15 października 2024

Jak najprosciej...

 ... wychowac sobie pasozyta na memlonie. 
 Qrde, juz polowa pazdziernika!!! Kiedy to przelecialo, przeciez dopiero byl dzien zjednoczenia Niemiec, a tu za chwile przyjdzie nam cofac zegary o godzine, podobno ostatni juz raz, czego osobiscie bardzo zaluje, bo ja lubie czas letni, mam wtedy godzine wiecej dnia po poludniu, bo rano to mi nie zalezy. Bylo nawet referendum, w ktorym bralam udzial, czy zostawic czas letni, czy wrocic do wlasciwego, ktorym jest zimowy. Ku mojej rozpaczy wygral zimowy, ale nic, dostosuje sie, bo nie mam wyjscia.
 Ale ja tu o czym innym chcialam podywagowac. Niedawno rozmawialam z kuzynka, ktora sie uskarzala, ze nosi ciezkie zakupy, a kondycja juz nie ta, ze bedzie musiala kupic sobie torbe na kolkach i takie tam. Zapytalam, dlaczego nie uzywa samochodu, ma przeciez prawo jazdy, ale podobno jej maz boi sie o calosc auta i, choc sam nie jezdzi, jej nie pozwoli, ani nawet nie zawiezie po te zakupy, bo nie. To jedna strona medalu, druga zas wyglada tak, ze gdyby jej zabraklo, on pewnie zginalby marnie, bo nie tylko nie umie gotowac, wlaczyc zmywarki czy pralki, to dodatkowo wszystkie papierkowe sprawy od poczatku zalatwiala ona i przypuszczam, ze on nie umialby wypelnic formularza na czynsz, prad, gaz czy ubezpieczenia, bo jednak obydwoje sa niekumaci w internety i ona robi to klasycznie co miesiac. Jak do tego doszlo? Ano ksiaze malzonek byl poznym dzieckiem swojej mamy, ktora przed nim tracila wiele ciaz, wiec gdy sie wreszcie urodzil, chuchano na niego i dmuchano, zeby zadna krzywda dzieciecia nie spotkala. Mama robila dla (za) niego wszystko i chociaz dobrze, ze udalo jej sie wychowac dosc milego i pogodnego osobnika, ale niestety takiego, ktory nie posiadl zadnych praktycznych umiejetnosci. Calkiem podobnie bylo w przypadku naszego P., a i w przypadku mojego slubnego zapowiadalo sie na powtorke z rozrywki. Tyle ze P. umie zarabiac pieniadze i kiedy jest cos w domu do zrobienia, wzywa roznych fachowcow i placi za uslugi. I nie chodzi tylko o przyslowiowe wbicie gwozdzia czy wywiercenie dziury pod dybel, zeby zawiesic szafke, do sprzatania i prasowania przychodzi pani, a inna pani gotuje na caly tydzien i on odbiera pudelka. Dyzur sprzatania klatki schodowej i domu dokola robi za niego inny umyslny, choc w domu ma nastoletniego syna, ktory moglby te proste prace wykonywac i co ja mu nieraz sugerowalam, od kiedy zyje sam, bo wczesniej sporo robila jego eks. I wychowuje swojego syna na dokladnie taki sam bezuzyteczny egzemplarz jak on sam. Natomiast swietnie wychodzi mu zarabianie pieniedzy, zna sie na gieldowych kruczkach, inwestuje i ma z tego dodatkowy dochod. Nie zginal wiec, kiedy zona go opuscila, daje rade, a nawet lepiej stoi finansowo niz przedtem.
 Maz kuzynki pewnie by sie jakos nauczyl, gdyby zostal sam, ale kuzynka od poczatku malzenstwa chciala sie wykazywac, jaka to ona obrotna i jak ze wszystkim daje sobie rade, wiec utwierdzila go tylko w jasniepanskich nawykach. Teraz ma, co sobie wychowala i pretensje moze miec wylacznie do siebie.
 Ja znajac ich historie, postepowalam z wiekszym sprytem. Mialam bowiem taki sam egzemplarz, jedynak pozno urodzony, ktory stracil ojca, byl wiec dla matki rzadkim i jedynym skarbem, ktoremu wymiatala pylki spod nog i wszystko dla niego robila. Az nastalam ja, a zaraz potem stan wojenny z godzina policyjna, brakiem telewizji i zakazem spotkan, wiec szybko zaszlam w ciaze i pomyslalam sobie "teraz albo nigdy", wiec natychmiast stalam sie umierajaca i z porcelany, nic nie moglam sama robic, a byl to jeszcze czas tokow, wiec slubny chetnie przejal moje obowiazki, pral w reku wszystko, nawet moja bielizne, bo pralki jeszcze nie mielismy, a ja przeciez nie moglam sie pochylac nad wanna, sprzatal, przynosil ciezkie zakupy, no prawie wszystko za mnie robil. I nauczyl sie pomagac, weszlo mu to w krew. Nigdy tez nie uslyszalam od niego, ze "nie da mi samochodu", bo to akurat ja wnioslam auto w posagu, wiec nim jezdzilismy na zmiane i tak bylo przez cale malzenstwo. Dopiero teraz na szczescie sam zrezygnowal z jezdzenia po moich marudzeniach, ze czas najwyzszy. No coz, z powodu jego obecnego wieku i choroby prawdopodobnie nie dalby sobie rady beze mnie, nie umialby prawidlowo wypelnic formularza, pewnie z czasem i zakupy stanowilyby dla niego wyzwanie nie do ogarniecia, ale ogolnie gdyby nie choroba, dalby sobie rade. A to tylko dlatego, ze w pore i w odpowiednim czasie "wychowalam" sobie meza, nie usilowalam udowodnic swiatu, ze poradze sobie ze wszystkim, choc kiedy moja tesciowa na to patrzyla, z zawisci zalewala ja zolc i wciaz powtarzala, ze przez te kilka miesiecy zrobil dla mnie wiecej niz dla niej przez cale zycie i zamiast sie cieszyc, ze darmozjad ruszyl do roboty, to go zalowala, a mnie zarzucala, ze go wykorzystuje. Nie tylko wiec zony robia z mezow osobniki nieprzystosowane do zycia, ale wina lezy glownie po stronie matek, ktore przygotowuja wprawdzie corki do roli matek i gospodyn domowych, ale juz synow trzymaja z daleka od prozaicznych zajec, majac nadzieje, ze ich przyszle zony to ogarna.
 Bywa rowniez odwrotnie, jak w przypadku tego naszego znajomego, ktory zmarl niedawno. Wdowa po nim zajmowala sie wprawdzie gospodarstwem, ale to on byl od papierow, rachunkow, kont bankowych, formularzy i obslugi komputera, a z zajec domowych od przynoszenia opalu, paleniu w kominku i malych domowych napraw. Ona teraz niespecjalnie sobie radzi, a w zwiazku z jego smiercia spraw do zalatwienia jest cala masa. Dobrze, ze jej ziec przejal czesc obowiazkow, a takze berlinska corka, ktora jest prawnikiem. 
 Niestety opamietanie czesto przychodzi za pozno, dopiero po smierci wspolmalzonka okazuje sie, ze ten zyjacy nie moze sobie z niczym poradzic, bo przez caly czas trwania malzenstwa byl separowany od domowych obowiazkow, zarowno tych gospodarczych, jak i papierowych. 

54 komentarze:

  1. My z mężem, od początku wiele rzeczy robiliśmy razem. Począwszy od sprzątania po zakupy i ogarnięcia dziecka, a później już dzieci. Nie zapomnę sytuacji, gdy przeprowadziliśmy się swojego mieszkania i mąż mył okna, to faceci patrzyli się na niego, jak na kosmitę. Rok później już było widać kolejnych panów myjących okna. W tym przypadku był mój lęk wysokości główną przyczyną. Remonty mieszkania, zawsze robiliśmy wspólnie, a syn, zawsze wiedział, jak się włącza pralkę, potrafił ugotować prosty obiad, zrobić zakupy.
    Pamiętam sytuację, gdy teść powiedział, że jak zobaczy syna piorącego pieluchy, to nie wejdzie za próg mieszkania. Akurat, tuż po narodzinach syna, gdy małżonek prał pieluchy młodego, przyszli teściowie i ja w drzwiach, zapytałam teścia, czy wchodzi dalej, bo Lechu właśnie pierze pieluchy. Wszedł i już nigdy więcej nie komentował tego, co robi jego syn. Gotować męża nauczyła moja Mamcia, gdy ten po wyjściu z wojska, zaczął marudzić, że coś mu nie pasuje w gotowaniu teściowej. Nie było

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja slubnemu nie pozwalam myc okien, bo wiem, ze musialabym po nim poprawiac, po co wiec mam tracic nerwy niepotrzebnie. Do niedawna nieszcze umial wlaczac stara pralke, ale kiedy nastala nowa, u niego juz zaczela sie choroba, nie umie i co wiecej, nie chce sie nauczyc. Gdybym wiec odpalila, to nie wypierze albo za kazdym razem bedzie wolal corki na pomoc. Ze zmywarka sobie o dziwo radzi.
      A tesciowa zrobila mi grzecznosc i wybrala sie dosc szybko na tamten swiat, bo byc moze za jej sprawa bylibysmy dawno po rozwodzie.

      Usuń
  2. żadnej awantury, tylko Mamcia stwierdziła, że od przyszłego miesiąca gotujesz sobie sam, jak Ci coś nie pasuje. Gotował sam i nieźle to mu wychodziło, tym bardziej, że córka nie chodziła do żłobka, a on pracował w systemie czterobrygadowym - 12 godzin dzień, wolne 24, noc 12 i wolne 48, więc często bywał w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ugotowac tez by cos tam ugotowal, z glodu by nie umarl, choc oczywiscie gwiazdek Michelina by za to nie mial. No i dziecmi zajmowal sie bez slowa, przewijal, sprzatal rzygi, bo ja nie moglam.

      Usuń
  3. Wyobraź sobie, że ja znacznie lepiej czuję się i funkcjonuję właśnie w owym zimowym czasie i czekam nań z utęsknieniem. Co do podziału ról - mojemu to tylko gotowanie szło kiepsko, reszta ok. i nawet mnie w pewnej chwili obdarował samochodem, bo jeden nam nie wystarczał. Mieliśmy (z racji transformacji ustrojowej) wraz z przyjaciółmi "manufakturę" tak ze 120 km od Warszawy i ślubny uznał, że nam obojgu jest samochód niezbędny do funkcjonowania i do tego, by choć raz na tydzień się spotkać w rodzinnym komplecie. I do chwili jego przejścia na emeryturę mieliśmy dwa samochody, potem to nam już jeden wystarczał. No i w takim układzie każde z nas musiało być dość samodzielne w działaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moj slubny na szczescie dal sie jakos przekonac, ze nie powinien wiecej wsiadac za kierownice, bo nawet, kiedy jeszcze byl w miare zdrowy, to juz czulam sie z nim coraz mniej pewnie, w koncu przejelam stery i teraz tylko ja jezdze i jego woze. Ma to niestety wiele minusow, bo skonczyly mi sie wycieczki poza miasto, ja na autostradach i szosach nie czuje sie zbyt pewnie.

      Usuń
  4. :-)) mnie sie gemba usmiechnęła.
    no więc takim księciuniem był mój ojciec. dziadek sie powojnie odnalazł dopiero w latach 60 tych i szybko umarł...mnie tez raczej od wszystkiego odsuwano w moim domu. samodzielności nauczyłam sie dopiero na studiach. potem popadłam w drugi biegun , że oto ja zrobię to Lepiej. potem popadłam w pracoholizm, który był lekarstwem na domowy zapierdol i że ja posprzątam najlepiej, to i mąż ruszył dupę...pewne prace typu: prasowanie, gotowanie, na początku robiłam wybiórczo a potem już odmawiałam konsekwentnie. A teraz, no teraz, to Naczelnik wstawia zmywarkę, robi zakupy, odkurza, sprząta dolną łazienkę(łapy mnie swędzą, żeby poprawiać ale się powstrzymuję dzielnie i pokazuje palem)
    i sobie prasuje. jeśli trzeba włączy pralkę, i oczywiście gotuje :-)
    oboje zarabiamy kasę. nikt nikogo nie utrzymuje.
    i mam nadzieję, że tego nie przeczyta ;-O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żartuje. jestem z niego bardzo dumna. to jest gość, który rozumie czym jest praca zespołowa, czym jest równouprawnienie. i który ogarnia sprawy typu wywóz śmieci, gminne potyczki, aplikacje. Ja oczywiście ogarniam internetowe bankowe konta i robie wszystkie opłaty. on ogarnia jedzenie, karmy i leczenie zwierząt... i sie dogadujemy i uzupełniamy.

      Usuń
    2. Moj ojciec z kolei od samego poczatku byl sam z siebie wszystkim bardzo pomocny i to mimo ze jedynak. Babcia mi opowiadala, ze kiedy jeszcze studiowal, po mpowrocie do domu myl podlogi, nosil wegiel i zadna praca nie byla dla niego wstydliwa. Za to jego ojciéc a moj dziadek byl oficerem i umial tylko reprezentowac, w domu NIC nie robil, w niczym babci nie pomagal, wiec nawet nie wiem, skad moj ojciec czerpal wzory.

      Usuń
    3. Byl dobrym synem, potem mezem, ale jako ojciec sie niestety nie sprawdzil.

      Usuń
    4. Ja do dzisiaj nie moge zrozumiec i pogodzic sie z tym, ze nie bylam przez niego kochana, przez matke wlasciwie tez nie i to mimo, ze jestem jedynaczka.

      Usuń
  5. Nie lubię niedorajdów i życiowych nieudaczników. Kojarzą mi się z maminsynkami. I kojarzą mi się z powiedzeniem, że jak masz dwoje dzieci i "takiego" męża, to masz troje dzieci. Któregoś dnia, gdy dzieci chodziły do podstawówki, odwiedziła nas teściowa i stanęła jak wryta w drzwiach łazienki widząc, jak jej synek robi pranie. Jaka była jej pierwsza odzywka zamiast zwyczajowego >dzień dobry<? Niemal wykrzyczała do synusia w mojej obecności, cytuję - "to ONA tego nie robi tylko TY"!!! Kochana teściowa. No ale wychowałam sobie, czy to mu się podobało, czy nie. Ale zanim... to kilka awantur było. Oj było. Zrozumiał, że niewolnice Isaury dawno wymarły. A księciuniu? Miał zdrowe rączki, to robił co trzeba. Bywają faceci rozumiejący podział ról w rodzinie, ale bywają tacy, których za Chiny Ludowe nie namówisz do tak przyziemnych obowiązków. Jak piszesz Pantero... ot książęta... ich mać.
    Pozdrawiam serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wychowalam swoje trzy corki, wszystkie poszly na swoje, ale w domu mam nadal gromade do opieki, bo trzy coreczki czworonozne, mama i coraz bardziej slubny z racji poglebiajacej sie choroby, coraz mniej moge na niego liczyc i zdaje sobie sprawe, ze niedlugo zostane z tym wszystkim calkiem sama, bo mama jeszcze troche pomaga przy gotowaniu, ale jak dlugo sil jej wystarczy? A u slubnego demencja dosc szybko postepuje.
      Wczesniej nie moglam narzekac, choc nie wszystko umial i chcial robic, ale naprawde duzo pomagal i w wielu czynnosciach mnie wyreczal.

      Usuń
  6. Oj, to mialam szczescie ze moj maz byl obyty z wszelkimi rodzajami zajec. Po pierwsze nie byl balaganierzem, lubil czystosc w domu, sprzatal po sobie. Gdy bliznieta byly male a pracowalismy na zmiany czyli zostawal z nimi na pol dnia tez dobrze sobie radzil. Oczywiscie mial ugotowane, przygotowane. Umial naprawiac niejedno, lacznie z prostymi samochodowymi usterkami. Gdy w Polsce dostalismy mieszkanie w bloku sam cale pomalowal wedlug moich zyczen. Jednego razu, gdy bylam w Bostonie dzwonil zapytac o uruchomienie pralki ale po piewszym samodzielnym razie juz potrafial. U nas on zajmowal sie administracja naszych spraw chociaz ja tez potrafilam bo byl okres dwoch lat ze mieszkalam sama i musialam sie tym zajmowac. On z racji pewnych korzysci wynikajacych z jego pracy poniekad musial bo przeciez lepiej sie orientowal co mu sie nalezy od zakladu i jak tym zarzadzac.
    Pantero - smierc osoby i zalatwianie spraw administracyjno-finansowych po tym fakcie to co innego niz biezace, miesieczne zobowiazania. Tak bylo u mnie, plus sprzedaz domu - ogrom dokumentow, zmian, przenoszenie kont, pobieranie naleznych ubezpieczen. Jak wiesz pomagala mi w tym corka a bez jej pomocy zginela bym w lawinie spraw, tym bardziej ze przy tej okazji duzo przenioslam na jej imie wiec musiala w tym uczestniczyc, podpisywac itd. Sa ludzie ze w takiej sytuacji najmuja specjaliste by miec pewnosc ze odpowiednio zalatwione, ze nic nie przoczone.
    Inna rzecz ze z tego co widze to wczesniejsze pokolenie mezczyzn bylo majsterkowiczami, zlotymi raczkami, teraz wszyscy sa elektronikami.
    Moge ocenic ze w moim malzenstwie istniala dobra i zgodna wspolpraca, nie bylo tak ze tylko jeden robi, jeden potrafi. Czemu nie dawalam rady wykonywal maz, czego on nie potrafil robilam ja bo byly takie dzialki ze nawet bym mu nie zlecila, tak jak on nie pozwoliby mi grzebac w silniku samochodu albo elektrycznosci i przyjelabym to bez obrazy honoru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na poczatku, kiedy dzieci byly male, rowno dzielilismy obowiazki, choc ja np. nie sprzatnelabym wymiocin, to byl jego obowiazek, on sie nie brzydzil. Umial sporo majsterkowac, choc to ja bylam ta kreatywna i wymyslalam sposoby, a on wykonywal.
      Ale to ja zawsze prowadzilam ksiegowosc i grzebalam w papierach, on wygodnie sie przystosowal, wiec teraz pewnie by zginal beze mnie. Stara pralke wlaczal bez problemu, nowej juz nie umie. Zreszta z racji wieku i choroby umie i moze coraz mniej.

      Usuń
  7. Dla mnie sytuacja wręcz abstrakcyjna, żeby facet powiedział mi "Nie dam ci auta". Ok, jeżeli jest jego jeszcze sprzed ślubu/związku, fajnie, ale ja w takim razie kupię swoje. Jeżeli auto jest już kupione wspólnie, jako małżeństwo czy para, to poprostu biorę kluczyki i tyle mnie widział. DLA MNIE to jest jasne jak słońce, ale rozumiem, że ktoś może mieć inaczej, tyle tylko że nie staram się takich kobiet zrozumieć. No cóż, pewne zasady się ma lub nie.
    Torba na kółkach? WOW! Totalny "game changer", nabyłam w ub.r. w Polsce, po wielu namowach mojej Mamy i pomimo tego, że czuję się lekko podstarzała bardziej faktem, że już siły nie te co dawniej, niż faktem, że staro wyglądam, to coraz częściej biorę na zakupy, chociaż... na zakupy jeżdżę autem :-)))) Ale są rejony, że auto zostawiam daleko bo sklepów, bo miejsca brak, albo idę po jedną rzecz, a wracam z całym wózkiem, więc wtedy zawsze chwalę samą siebie, żem taka mądra :-D Chociaż, odkąd zaczęłam z nią chodzić na zakupy, to też zaczęłam zauważać, że są w użyciu praktycznie przez wszystkich - od młodych ludzi w wieku 20+, po ludzi w sędziwym wieku, płci obojga.
    A co do zmiany czasu - słyszałam o tych planach, ale finalnie nie wiem jak to będzie wyglądać? Obejmie całą Europę (teoretycznie powinno), czy to tylko jakiś kolejny wymysł kolektywu EU? Osobiście nigdy nie miałam z tym problemu, więc przyjmę ze spokojem co wprowadzą, tak tylko pytam z ciekawości :-)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jak to kiedys w Polsce bywalo, niby zona robila prawo jazdy, ale glownie po to, zeby chlop mogl sie gdzies napic, wtedy dawal kluczyki bez szemrania i pozwolil sie odwozic do domu. Samochod to byl skarb, bo albo na talony, albo za dulary zarobione na saksach, uslugi tez niespecjalne, wiec gdyby zona nieumiejetnie jezdzac skasowala ten skarb, to bylby dramat nad dramaty. Teraz jesz calkiem inaczej, ale kuzynka jest sporo ode mnie starsza, wiec inny model rodziny.
      Zmiana czasu dotyczy panstw unijnych, ale nie wykluczam, ze inne zechca dla wygody dolaczyc, zeby wszedzie bylo jednakowo. Musialabys posprawdzac na Waszych stronach internetowych.

      Usuń
    2. Zaczęłam szukać i wychodzi na to, że w PL dopiero ok. 2026 przestaną zmieniać czas, w UK chyba nie zanosi się wcale, by zaniechali, a u Was już w tym roku? Czyli wyjdzie na to, że przez jakiś czas PL i Niemcy nie będą miały wspólnego czasu? A różnica czasu między Niemcami a UK będzie 2h, a nie 1h jak dotychczas?... Kurcze, że też na stare lata takie łamigłówki przyjdzie mi rozwiązywać 🤨

      Usuń
    3. Tak mnie doszly sluchy, ale moze to nie w tym, a w przyszlym? Jesli przestana zmieniac czas na letni, to z pewnoscia wszystkie kraje unii naraz. To referendum bylo chyba trzy lata temu i juz wtedy mieli przestac zmieniac czas na letni, ale wciaz cos stoi na przeszkodzie.

      Usuń
  8. U mnie, zdaniem Eksa - władałam niepodzielnie. Tak, on był od chodzenia na kawkę do mamusi, od jeżdżenia z mamusią, a ja od roboty. Prawa jazdy nie zrobiłam, bo nie miałam z kim zostawić dzieci. W domu robiłam wszystko, pracowałam zawodowo, on był na rencie. No cóż, przeszłam przez życie jako Matka Polska (wciąż czekam na pomnik i na medal), ale jest OK. Chłopców egzemplarze dwa dobrze wychowałam - w swoich domach robią więcej od żon i lepiej (tak, mam uraz na moje synowe, nie umieją i nie chcą, cóż, ich wybór - chłopców - nie mój ból). Nie orientują się one nawet w płatnościach, co dla mnie jest niepojęte, nie mówiąc już o tym, że nie gotują - bo nie lubią i nie umieją, nie sprzątają, bo są zmęczone. Z dziećmi do lekarza nie chodzą, bo... I tak mogłabym ciągnąć i ciągnąć, ale jak wiadomo, jestem najpaskudniejszą teściową na świecie i taka już umrę. Jestem dumna ze swojej samodzielności i taka chcę umrzeć. Samodzielnie. I w życiu nie byłam finansowo zależna od faceta - to do głowy włożyła mi łopatą umierająca mama (miałam wtedy 16 lat) - ucz się, byś nigdy nie była zależna od mężczyzny :P Za naukę tę cześć jej i chwała. Pewno, że obecnie już trudniej przychodzi mi ogarnianie ciągle zmieniającej się techniki, od komputera mam osobistego specjalistę, nigdy nie musiałam tego ogarniać, w końcu coś sobie w życiu ułatwiłam, ale ogólnie - daję radę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomnika to Ci pewnie nie postawia, ale na aureole z fajerki od pieca to sobie w pelni zasluzylas. Oraz zastanawiam sie, jak wytrzymalsc z takim gosciem, ktory Cie nie wspieral. Ale medal nalezy Ci sie za wychowanie dzieci, a synowa... rzecz nabyta, widocznie mialy matki, ktore niespecjalnie sie staraly wychowac corki na gospodynie domowe, moze sa stworzone do wyzszych celow?
      Powiem Ci, ze nasz gatunek jest wymierajacy.

      Usuń
    2. No ja się trzymam :) Ale tak, wymieramy powoli i systematycznie, życie :P A po nas potop :P

      Usuń
    3. Ja jeszcze dalam rade przygotowac corki do peowadzenia domu, ale nie wiem, jak one wychowaja swoje dzieci, bo z pokolenia na pokolenie wyglada to gorzej, dzieci sa coraz mniej praktyczne, coraz mniej umieja, za to coraz wiecej wymagaja.

      Usuń
  9. I naprawdę nie wiem, co to znaczy męskie ramię :) Może jestem upośledzona, ale trudno :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z meskim ramieniem mialam wiecej szczescia, za to na schylek zycia sama musze wlasnym ramieniem sluzyc wszystkim.

      Usuń
    2. Przytulam :) Mnie właśnie zginęła literka ł z klawiatury, nawet dziecko nie jest w stanie pomóc. Informatyk. Ratuję się starą metodą wklejania :) No cóż, jestem kobietą pracującą, niczego się nie boję :P

      Usuń
    3. Ale jak to zginela? Ktos musial wydlubac, pewnie od razu pozarl wydlubane :)))

      Usuń
  10. O, to znaczy, że problem jest ogólnoświatowy. Pomoc techniczna będzie jutro, o ile da radę, ale jestem przerażona, bo NIGDZIE nie wlaziam, nic nie klikalam, żadnego porno ani innych opcji, a wszystko się jebie... Przepraszam jak coś...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cos poszlo nie tak, zrobily sie jakies gigantyczne przerwy miedzy komentarzami, musialabym zejsc trzy pietra w dol, zeby na nie odpowiedziec, wiec usunelam, sorry.

      Usuń
  11. U mnie było tak, że mama wybitnie zadbała o to żebym nic nie robiła w domu, miałam się uczyć i przynosić ze szkoły piątki do domu, mama miała teorie że jak będę wykonywać roboty domowe, to już tak zostanie na całe życie. Tylko dbałam o własny pokój, bo też nie życzyłam sobie mamy sprzątającej u mnie. Dopiero na studiach, w akademiku, byłyśmy 3 w pokoju i bardzo pracowita jedna z nas (nie ja) wychowała mnie i nauczyła sprzątać, pokój musiał lśnić, było pastowanie podłogi i jeżdżenie na szmacie, no nie chwaląc się musiałyśmy mieć najczystszy pokój na 462 pokoje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak bylo z Twoim slubnym? Pomagal w domu czy tez mial dwie lewe rece?

      Usuń
    2. Ślubny wszystko robił w domu, zdecydowanie potrafił lepiej posprzątać niż ja, mam na myśli np łazienkę, wanna, prysznic, umywalka, wszystko lśniło. A jako student dorabiał, myl okna, wiec w domu też te roboty były jego. Tutaj w Au mieszkaliśmy w takim domu że było tak dużo okien, same widoki wokół, praktycznie ściany przeszklone, bo i drzwi na tarasy, on potrafił umyć wszystkie okna w jeden dzień, i zrobił to idealnie.

      Usuń
    3. O matko! Taki slubny to skarb i unikat, mozna sobie tylko wymarzyc takiego meza. No i chyba do dzisiaj mu zostalo, jest bliski idealu.

      Usuń
    4. Ale jak się ma taki ideał, to wtedy jest się samemu takim nieidealnym, że męczy to. Na szczęście wady też były, bo inaczej trudno by było to wytrzymać.

      Usuń
    5. Nie ma ludzi idealnych i dobrze jest, jesli bilans wypada na korzysc zalet.

      Usuń
  12. Tylko, że przez te wieki ucisku, baby się zbiesiły i nie chcom robić w doma ;)
    Ale powoli to się zrównoważy i będzie ok 👍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i slusznie, bo tak sie gada o rownouprawnieniach, a jak przychodzi co do czego, to kobiety na tych samych stanowiskach zarabiaja mniej od chlopow. No niby chlop dziecka nie urodzi, a kobieta nie zostanie dawca sparmy, ale przy obecnej medycynie wszystko jest juz mozliwe. :)))

      Usuń
  13. Ja byłam tak naiwna lalunia, że zdało mi się, że będzie tylko czułość i kwiatuszki, a robota... to jestem taka zrywna to tylko pyk pyk i zrobione To potem się dowiedziałam o "pietrowym tańcu" cha cha

    OdpowiedzUsuń
  14. W sensie: dowiedziałam się jak wygląda prawdziwe życie, a nie moje naiwne rojenia😉

    OdpowiedzUsuń
  15. To takie śląskie powiedzonko, sporo takich mamy🙃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Slaski dialekt zaczelam rozumiec dopiero w Niemczech, bo po pierwsze duzo tu Slazakow, a po drugie w dialekcie jest bardzo duzo germanizmow.

      Usuń
  16. To, że w lecie dzień jest dłuższy, to złudzenie. Doba ma nadal 24 godziny.
    Ja jestem za czasem zimowym, ponieważ się w nim urodziłam i na wiosnę po prostu kradną mi po chamsku moją własną, prywatną godzinę snu. Teraz wreszcie mi ją oddadzą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doba tak, ale dzien (to wtedy, kiedy jest jasno, gdybys nie wiedziala) jest albo krotszy (zima), albo dluzszy (lato). Ja tez urodzilam sie w najohydniejszym miesiacu roku i pewnie dlatego zawsze cierpie na deficyt swiatla, stad moje sympatie do czasu letniego.

      Usuń
    2. Najohydniejszy miesiąc roku to dla mnie listopad. Zaraz po nim styczeń.

      Usuń
    3. I tu sie zgadzamy, listopad to zlo wcielone, brzydki, glupi i mam urodziny.

      Usuń
    4. Znowu na ten listopad, czekajcie jak wam od maja do sierpnia przysmaży 45, to będziecie tęsknić do listopada❗

      Usuń
    5. To bedziemy czekac na wrzesien i pazdziernik, a nigdy na listopad. :)))

      Usuń
  17. Pomyliłam się, miało być: od maja do września 45, a w porywach i do października ❗No i co wy na to dajmy na to hihi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, wez! We wrzesniu rzadko tak smazy, zreszta w naszych szerokosciach ponad 40°C latem to juz rzadkosc.

      Usuń
  18. Nie wezmę, Klimaty tak przepowiadają, serio

    OdpowiedzUsuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Jarmarki swiateczne

  Nie moj to wymysl, ze swiateczne jarmarki w Niemczech moga stac sie miejscem zagrazajacym zdrowiu i zyciu odwiedzajacych. Ministerstwa spr...