Bo podobno te mimozy z wiersza Tuwima i piosenki Niemena to nic innego jak wlasnie nawlocie. Nie wiadomo, dlaczego poeta tak namieszal w botanice, ale faktem jest, ze mimoza brzmi lepiej niz nawloc.
Staram sie w mojej fabryce o czterodniowy tydzien pracy i w ostatni piatek dostalam wolne, bo mial przyjsc ktos, kto obejmie te piatkowa robote, a ja obiecalam, ze dopoki kogos nie znajda, to ich tak nie zostawie bez pomocy. Mam nadzieje, ze ta osoba dobrze sie sprawi i ze jej praca bedzie odpowiadac, bo ja juz nie mam sily na te piatki. Zwlaszcza przy tych wszystkich moich dolegliwosciach. Moj lokiec tenisisty, o ktorym pisalam tak dawno, ani troche nie przestaje bolec i dokuczac, wiec ortopeda, po nieudanym i nieskutecznym zastrzyku z kortyzonu, przepisal mi elektrowstrzasy. Przyslano mi urzadzonko do generowania, do tego cztery dlugie kable zakonczone elektrodami do przylepiania na skore, mam je przyklejac po wewnetrznej i zewnetrznej stronie reki, pod i nad lokciem, a pozniej nastawic urzadzonko na odpowiedni program i moc uderzen pradu i tak pol godziny 2-3 razy dziennie sie zabawiac na modle sado-maso. Najsmieszniejsze, ze kiedy nastepuje uderzenie, to same zginaja mi sie palce, jak to nieprzewidzianie przebiegaja trasy nerwowe w czlowieku. Urzadzonko na tyle mi sie podoba i jest tak fajne z tym waleniem pradem, ze uzywam go tez troche niezgodnie z przeznaczeniem, bo kiedy konczy sie program lokcia, to przeklejam sobie elektrody na kark, tam bowiem mam takie nieprzyjemnie bolesne napiecia miesni, i przez kolejne pol godziny mam masaz karku, na koniec przeklejam elektrody na brzuch, siedze sobie, a urzadzonko sprawia skurcze miesni, jakbym przez te pol godziny cwiczyla brzuszki. Szkoda, ze to tylko wypozyczone i po trzech miesiacach powinnam oddac, chyba ze lekarz przepisze mi dalsze uzywanie, ale w koncu bede musiala to zwrocic. No chyba, ze zechce od nich odkupic, cena waha sie okolo 150 euro. Jeszcze sie zastanowie.
Chodze sobie tak z Toyka na spacery, w jednym uchu sluchawka z podcastami, drugie nastawione na szum drzew, spiew ptaszat i inne bodzce. Czasem sie w ogole wylaczam i mysle o czyms zupelnie innym, a jest o czym. Niedawno dotarla do mnie wiesc o smierci znajomego, meza mojej psiapsi, mlodszy ode mnie. Facet o niezwyklym talencie aktorskim, lubiany przez wszystkich, a przez nia kochany do tego stopnia, ze za niego wyszla. On zas okazal sie oszustem, zrobil jej z zycia pieklo, mieli sie rozwodzic, tymczasem facet sprawil, ze owdowiala, musi teraz go pochowac, ale jest jeszcze inna kandydatka, ktora chce zajmowac sie pogrzebem. I pewnie scheda po nim tez, a przeciez ta nalezy sie zonie, wiec bedzie trzeba wlaczyc adwokatow i tracic na nich pieniadze. No i trzeba bedzie wdrozyc sledztwo, bo on czesciowo zaczal urzadzac sie w poludniowo-wschodniej Azji, wiec i tam pewnie zadolowal czesc majatku, o ktory uszczuplil moja psiapsie. Juz kupilam popcorn, bo sprawa zapowiada sie na lata. I grube wydatki, ale bez pomocy prawnikow mozna zapomniec o zalatwieniu czegokolwiek, bo oni oboje z roznych panstw, no i jeszcze ta Azja na dodatek. Bedzie sie dzialo.
Macie tu jeszcze ode mnie kilka poznoletnich albo wczesnojesiennych, jak kto woli, obrazkow ze spaceru.