Podoba mi sie moda, jaka ostatnio zapanowala, moda na naturalnosc. Jeszcze do niedawna bylo nie do pomyslenia, zeby celebrytki pokazaly sie na sciankach bez makijazu i z odrostami na wlosach czy niedajbuk z siwizna. Dolly Parton, nalezaca do starszej generacji, otwarcie mowi, ze nawet do snu nie zmywa makijazu, a jej partner czy maz nigdy jej nieumalowanej nie widzial. Ja wprawdzie tez nie wyobrazam sobie wyjsc z domu bez lekkiego makijazu, bo malowalam sie przez cale zycie i sama na siebie patrzec nie moge w wydaniu tzw. naturalnym, ale do lozka jednak zmywam z siebie, podobnie kiedy lezalam w szpitalu, tez sie nie malowalam, no ale bez przesady, sa okolicznosci, kiedy makijaz wygladalby kuriozalnie. Ostatnio zachwycam sie Pamela Anderson, ktora przez dlugi czas mialam za polglupia blondynke wchodzaca w zwiazki z jakimis podejrzanymi typami, grajaca w glupich filmach, skupiona na wlasnych cyckach i skubaniu brwi. Ale dojrzala, uspokoila sie, skupila na rzeczach waznych, a co wbudzilo moj prawdziwy podziw, przestala sie malowac, co dla mnie jest aktem niezwyklej odwagi i wspanialego dystansu do siebie. Z mojego punktu widzenia to akt bohaterstwa niewiesciego, mnie samej tej odwagi brak, nie wyszlabym na ulice bez tuszu na rzesach i lekkiego podkreslenia brwi, bo jestem typowa blondynka, obecnie osiwiala, ktorej brwi i rzesy sa tez jasne. Wygladam wiec jak pol dupy zza krzaka i nie bede sie tak publicznie pokazywac. Moje corki sa juz inne, nie wahaja sie chodzic bez jakiegokolwiek makijazu, a tym piekniej wygladaja, kiedy sie "zrobia". Powiecie, ze zdobi je mlodosc, no niby tak, ale np. ja w ich wieku zawsze sie malowalam. Jedyna naturalnosc, na jaka sobie pozwalam, to moje wlosy, nie farbuje ich, bo moim zdaniem osiwialam tak ladnie, ze wyglada to jak siwe pasemka na moim naturalnym blondzie, choc zaden fryzjer nie osiagnalby takiego efektu, jaki dala mi natura. Nic wiec z tym nie robie, zreszta z daleka nie wyglada to na siwizne, a na normalny blond i trzeba sie z bliska przyjrzec, zeby te siwe wlosy odkryc.
Ale coraz wiecej aktorek przestaje, jak widze, farbowac wlosy i z duma obnosza swoja siwizne. Andie Macdowell, Sarah Jessica Parker i wiele innych ani mysla dostosowywac sie do oczekiwan, maja tyle lat, ile maja i nie beda dawaly sie zmuszac do nachalnego odmladzania, zadnych liftingow czy botoksow. Nawet te kobiety, ktore skusily sie dawniej na botoksy, teraz unikaja ich jak diabel swieconej wody, przykladem Nicole Kidmann, ktora z dwojga zlego woli zmarszczki niz nabrzmiala od wypelniaczy facjate. Edzia G. tez chyba powoli odchodzi od tego oszpecajacego trendu. Ogolnie rzecz biorac, przyjmujemy procesy starzenia sie z godnosciom osobistom i na pohybel krytykantom.
Jedna rzecz jednakowoz bardzo mi sie w tej naturalnosci nie podoba. Bo o ile zmiany w swiecie mody z anorektyczek na kobiety o normalnych rozmiarach to zjawisko pozytywne, o tyle cialopozytywnosc leniwych obzartych wielorybow i ich wymogi dostosowania calego swiata do ich monstrualnych rozmiarow to ekstremalne przegiecie. Wiem, zaraz powiecie, ze wiele z nich choruje, ale statystycznie to jedna na tysiac albo jeszcze wiecej dotknieta jest otyloscia spowodowana przez chorobe, pozostale sa chore z powodu otylosci: maja cukrzyce, otluszczenie watroby, choroby zwyrodnieniowe stawow, dla ktorych ciezar, jaki musza nosic, jest zabojczy, w faldach cielska maja odparzenia i grzybice, nadmiernie sie poca i ogolnie sa duzym obciazeniem dla systemow zdrowotnych. A ze do tego sa leniwe i zarloczne, teraz znalazly sobie eldorado dla usprawiedliwiania swojego wygladu cialopozytywnoscia, podczas gdy wiekszosc z nich ma dodatkowo depresje spowodowana zawiscia wobec szczuplych i sprawnych fizycznie kobiet z ich otoczenia. Nikt mi nie wmowi, ze ktorakolwiek z nich jest zadowolona ze swojego wygladu i wynikajacych z niego nieprzyjemnych nastepstw. To, co glosno wypowiadaja, jest ich obrona przed wyzwiskami i karcacymi spojrzeniami, jest tez klamstwem. Jednak osoby po prostu pulchne nie musza juz nosic obszernych namiotow, by ukryc faldki, z duma te faldki teraz pokazuja. Nie glodza sie, nie odchudzaja, po prostu zyja, a co wazniejsze, maja w dupie opinie innych. Ja z wiekiem tez coraz mniej przejmuje sie, co inni o mnie mysla. Nie wiem, co by mysleli, gdyby mogli czytac moje mysli i moja o nich opinie.
W kazdym razie trendy sa coraz zdrowsze i to mnie cieszy, jak i to, ze zyje w kraju, w ktorym nikogo nie interesuje, jak wygladaja czy zachowuja sie inni, dopoki swoim zachowaniem nikomu nie czynia krzywdy.
Nigdy nie dałam rady pokochać makijażu. Zaczęło się na studiach, byłyśmy trzy w pokoju w akademiku i byłyśmy trzy naturalne na codzień, tylko malowałyśmy się i w zasadzie tylko rzęsy wychodząc na imprezy czy na randki. Za to rozjaśniałam włosy, niby byłam blondynka ale chciałam być bardziej.
OdpowiedzUsuńJa dla odmiany, jeszcze zani mzaczelam pracowac w modzie, co wymagalo ode mnie malowania sie na co dzien, zaczelam z tym eksperymentowac gdzies w wieku 16 lat i tylko do szkoly sie nie malowalam, bo grozilo to publicznym myciem twarzy w klasie. Szarym mydlem, takie byly czasy. Przyzwyczailam sie i tak mi zostalo do dzisiaj.
UsuńCo to puszystej naturalności, kilka dni temu na blogu Anglika, czytałam o Jaelynn Chaney, pamiętam że i Ty kiedyś o niej pisałaś, chyba dobrze pamiętam, a może nie ? No wiec on określił jej wygląd “quite large” a zadał czytelnikom pytanie - co sądzimy o płaceniu za bilet w samolocie w jej przypadku, bo ona siedziała na dwóch siedzeniach i linie lotnicze policzyły za dwa. A ona teraz prowadzi wojnę z liniami lotniczymi, że ona jest jedna osoba, wiec płaci za jedna osobę.
OdpowiedzUsuńNie pamietam nazwiska, ale pewnie chodzi o te sama niewiaste, ona jeszcze wymagala, zeby hotele stosowala wzmocnione lozka, bo chyba ktores normalne nie wytrzymalo jej ciezaru.
UsuńTeż nie pamiętałam nazwiska ani imienia, ale on dał zdjęcie, chyba nawet takie jak było u Ciebie, ładna, uśmiechnięta dziewczyna w błękitnej sukience.
UsuńTak, to ona, znalazlam ten post: https://dezinformacjeikonfabulacje.blogspot.com/2024/05/wymagac-tylko-od-innych.html
UsuńTak to ona, tylko u Ciebie w żółtej sukience. Ty lepiej ujęłaś temat, bo nie tylko pisałaś o samolocie, ale że ona wszędzie walczy o to specjalne traktowanie.
UsuńTa kobieta jest nie tylko gruba, ale dodatkowo roszczeniowa i bezczelna.
Usuń:-) tez podobają mi sie gwiazdy, które lubię, gdy są podobne do siebie samych a nie wszystkie do siebie :-DD
OdpowiedzUsuńEdzia jest obezwładniająco durna i nie jej wygląd mi przeszkadza ale jej kretynizm. Bardzo dbam o siebie znaczy o cerę, dobre kremy, masaże kobido, kwasy, dziś znów ostre kwasy, vit. C, retinol, rozjaśnianie po lecie, nawilżanie, sera z bombą witaminową, ..ale są to metody naturalne. i to samo mam z makijażem, wyglądam naturalnie, choć używam podkładów, baz, brązerów, rozjasniaczy,utrwalaczy, wyrównaczy ;=) ... jestem z natury brunetką więc ani brwi ani rzęs nie maluje za to, żeby było sprawiedliwie...farbuję włosy. no i szminki nie są krwisto czerwone, ale w brązach. lubię. a cienie też nie oczojebne.
Niestety nie kazdemu bozia dala ladnie sie zestarzec, jak Beata Tyszkiewicz chociazby i kilka innych naprawde pieknych kobiet, mimo ich zmarszczek. Kazdy chce sie jakos ratowac przed staroscia, ale u niektorych przybiera to formy karykaturalne i jest znacznie gorzej niz byloby z naturalnymi zmarszczkami.
UsuńWiele kobiet w moim wieku zarzuca malowanie, a bo to oczy szczypia, a bo to sie nie chce, rozne sa powody, mnie tez juz przestaje sie chciec, ale proznosc zwycieza.
Ja, gdy to paskudztwo mnie powaliło, gdy wyszłam z niego, to po prostu zapomniałam o malowaniu twarzy, a wcześniej nigdy nie wyszłam z domu bez makijażu. Włosy, przez lata miałam perfekcyjnie zrobione, a teraz - nie mam na to czasu... Jedynie paznokcie muszą być umalowane - zawsze, bo złapałam się na próbie powrotu do ogryzania...
OdpowiedzUsuńNie mogę zrozumieć tej celebrytki, która walczy ze wszystkimi. Gdyby jeszcze była chora, to może bym ją zrozumiała, ale ze wszystkich artykułów o niej wynika, że to nie jest choroba, tylko obżarstwo. Znałam ludzi, którzy byli bardzo otyli, ale z powodu choroby i walczyli z tym, z mniejszym lub większym skutkiem. Dla mnie ciałopozytywność, to pogodzenie się ze zmianami, jakie zachodzą z wiekiem, ale dalej dbanie o siebie, żeby nie straszyć ludzi...
No widzisz, a ja dawno przestalam malowac pazury, dzieki temu zrobily sie zdrowsze, bo mialam z nimi problemy, rozdwajaly sie i lamaly. Przybieranie na wadze z wiekiem to naturalna kolej rzeczy, zwalnia przemiana materii, czlowiek mniej sie porusza, za to regularnie jada, ale trzeba znac limit i nie dopuszczac do wagi kaszalota.
UsuńJa mam o tyle inaczej ze nigdy, za mlodosci czy teraz , nie wzoruje sie na celebrytkach - chociaz wiem o zaprzestaniu stosowania makijazu przez Pamele bo tak o tym internet pisze jakby bylo wazna wiadomoscia.
OdpowiedzUsuńZawsze mialam swoj styl, nie malpowany od nikogo choc stosowny do trendow mody.
Nalezy takze pamietac ze celebrytow stac na kosmetyki i zabiegi dla nas niedostepne a takze tyczy to nie tylko makijazu - one juz niewiele maja naturalnych czesci ciala, kazda jest poprawiona, ilez z nich na przestrzeni czasu stracilo przez to swoj naturalny wyglad robiac z siebie potwora.
Otylosc - i ja zwalam to na zla diete. Zauwazylam ze tacy ludzie bo mezczyzni tez, sa zawsze pogodni, zadowoleni, beztroscy jakby bylo z czego, szczupli sa skupieni, zamysleni. Przynajmniej widze to u siebie, w USA, gdzie mamy ludzi tak otylych ze pewnie takich nie widzisz u siebie - potwory/pokraki.
Popieram pewne restrykcje tyczace przyjmowania do pracy osob otylych - policjantow, strazakow, nawet stewardess. Unikam w pewnych miejscach, w ktorych sie da, siedzenia w sasiedztwie grubasa bo mnie zawsze przywala ich nadmiar.
A najsmieszniejszym jest to ze zyja wedlug powiedzenia - kochanego cialka nigdy za duzo - nie podejrzewajac co mysli o tym maz czy dzieci.
Malowałam się jako młoda dziewczyna i denerwował mnie mój ojciec z komentarzami: wyglądasz jak puchacz w klatce, kto to widział, żeby kwiatek się malował. I moja osobista pierwsza miłość, która kazała mi zmyć makijaż, bo inaczej ze mną nie pójdzie :) Tak że w zasadzie niewiele się malowałam za młodu, a na starość zupełnie mi przeszło. Co 2-3 lata kupuję nową maskarę, bo stara wysycha. Szminek nigdy nie używałam, bo mam usta jak maliny do dziś (a ponoć to czerwienica jest). Kiedyś, dostawszy z RFN zestaw kosmetyków, siadłam w nocy przed lustrem, zrobiłam sobie makijaż, mąż się obudził i wrzasnął: jezu, jedziemy do szpitala, chora jesteś :) A gdy w pracy ogarnęła mnie fachowa kosmetyczka jako modelkę do gazety, że jestem jesienią, to gdy wracałam do domu, zaczęło padać, parasola nie miałam, więc bałam się, że ten cały makijaż mi się rozpłynie. Nie używam żadnych kremów, nigdy nie używałam, balsamów - nienawidzę tłuszczu, mam tylko w pogotowiu nieśmiertelną Niveę na moment, gdy skóra mi się tak zeschnie, że zaboli :) Włosy farbowałam latami, gdy zaczęłam siwieć, a zaczęłam szybko. Opamiętałam się po pięćdziesiątce i dziś jestem starą, siwą kobietą, która stała się modna wg tych reguł jeszcze zanim one weszły w życie. I tak, mam nadwagę, ale dlatego że lubię dobre jedzenie i alkohol, a prowadzę siedzący tryb życia, taka praca :) Ponoć nie wyglądam na swoje lata, ale kładę to na karb życzliwości pochlebców.
UsuńA, jedyne bez czego z chaty nie wyjdę, nawet do śmietnika, a jak zapomnę, to mam wrażenie, że jestem naga - perfumy. Kocham pachnieć smrodem i mam niezły arsenał :)
Usuń@ Serpentyno, za czasow mojej mlodosci to nie bylo zjawiska celebrytow, a kiedy sie zaczeli, to ja juz wyroslam z wieku, kiedy sie ich nasladowalo. Teraz internety pelne porad, jak klasc te kilka warstw tynku na gebe, zeby z potwora urodzila sie ksiezniczka, a malolaty lykaja to jak kury ziarno. Na ulicy nie rozpoznasz, czy dziewoja ma 13 czy 30 lat, wszystkie geby mozna szpachla drapac z zawartosci.
UsuńNiby w wyborze sposrod kandydatow na jakies stanowisko powinno sie kierowac umiejetnosciami, a nie wygladem, ale z dwojga tyle samo wiedzacych wybiora i tak ladniejszego i szczuplejszego. Grubas bowiem zle rokuje zdrowotnie.
@ Stara Jedzo, widze, ze Twoj ojciec dokladnie tak samo Cie demotywowal i wysmiewal, jak moj mnie. Moj mial jakas awersje do dluzszych wlosow i w czasie, kiedy moje kolezanki nosily kitki i warkocze z kokardami, ja musialam nosic krotkie wlosy i nienawidzilam sie za to od wczesnej podstawowki. Siebie, nie jego. Tak mi w duzym stopniu zostalo, do dzisiaj siebie nie lubie i nie szanuje, wmowil mi, ze jestem malo warta i gowno w zyciu osiagnelam.
Ty jestes jak Marilyn Monroe, ona tez do snu ubierala sie w kilka kropel Chanel nr 5. Ja tez zawsze wychodze z domu spryskana, kolejna nasza wspolna cecha.
Nie, to nie tak. Ojciec mnie nie wyśmiewał - teraz widzę, że miał rację - dziś wiem, że tony zielonej kredki (takiej tłustej, wtedy nie było cieni do powiek, przynajmniej nie u mnie na wsi) i tego tuszu, do którego się pluło (pamiętasz), a potem jeszcze dokładało jakieś strzępki - to faktycznie musiałam wyglądać jak puchacz w klatce, z czego wyleczył mnie nie ojciec lamentem, ale właśnie moja pierwsza miłość. Nauczył mnie, że kocha mnie, bo jestem piękna, a nie dlatego, że mam tonę szpachli na sobie. Ojciec nie krytykował nigdy moich włosów, wprost przeciwnie, zawsze mówił, że moi mężczyźni wygrywają los na loterii - włosy mi się same układały :) Mogłam mieć jakie chciałam, miała długie, dopóki nie zaczęłam dojeżdżać do szkoły pociągiem - ścięłam i koniec z pleceniem warkoczy - mnie się to podobało i później rzadko miałam dłuższe. Fakt, fryzurę mam od lat prawie taką samą, bo i tak się ułożą po swojemu - ale jaka wygoda. Długie włosy lubił za to Eks, bo jego zdaniem były kobiece, a mnie wkurzało nie to, że mam je mieć, ale to, że mam je mieć na życzenie :) Pretekstem do ścięcia było osłabienie po ciąży i już nie zapuściłam :P Mój ojciec, mimo że jego alkoholizm zniszczył mi życie, jednak był ze mnie dumny i mnie kochał (inna bajka, że więcej kochał wódkę). Więc nie, nie mam z tego powodu kompleksów... :) Moje kompleksy to inna bajka :)
UsuńMoj byl prawie abstynentem, zreszta pisalam o tym, tresowal mnie na trzezwo i z upodobaniem, bo lubil. Ale tylko mnie, bo mezem byl wlasciwie dobrym, synem byl bardzo dobrym, a mnie sobie zrobil, zeby sie nade mna znecac.
UsuńDla mnie te porady i reklamy sa bez znaczenia, ani czytam ani stosuje. Co robie to ubieram sie stosownie i schludnie w dodatku lubie spokojny, praktyczny styl taki ktory pozwala ubrac cos majacego 10 lub wiecej lat i nadal byc w obiegu, makijaz to odrobina tuszu i pudru, podkreslenie ust, wlosy bez odrostu, regularne manicure bez lakierowania. Co mi wiecej potrzeba? Nie mowiac ze nie mam stresow czy kompleksow, czy niedowartosciowania widzac celebrytki bo co mnie obchodza? Poza tym wierze i stosuje maksyme, zwlaszcza w makijazu choc nie tylko - ze mniej jest w wielu wypadkach wiecej.
UsuńJa zupelnie nie martwie sie tym, co mam na sobie, ma byc wygodne. I tak malo gdzie bywam, wiec nie mam strojow "wyjsciowych" ani butow galowych, najwyzej do dzinsow wloze t-shirt z koronka i mam gdzies opinie innych. Nie mam ani jednej spodnicy i ze dwie sukienki letnie, ktorych prawie nie nosze, bo wole spodnie. Moja zawartosc szafy to ulamek Twojej :)))) I tak nie mam miejsca.
UsuńOd przyjazdu do Berlina przestałam farbować włosy i mój "czekoladowy brąz" zamienił się w naturalną siwiznę. Z makijażu też zrezygnowałam, czasem gdy idziemy na jakiś koncert czy do opery to lekko podmalowuję oczy i kontur ust. No i nadal nie wyskakuję z dżinsów na co dzień. I staram się zbyt często nie spoglądać na swoją datę urodzenia, żeby się nie dołować.
OdpowiedzUsuńUwielbiam dzinsy, zdejmuje je tylko do spania, to dla mnie wynalazek wszechczasow. To moje malowanie to tylko oczy, ust praktycznie nia malowalam przez cale zycie, nie lubie szminek i ciagle sobie nimi brudze zeby, wiec sie nie szminkuje, podobnie nie pudruje twarzy, bo mam dostatecznie sucha cere.
UsuńWydaje mi sie, ze do nie-makijazu trzeba dorosnac. ;-) Jako nastolatka nie wyobrazalam sobie zeby isc ze smieciami do zsypu bez -przynajmniej!- uczesania sie, a do kiosku za winklem pojsc bez tuszu na rzesach??! No chyba tylko w lecie, kiedy mozna bylo zalozyc okulary przeciwsloneczne ;-) Teraz zrobilam sie leniwa i wygodna. Jedyne co musze, to brwi pociagnac maskara do brwi, bo bez nich wygladam raczej glupio niz naturalnie :-D Rzesy nadal maluje, czasem nachodzi mnie ochota na kreske na powiece, ale to zalezy gdzie i po co ide, a dawniej byl to element obowiazkowy mojego make-upu. Nigdy nie uzywalam pomadek, bo nie lubie, nawet taraz nie znosze wszelkiego rodzaju blyszczykow czy pomadek ochronnych. Zawsze zima jakas kupie, a potem lezy kilka sezonow w szufladzie i finalnie laduje w koszu. Wszelkiego rodzaju cienie do oczu to nie moja bajka; kiedys tak bardzo lubiane przez kobiety fluidy do mnie nigdy nie przemawialy, a juz jak widzialam te “elegantki w maskach” z czekoladowa twarza i biala szyja, do tego czesto z uciapanym fluidem kolnierzykiem, to mi sie wprost niedobrze robilo :-O
OdpowiedzUsuńTeraz mam jeden puder w kamieniu, ktory starcza mi na kilka lat i stosuje go tylko po to zeby sie geba nie swiecila. Szybkie przejechanie pedzlem po twarzy i juz.
Wlosy ostatni raz farbowalam w pandemii przed swietami i od tego czasu mi sie nie chce. A wlosy akurat farbowalam cale zycie, pierwszy raz chyba jako nastolatka jakas ziolowa henna. I zawsze byly to odcienie czerwieni, rudego, wisni itp. Nigdy nie korcilo mnie pojscie w blond, a raz jak zrobilam sobie na czarno, to wygladalam jak burdel-mama, wiec to mnie skutecznie od tego koloru odrzucilo ;-) Siwych wlosow akurat nie mam (poza pojedynczymi, ktore czasem wyrywam, a czasami pozwalam im byc), ku zazdrosci moich kolezanek, wiec moze tez dlatego poki co odstawilam kolor, ale czasami korci mnie, bo najzwyczajniej w swiecie lubie siebie z zafarbowanymi. Zapewne wroce do koloru kiedy i mnie w koncu siwizna dopadnie juz tak na dobre. A tak jeszcze przy okazji siwizny, to uwazam ze bardziej chodzi o jej jakosc, a nie o to, ze sie jest siwym “bo tak mi pasuje”. Majac wlosy jak Andie Macdowell mozna sobie byc siwym i wyglada to super, ale juz tlusty “mysi ogonek” do pasa, albo rachityczny kucyk zwiazany gumka recepturka, to inna historia. A szczytem obrzydliwosci (dla mnie) sa siwi faceci z dlugimi wlosami, do tego takimi pozolklymi, jesli wiesz co mam na mysli ;-)
Jak juz pisalam u Anabell w odpowiedzi na komentarz, pomadek tez nie uzywam, nawet na jakies galowe wyjscie, nie lubie i juz. Z ta roznica, ze ochronne uzywam na co dzien.
UsuńAle oczy musze, no musze nawet pod okularami slonecznymi, bez tego czuje sie naga. Makijaz zmywam poznym wieczorem, zeby miec pewnosc, ze ani ja nie bede musiala juz nigdzie wychodzic, ani nikt do mnie nie wpadnie. Pudrow i fluidow nie uzywam wcale, cere mam sucha, wiec sie nie swiece :)))
Z wlosami troche eksperymentowalam, w rudym nie jest mi do twarzy, ale raczej rozjasnialam niz farbowalam ciemno. Dokladnie wiem, coi masz na mysli, bo i mnie taka siwizna sie nie podoba, sa jednak srodki do likwidacji tej brudnej zolci na siwiznie, mozna wiec sobie troche pomoc i ja posrebrzyc.
Mam idealnie srebrne włosy i często zbieram za nie komplementy. I wspieram kobiety, które dbają o siebie, ale włosów nie farbują 😊
OdpowiedzUsuńA wiesz, ze wyobrazalam sobie Ciebie jako osobe ciemnowlosa, z wlosami na tyle dlugimi, ze podpietymi. Teraz zabilas mi klina ta siwizna :)))))
UsuńW zyciu sie nie malowalam! Paznokcie usilowäalam lakierem potraktowac ale z kilka godzin obgryzlam, zdlubalam. Wlosy kiedys rozjasnialam a teraz czekam na siwizne. Czy jestem modna? Bardziej alergiczna. A Ty masz ladne wlosy! Corki tez masz ladne. I to wszystko z makijazen czy bez.
OdpowiedzUsuńNo tos mnie jeszcze nie widziala bez makijazu, zaraz bys zmienila zdanie, ale dziekuje :)))
UsuńPrzeciez ja Cie wcale nie widzialam! Co to ma za znaczenie? Slyszalam glos, ktory wydawal mi sie sympatycznym i mlodym :))).
UsuńOj no, nie gadaj! Zamieszczalam zdjecia, wiec mnie posrednio widzialas.
UsuńMalowałam się od czasu rozpoczęcia studiów (bo w średniej szkole nie wolno nam było się malować), a potem do pracy, a potem coraz rzadziej i tylko na wielkie wyjścia. Teraz wracam do makijażu, ale jest to co najwyżej krem BB, odrobina pudru i brwi (podkreślenie brwi dodaje twarzy charakteru, co odkryłam niedawno), a na ważniejsze wyjścia jeszcze tusz do rzęs i róż. No i szminka, której długo nie używałam, ale stosuję z upodobaniem, od kiedy zrobiłam porządek z zębami. Włosy ufarbowałam dwa razy w życiu, w tym raz były to tylko pasemka. Czasem (rzadko!) stosowałam szampon koloryzujący, ale od około dwudziestu lat w ogóle nic, choć siostra wiecznie suszyła mi głowę, żeby to zrobić. Jednak opierałam się skutecznie, a teraz jestem modna :D:D:D Paznokci nie malowałam nie wiem odkąd, a że ostatnio miałam duże kłopoty ze wzrokiem, to sobie odpuściłam. Na manikiurzystkę nie było mnie stać. Ale teraz może znów spróbuję, jako że widzę dużo lepiej. Jeśli mi się będzie chciało ;) Stosuję odżywki w lakierze, ale one nie wymagają takiej precyzji jak kolorowy lakier. Lubię ładnie wyglądać, ale to nie jest priorytet typu: nie wyjdę bez makijażu. Wyjdę oczywiście :D:D:D
OdpowiedzUsuńA ja nie wyjde, chocby nie wiem co! :))) Czyli u Ciebie odwrotnie niz u wiekszosci kobiet, ktore z wiekiem przestaja sie pindrowac, Ty zaczynasz zyc kolorowo. Ja chyba nigdy nie przestane, tak juz sie przyzwyczailam.
Usuń