobie "proby odwagi", wspinal sie wtedy na wysokie drzewa czy mury. Oczywiscie natychmiast dostal psychologiczna pomoc, ale, jak mowil psycholog, dostep do niego byl bardzo utrudniony, wiec psychoterapie niewiele wnosily. Wciaz podkreslal, ze nienawidzi rodzicow, stracil do nich zaufanie, bo nie bylo ich, kiedy tak bardzo ich potrzebowal. 
 Te 60 godzin samotnie spedzonych w lesie, w dzien i w nocy, glod, brak mozliwosci rozejrzenia sie dokola, wolania o pomoc, wstyd z powodu opuszczonych spodni. Nie chodzilo tu o wykorzystanie seksualne, ale mozliwosc oddania moczu bez moczenia spodni, tak podkreslal porywacz. Chyba nigdy nie wybaczyl swoim rodzicom, ze nie bylo ich przy nim, kiedy ich potrzebowal, w tym przypadku cala wina lezala jego zdaniem po ich stronie, a nie po stronie porywacza. 
 O ile wiem, pozniej zaczely sie problemy z uzywkami, ale wlasciwie stracilismy kontakt z tamtym osiedlem po przeprowadzce i nie wiem dokladnie, co dalej bylo z Andreasem. Dzisiaj dobiega 40-tki, nie wiem, jak potoczyly sie dalej jego losy, czy zalozyl rodzine, czy ma wlasne dzieci, czy wybaczyl w koncu rodzicom.
 Sprawca mial 100 000 marek dlugow i w taki sposob usilowal z nich wyjsc, niszczac nieodwracalnie zycie kilku osob, najbardziej tego biednego dzieciaka, ale i jego rodzicow.
 Na podstawie wlasnych wspomnien i artykulu w Spiegel

15 października 2024

Jak najprosciej...

 ... wychowac sobie pasozyta na memlonie. 
 Qrde, juz polowa pazdziernika!!! Kiedy to przelecialo, przeciez dopiero byl dzien zjednoczenia Niemiec, a tu za chwile przyjdzie nam cofac zegary o godzine, podobno ostatni juz raz, czego osobiscie bardzo zaluje, bo ja lubie czas letni, mam wtedy godzine wiecej dnia po poludniu, bo rano to mi nie zalezy. Bylo nawet referendum, w ktorym bralam udzial, czy zostawic czas letni, czy wrocic do wlasciwego, ktorym jest zimowy. Ku mojej rozpaczy wygral zimowy, ale nic, dostosuje sie, bo nie mam wyjscia.
 Ale ja tu o czym innym chcialam podywagowac. Niedawno rozmawialam z kuzynka, ktora sie uskarzala, ze nosi ciezkie zakupy, a kondycja juz nie ta, ze bedzie musiala kupic sobie torbe na kolkach i takie tam. Zapytalam, dlaczego nie uzywa samochodu, ma przeciez prawo jazdy, ale podobno jej maz boi sie o calosc auta i, choc sam nie jezdzi, jej nie pozwoli, ani nawet nie zawiezie po te zakupy, bo nie. To jedna strona medalu, druga zas wyglada tak, ze gdyby jej zabraklo, on pewnie zginalby marnie, bo nie tylko nie umie gotowac, wlaczyc zmywarki czy pralki, to dodatkowo wszystkie papierkowe sprawy od poczatku zalatwiala ona i przypuszczam, ze on nie umialby wypelnic formularza na czynsz, prad, gaz czy ubezpieczenia, bo jednak obydwoje sa niekumaci w internety i ona robi to klasycznie co miesiac. Jak do tego doszlo? Ano ksiaze malzonek byl poznym dzieckiem swojej mamy, ktora przed nim tracila wiele ciaz, wiec gdy sie wreszcie urodzil, chuchano na niego i dmuchano, zeby zadna krzywda dzieciecia nie spotkala. Mama robila dla (za) niego wszystko i chociaz dobrze, ze udalo jej sie wychowac dosc milego i pogodnego osobnika, ale niestety takiego, ktory nie posiadl zadnych praktycznych umiejetnosci. Calkiem podobnie bylo w przypadku naszego P., a i w przypadku mojego slubnego zapowiadalo sie na powtorke z rozrywki. Tyle ze P. umie zarabiac pieniadze i kiedy jest cos w domu do zrobienia, wzywa roznych fachowcow i placi za uslugi. I nie chodzi tylko o przyslowiowe wbicie gwozdzia czy wywiercenie dziury pod dybel, zeby zawiesic szafke, do sprzatania i prasowania przychodzi pani, a inna pani gotuje na caly tydzien i on odbiera pudelka. Dyzur sprzatania klatki schodowej i domu dokola robi za niego inny umyslny, choc w domu ma nastoletniego syna, ktory moglby te proste prace wykonywac i co ja mu nieraz sugerowalam, od kiedy zyje sam, bo wczesniej sporo robila jego eks. I wychowuje swojego syna na dokladnie taki sam bezuzyteczny egzemplarz jak on sam. Natomiast swietnie wychodzi mu zarabianie pieniedzy, zna sie na gieldowych kruczkach, inwestuje i ma z tego dodatkowy dochod. Nie zginal wiec, kiedy zona go opuscila, daje rade, a nawet lepiej stoi finansowo niz przedtem.
 Maz kuzynki pewnie by sie jakos nauczyl, gdyby zostal sam, ale kuzynka od poczatku malzenstwa chciala sie wykazywac, jaka to ona obrotna i jak ze wszystkim daje sobie rade, wiec utwierdzila go tylko w jasniepanskich nawykach. Teraz ma, co sobie wychowala i pretensje moze miec wylacznie do siebie.
 Ja znajac ich historie, postepowalam z wiekszym sprytem. Mialam bowiem taki sam egzemplarz, jedynak pozno urodzony, ktory stracil ojca, byl wiec dla matki rzadkim i jedynym skarbem, ktoremu wymiatala pylki spod nog i wszystko dla niego robila. Az nastalam ja, a zaraz potem stan wojenny z godzina policyjna, brakiem telewizji i zakazem spotkan, wiec szybko zaszlam w ciaze i pomyslalam sobie "teraz albo nigdy", wiec natychmiast stalam sie umierajaca i z porcelany, nic nie moglam sama robic, a byl to jeszcze czas tokow, wiec slubny chetnie przejal moje obowiazki, pral w reku wszystko, nawet moja bielizne, bo pralki jeszcze nie mielismy, a ja przeciez nie moglam sie pochylac nad wanna, sprzatal, przynosil ciezkie zakupy, no prawie wszystko za mnie robil. I nauczyl sie pomagac, weszlo mu to w krew. Nigdy tez nie uslyszalam od niego, ze "nie da mi samochodu", bo to akurat ja wnioslam auto w posagu, wiec nim jezdzilismy na zmiane i tak bylo przez cale malzenstwo. Dopiero teraz na szczescie sam zrezygnowal z jezdzenia po moich marudzeniach, ze czas najwyzszy. No coz, z powodu jego obecnego wieku i choroby prawdopodobnie nie dalby sobie rady beze mnie, nie umialby prawidlowo wypelnic formularza, pewnie z czasem i zakupy stanowilyby dla niego wyzwanie nie do ogarniecia, ale ogolnie gdyby nie choroba, dalby sobie rade. A to tylko dlatego, ze w pore i w odpowiednim czasie "wychowalam" sobie meza, nie usilowalam udowodnic swiatu, ze poradze sobie ze wszystkim, choc kiedy moja tesciowa na to patrzyla, z zawisci zalewala ja zolc i wciaz powtarzala, ze przez te kilka miesiecy zrobil dla mnie wiecej niz dla niej przez cale zycie i zamiast sie cieszyc, ze darmozjad ruszyl do roboty, to go zalowala, a mnie zarzucala, ze go wykorzystuje. Nie tylko wiec zony robia z mezow osobniki nieprzystosowane do zycia, ale wina lezy glownie po stronie matek, ktore przygotowuja wprawdzie corki do roli matek i gospodyn domowych, ale juz synow trzymaja z daleka od prozaicznych zajec, majac nadzieje, ze ich przyszle zony to ogarna.
 Bywa rowniez odwrotnie, jak w przypadku tego naszego znajomego, ktory zmarl niedawno. Wdowa po nim zajmowala sie wprawdzie gospodarstwem, ale to on byl od papierow, rachunkow, kont bankowych, formularzy i obslugi komputera, a z zajec domowych od przynoszenia opalu, paleniu w kominku i malych domowych napraw. Ona teraz niespecjalnie sobie radzi, a w zwiazku z jego smiercia spraw do zalatwienia jest cala masa. Dobrze, ze jej ziec przejal czesc obowiazkow, a takze berlinska corka, ktora jest prawnikiem. 
 Niestety opamietanie czesto przychodzi za pozno, dopiero po smierci wspolmalzonka okazuje sie, ze ten zyjacy nie moze sobie z niczym poradzic, bo przez caly czas trwania malzenstwa byl separowany od domowych obowiazkow, zarowno tych gospodarczych, jak i papierowych. 

13 października 2024

Rynce i cycki opadajo

Tak sobie ostatnio gadalismy z naszym P., jak to wszystko schodzi na psy (co za glupie powiedzenie! Przeciez psy sa na swoj sposob dobrze zorganizowane). Kiedys juz pisalam o moim wlasnym przykladzie wieloletniego (nie)leczenia moich wrzodow, faszerowania mnie niepotrzebnie bardzo mocnymi antybiotykami, ktore nie dzialaja, bo moje bakterie sa na nie odporne, wielokrotnych gastroskopii, ktore nie wniosly zupelnie nic, dwukrotnych prob wykonania antybiogramu, co moim zdaniem powinno byc zrobione juz na samym poczatku, choc przy takiej niestarannosci uslug medycznych, z jaka mamy tu do czynienia, pewnie i wtedy nic by nie wykazaly. Dopiero po rozmowie z corka rozjasnilo mi sie w glowie, ze prace wykonuja pracownicy wypozyczeni, szybko przyuczeni, ktorzy maja gleboko w dupie zdrowie pacjentow, bo im nie zalezy. Pisalam o tym niedawno w poscie "Wedrowki". 
 P. natomiast pracuje w ubezpieczeniach i cale szczescie, ze go mamy, bo tacy normalni klienci traca czas i zdrowie, zeby cokolwiek zalatwic. Kiedys dzialalo to inaczej, P. mial swoj przydzielony numer telefonu, jak zreszta wiekszosc urzednikow ubezpieczalni, mozna bylo dzwonic do niego bezposrednio, a teraz albo call centrum, muzyczka na czekanie i najczesciej student, ktory wprawdzie jest mily i wydaje sie chciec pomoc, ale no coz, nie ma odpowiedniego wyksztalcenia i o ile w prostych sprawach daje sobie rade, tak juz w bardziej skomplikowanych niespecjalnie. Ja mam ten przywilej, ze pisze P. na jego prywatny WA, zeby do mnie zadzwonil w wolnej chwili, bo nigdy nie wiem, czy akurat moze, wiec sama do niego nie dzwonie, a kiedy mam go w telefonie, zalatwiam swoje sprawy. Oczywiscie po znajomosciach mam wszystko zalatwiane w pierwszej kolejnosci, inni czekaja tygodniami, bo spraw jest duzo, a pracownikow malo. Zarzady dbaja, zeby nie oplacac zalogi zbyt dobrze, zeby im nie zabraklo na ich milionowe pensje. Stad wlasnie zatrudnianie studentow albo takich wypozyczonych. Tam dochodzi juz do takich nonsensow, ze student wysyla do klienta list z pytaniem o numer konta, zeby moc mu cos tam wyplacic, podczas gdy od lat ubezpieczelnia bierze skladki z tego wlasnie konta i dobrze wie, skad je brac.
 Ostatnio oslabila mnie panienka z kasy chorych mamy. Tu mianowicie tak jest, ze osoby chronicznie chore moga zostac zwolnione z roznych doplat do lekarstw czy zabiegow, jesli suma tych doplat przekroczy wartosc 1% ich rocznych dochodow. Tak sie wlasnie stalo w przypadku mamy, miala bowiem doplacic za pobyt w szpitalu (10€ dziennie, ale nie wiecej niz 280€ w roku, wiec jesli pobyt w szpitalu przekroczy 28 dni, nie musi byc naraz, ale w ciagu calego roku, to pozostaje te 280€ do placenia) plus doplaty za fizjoterapeute, w sumie przekroczylo to wszystko limit juz trzykrotnie. Zadzwonilam wiec do kasy, godzine kwitlam ze sluchawka przy uchu, sluchajac durnych informacji, wreszcie dostalam zywego czlowieka do sluchawki. Mowie wiec, o co chodzi. Tak, oczywiscie, nalezy sie i ona juz dzisiaj wysle mi formularz do wypelnienia, mama zostanie zwolniona z jakichkolwiek nastepnych doplat. Przy okazji zapytalam ja jeszcze, co z naszym podaniem o wyzszy stopien niepelnosprawnosci, ona na to, ze wszystkie papiery zostaly juz wyslane do sluzby medycznej (to komorka zajmujaca sie m.in. wysylaniem rzeczoznawcow do chorych) i tam mam sie dowiadywac, nawet dala mi numer ich telefonu. Zadzwonilam wiec, okazalo sie, ze dostali papiery od kasy chorych dopiero trzy dni wczesniej, ale sie skontaktuja. Do kasy nasz wniosek wplynal 10 wrzesnia, wiec nie spieszyla sie specjalnie z posylaniem go do sluzb medycznych. No nic, czekam na formularz. Nastepnego dnia przychodzi list z kasy chorych, bez formularza, za to z informacja, ze papiery poszly do sluzb medycznych. I nic wiecej. Znow trzeba dzwonic i czekac godzinami, az ktos sie zwolni i zechce ze mna porozmawiac, bez gwarancji, ze przysla mi to, czego potrzebuje. Sami powiedzcie, jak rozmawiac z idiotami? Widocznie dwa tematy byly dla tej gaski za duzo i kiedy zaczelysmy rozmawiac o sluzbach medycznych, to dziewcze zapomnialo o temacie glownym czyli formularzu o zwolnienie z doplat. Qrna, no naprawde rece i biust plasnely mi o podloge na taka skrajna niekompetencje.
 I tak jest praktycznie wszedzie, w kazdej dziedzinie zycia, wszechobecna niekompetencja, olewactwo, brak podstawowej wiedzy, lekcewazenie klienta, brak mozliwosci lub utrudnienia skontaktowania sie z zywym czlowiekiem. Ale zarzady i prezesi maja sie nienajgorzej, co najmniej jesli chodzi o zarobki.
 

11 października 2024

Wykonczyli bapcie

 Calkiem fajnie spedzilam ten dlugi weekend. Czwartek poswiecilam na sprzatanie,
zeby miec cale trzy dni tylko dla siebie. I dla Toyki oczywiscie. Pogoda w piatek i sobote byla znosna, wiec wybralysmy sie pospacerowac, za to niedziela przywitala nas blekitnym niebem i sloneczna pogoda, wiec pomyslalam, ze i ten dzien spedzimy gdzies w polach. Tymczasem zadzwonila corka z wiadomoscia, ze jest w poblizu pchli targ i czy bym sie z nimi nie wybrala. No stesknilam sie za chocholami, wiec entuzjastycznie przytaknelam. Zebym ja wiedziala, jaka pulapka zostala na mnie zastawiona, chyba bym zrezygnowala. A siedzialam jeszcze w szlafroku, niezrobiona, wiec wystrzelilam jak z procy pindrowac sie i upodabniac do czlowieka. Za jakies pol godziny dostalam wiadomosc, ze mam wychodzic przed dom. Paczam ja, a tu jakies obce auto podjezdza, wypasione bardzo, paczam blizej, a tu Dochodzacy (zwany w dalszej czesci D. dla wygody) za kierownica. Aha, mamy wiec wypad rodzinny w pelnym komplecie. Pojechalismy, co okazalo sie niezbyt madrym posunieciem, bo z racji pieknej pogody ten gigantyczny parking byl zapchany do ostatka, ale szczesliwie ktos akurat wyjezdzal, wiec sie zmiescilismy. Takich tlumow to ja dawno tam nie widzialam, a wiec trzeba bylo wzmoc pilnowanie: 1. dzieci rozbiegajacych sie w roznych kierunkach, 2. wypasionego i drogiego wozka, 3. wlasnych torebek, bo kieszonkowcow tez tam bylo pelno. No i zaczela sie
Junior zwija autka ze straganow
jazda! Corka szukala glownie zimowej odziezy dla chocholow, wiec specjalnie nie zwracala uwagi na wlasne dzieci, majac jako ich bodygardow bapcie i D. Gdybym byla sama, jak kiedys, to teraz nigdy w zyciu nie dalabym rady upilnowac towarzystwa. W wozku siedziec nie chcieli i wciaz gdzies uciekali, kazde oczywiscie gdzie indziej, kazde zafascynowane innymi stoiskami pelnymi zabawek. Swietnie wiec radzilismy sobie z zieciem in spe, majac pod opieka po jednym malym terroryscie. Nielatwo bylo namowic jedno i drugie, zeby oddalo sciagnieta ze straganu zabawke, Junior nastawiony byl oczywiscie na autka, Zosce bylo bardziej wszystko jedno, byle kolorowe, byle sie swiecilo. Ale kiedy dopadla rowerek dla lalki z kaskiem dla tejze, nic nie rzadzilo, bapcia kupila. Wlokla ten rowerek dzielnie pozniej przez cala droge, nie pozwolila wlozyc go do wozkowego bagaznika. Kupilam im tez klasyczne drewniane kolorowe klocki, a Juniorowi... no, kto zganie?
Zoska z lalczanym rowerkiem, helm u mamy
Wiadomo, kolejne autko do kolekcji resorakow, Wartburga z otwieranymi drzwiami, ktorego tez pozniej przez cala droge holubil. I wszystko gralo i buczalo, my z D. robili za aniolow strozow, corka grzebala w towarze, ale nie moglo tak zostac do konca. Bo kiedy oboje z D. zatrzymali sie przy stoisku z czapkami i zaczeli o czyms dyskutowac, dzieci chylkiem zaczely sie oddalac, wiec bapcia podazyla za nimi. Nagle Junior lypnal chytrze okiem i wlaczyl piaty bieg. No to bapcia wziela szybko Zoske na rece i dalej ganiac uciekiniera. Bez slodkiego ciezaru Zoski raz-raz dogonilabym trzylatka, ale tu mi sie Zoska wyslizguje, a ten ucieka coraz szybciej. Za daleko bylam, zeby wolac dzieci o pomoc, wiec lecialam za tym chocholem, a ten oddalal sie coraz bardziej,
Junior chce nalesnika z Nutella
odwracajac sie uradowany, ze bapcia z obledem w oku gra z nim w berka. A mnie wcale nie bylo do smiechu, ostatkiem sil dogonilam delikwenta i mialam ochote nakopac mu do malego tylka. Teraz jak tu wrocic, obydwojga na rece nie wezme, nie dam rady ciezarowi, a dobrowolnie Junior nie pojdzie. Zlapalam oboje mocno za rece i ciagne, wiec Junior postanowil zemdlec na srodku drogi i ani kroku dalej. Qrna! Musialam krzyknac, bo po dobroci nie szlo, wiec sie obrazil i zaczal plakac, na co Zoska solidarnie dolaczyla. Ja spocona i z nerwami na sprezynach, ciagne tych dwoje opierajacych sie dzieciakow i czekam tylko, az ktos zawezwie POLIZEI, ze jakas popierniczona stara baba porwala dzieci. JPRDL!!! W koncu dociagnelam jakos chocholy do ich matki, ktorej rzucily sie w ramiona, patrzac na mnie wrogo katem oka. Na szczescie dlugo nie trwalo obrazanie sie, jakos mi wybaczyly ten przymus bezposredni, widocznie dlatego, ze corka z D. mieli ze mnie beke i dzieciom udzielil sie dobry humorek, czyli glosne rechotanie.
 Calkiem spontanicznie zaprosilam cala ferajne na obiad, bo nagotowalam gar leczo na dwa dni, zadzwonilam tylko do mamy, zeby ugotowala wiecej klusek. Po obiedzie dolaczyl do nas jeszcze P. i siedzielismy przy kawie na balkonie w przyjemnych 20°C pazdziernikowego popoludnia. 
 A skoro juz mialam D. pod reka, to chytrze zapytalam go, czy moglby zajrzec mi do szuflady, ktora nagle zaczela sie haczyc i nie chciala normalnie otwierac i zamykac. Slubny co prawda cos tam patrzyl, ale powiedzial, ze sie nie da, a D. poprosil tylko o srubokret i juz szuflada jezdzi jak nowka niesmigana. Obiecalam mu, ze go adoptuje, oprawie w ramki i zatrzymam na zawsze, no bardzo jest przydatny, a poza tym ma pojecie o wyobrazeniu. Mam tez dla niego inna robote, juz popatrzyl i obiecal sie tym zajac. Nasza kuchnia ma juz 15 lat, szafki sa w najlepszym porzadku, bosmy zainwestowali w meble, ktore mialy nam wystarczyc do konca zycia. Niestety oswietlenie podszafkowe nie bylo na tak dlugo przewidziane, z jednej strony calkiem wysiadlo, wiec kupilam tasme z ledami i przykleilam do spodu szafek, ale nie umialam podlaczyc, wiec zajmuje kontakt. Z drugiej strony kuchni z trzech dziala jeszcze tylko jedna lampka. Trzeba kupic nowe i tym tez ma sie zajac D., bo ja nie wiem, ktore beda odpowiednie, a on sie lepiej zna. Sami powiedzcie, taki zawodnik w domu to prawdziwy skarb, a do tego bardzo grzeczny, dobrze wychowany, przyjemny, przystojny, pracowity i dzieci tez go od razu polubily, a jego stosunek do nich jest wzorcowy.
 I, qrna, znow mialam zakwasy, mniej od chodzenia, bo dystans nie byl jakis duzy, ale co sie nanosilam, to wystarczyloby mi za kilka wizyt w silowni.

Tu sie corka czapkami zajela

Tu juz po dzikim poscigu bapci za chocholami trwa przymierzanie

A bapcia kupila sobie takie mosiezne korytko na trzy kfiatki


 

09 października 2024

Im bardziej, tym gorzej

 Dawno przebrzmialy czasy, kiedy kosciol byl w Polsce ostoja i miejscem, ktore jednoczylo ludzi. Wprawdzie jest mi z kosciolem od wielu lat nie po drodze, ale internet ma to do siebie, ze otwarcie pisze o rzeczach, ktore kosciol skrzetnie wolalby ukryc, ale rowniez o coraz wiekszych naciskach kosciola na wiernych, przymuszaniu ich do uczestnictwa, otwartych szantazach, kontrolach, podpisywaniu list obecnosci. I oni chca tym sposobem zatrzymac przy sobie wiernych? Moze ja sie nie znam, bo jak wspomnialam, jestem nie tylko ateistka, ale i antyklerykalem, ale mialam w zyciu epizod wiary, a bylo to w podstawowce, kiedy jeszcze bylam naiwna i latwowierna. Tyle tylko, ze wtedy ta wiara byla dobrowolna, nie bylo takich naciskow, nikt nie kazal podpisywac listy obecnosci na nabozenstwach, czy legitymowac sie kartkami ze spowiedzi, a do slubu szlo sie bez tych idiotycznych nauk przedmalzenskich. Paradoksem jest, ze udzielaja ich ksieza, dla ktorych lamanie szostego przykazania stalo sie chlebem powszednim. I chwala panu, jesli dotyczy to jedynie gosposi lub zawodowej prostytutki (tyle tylko, ze klecha placi za te "uslugi" ofiarami z tacy), znacznie gorzej, jesli ten luminarz czystosci przedmalzenskiej bzyka kolege z seminarium lub zawodowego toyboya, a ostatnio nawet intensywnosc zabaw straznikow cnoty wiernych konczy sie smiercia zawodowych dupodawaczy (Dabrowa, Drobina i Sosnowiec) lub kolegi po fachu (Belgia). No zaj***ac prostytutke, chocby i meska, na smierc to jest wyczyn nie lada, bo w Belgii podazyl do pana swego dosc juz leciwy duchowny, a od pewnego wieku trzeba z Viagra i dopalaczami uwazac, bo nadcisnienie i te rzeczy, no ale kiedy pozadanie zaslepia, traci sie rozum, co od wieku jest niezalezne, a gdy rozum spi, budza sie demony.  I takie smieci w sutannach maja czelnosc wtracac sie, kontrolowac, przepytywac i karac wiernych za znacznie mniejsze przewinienia. Najgorsze jednak, kiedy ten odpad ewolucyjny, nazywajacy sie boskimi namiestnikami na ziemi, bierze sie za bzykanie dzieci. Na szczescie juz nie tak latwo biskupom przenosic ich i chowac przed odpowiedzialnoscia karna na innych parafiach, choc jeszcze panuje pewna bezkarnosc.
 Ja nawet troche rozumiem ich determinacje, bo z racji odchodzenia od kosciola coraz wiekszej liczby wiernych, maleja im rowniez dochody, w dodatku nastal w Polsce ten rudy antychryst i straszy zakreceniem kurka z milionami, a tatulkowi z Torunia to nawet juz go zakrecil. Zas kosciol, zamiast odpuscic, poluzowac cugle, jeszcze bardziej zaczyna wiernych gnebic, sprawdzac, kontrolowac i ciagnac od nich kase. A to jest jakby rownoznaczne ze strzelaniem sobie w kolano, bo narod juz taki jest, im bardziej ciemiezony, tym sie zacieklej buntuje i oni wlasnie powinni o tym wiedziec najlepiej. Na pewno jednak nie tylko nie pomoga, ale osiagna odwrotny od zamierzonego efekt, te przemowy jedraszewskich  czy innych nyczow, im bardziej oni sie zacietrzewiaja, tym zabawniej brzmia ich pogrozki i oczekiwania. Mnie wypierdy Jedraszewskiego zawsze bardzo bawia, on to wypowiada tak powaznie i pewnie wierzy swiecie, nomen omen, w to, ze wierni im od nowa zaufaja i beda slepo posluszni. Pokolenie polglupich i sluchajacych plebana jak swinie grzmotu, bab przykoscielnych powoli wymiera, ci w srednim wieku nie potrzebuja juz tak bardzo kosciola, nie maja czasu, mlodzi czasem jeszcze chca brac sluby koscielne, ale coraz rzadziej, nie chrzcza juz dzieci, a ich babcie niekoniecznie zycza sobie pokropkow. A tu dodatkowo odpada towar do indoktrynowania, jeszcze male dzieciaczki, takie przedkomunijne, lykaja te farmazony, ale w starszych klasach nikt juz nie chce sluchac glupot od ksiezy, ktorzy sami ani mysla stosowac sie do 10 przykazan. To jakby palacz tlumaczyl mlodziezy, zeby nie palic, bo to niezdrowo i dodatkowo jeszcze straszyl grzywnami i pieklem.
 Wszedzie na swiecie kosciol ewoluuje, bo zmienily sie czasy i nawet tam trzeba isc z postepem, a jedyny postep w polskim kosciele katolickim to mozliwosc dawania ofiary przy pomocy karty platniczej i cyfrowa kartoteka wiernych. Poza tym mentalnie wszyscy siedza w sredniowieczu. W obliczu wielkiej powodzi laskawie udzielili dyspensy na niedzielna msze, ale tylko na jeden tydzien. Zajmuja sie tym, czy pielegniarka pracujaca w niedziele, przez co nie moze brac udzialu w niedzielnym nabozenstwie, popelnia grzech, czy moze nie. Ale rozwodow koscielnych udzielaja jak na tasmie produkcyjnej, pod warunkiem oczywiscie, ze rozwodza sie ich pupilki, jakies kurskie czy dziewice kaczynskie albo inni zasluzeni dla kosciola i pisu artysci czy politycy. Kler jest uosobieniem wszystkich siedmiu grzechow glownych i niezliczonych pomniejszych, a ja nie moge zrozumiec tej slepej i lekliwej podleglosci wiernych, przyjmujacych naboznie oplatek z rak, ktore jeszcze niedawno tkwily w cudzych majtkach.
 Sprytni ludzie kosciola boga wymyslili, 
zeby z boza pomoca ciemnote lupili.
Ciemnota na kolanach, kosciol z glowa w chmurach,
ciemnota w zgrzebnych workach, kosciol zas w purpurach.
Tak krocza juz od wiekow wychwalajac pana,
czyniac z ciemnego ludu czlowieka-barana.
Idz po rozum do glowy, przycisniety wiekiem,
kiedy z kolan powstaniesz, znow bedziesz czlowiekiem.
 
Znalezione na FB, autor nieznany
 
 

Wiosenne emocje

  Szczesliwie doczekalismy konca marca, jutro prima aprilis, wiec uwazajcie i nie dajcie sie zaskoczyc i oszukac. Mnie raz udalo sie pieknie...