Juz dawno doszlam do wniosku, ze nie lubie sama siebie, choc podobno psychologowie zalecaja, zeby sie bezwarunkowo kochac, ale w ostatnim czasie jest to dla mnie bardziej zrozumiale.
Ide do lazienki myc zeby (zemby), wychodze z lazienki z umytymi zebami, umywalka, kibelkiem wstawionym praniem, choc wlasciwie nie planowalam i zalatwieniem kilku innych drobnych czynnosci. Biore ksiazke z regalu w salonie i opuszczam go po generalnym odkurzaniu i ukladaniu ksiazek wedlug jakiegos porzadku. Robie cos w kuchni, np. pieke ciastka, a przy okazji robie sto innych czynnosci, bo tu wpadly mi w oko jakies okruszki, tam plamka na blacie, wiec myje caly,a ze stoi na nim toster, wiec oprozniam go przy okazji z okruszkow w jego szufladce, chowam cos do szuflady i po drodze robie w niej generalny porzadek, przecieram fronty szafek i robie tak mimochodem tysiac drobnych nieplanowanych rzeczy. Slubny wchodzi do kuchni robic sobie kawe, wiec ja sobie robi i wychodzi, ja przy robieniu kawy przetre automat, wyleje z jego pojemnika zuzyta wode, doleje nowa wode, dosypie kawe, w tym czasie kubek sie napelni. I tak jest ze wszystkim, nie potrafie poprzestac na jednym zadaniu, bo podczas jego realizacji zauwazam sto innych rzeczy do zrobienia.
Mamy w sypialni firanke, to jedyny pokoj, w ktorym jest firanka, bo w salonie wystarczaja mi zaslony, u mamy jest taka firankowa roleta, w kuchni nie potrzebuje niczego, w lazience mam szybe we wzorek i zaslone z impregnowanej tkaniny. W sypialni dodatkowo mamy rolete zaciemniajaca. No i ta firanka wziela i sie podarla, nie wiem, czy tak sama z siebie, ale podejrzewam, ze kiedy przeciag zamknal okno, przytrzasnal firanke, a slubny chcial ja uwolnic i pociagnal za mocno, on jednak twierdzi, ze to wina Bulki, ktora czesto wlazi tam na parapet, z tym, ze podarcie przez kota wyglada inaczej, a slubnemu "iscie w zaparte" zostalo chyba z czasow dziecinstwa, bo czesto zaprzecza oczywistym faktom. Ale niech mu bedzie, tamta firanka zdazyla mi sie znudzic, wiec nie robilam scen i zamowilam sobie nowa.
Przyznac musze, ze dawno nie mylam tam okna, bo odkad monstera sie tak rozrosla, ze zaslania czesciowo swiatlo, a poza tym jest przywiazana do rur kaloryferowych, zeby sie pod ciezarem lisci nie wywrocila, to dostep jest mocno utrudniony. Tym razem jednak musialam miec wolny dostep nie tylko do okna, ale i do karnisza, wiec wszystko musialo zostac odsuniete, monstera (trzeba bylo odcinac sznurki, ktorymi byla przymocowana do rur), korytko na kwiatki, przybornik do szycia - i to na tyle, zebym mogla wlezc tam z drabinka. Odkurzylam nie tylko karnisz, umylam okno, a bylo naprawde bardzo zakurzone, przy okazji gruntownie odkurzylam i umylam kaloryfer, pelzalam na lolanach, zeby nie przeoczyc zadnego zakamarka czy listwy podlogowej. Umylam kwiatki, jedne pod prysznicem, ale monstere musialam czyscic recznie po jednym lisciu, glupia robota, ale potrzebna. Firanki oczywiscie musialam najpierw wyprasowac, zanim je powiesilam, ale teraz jest tak slicznie, ze nie wiem.
W tym szale odlozylam butelke pryskajaca na lozko, nie wiedzac, ze nie jest szczelna i zalatwilam sobie wszystko nie tylko na mokro, ale z pianka na dodatek. Przecieklo przez narzute, koldre, przescieradlo, ochraniacz, do materaca. Probowalam suszyc troche suszarka, ale nie dalo rady, wiec zeby moc spac, przewrocilam materac na druga strone, na szczescie nie zdazylo przeciec na wylot. Tak oto zamiar szybkiego umycia okna i zmiany firanek przerodzil sie w kilkugodzinna ciezka robote. I pomyslec, ze to dopiero jeden kacik w sypialni zrobiony. Teraz mam mocne postanowienie zabrania sie za ksiazki i zredukowania ich liczby. Znacie z Polski, jak sie ksiazki zalatwialo spod lady, wiec pozniej holubilo sie kazda sztuke, ale po co mi encyklopedia z lat 60-tych? Tam juz nic nie jest aktualne. Mam jeszcze ksiazki malo warte, do ktorych na pewno juz nigdy nie wroce. Trzeba to zmienic. Zaraz zrobi sie luzniej na regalach. One wszystkie i tak trafia po mojej smierci do kontenera z makulatura, bo moje dzieci nie czytaja po polsku, a wnuki to juz w ogole, nawet mowic nie chca. Ale poki zyje, lubie byc otoczona ksiazkami.
Tez tak macie, ze zaczynacie jedno, a konczycie zrobiwszy sto innych rzeczy?
Dzisiaj Zoska obchodzi drugie urodziny. A dopiero jechalam do nich na wies, kiedy
sie urodzila. No i dzisiaj przypada rowniez 43 rocznica naszego slubu,
corka postarala sie o godny prezent na 41-sza.
Nigdy nie byłam taka pracowita jak Ty, to już prędzej mąż taki był. Teraz czy chce czy nie chce to muszę się oszczędzać, niewiele mogę zrobić z moja nie kondycją, ale czasami tak mam że wejdę do kuchni coś zjeść, otworze lodówkę i zaczynam robić przegląd (porządek) w niej, biorę książkę z półki i widzę kurz i muszę natomiast odkurzyć cały regał. Na szczęście nie zawsze taka jestem pracowita i widzącą natychmiast robotę do zrobienia.
OdpowiedzUsuńJa wcale pracowita nie jestem, ale mierzi mnie widok czegos do zrobienia i chcac miec to po prostu za soba, robie. A z tego, co piszesz, to widze, ze masz tak samo, ja tez biorac z lodowki, zaraz usuwam kazdy slad nieporzadku. I zastanawia mnie, ze innym domownikom to zupelnie nie przeszkadza.
UsuńA wracając do pierwszego zdania w Twoim poście, to mam tak że kocham się, ale nie wszystko lubię w sobie, nawet bym powiedziała że dużo nie lubię, ale wiem ze to ja, no i trudno, jestem jaka jestem, ale kocham się, wybaczam sobie różne wady, wybaczam sobie życiowe bledy.
OdpowiedzUsuńTo pierwsze zdanie napisalam, bo powinnam jak inni domownicy olewac wszystko, bewenie bylabym zdrowsza i weselsza, chociaz nie wiem, ja chyba mam w genach to poprawiania swiata. :))) Ty sobie wybaczasz, ja dla odmiany o wszystko sie obwiniam.
UsuńDla Zośki w dniu urodzin - dużo, dużo szczęśliwości w życiu. Niech dziewczynka rośnie i zostanie szczęśliwą kobietką na całe życie.
OdpowiedzUsuńDziekuje w imieniu. Swietowac i tak bedziemy w weekend, bo corka pracuje. W sobote bedzie kinderbal, a w niedziele my, czyli dorosli. I taki podzial bardzo mi sie podoba, bo oszalalabym w tym dzieciecym wrzasku.
UsuńAnia ja mam odwrotnie, nie widzę ! albo udaję.
OdpowiedzUsuńoraz piękna rocznica, więc dużo dobrego, lecę do roboty.
Tylko ja coraz czesciej zastanawiam sie, jak uniknac nastepnej, nie mam juz na niego sily.
UsuńA Ty nie zapomnij troche bardziej sie oszczedzac, nie badz taka gupia jak ja i nie wynajduj sobie niepotrzebnej roboty.
Też tak mam i wkurza mnie to również.
OdpowiedzUsuńKiedy człowiek jest w pełni sił i energii to tę cechę się nazywa wielozadaniowością i jest zaletą, ale kiedy człowiek jest w stresie i niżu energetycznym, to robi się z tego rozproszenie i chaos. I męczące to jest, nigdy nie móc umieć przestać biec, kiedy właściwie potykasz się co krok na obie nogi i tylko rozpęd trzyma cię w postaci pionowej.
Zrób więc sobie kawę, usiądź na czterech literach, z główką Tojki na kolanach. I wytrzymaj te parę minut bez robienia, i bez myślenia o tym, co jeszcze do zrobienia jest.
Radzi kocił garnkowi, że sparafrazuję.
Nie no, na kawe tez mam czas przeznaczony i nikt mi tego nie zabierze, choc czesto koncze pic te kawe zimna, bo cos mnie w miedzyczasie zajmie. Czas na siedzenie, a nawet lezenie znajduje pod wieczor, kiedy sobie ogladam czasem telewizje, a czasem Netflixa. Ale czesto jestem zla na siebie, bo zaczynam cos, co powinno trwac gora kwadrans, a koncze po kilku godzinach.
UsuńOczywiscie ze tak! Zawsze tak mialam i nadal mam choc nigdy, przenigdy moje domy nie byly zaniedbane. Sa jednak miejsca do ktorych nie zaglada sie co dzien czy co tydzien, a gdy wymieciesz pod jedna szafka to samo sie narzuca by zrobic podobnie z innymi.
OdpowiedzUsuńNigdy mnie porzadki nie meczyly , lubilam je wykonywac a takze systematycznosc w nich owocuje bo nie pozwala domowi zejsc na psy. Nie umialabym siedziec i nic nie robic widzac w domu nielad.
Jak Ty nie rozumiem niesprzatajacych, szczesliwych w kurzu i nieladzie.
Najlepsze zyczenia dla Zosi, ucaluj ja ode mnie. I Belli.
No Ty to jestes w ogole taka pedantka, ze malo kto siega Ci do piet w czestosci i dokladnosci sprzatnania. Ja na takie ekscesy to nie mam ani czasu, ani ochoty, bo zycie spedzilabym na pracy i pozniej sprzataniu w domu, w samochodzie, praniu, prasowaniu i podobnych czynnosciach. A to mieszkanie czy samochod sa dla mnie, a nie ja dla nich, wiec choc czasem miewam zrywy na wieksze porzadki, a na co dzien ogarniam to, co mi w oko wpadnie, to nie przesadzam z nadmiernymi porzadkami. :)))
UsuńCzytam komentarze i...drapie sie po glowie bo zadziwia mnie ze zwykle lenistwo czy brak poczucia porzadku moze miec tyle usprawiedliwien i uczonych nazw , wedlug mnie wykretow. A to mi przypomina inne - ze grubego ciala nigdy nie jest za duzo.
UsuńJa tam wole sprzatac na biezaco, obojetne czy stres czy inny wymaigowany powod.
Wychodze z zalozenia, ze grubego ciala ZAWSZE jest za duzo, o czym bedzie w jutrzejszym poscie. Ja tez sprzatam na biezaco, ale zadna sila nie zmusilaby mnie do sprzatania czesciej niz raz w tygodniu, az tak bardzo mi psio-kocie klaki nie przeszkadzaja. Zreszta zawsze dbam, zeby nie stworzyc balaganu, wtedy kurz mniej rzuca sie w oczy. :)))
UsuńDokladne sprzatanie tez robie tygodniowo ale wiesz co? Tak naprawde w jakims stopniu sprzatam co rano: trzeba lozko poscielic, lazienke poprawic po kapieli, uprzatnac w kuchni co sie nababralo robiac sniadanie, podlogi przejechac kudlatka by zebrac Belli klaki, wysprzatac kuwete, zetrzec z mebli kurze co robie codziennie bo i na nich oprocz kurzu sa klaki, przynajmniej co drugi dzien omiesc balkon z kurzu, przyjda poczta jakies papiery ktore trzeba przeczytac i schowac do teczek itp. - niewiele ale co rano to robie, nie pamiatam dnia by dalo sie to pominac a przeciez jest nas tylko dwie do balaganienia.
UsuńNo nie, na codzienne sprzatanie to ja nie mam ani czasu, ani ochoty. Pewnie, ze za soba sprzatam, naczynia wkladam do zmywarki, lozka robi slubny, bo kiedy ja wstaje, to on jeszcze spi. Ale kurz i odkurzanie i mycie podlog to raz w tygodniu. Wystarczy. I tak bym nie dogonila mistrzyni swiata z Florydy :)))))
UsuńTaką działalność oceniają psycholodzy jako dorosłe ADHD! 😀
OdpowiedzUsuńJa jestem odwrotnością, czyli raczej wkopię cos pod szafę zamiast podnieść, bo niepotrzebnie nie będę tracić energii!!!!
A siebie baaardzo lubię i doceniam, czego wszystkim tez życzę 😀
Najlepszego dla Zosi, mimo wszystko cierpliwości w dalszym związku dla Was. Ja tam kocham artystyczny nieład, od kilku lat mam w pompie zamęczanie się porządkami. Kiedyś myłam okna co miesiąc, regularnie. Ale mieszkam sama, sprzątam tylko po sobie, a staram się nie bałaganić, zaś odrobina kurzu po kątach dodaje domowi uroku :P A co będzie po mojej śmierci, to już nie moje zmartwienie :P
Usuń@ Basiu, i mnie zdarza sie cos wkopac, ale ogolnie wciaz cos widze do zrobienia, wiec robie, bo kiedy narosna zaleglosci, to mialabym jeszcze wiecej do roboty. Dlatego np. myje okna pojedynczo, jak mi sie zachce, a nie wyznaczam dnia mycia okien. I tak mam ze wszystkim, to dziala dosc sprawnie, wiec stosuje, ale nie przesadzam.
Usuń@ Stara Jedzo, gdybym ja sama mieszkala, a przede wszystkim nie miala futer, ktore, nie oszukujmy sie, brudza najwiecej, chocby gubiac klaki po calym domu, to tez pewnie sprzatalabym raz w miesiacu, bo czesciej byloby przesada. Ale jest jak jest, wiec zeby zaleglosci nie rosly, ogarniam na biezaco.
UsuńJeszcze, do czasów, gdy był mąż, też tak potrafiłam, zajrzeć w jedno miejsce, a przy okazji zrobić obok porządki. Co, do firanki, to mogę Ci powiedzieć, że moje w dużym pokoju, same z siebie pękają w zdłuż. Niestety taki paskudny materiał i niestety czeka mnie zakup nowych, a wybieram się jak sójka za morze.
OdpowiedzUsuńNajlepszego dla Zosi i dla Ciebie, że jeszcze nie ubiłaś małża. 😘
Ja tym razem zamowilam na Amazonie, tanie byly, a lepiej wygladaja na zywo niz na obrazku, wiec uwazam, ze zrobilam dobry zakup. Jestem naprawde szczerze zadowolona, co rzadko mi sie zdarza przy zakupach online, zawsze wynajde jakis feler.
UsuńDziekuje w imieniu, i rzeczywiscie, zywcem mnie do nieba zabiora za to malzenstwo.
Mam tak jak Ty i jakiesmy straszne aaaadehodeowe. :).
Z Zosi wykluwa sie powoli ladna dziewczynka!
Ja mysle, ze to nie adehade, tylko tak nas wychowali, to znak pokolenia, kazde pokolenie ma jakis taki charakterystyczny znak, my wlasnie rozgrzebywanie i wynajdywanie sobie roboty.
UsuńNajważniejsze, że kończysz to, co zaczynasz. :-D
OdpowiedzUsuńNo i co z tego, ze jedno koncze, jak w trakcie wynajduje sobie i rozgrzebuje sto innych rzeczy do zrobienia :)))
UsuńPrzydałoby się, żebyś nauczyła się kończyć rozpoczęty odpoczynek :-D
UsuńTo nie tak, bo jak odpoczywam, to mnie zadna sila nie podniesie. I tez nie tak, ze nie koncze jednej roboty, a zaczynam druga, przeciwnie, kazda jest wykonywana do konca, zanim zabiore sie za nastepna.
UsuńJeśli tak mam, to oznacza, że coś jest nie tak, najczęściej to u mnie oznaka prokrastynacji - nie chcę się zająć tym, co powinnam, więc w stresie zauważam wszystko inne. Ogólnie, prokrastynacja czy nie, to u mnie oznaka zestresowania. Gdy nie jestem zestresowana, robię to, co zamierzam zrobić, kończę i jestem zadowolona.
OdpowiedzUsuńCiekawa teoria, ale ja mysle, ze kazda kobieta, ktora prowadzi gospodarstwo domowe, tak ma. Ta wielozadaniowosc jest po prostu we krwi. Albo jej nie ma :))) Po prostu robota w domu nigdy sie nie konczy, a jesli dom zamieszkuja dzieci albo zwierzeta, jest jej znacznie wiecej i gdybym ja sobie tak odkladala na pozniej, to w koncu nawarstwilo by sie tej roboty i dopiero mialabym stres ;)
UsuńTo obserwacja z mojej rzeczywistości. Zauważyłam zresztą, że mam takie zachowania po mamie. Gdy coś ją bardzo stresowało, zaczynała przestawiać meble bez sensu. Gdy było dobrze, kurz na meblach sobie istniał bez problemu. Zapytałaś, czy czytelniczki tak mają, więc tylko napisałam jak to wygląda. Wiem, że ludzie mają różnie. Moja mama nie jest wielozadaniowa, nigdy nie była, jej mama też nie była wielozadaniowa. Tak się akurat w mojej rodzinie zdarzyło :) (ale też wiem, że moja babcia jest uciekinierką z kieratu rodzinnego - wyjechali daleko od Wielkopolski, oficjalnie, bo znaleźli dom, nieoficjalnie było to bardzo wygodne, nie musieć tych wszystkich spokrewnionych gęb oglądać, które wchodziły do domu bez pukania, jak do siebie).
UsuńMoze to tez jest kwestia wychowania. Kiedys juz pisalam, ze mniej przeszkadzalby mi kurz od balaganu, dlatego zawsze skrzetnie chowam wszystko po szafach i szufladach, zeby mnie w oczy nie klulo. Nienawidze kiedy wszystko lezy na wierzchu, ubrania, kosmetyki, papiery, dokumenty, ja pisma urzedowe od razu wpinam do segregatora, zeby gdzies sie nie zawieruszyly, ubrania od razu do szafy itd. Kurz mnie nie boli.
UsuńAle tak mam, ze robiac jedno, zauwazam drugie do zrobienia i tak tluke jedno po drugim, ale tez musze miec natchnienie.
Już dawno z tego wyrosłam, głównie dlatego, że po prostu nie daję rady bo z wiekiem odzywają się wszystkie dawne kontuzje. Poza tym od 5 lat jestem sama, więc siłą rzeczy mam mniej spraw do ogarnięcia, a gdy coś uporządkuję, wypucuję itp. to mi nikt nic nie nabałagani. Pani sprzątająca sama z siebie zredukowała częstotliwość sprzątania, bo odkryła ostatnio, że nawet raz na miesiąc to ona nie za bardzo ma co sprzątać. Ty masz chatę pełną zwierząt i jest Was stale troje - to naprawdę spora różnica.
OdpowiedzUsuńJa tez nie daje rady fizycznie, ale jestem jak ta szkapa dorozkarska, robie z rozpedu i potem tylko cierpie, bo mi chce plecy rozerwac z bolu. Rzeczywiscie, gdybym byla sama, to wszystko u mnie by blyszczalo, bo dodatkowo ja zawsze sprzatam za soba na biezaco.
Usuń