Translate

19 sierpnia 2025

Niech mi kto powie...

    ... ze cos nie jest na rzeczy z tym trzynastym dniem miesiaca. Ja tam w przesady i gusla nie wierze, ale to, co mnie ostatnio spotkalo, kaze sie zastanowic. To byla sroda, mialam tego dnia wolne. Rano opublikowal sie nowy post na blogu, a na ogol pierwsza komentujaca jest Teresa, bo kiedy my jeszcze smacznie spimy, u niej jest popoludnie (10 godzin do przodu). Tego dnia jednak nie bylo komentarza, nie bylo tez maila z jakimkolwiek wyjasnieniem, no wiec zdazylam sie zaniepokoic. Potem mail nadszedl, zacytuje tu go w calosci, brzmial nastepujaco:
     Nie
     Regards
     Teresa
Mnie z tych nerf jezyki sie pomieszaly i to "Nie" odczytalam po niemiecku, a znaczy to "Nigdy", jakos nie pomyslalam, ze niby dlaczego Teresa mialaby pisac do mnie po niemiecku, ale tresc wydala mi sie jakas grozna, ze juz nigdy, pozdrowienia, Teresa. Naprawde myslalam, ze cos sie stalo, zaczelam pisac kolejne maile, a okazalo sie, ze to "Nie" mialo byc poczatkiem zdania, ze Teresa nie ma internetu, ale zaraz po tym mail sam sie wyslal. Dwie nastepne linijki wpisuja sie automatycznie. No, jedno zmartwienie z glowy.  Troche popisalysmy, posmialysmy sie i w koncu ja zameldowalam, ze ide z Toyka na spacer, wiec do pozniej. 
    Poszlam z nia tak rano, bo zapowiadali upaly, a kiedy wychodzilam z domu, bylo tylko 17°C, wiec zdecydowalam sie na dluzszy spacer na dawno niewidziane centrum logistyczne. To trasa tak na ok. 7000 krokow, wiec powinnam spokojnie sobie z nia poradzic. Tyle tylko, ze te 17°C byly w cieniu, a centrum logistyczne nie dysponuje drzewami, wiec troche bylo mi goraco na tej patelni. Toyka latala sobie tu i tam, wskakiwala na bele siana, ogolnie byla bardzo szczesliwa, ze jest ze mna na dluzszym spacerze.
 

    Stamtad jest kawal drogi do przejscia pod torami ICE, zeby zaraz potem dostac sie do cudnie zacienionej alei parkowej, ktora to mialysmy wracac do domu. Dochodzimy do tunelu pod torami kolejowymi, ja chce zapiac Toye, patrze, a ta nie ma obrozy! No zglupialam, jakim cudem mogla sie z niej wypiac, a przede wszystkim GDZIE??? Stanelam i naprawde plakac mi sie chcialo, bo bylam juz troche zmeczona tym sloncem. Zaczelam rozmyslac, co z tym fantem zrobic, pies drapal sama obroze, ale tam mialam numerek podatkowy i nie wiedzialam, czy wydadza mi duplikat, a te przywieszki trzeba miec ze soba, znaczy na psie. Rada nierada zrobilam w tyl zwrot i powloklam sie z powrotem droga, ktora przyszlysmy, szukajac obrozy po poboczach. I tak pod znakiem zapytania stalo, czy ja w ogole znajde, bo przeciez ja ide droga, a Toya lata wszedzie. Na moja korzysc dzialalo, ze ta ogromna laka byla wykoszona do zera, w wysokiej trawie nie szukalabym nawet. Pamietalam jednak, ze podczas wskakiwania na bele siana, Toya obroze miala, wiec ostatecznie szukanie odbywaloby sie tylko do tamtego punktu, nie musialabym pokonywac calej trasy. I rzeczywiscie tam wlasnie znalazlam obroze, ktora prawdopodobnie rozpiela sie podczas zeskoku z beli. A ja, zamiast 7, zrobilam ponad 10 tysiecy krokow. Kiedy po raz drugi doszlam do parkowej alejki, tym razem porzadnie z psem na smyczy, musialam odsiedziec troche na lawce, bo jednym ciagiem bym do domu nie doszla, sponiewieralo mnie straszliwie to szukanie obrozy na otwartym terenie pod palacym sloncem, Toya zreszta tez padla zaraz po powrocie do domu.
   Sami powiedzcie, przypadek? Nie sadze. 13-ty sierpnia!
 
   Ale zeby nie bylo, ze tylko 13-ty jest dla mnie pechowy, to dzien pozniej mialam odebrac chocholy z przedszkola, bo corka byla sluzbowo w Hanowerze. A tego dnia ostrzegano, zeby raczej siedziec w domu, bo temperatura dojdzie do 35°, ale w cieniu, bo takie wartosci sie podaje. W sloncu wiec bylo dobrze ponad 40°, ledwie szlam, pocac sie jak zajezdzona chabeta krotko przed zejsciem przez teczowy most.  Przedszkole bylo nieklimatyzowane, wiec zanim zebralam to towarzystwo, pozbieralam ich rzeczy, odczekalam az Zoska skonczy podwieczorek, lalo mi sie spod wlosow na twarz i juz myslalam, ze tam oddam ducha. Jednak najgorsze dopiero czailo sie za rogiem. Chocholy musialam poganiac, bo co bylo dla mnie korzystne z ich bardzo wolnym chodem w normalnych temperaturach, to w ten skwar stawalo sie nie do wytrzymania, poganialam towarzystwo, ale niewiele to wnosilo. W znacznej odleglosci od przedszkola Junior sie obcial, ze idzie w kapciach, a sandalki zostaly. Nie chcialam sie wyrazac przy dzieciach, ale w mysli rzucilam soczysta lacina, zrobilam w tyl zwrot i wrocilismy do przedszkola zmieniac buty. Kiedy juz ostatecznie wracalismy do domu, zadzwonila corka z propozycja dla mnie, zebym wybrala sie z dziecmi na plac zabaw. Ja tylko grzecznie spytalam, czy ona sie z glupim na lby pozamieniala, juz abstrahujac od mojego stanu przedagonalnego, to przeciez na placach zabaw te rozne urzadzenia sa czesciowo z metalu i chocholy moglyby sie poparzyc, zanim dostalyby udaru.  
 
 
 
 

28 komentarzy:

  1. Ha, ustosunkuje się na razie do wstępu, który jest przecież o mnie. A że zaraz wychodzę to reszta będzie potem. No była ta Środa trzynastego denerwująca dla mnie, że nagle nie mam internetu to mogłabym żyć, ale że nie mogę przywitać Pantery jej świtem to już tragedia, wiec odfrunął ode mnie taki właśnie mail niepokojący, a że tak nagle poleciał, bo to był ostatni dech internetu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, ze ten pechowy dzien obie mamy za soba, z tym, ze u mnie przedluzyl sie on az do 14-go :))))) No coz, dzieki bogom lato zbliza sie ku koncowi, wiec moze bede mogla czesciej wychodzic i na dluzej, bo upaly nie beda chcialy mnie zabijac.

      Usuń
  2. Toya wykonała piękny skok, a właściwie dwa skoki i miała obroże kiedy zwycięsko stała na szczycie beli. No i tak szczęśliwa jest bardzo, uwielbia spacery z Tobą. Dobrze że udało się znaleźć obroże. A pamiętasz jak zgubiłaś kluczę? A z przedszkolem to też już było coś że trzeba było wracać, chyba plecaczek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza sie, klucze zgubilam w kukurydzianej toalenie podczas siusiania :))) A w przedszkolu zapomnialam lunchboxa, ale nie wracalam wtedy, zreszta nawet gdyby, to nie bylo takiego sakramenckiego upalu.

      Usuń
  3. Mojaś Ty bohaterko. Ale że nie odbierasz Chochołów z przedszkola samochodem? Znam ten ból, jakieś 2 km do przedszkola w jedną stronę, bez cienia i pod górkę. Wioska, zimą palą w piecach plastikiem. Na szczęście to już za mną, teraz szkoła - dojazd autobusem i już tylko kilometr w razie W, bo autobus jeździ raz na ruski rok. Powinnyśmy dostawać medale za to odprowadzanie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym przewidziala ten skwar i wszystkie przygody, pewnie podjechalabym pod przedszkole klimatyzowanym autem, ale ja glupio i nierozwaznie chcialam sie przejsc, wiec zaparkowalam pod domem corki i poszlam pieszo, bo to tylko rzut beretem od niej. A po drugie ja mam w aucie tylko poddupniki, a chocholy sa w wieku, ze powinny byc przewozone w fotelikach.

      Usuń
    2. No te foteliki zawsze mnie i wkurzają, i rozczulają. Jedna rzecz, że rozumiem ich konieczność. Druga - nie mieszczę się w C-Maxie, bo foteliki (a i synowa jest słusznej postury, nawet słuszniejszej niż ja). Mieści się między nimi tylko Kundel, więc jestem poszkodowana. I z łezką w oku wspominam malucha, gdzie mieściliśmy się w piątkę - teściowa na przodzie, a ja z chłopakami z tyłu :) No ale to były inne czasy, dziecko woziliśmy w koszu wiklinowym na tylnym siedzeniu :) Dlatego mnie zaskoczyło, że idziesz po dzieci - ja nie mam wyboru, nie mam ani samochodu, ani prawka. Ich mama ma samochód, ale nie zdąży ich odwieźć, bo pracuje w przedszkolu w innej wiosce. O tyle lepiej teraz, że tylko odprowadzam, ona odbiera, bo kończy pracę o 14.

      Usuń
    3. Moglabym zaryzykowac przewóz na poddupnikach, ale gdyby mnie zlapali, to stalabym sie biedniejsza o kilka stowek. No a gdyby sie niedajbuk cos stalo, to nie wybaczylabym sobie do konca zycia. Hexa z Gapciem spokojnie podrozuja na poddupnikach, ale chocholy sa jeszcze za male.

      Usuń
  4. A nie mówiłam, że wnuki to zło? 🤣

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo możliwe, w końcu istnieją także ludzie, którzy kochają góry 🤣

      Usuń
    2. No tego to i ja nie rozumiem. Gory to jeszcze wieksze ZUO od wnukow.

      Usuń
  5. Wcale nie dziwię się, że wystraszyłaś się tego maila od Teresy, bo sama, jak go teraz przeczytałam to zimno mi się zrobiło... Ja uwielbiam 13, bo najczęściej dobre rzeczy mnie spotykają, a czytając Twoje przygody tego i następnego dnia, to mi się zrobiło ,,wesoło", bo wiem sama, co to znaczy szukać czegoś. Ja ze dwa tygodnie temu, rano chcę wyjść z Gutkiem na wietrzenie, a tu zonk - gdzie klucze od mieszkania, bo zawsze leżą na półce, przy książkach. W torebce spacerowej nie ma, kieszenie bluzy puste, szuflada przy drzwiach w szafce , też bez kluczy.. . Robiło mi się zimno i gorąco na przemian, a tu jeszcze do tego córka wyjechała, a dugie klucze u Niej. Gutek patrzy się na mnie, jak na wariatkę, bo on ubrany, a ja latam po mieszkaniu... Wyszłam z nim tylko przed blok, zamykając drzwi na klamkę... Jak wróciliśmy do domu, to mi się otworzyła klapka w głowie, że te klucze miałam w ręku, gdy wracaliśmy z popołudniowego spaceru i tego dnia miałam plecak, bo przy okazji spaceru byliśmy w warzywniaku i odruchowo wrzuciłam klucze, w stałe miejsce w plecaku, ale schowały się, pod kluczykami od auta , na samym dnie kieszeni. Mogę Cię pocieszyć, że przed wyjście, sprawdziłam, czy tam kluczy nie ma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie wielokrotnie sie zdarzalo, ze odkladajac cos w pewne miejsce, myslalam o tym, ze to miejsce jest pewne, wiec zawsze znajde. A potem za nic nie moglam sobie przypomiec, gdzie to cos zadolowalam i co ja sobie przy tym myslalam. Mijaja miesiace albo lata, ja zdaze sie pogodzic ze strata, a potem znajduje to cos, a co wiecej, po latach uznaje, ze schowek byl rzeczywiscie logiczny.

      Usuń
  6. No nie wiem, jak to jest z tą 13- ką, bo ja się urodziłam właśnie 13.IV. a do tego w czasie
    trwającej w Warszawie okupacji niemieckiej, ale jakoś przeżyłam i wielu moich rówieśników urodzonych tego dnia również. Co prawda prowadzone wiele lat później badania naukowe wykazały, że osoby urodzone właśnie w tym roku wojny co i ja były najmarniejszym pod względem zdrowotnym rocznikiem w Polsce, ale rozpatrywali państwo naukowcy tylko rok urodzenia a nie dzień. Wg dawnej piosenki "trzynastego- wszystko zdarzyć się może". Chyba ją śpiewała niejaka Karin Stanek, Twój ślubny zapewne ją pamięta. U mnie znów odczuwalna temperatura nieco wyższa niż ta na termometrze, ale nie muszę dziś się nigdzie poza chatę przemieszczać, co mnie cieszy, bo choć ma być tylko 27 stopni to ja już mam dość tego ciepełka. Berlin to dziwne miejsce - najczęściej, niezależnie od pory roku temperatura ta odczytana z termometru różni się od tej odczuwalnej - i zimą i latem. I jakoś tego pojąć nie umiem. Mam zbyt mały rozumek - nic dziwnego, urodziłam się wszak trzynastego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, ja tez nie jestem przesadna, a 13-tka nie byla moja nieszczesliwa liczba, nawet kiedy nadchodzi grozny piatek 13-go, to tez sie nie przejmuje. Ale tego dnia chyba jednak klatwa zadzialala.
      Piosenke 13-go spiewala Kasia Sobczyk, a nie Karin Stanek. No i ja tez ja pamietam, moge od poczatku do konca zaspiewac.
      Ja juz bylam zrobic zakupy, ale juz wczesnie rano bylo niestety bardzo goraco.

      Usuń
    2. No popatrz - i wydało się jak mało wtedy interesowałam się muzyką rozrywkową- raz mnie któryś ze znajomych zaprosił na występ któregoś z polskich zespołów rockowych, ale dałam plamę bo wyszłam po 15 minutach -hałasowali w Hali Gwardii. Facet z pół roku ze mną nie rozmawiał, chociaż mu zwróciłam forsę za bilet. U mnie znów wiaterek słaby, ale południowo- zachodni, więc nic nie chłodzi. Pogoda wybitnie "lodożerna".

      Usuń
    3. Totez skorzystalam z dzisiejszej promocji w Edeka i kupilam trzy pudelka lodow, bedzie na kilka dni. Ja nawet odwazylam sie na spacer z Toyka, ale tylko zacieniona parkowa alejka, za goraco bylo wybrac sie dalej w pola.

      Usuń
  7. Mam podobnie - nie wierze ale jakos tej daty nie lubie. Co prawda nigdy mnie nie skrzywdzila - tu powinnam odpukac w niemalowane drewno.
    Moja corka brala slub w piatek 13tego bo miejsce slubu tylko ta date mialo dostepna. Co narazie malzenstwo niezmiernie udane.
    Ja gdy czegos szukam tez zaczynam od tego ze analizuje - kiedy ostatnio widzialam, uzywalam, gdzie moglam polozyc itp. Najczesciej okulary i telefon. Glupi telefon musze zawsze nosic ze soba, nawet przemieszczajac sie po domu no bo jestem to na balkonie, to w lazience albo pralni. Przynajmniej gdy jestem "gdzies" jak restauracja to trzymam w torebce by nie zostawic na stoliku.
    Ogolnie mialam wiecej przygod znajdowania rzeczy zgubinych przez kogos niz wlasnych zgubien. Co ciekawe to kazda jedna znajdowana byla zlota bizuteria - gdybym nie oddawala bylabym dzis bogatsza :)
    Najgorsze ze Twoje przygody odbywaly sie w upale ale w sumie skonczyly dobrze jak ta z obroza Toyki. Nie, nie mysle ze data 13 miala cos do czynienia ze zguba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez nie mysle, ze data miala cos wspolnego ze zgubieniem przez Toye obrozy, ale za to jaki dobry temat mi sie przydarzyl na bloga... Bez tej trzynastki nie bylby taki zajmujacy.
      Ja rowniez wszedzie przemieszczam sie z telefonem, np. kiedy w lazience sie maluje albo biore prysznic, z telefonu slucham sobie podcastow politycznych, takie laczenie przyjemnego z pozytecznym, zeby czasu nie tracic.

      Usuń
  8. oj tam oj tam ja się staram o 13 nie myśleć a różne wpadki, życiowe zakrętasy mam każdego dnia. zależy od pogody, czy jestem tomna czy nie tomna. oraz od stanu zasłuchania.
    :-DDDDD no to reakcja na plac zabaw obuchacha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeciez ja tez nie poddaje sie trzynastkom, czarnym kotom i potluczonym lusterkom, ale taki zbieg okolicznosci to nie mogl byc przypadek, opatrznosc postanowila mnie upomniec alboco. :)))

      Usuń
    2. 13-ty potrafi zaskoczyć, nawet jeśli nie wierzy się w przesądy. Ale 14-ty też nie oszczędza przygód. Zagubiona obroża Toyki i upał wystawiły cierpliwość na próbę, a mimo to wszystko dobrze się skończyło. Obroża znaleziona, dzieci bez poparzeń, a Ty dzielnie przeszłaś swoje kilometry:-) Może to dlatego, że są kraje (np. Chiny), w których to 14-ty uważany jest za pechowy. Codzienne wyzwania potrafią zaskoczyć wszędzie;-)

      Usuń
    3. I tu mnie zaskoczylas! Nie wiedzialam, ze 14-ty tez moze przyniesc pecha, chocby i chinskiego. No ale cos musialo byc na rzeczy, skoro te pechy mnie przez dwa dni pod rzad scigaly.

      Usuń
    4. achacha Pantero.... choćby i chińskiego :-DDDD

      Usuń
    5. No same widzicie, Pani Puszkowa i Teatralno, ze nie chce byc inaczej, pech to pech bez wzgledu na jego narodowosc.

      Usuń
  9. Ech ta trzynastka... Miałam w liceum koleżankę, która w dzienniku miała nr 13, ja byłam po niej, czyli miałam 14. A psorka od geografii zawsze pytała wg daty. Tyle że trzynastego zwykle (choć nie zawsze) uznawała, że na biedną trzynastkę to już za dużo i pytała 12 albo 14, czyli mnie :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No sama widzisz, bliskosc trzynastki tez moze przynosic pecha, a wedlug Pani Puszkowej i Chinczykow to i 14-tka jest niezbyt szczesliwa liczba. :)))

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Bapcia sie uczy

    Bapci na starosc przyszlo uczyc sie obslugi malych chlopczykow, bo bapcia sama miala tylko z dziewczynkami do czynienia i w tym nabrala ...