29 sierpnia 2023

Nawlociami jesien sie zaczyna...

 Bo podobno te mimozy z wiersza Tuwima i piosenki Niemena to nic innego jak wlasnie nawlocie. Nie wiadomo, dlaczego poeta tak namieszal w botanice, ale faktem jest, ze mimoza brzmi lepiej niz nawloc.
 Staram sie w mojej fabryce o czterodniowy tydzien pracy i w ostatni piatek dostalam wolne, bo mial przyjsc ktos, kto obejmie te piatkowa robote, a ja obiecalam, ze dopoki kogos nie znajda, to ich tak nie zostawie bez pomocy. Mam nadzieje, ze ta osoba dobrze sie sprawi i ze jej praca bedzie odpowiadac, bo ja juz nie mam sily na te piatki.  Zwlaszcza przy tych wszystkich moich dolegliwosciach. Moj lokiec tenisisty, o ktorym pisalam tak dawno, ani troche nie przestaje bolec i dokuczac, wiec ortopeda, po nieudanym i nieskutecznym zastrzyku z kortyzonu, przepisal mi elektrowstrzasy. Przyslano mi urzadzonko do generowania, do tego cztery dlugie kable zakonczone elektrodami do przylepiania na skore, mam je przyklejac po wewnetrznej i zewnetrznej stronie reki, pod i nad lokciem, a pozniej nastawic
urzadzonko na odpowiedni program i moc uderzen pradu i tak pol godziny 2-3 razy dziennie sie zabawiac na modle sado-maso. Najsmieszniejsze, ze kiedy nastepuje uderzenie, to same zginaja mi sie palce, jak to nieprzewidzianie przebiegaja trasy nerwowe w czlowieku. Urzadzonko na tyle mi sie podoba i jest tak fajne z tym waleniem pradem, ze uzywam go tez troche niezgodnie z przeznaczeniem, bo kiedy konczy sie program lokcia, to przeklejam sobie elektrody na kark, tam bowiem mam takie nieprzyjemnie bolesne napiecia miesni, i przez kolejne pol godziny mam masaz karku, na koniec przeklejam elektrody na brzuch, siedze sobie, a urzadzonko sprawia skurcze miesni, jakbym przez te pol godziny cwiczyla brzuszki. Szkoda, ze to tylko wypozyczone i po trzech miesiacach powinnam oddac, chyba ze lekarz przepisze mi dalsze uzywanie, ale w koncu bede musiala to zwrocic. No chyba, ze zechce od nich odkupic, cena waha sie okolo 150 euro. Jeszcze sie zastanowie.
 Chodze sobie tak z Toyka na spacery, w jednym uchu sluchawka z podcastami, drugie nastawione na szum drzew, spiew ptaszat i inne bodzce. Czasem sie w ogole wylaczam i mysle o czyms zupelnie innym, a jest o czym. Niedawno dotarla do mnie wiesc o smierci znajomego, meza mojej psiapsi, mlodszy ode mnie. Facet o niezwyklym talencie aktorskim, lubiany przez wszystkich, a przez nia kochany do tego stopnia, ze za niego wyszla. On zas okazal sie oszustem, zrobil jej z zycia pieklo, mieli sie rozwodzic, tymczasem facet sprawil, ze owdowiala, musi teraz go pochowac, ale jest jeszcze inna kandydatka, ktora chce zajmowac sie pogrzebem. I pewnie scheda po nim tez, a przeciez ta nalezy sie zonie, wiec bedzie trzeba wlaczyc adwokatow i tracic na nich pieniadze. No i trzeba bedzie wdrozyc sledztwo, bo on czesciowo zaczal urzadzac sie w poludniowo-wschodniej Azji, wiec i tam pewnie zadolowal czesc majatku, o ktory uszczuplil moja psiapsie. Juz kupilam popcorn, bo sprawa zapowiada sie na lata. I grube wydatki, ale bez pomocy prawnikow mozna zapomniec o zalatwieniu czegokolwiek, bo oni oboje z roznych panstw, no i jeszcze ta Azja na dodatek. Bedzie sie dzialo.
 Macie tu jeszcze ode mnie kilka poznoletnich albo wczesnojesiennych, jak kto woli, obrazkow ze spaceru.
 






  I to tyle na dzisiaj.
 

27 sierpnia 2023

Zarty sie skonczyly!

 Dla Hexy sie te zarty skonczyly i zaczelo tyranie, ktore potrwa do jej szczesliwej emerytury. Beztroskie zycie przedszkolaka juz za nia, od soboty 19 sierpnia obowiazuje dyscyplina, nauka, ranne wstawanie i coraz wiecej wyzwan. Ale za to przynajmniej pierwszy dzien szkoly bedzie dla malej pieknym wspomnieniem. Byloby w ogole idealnie, gdyby nie pogoda, choc bylo pieknie i slonecznie, ale juz od rana temperatury byly zabojcze i wielka wilgotnosc oraz zlo czailo sie wszedzie, takie przedburzowe, znacie to, kiedy wszyscy sa naladowani elektrycznie dziwnymi emocjami, bola ich glowy i wystarczy iskierka, zeby pierdyklo. No niekoniecznie w czlowieku, choc tez, ale oczekiwalismy, ze pierdyknie na niebie. Gdyby nie wachlarz, ktory mialam ze soba, to by mnie pierdyknal szlag.
 Zaparkowalismy ze slubnym daleko na tamtym osiedlu, bo nauczycielki prosily, zeby omijac niewielki parking szkolny, pozniej trzeba bylo dojsc do samej szkoly w tym sakramenckim upale z ciezkimi rozkami obfitosci, jednym duzym i bardzo ciezkim dla Hexy, drugim malutkim dla jej brata, zeby mu nie bylo smutno, ze nic nie dostal. Pozniej w auli byly jakies wystepy, ale my trzymalismy sie bardziej na zewnatrz, bo w srodku bylo jeszcze bardziej duszno. Bylismy w komplecie, przyjechala najmlodsza z Zoska i Juniorem, byla tez druga babcia Hexy i jej 3-letni kuzyn ze strony taty ze swoja mama. Slubny tez w koncu dal sie namowic, ale mama nie chciala wychodzic na ten upal i dobrze zrobila, jak sie pozniej okazalo, bo bylo prawie nie do wytrzymania i wszyscy strasznie cierpielismy z goraca, dzieciaki tez, byly marudne, spocone, wymeczone upalem. No i trzeba bylo wciaz ganiac za Juniorem, bo odkad nauczyl sie chodzic, to lata gdzie popadnie i znika w tlumie.  Po przypisaniu dzieci do ich przyszlych klas i nauczycielek (Hexa trafila do klasy SLONI, a byly jeszcze myszy i zolwie), pierwszaki udaly sie na swoja pierwsza lekcje, a rodzice, rodzenstwo, dziadkowie, ciotki i wszyscy krewni i znajomi krolika Hexy i innych dzieci w tym czasie mogli sie posilic ciastem wlasnej roboty i napic kawy za drobna oplata. 

Nowa nauczycielka
 Dzieciaki wyszly z klas zaopatrzone w baloniki napelnione helem i udaly sie na pobliska lake, zeby te baloniki wypuscic. Oczywiscie Hexa wie wszystko lepiej i nie chciala wlozyc wstazki od balonika na raczke jak bransoletki. Balonik wymknal sie jej przed czasem, wiec przyleciala z placzem, ale mama zalatwila jej balonik zastepczy. Na zdjeciu widac ja z czerwonym balonem, a na filmiku ma juz zolty. Co za indywidualistka z niej, wypuscila balon jako najpierwsza i potem najostatniejsza i jako jedyna miala dwa balony.
 

 

 Pozniej dzieciaki dumnie pozowaly ze swoimi rozkami obfitosci, a Hexiatko znow mialo dwa rozne, ten ode mnie juz znacie, bo sie chwalilam wczesniej, a od ciotek dostala rozowy z Barbie.
 
Gapcio tez dostal, zeby mu smutno nie bylo

A tu z ciotkami i kuzynka Zoska, bo Junior jak zwykle gdzies zwial
 Wreszcie powleklismy sie do domu Hexy, ale trzeba bylo jeszcze odebrac z restauracji zamowione jedzenie, pojechalysmy wiec z najstarsza. Pechowo normalny dojazd do srodmiescia zostal zamkniety z powodu robot ulicznych, wiec podroz byla przez Honolulu i Moskwe. W obie strony. Jesu, jak ja mam dosyc tych robot drogowych, czlowiek ma wrazenie, ze cale miasto jest rozkopane do imentu i wszedzie kilometrowe objazdy. A tu mozg sie gotuje, lasuje, odmawia wspolpracy i nie pomaga nawet klimatyzacja. Zjedlismy, choc z niewielkim apetytem, bo komu chce sie jesc w taki gorac i wrocilismy do wlasnego domu dogorywac sobie w spokoju, bo bylismy zmeczeni nie tylko upalem, ale i nadmiarem dzieci oraz dzwiekow przez nie wydawanych, a generowanych przez upal wlasnie, wiec towarzystwo bylo ogolnie placzliwe i marudne, zwlaszcza, ze niektorym wypadla z planu dnia drzemka, wiec byly dodatkowo rozmazane. 
 Jeszcze slowo wyjasnienia, dlaczego poczatek roku szkolnego mial tak dziwna date. W Niemczech ferie letnie sa ruchome, kazdego roku zaczynaja sie i koncza inaczej, a wszystko po to, zeby nie generowac tloku na autostradach, gdyby nagle wszystkie dzieci w kraju jednoczesnie zaczely wakacje. I zeby inne landy nie byly stratne i np. wciaz nie zaczynaly ferii letnich w ich drugiej polowie, to terminy sa zmieniane, jak w tej tabelce ferii w Dolnej Saksonii, gdzie na czerwono zakreslilam ich termin w kolejnych latach:


 W przyszlym roku szkola zaczyna sie np. juz 3 sierpnia, bo poczatek ferii przypadnie na 24 czerwca, w tym roku byl to 6 lipca. I zawsze tak jest ustawiony poczatek roku, zeby przypadal na czwartek, zawsze. Wyjatkiem jest witanie pierwszych klas i przypada na sobote, zeby rodziny mogly brac w nich udzial, bo malo kto pracuje w soboty, a jesli, to zawsze zdazy wziac wolne na ten dzien.
 I to by bylo na tyle. Gdyby temperatura oscylowala miedzy 20°C a 25°C, byloby oczywiscie perfekcyjnie, ale i tak bylo fajnie. I pomyslec, ze tak niedawno bylam przy Hexowym porodzie, przecinalam jej pepowine... A tu juz szkola!

25 sierpnia 2023

Jak zostalam wypisana z rodziny

 Na dwa dni przed pierwszym dniem szkoly Hexy, jej mama a moja srednia corka miala wyznaczone informacyjne zebranie rodzicow. Zadaniem rodzicow bylo przyniesienie do szkoly zakupionych wczesniej i zaopatrzonych w imienne naklejki materialow i ksiazek czy tam niewiemczego potrzebnego w szkole, co mialo w tej szkole juz zostac, zeby dzieci niepotrzebnie nie musialy dzwigac tego w tornistrach. Calkiem nieglupi pomysl. Naklejki juz wczesniej zamowila bapcia, razem z tym takim rogiem obfitosci do napelniania slodyczami. Bapcia tez zostala poproszona o przyjscie i posiedzenie z wnukami w czasie, kiedy ich matka bedzie w szkole. 
 Ogolnie Hexa zachowuje sie ostatnio wzorcowo i ma to swoje powody, po pierwsze w fakcie, ze wchodzi na kolejny stopien zyciowych wyzwan, uczniom w koncu nie wypada zachowywac sie jak przedszkolak, a po drugie podlizuje sie bapci, zeby czasem nie zechciala pojechac do Polski bez niej. Za to Gapcio ma na wszystko wywalone, a przy okazji wszedl w faze przekory. No i fajnie, z tym, ze bapcia ani mysli sie przejmowac, niech matka sie zajmuje wychowywaniem, bapcia jest od rozpieszczania, ale do pewnych granic. Nieprzekraczalnych, ale Gapcio o tym nie wiedzial, jego pech.
 Zajelismy sie gra w "drabiny", to taka planszowka z  kreta droga, gdzie co jakis czas trafia sie czerwone pole z drabina, po ktorej mozna wspiac sie na wyzszy poziom. Warunkiem jest wyrzucenie tylu oczek, zeby polem docelowym bylo wlasnie to czerwone. Gapcio wyrzucil o dwa oczka wiecej, wiec wprawdzie przez czerwone pole przechodzil, ale nie mial prawa sie na nim zatrzymywac, a tym bardziej  przeskakiwac dalej na wyzsze poziomy. Tlumaczylam raz i drugi, ale chec wygranej byla u Gapcia wieksza od ferpleju. Juz i tak przymykalam oko, ze kiedy wyrzucal jedynke, rzucal ponownie, bo "mu sie omsklo i kostka tylko wypadla z reki, a nie zeby nia rzucal", ale przy kolejnej probie przedostania sie na poziom wyzszy, bapcia znow zaczela marudzic, wiec wnuk olal cala gre, przestala mu sie podobac.  
 Zjedli kolacje, poprosilam o umycie zebow, a Gapcio na to, ze ani mysli, Hexa zas drobnym truchcikiem pognala do lazienki pokazywac bapci, jaka jest posluszna. Mowie Gapciowi, zeby poszedl po niej, a ten na to, ze ani mysli. 
- Prosze, idz umyj zabki, bo nie chcialabym pozniej byc zmuszona powiedziec mamie, ze nie chciales mnie sluchac.
- Nie pojde!
- Ale ja cie bardzo prosze.
- Bede robil, co bede chcial, a ty nie jestes moja rodzina, zebys mowila, co mam robic.
 Pozniej troche sie zmitygowal i poprawil:
- Ty nie jestes moja mama.
W koncu jednak ulegl namowom i z fochem udal sie do lozka, jeszcze tylko raz wstal, bo pragnienie nie dalo mu spac, Hexa natomiast postanowila wyschnac na wiorek, byle tylko bapci nie denerwowac, i nie wstawala, co normalnie tez robi. Tym razem zadna krew sie nie polala, juz Hexa dobrze o to zadbala, zeby nie pozwolic sie sprowokowac malemu, i dosc szybko oboje zasneli.
 A mnie te upaly i przekora Gapcia tak wymeczyly, ze po powrocie wzielam tylko prysznic i zaraz padlam w posciel, zwlaszcza, ze poprzednie dwie noce marnie spalam. Pierwsza noc stala pod znakiem bolu, wiec musialam wstawac brac tabletki, bo stale sie budzilam, a podczas drugiej reanimowalismy spanikowanego Burka, bo byla burza.

23 sierpnia 2023

No troche wstyd

 W domu jestem komputerowo-telefoniczna wyrocznia, choc oczywiscie brakuje mi wiedzy, ale staram sie nie wzywac guru do jakiejs blahostki, wiec najpierw studiuje pilnie, co doktor gugiel ma na temat do powiedzenia i jesli jego swiatle porady mi nie pomoga, to ewentualnie dopiero wtedy wolam na pomoc guru. Takie studiowanie wiele mnie nauczylo, pomoglo dawac sobie rade w niewielkich klopotach. 
 Jakos na poczatku lat 90-tych kupilam sobie pierwsza komorke i trzeba bylo ja poustawiac po swojemu, troche to trwalo, a ja jestem z tych nie bojacych sie, ze cos sknoce czy zepsuje, lece metoda prob i bledow. Zostalo mi to z czasow, kiedy slubny, bedac juz w Niemczech, przyslal nam do Polski najpierw telewizor, pozniej wideo, ale z drugiej reki, wiec bez instrukcji obslugi. Co zreszta po instrukcji, kiedy i tak jezyka nie znalam. Od tego czasu malo kiedy czytam jakiekolwiek instrukcje, najpierw bawie sie urzadzeniem, wyprobowuje wszystkie mozliwe przyciski i czasem zajrze do instrukcji, kiedy nic sie nie dzieje albo nie znam jakiegos symbolu. Tak mam ze wszystkimi domowymi urzadzeniami, pralkami, telewizorami, odkurzaczami, czy ostatnio z wypasionym automatem do kawy, ktory zastepuje dwa stare ekspresy do kawy i czajnik.
 Pozniej nastala era lapkow i tu bylo juz trudniej, ale staralam sie jak najwiecej sama zalatwiac, a na koniec przyszly smartfony i wlasnie je uwazam za najlepszy wynalazek stulecia i bez ktorego juz nie wyobrazam sobie zycia. Podstawowe ustawienia byly dla mnie blahostka, pozniej bawilam sie, wygladzalam, dopieszczalam, dostosowywalam do moich potrzeb.  Udalo mi sie namowic mame na kupno smartfona dla niej, mogla zrezygnowac z dwoch telefonow, stacjonarnego i komorki, a co za tym idzie, placic mniej w miesiacu. Poza tym nie do przecenie nia byla mozliwosc wysylania zdjec na biezaco i darmowe rozmowy przez whatsappa. Ale mama to niestety pokolenie niespecjalnie techniczne, a internetowo to juz wcale, wciaz bala sie czegos wcisnac, przyjac apdejt i stale marudzila, ze bledem zyciowym byla jej zgoda na smartfon. Kiedy bylam u niej, na biezaco rozwiazywalam problemy, a kiedy mnie nie bylo, to drama. Wiele problemow rozwiazywalysmy przez telefon, z nierozwiazywalnymi bylo gorzej. Ale wreszcie mama przeniosla sie tutaj i powstaly inne problemy, bo polski t-mobile zarzucal jej nieuczciwosc w korzystaniu z roamingu, nie chcial grzecznosciowo odstapic od umowy, mimo ze wyslalam wyjasnienie i kopie ze szpitala. Zazadali jakiejs kosmicznej sumy za odstapienie, wiec postanowilysmy zostawic abonament do konca. Tyle tylko, ze do wiekszosci znajomych mama dzwonila sobie przez whatsapp, korzystajac  z mojego stacjonarnego wifi, a do kilku nie majacych smartfonow - z telefonu stacjonarnego. Czyli nie korzystala praktycznie z tego ich roamingu w ogole. Wreszcie nadszedl dzien, kiedy polski abonament sie skonczyl, ja juz zdazylam wczesniej nabyc karte na doladowanie, bo uznalam, ze nowy abonament w przypadku mamy jest niepotrzebny. Bedzie przeciez dalej korzystala z mojego stacjonarnego internetu, sama i tak nie wychodzi, a jesli, to ma odrobine mobilnego. No i zaczelam powoli przenosic dane, najpierw z karty na telefon, wiec ksiazka telefoniczna znalazla sie u innego operatora w calosci, a potem wysylalam przez whatsappa wszystkim znajomym nowe dane. Musialam przy tym najpierw odinstalowac whatsappa na stary numer, bo nie chcial sie przestawic automatycznie na nowy. Troche przy tym zdjec poginelo, ale znalazly sie na moim telefonie, gdzie jeszcze tkwilo stare polaczenie whatsappowe z mama. Wszystko wiec gralo i buczalo az do momentu, kiedy tym bezwhatsappowym chcialam przeslac nowy numer mamy via SMS. Telefon sie zbiesil, pokazywal gest Kozakiewicza, opowiadal o jakims errorze, ale nie chcial wytlumaczyc, o co dokladnie chodzi. Nawet wujek gugiel nie wyjasnil, dlaczego. Pomyslalam, ze moze ma za malo na koncie, wiec doladowalam go porzadnie i... dalej nic. Qrde! Mama wprawdzie uspokajala mnie, ze to nie takie wazne, mozna z tym poczekac, a nawet w ogole nie musi tamtych osob powiadamiac, bo nie sa dla niej az tak wazni, ale mnie nie dawalo spokoju, dlaczego nie moge wyslac glupiego esemesa. 
 Nie uwierzycie, co bylo przyczyna i KTO wpadl na rozwiazanie. Otoz moja calkiem niekumata w zagadnieniu mama nagle dostala eureki, jak pomyslowy Dobromir, cos walnelo ja w glowe od tylu i spytala niewinnie, czy czasem nie trzeba dodac do numerow w ksiazce telefonicznej prefixu do Polski. Dotad miala w telefonie gole polskie numery i to wystarczalo, nawet kiedy korzystala z Niemiec, bo byla w roamingu. I to mnie kompletnie zmylilo, bo od poltora roku przyzwyczailam sie, ze wszystko dziala, wiec powinno dzialac po zmianie karty na niemiecka. A tu ZONK! Ze tez sama na to nie wpadlam, za to wpadla mama, ktora nie ma o niczym pojecia. No grzmije wyhodowalam na memlonie, niby nic nie wie, a w efekcie wytknela mi blad, ktory nawet Toyka by zauwazyla. No fstyt!
 

21 sierpnia 2023

Maly cwaniak

 Pisalam o tym juz nieraz, ze dla Toyki spacery ze slubnym to nudna codziennosc, a ze mna to wielkie swieto. Slubny moze gardlo zedrzec wolajac ja i czekajac przy drzwiach z gotowa do zalozenia obroza, w koncu staje na tym, ze musi pojsc po psa do pokoju, a juz zwlaszcza wtedy, kiedy ów pies lezy razem z mamusia na sofie. Ze mna odbywa sie to tak. Siedze w kuchni przy lapku, Toya w tym czasie spi na swoim poslaniu po drugiej stronie mieszkania. Ja zamykam cicho lapek, nie zawsze wiec Toya uslyszy, ale czesto sie zdarza, ze juz wtedy leci do kuchni w spazmach. Pozniej wylaczam taki dlugi rozgaleznik, a to zawsze generuje taki niespecjalnie glosny klik. Ale zdarza sie, ze kiedy sucz gleboko spi, przegapi nawet ten sygnal. Dalsze przygotowania to naszykowanie sluchawki do sluchania podcastow i wreszcie wyjecie kluczy z torebki, zeby odpiac z calego peku (kluczyk samochodowy, chip do wozka sklepowego itp) same klucze do mieszkania, bo po co mam dzwigac w kieszeni kupe niepotrzebnego zelastwa. Najpozniej w tym momencie wpada do kuchni cala w histeriach, tanczy i spiewa, piszczy, wyje, szczeka basem, zeby calemu swiatu oznajmic, ze wlasnie idzie z mamusia na spacer. Niestety zdarza sie, ze wszystkie te przygotowania nie sa w interesie psa, ale mamusia idzie np. do lekarza, wtedy cale przedstawienie na nic. Ale Toya to madry pies i kiedy jej sie powie, ze ma zostac, najpierw nie dowierza, ale w koncu idzie ze spuszczona glowa na swoje miejsce. Jeszcze sie odwroci, jeszcze ma nadzieje, ze to pomylka i ze jednak zmienie zdanie, ale w koncu odchodzi. 
 Podobnie rzecz sie ma, kiedy wracam z pracy. Na naszej uliczce nie ma zbyt duzego ruchu, ale rozne auta przejezdzaja obok domu. I moga tak sobie przejezdzac do us***ej smierci, psa to nie rusza. Wystarczy jednak, ze ja przejade, a ona juz zaczyna popiskiwac. Najpozniej, kiedy wkladam klucz do drzwi wejsciowych na klatke schodowa, zaczyna glosno szczekac, bo musi calemu osiedlu oznajmic, ze mamusia wrocila. I wez tu, czlowieku, wejdz chylkiem do domu, nie ma takiej opcji. Dlatego wlasnie, kiedy mialy przyjechac mamy psiapsie na jej urodziny, pojechalam odbierac je z dworca z Toyka.
 Moja sucz, oprocz fenomenalnego sluchu i wechu, ma jeszcze chyba kalendarz w tylku. Tak, dobrze czytanie, to nie jakas literowka. Ona wie, kiedy jest weekend! W niektore dni chodze pozniej do pracy, wiec slubny zdazy wstac przed moim wyjsciem, a czasem nawet wychodzi z Toyka wczesniej ode mnie. I wtedy nic sie szczegolnego nie dzieje, Toya idzie bez slowa, zalatwia wszystko, co ma do zalatwienia i tyle. W weekendy zas chodzi ze mna i to najczesciej na dluzsze spacery, takie 2-3-godzinne, oczywiscie jesli pogoda sie zgadza, bo lady nie lubi moczyc futerka. Jednak ktorejs soboty zajeta bylam chyba pisaniem nowego posta czy mialam inne zajecia, nie pomne. Poprosilam wiec slubnego, zeby z nia wyszedl, no bo wiadomo, ze poranne siusiu cisnie, a ja pojde z nia pozniej, kiedy ogarne robote. Wyszli i wrocili po najwyzej pieciu minutach. Pytam, czy zrobila jedynke i dwojke, a slubny na to, ze jedynke, a potem tak ciagnela do domu, ze nie mogl za nia nadazyc. Przyszla do mnie do kuchni, siadla i gapi sie znaczaco. Coz bylo robic? Podnioslam siedzenie i poszlam z nia na kolejny dlugasny spacer. Skad ta madrala wiedziala, ze tego dnia nie ide do pracy?







 Caly czas zadziwia mnie wiez, jaka obie miedzy soba wytworzylysmy. Nam wystarczaja spojrzenia, nie musze nic do niej mowic, zeby wiedziala, czego od niej oczekuje. Przez te ponad 6 lat, odkad Toya u nas mieszka zrobila niesamowity postep. Jest niestety w pewnej dziedzinie rowniez cofka. Jak wiecie, najczesciej pies wychodzi ze slubnym, ale niespecjalnie go slucha, wyrywa sie, ciagnie, szczeka, na co on jej pozwala, i prawdopodobnie czuje za posrednictwem smyczy jego obawy, kiedy z przeciwka zblizaja sie inne psy, wiec stawia sie w pozycji obroncy. Toya zaraz po szkole byla dobrze zsocjalizowana, bawila sie z innymi przedstawicielami swojego gatunku, teraz bywa agresywna. Spuszczam ja tylko wtedy, kiedy znam psa i wiem, ze sie lubia. Jak pewnie zauwazyliscie, praktycznie przestalam z nia chodzic na psie kapielisko, gdzie kilka razy zachowala sie nieodpowiednio, a ja chce unikac awantur, wiec chodze z nia tam, gdzie psy spotykamy sporadycznie i na czas moge ja zapiac. Juz dawno zrezygnowalam z prob nauczenia slubnego postepowania z psem, on i tak wszystko wie lepiej, wiec co mam sobie gardlo strzepic. Ale juz nieraz slyszalam od innych opiekunow psow na osiedlu, ze kiedy Toya jest ze mna, zachowuje sie wzorowo, a przy nim jak wariatka. Mamy tu na osiedlu jednego psa, na widok ktorego Toya dostaje takiej palmy, ze prawie nie sposob jej powstrzymac. To owczarek staroangielski, inaczej bobtail, gdzie trudno sie zorientowac, co jest u niego przodem psa, a co jego tylna czescia. Toya wyczuwa go z kilometra i zaczyna swoj wsciek. Slubny najczesciej zmienia wtedy kierunek, a i opiekunka tamtego mozliwie schodzi z trasy. Ja odwrotnie, stawiam czola wyzwaniu i ide prosto w paszcze onego. Ale Toya ma trzymac szczekaczke zamknieta i isc karnie przy nodze, co czyni, a kiedy mamy sie mijac, ma usiasc i patrzec mi w oczy, podczas gdy arcywrog przechodzi za jej plecami. I ona to robi! Ja nawet nie mam smaczkow, ktorymi moglabym ja zabajerowac, wystarczy palec w gorze. To wlasnie ta jego opiekunka jako pierwsza pochwalila zachowanie Toyi, kiedy ona jest ze mna.
 Ale sie rozpisalam! 

19 sierpnia 2023

Nic sie nie stalo

 Najpierw troche informacji o roznicy miedzy "jazda po spozyciu alkoholu (miedzy 0,2 a 0,5 promila)" a "jazda w stanie nietrzezwosci (powyzej 0,5 promila)". Za pierwsze przewinienie grozi grzywna od 50 do 5000 zlotych, utrata prawa jazdy od 6 miesiecy do 3 lat i 10 punktow karnych. Za to drugie grzywna uzalezniona od dochodow, sankcja od 5 do 50 tysiecy zlotych na Fundusz Pomocy Ofiarom, kara do dwoch lat odsiadki, utrata prawa jazdy na co najmniej trzy lata i 10 punktow. Moim zdaniem kary nie sa jeszcze dostatecznie odstraszajace, bo wciaz na nowo czyta sie o roznych celebrytach jezdzacych pod wplywem, a ilu nie-celebrytow grzeszy w ten sposob, nie da sie policzyc. W Polsce panuje bowiem powszechne przyzwolenie i  przekonanie, ze jazda pod wplywem albo na kacu to takie banalne przewinienie i o co ten krzyk. A jak juz ksiadz czy zgola biskup popelni podobne wykroczenie, to sprawe zamiata sie na ogol pod dywan, bo u nich to taka choroba zawodowa i winno-mszalne pokusy, a poza tym prowadza bardzo stresujace zycie, wiec trzeba miec zrozumienie.
 Co innego u antykoscielnych celebrytow, w tym przypadku trzeba rozpetac kampanie, zeby gmin cieszyl sie z upokorzenia wyksztalciuchow i mial satysfakcje, ze nie tylko oni. Wspomnijmy chociazby Stockingera, Liszowska, Felicjanska, Olbrychskiego, Szyca, Dancewicz, Kozidrak, Durczoka, Figure, Farna, jedna z tych przerobionych siostr Godlewskich czy ostatnio Stuhra. Ten do niedawna lubiany przeze mnie aktor wyjatkowo mi sie narazil bagatelizowaniem swojego wystepku i durnymi komentarzami, ze przeciez nic sie nie stalo, ze to blahostka. Inna rzecz, ze ministrant sprawiedliwosci, niejaki zero, dostal prawie orgazmu ze szczescia, ze trafilo na takiego antypisowca jak Stuhr i ze bedzie mogl odwalic kolejna pokazowke. Podsumowujac, nie powinno byc zadnych swietych krow, a jazda pod wplywem, bez wzgledu na jej "szczesliwe" zakonczenie, nie moze byc w zaden sposob bagatelizowana. Pijacka geba w kubel, posypac glowe popiolem, przeprosic spoleczenstwo, obiecac poprawe i poddac sie karze. W koncu czlowiek oczekiwalby od nich czegos wiecej niz od propisowskiego poboznego Kowalskiego spod trojki. 
 Calkiem inaczej rzecz sie ma ze szczegolnie bogatymi osobnikami, ktorym sie wydaje, ze wszystko mozna kupic, a co gorsza w przewadze maja racje i z laboratoriow policyjnych czarodziejsko gina probki ich krwi, a swiadkowie zapadaja na amnezje. W przypadku zabicia kogos w wypadku czesto rowniez prokuratorzy nagle sie wzbogacaja. Jeszcze gorsza jest bananowa mlodziez przekonana o swojej niesmiertelnosci i nadzwyczajnych umiejetnosciach po kilku popisach driftingu i przekazywanych w mediach spolecznosciowych wyscigach po miescie w nocy. I te dumne mamusie, ktore z usmieszkiem chwala sie, ze "moja krew", bo ona sama tez nie zwaza na radary, ba, nawet miala zabrane prawo jazdy, bo dorobila sie 90 punktow karnych. I ta duma z synusia, ktory (jak zeznaja teraz sasiedzi) nie dawal im spac podczas organizowanych w nocy wyscigow i driftow, na ktore policja nie reagowala. I nagle teraz, kiedy synus-przyjemniaczek spowodowal smiertelny wypadek i zabral ze soba do nieba trzech kumpli, mamusia z oburzeniem pietnuje hejterow i prosi o "uszanowanie". Gdzie byla, kiedy inni chcieli byc "uszanowani", dlaczego nie wychowala gnojka na empatycznego czlowieka, za to byla z niego i jego kozaczenia na publicznych drogach taka dumna? I nie wydaje mi sie, zeby o niczym wczesniej nie wiedziala. Jest wspolwinna, choc kary zadnej nie poniesie, za tragedie innych rodzicow. 
 A jeszcze prawdopodobnie przyjdzie ubezpieczalni jej syna pokryc niemale koszty dewastacji miejsca wypadku, o co wnioskuja wladze Krakowa. I dobrze, moze da to do myslenia innym dumnym matkom bananowych chlopczykow w drogich samochodach i ich ojcom, ktorym sie wydaje, ze moga kupic wszystko. Zycia nie kupia za zadne pieniadze.
 
Dzisiaj jest TEN DZIEN. Pierwszy dzien szkoly Hexy, wiec troche mnie tu nie bedzie, bo najpierw zaplanowana jest uroczystosc w szkole, co potrwa jakies dwie godziny, a pozniej udajemy sie cala rodzina, nasza i ojca Hexy, na poczestunek. Nie wiem, kiedy wroce do domu. 

17 sierpnia 2023

Nieszczesny zakup cz.2

 ... i nagle zauwazam, ze ten taki "kolnierz", wokol ktorego zawija sie plastikowy worek i na ktorym wklad do pojemnika ma sie w tym pojemniku trzymac, jest polamany w pis-du na trzech rogach (bo pojemnik jest kwadratowy z lekko zaokraglonymi rogami), jakby go ktos z ogromna sila wbil do srodka. No nie da sie uzywac i juz. Zaraz tez dalam znac do Klarny, zeby wstrzymali platnosc, bo bedzie reklamacja, po czym wyslalam maila do Kauflandu, zeby mi przyslali naklejke zwrotna do wysylki felernego artykulu. Przy czym nagle okazalo sie, ze Kaufland jest tylko posrednikiem, a ja mam korespondowac z producentem. No ok. Dostaje zatem od onego propozycje nie do odrzucenia, oni mi opuszcza o dyche, a ja mam sobie ten chlam zatrzymac. Na koncu jezyka palca piszacego reklamacje mialam "czy wyscie sie z glupim na lby pozamieniali?" Ale grzecznie spytalam co mam robic z nie nadajacym sie do uzytku pojemnikiem na smieci za 35 euro, bo nowy kosztowal 45? Chce go odeslac i juz. No to mi zaproponowali nowy wklad - o, to rozumiem! Znow zasiadlam przy oknie i czekam na kuriera. W koncu jest! 
 Zeby nie przedluzac, przynajmniej koty mialy troche zabawy najpierw z jednym, a pozniej dwoma duzymi pudelkami. Za to mysmy mieli w pip wynoszenia kartonow, kilometrow folii i styropianu, starego pedalowatego pojemnika i tamtego zepsutego wkladu.










A teraz... tadam!... glówny obiekt dramatu... werble i fanfary!


Fajny, co nie?
Oczywiscie natychmiast dalam znac Klarnie, ze wszystko zostalo zalatwione pozytywnie i mozna placic.

15 sierpnia 2023

Nieszczesny zakup cz.1

 Nie pamietam juz, kiedy ostatnio bylam w normalnym sklepie, chyba kiedy kupowalam sobie buty, bo jednak buty wole przymierzyc. Nie wspomne juz o zakupach spozywczych, bo wiadomo, a ze tuz obok mojego sklepu spozywczego mam drogerie dm, to za jednym zamachem kupuje chemie i kosmetyki. Cala reszte zamawiam, bo latwiej mi sie przyjrzec na obrazku w lapku, gdzie moge sobie powiekszyc, dokladnie wyczytac wszystko, co mnie interesuje, a nawet porownac ceny u roznych sprzedawcow. A sprzedawca musi dla mnie spelnic jeden warunek, platnosc albo na rachunek, albo za posrednictwem Klarna (niestety nie ma po polsku). Klarna to bank z siedziba w Szwecji, a jednym z zalozycieli jest Polak. Tenze bank bierze na siebie platnosc za zakup internetowy, a ja robie sobie spokojnie przelew bankowy po otrzymaniu towaru. Nie musze wiec robic tego, czego nie lubie i czego sie boje jak ognia, czyli onlajnowego bankingu. Zadne moje dane bankowe nie kraza po sieci i o to mi chodzi. No i, qrna, przestancie sie ze mnie smiac! Jestem starodawna i taka zostane, nawet wtedy, kiedy Wam nowoczesnym jacys hakerzy wyczyszcza Wasze nowoczesne onlajnowe konta. Ale do rzeczy, bo nie jest moim zamiarem kryptoreklama Klarny.
 Zaczal nam sie psuc kuchenny pojemnik na odpadki, jak to z tymi "pedalowatymi" bywa, pedal sie wyrobil i nie zawsze chcial otwierac pokrywe. Coraz czesciej bylo wiec slychac soczyste przeklenstwa i to nie tylko z moich ust, kiedy czlowiek z pelnymi rencamy dobra do wyrzucenia nie mogl sobie poradzic z otwarciem. 
  Zasiadlam wiec przed ekranem i zaczelam poszukiwania. Oczywiscie w przewadze sa pedalowate, ale mnie sie zachcialo innego. Rozwazalam takie na fotokomorke, gdzie wystarczylby ruch reka, a sezam stalby otworem, ale po pierwsze niekoniecznie mialam ochote wydawac na pojemnik na odpady ponad 100 euro, po drugie wciaz trzeba tam zmieniac baterie, a po trzecie ta elektronika lubi sie psuc, wiec pewnie jeszcze szybciej niz w przypadku pedalowatego, musialabym szukac nowego. Postawilam wiec na takie otwierane na przycisk, PUSH tam stoi w obcym dla mnie jezyku. Traf chcial, ze akurat Kaufland onlajnowy mial u siebie pasujacy mi pojemnik, a stamtad juz kilka razy zamawialam, wiec nie musialam znow gdzies zostawiac swoich danych, a robie to niechetnie, kiedy nie znam firmy wysylkowej. Po czym zasiadlam przy oknie i wygladalam kuriera.
 I oto jest! Do drzwi dzwoni! Z usmiechem podaje mi sporych rozmiarow karton i zyczy przyjemnego popoludnia. Ja rzucam sie z nozem do rozpakowywania, przedzieram sie przez tony folii i styropianu, wyciagam lsniacy cud ze stali szlachetnej, biere worek na smieci, zeby od razu pojemnik mogl zaczac swoja dzialalnosc i nagle...
 Dalszy ciag nastapi niebawem...

 

13 sierpnia 2023

Sonda uliczna

 Niedawno na fb wpadla mi w oko uliczna sonda na temat celowosci i sensu celibatu w kosciele katolickim. Przypomne krotko, ze bezzenstwo ksiezy katolickich wprowadzone zostalo dopiero w XI wieku, przez co rozumiem, ze przez 10 wiekow nikomu zycie rodzinne ksiezy nie przeszkadzalo. Dlaczego wiec zaczelo kosciolowi katolickiemu przeszkadzac, podczas gdy inne odlamy chrzescijanstwa, prawoslawie czy protestantyzm zezwalaja duchownym na normalne zycie rodzinne? Glowna przyczyna to zatrzymywanie koscielnych majatkow w "instytucji", bezpotomny (co najmniej teoretycznie) ksiadz zostawia zgromadzone przez siebie dobra kosciolowi, nikt po nim nie dziedziczy, choc teraz, kiedy bez zadnych watpliwosci mozna dowiesc ojcostwa, sady przyznaja majatki ksiezy ich nieslubnemu potomstwu. Kosciol rzecz jasna zaprzecza prawdziwym powodom wprowadzenia celibatu i smedzi cos o powolaniach, poswiecaniu sie w calosci ewangelizacji i posludze, czemu podobno mialoby przeszkadzac zycie rodzinne, a jakos nie przeszkadzaja zwyrodnienia, alkoholizm, nieumiarkowanie w uzywkach, otylosc, chciwosc i inne przyjemne cechy wiekszosci kleru. 
 Uczestnicy ulicznej sondy, z wygladu raczej mocno pobozni, choc juz nie tak slepo kosciolowi oddani, ostroznie dobierali slowa, ale ogolnie splycali zagadnienie do spraw cielesnych, ze gdyby ksieza mieli pod reka kobiete, nie byloby w kosciele tego, co jest, a zapytani, co dokladnie maja na mysli, jakali sie, glupawo usmiechali, kazali domyslac, ale nikt nie powiedzial wprost, ze chodzi o powszechna pedofilie i relacje homoseksualne. Zacznijmy od tego, ze do seminariow wstepuja w wiekszosci mezczyzni o pewnych preferencjach seksualnych lub z planami na szybkie wzbogacenie sie. Bo wiadomo, "kto ma ksiedza w rodzinie, tego bieda ominie". Sa to osobniki narcystyczne, egoisci zadni (rzondni) atencji, wymuszonego szacunku, lubiacy decydowac, dyktowac i rzadzic. Nie ma w nich naleznej duchownym pokory, a wierni im pozwalaja traktowac sie z gory, zaganiac do pracy na rzecz parafii i nie wtracac w jej finanse. Ksieza na ogol nie maja pojecia o codziennym zyciu, o przyziemnych czynnosciach, wszystko za nich robia gosposie albo zakonnice. Cos jak u tego malego obesranca u koryta. Oni wszyscy nie wiedza, ile co kosztuje i jak dlugo musi na to pracowac szary czlowiek. Oni tylko CHCA, a nawet ZADAJA (rzondaja) pieniedzy od wiernych i obrazaja sie, kiedy ich oczekiwania nie zostaja spelnione. Niewiele ich interesuje stan posiadania parafian, maja placic i basta. Duchowny majacy w domu zone i dzieci mialby wieksze pojecie o kosztach utrzymania rodziny i wiecej zrozumienia dla codziennych trosk zwyklego czlowieka, bo i jego by to dotyczylo. Jasne, ze uregulowane i bezstresowe zycie seksualne odgrywa tez niemala role, ale przede wszystkim seminaria beda wabic  ludzi normalnych i zboczency nie beda mieli czego tam szukac. Moim zdaniem malzenstwo ksiezy powinno byc nie tylko dozwolone, powinno stac sie wymogiem, zeby na parafie trafiali ludzie o uporzadkowanym statusie rodzinnym. Aha, zeby nie bylo dyskryminacji, to homoseksualni ksieza powinni miec takie same prawa do zamieszkania ze wspolmalzonkiem jak heterycy.

11 sierpnia 2023

Jak to sie wszystko pozmienialo!

 Od czasow tzw. supermodelek z lat 90-tych, tych perfekcyjnych, przepieknych i niedosciglych w urodzie, wiele sie w modowej branzy zmienilo, choc jeszcze w niektorych domach mody pokutuja na wybiegach blade anorektyczki, nawet niekoniecznie ladne, za to zawsze ponure, niezadowolone z siebie i z zycia i wydajace sie byc stale nacpane. Tamte modelki z lat 90-tych i tak zrewolucjonizowaly branze modowa, zarabialy bardzo godne pieniadze, ale tez nie zyly rozrzutnie, inwestowaly madrze, bo wiadomo, ze praca w modzie jest krotkotrwala i o ile ich poprzedniczki najczesciej budzily sie pewnego dnia z reka w nocniku, bo uroda przemijala, a oszczednosci nie bylo, tak one albo mialy madrych i przede wszystkim uczciwych doradcow finansowych, albo same madrze swoje znakomite zarobki inwestowaly. Kazda z nich jest teraz wygodnie urzadzona w zyciu. Bylo to praktycznie pierwsze pokolenie modelek z calkiem swiezym nastawieniem do tej pracy i zarzadzaniem swoimi dochodami.
 Jednak bylo to zarazem ostatnie pokolenie modelek "nieskazitelnych" i nie chodzi tu bynajmniej o ich charaktery, bo z tym bywalo roznie. Chodzi o urode, byly piekne, zdrowo wygladajace, o perfekcyjnych figurach. Jednak ludzie w niewielkim tylko stopniu utozsamiali sie z nimi, kupujac ubrania w domach mody, ktore je zatrudnialy. Bo klientki rzadko mialy te same gabaryty co prezentujace ich wymarzone ubrania modelki. Nie byly tez takie piekne, co z pewnoscia budzilo w klientkach niesmak i powodowalo uklucie zazdrosci. Ktos wiec wpadl na pomysl prezentowania ubran na przeroznych modelkach, tezszych, o zwyczajnej urodzie, z widocznymi urodowymi felerami, z luszczyca, odbarwieniami, lysych, z zespolem Downa, z protezami brakujacych konczyn, chorobami genetycznymi majacymi wplyw na ich wyglad, no slowem nie odbiegajacych zbytnio od klienteli. Nareszcie! No bo nie czarujmy sie, ile klientek moglo wskoczyc w prezentowane ciuchy bez przerobek? Bez skracamia, poszerzania i cudowania, przy czym nagle klientki przestawaly miec kompleksy na widok nierealnie pieknych modelek, bo mialy przed soba kobiety zwykle, jak one.
 Jednak nie wszyscy podeszli do tych zmian z oczekiwanym entuzjazmem, wiele glosow podnioslo sie, ze ludzie nie chca ogladac jakichs koszmarkow na wybiegu, jakby dziewczyna o wzroscie 190 i wadze ok. 45 kilo nie byly same w sobie nie tylko koszmarne, ale i niezdrowe oraz motywujace mlode dziewczyny do nasladownictwa i popadania w skrajnosci anorektyczno-bulimiczne. Przeciwnicy szermuja argumentami, ze na codzien dosc sie naogladaja kobiet z roznymi usterkami urody, wiec podczas pokazu mody chca nacieszyc oczy kobietami szczegolnie pieknymi i taka wlasnie jest rola modelek, maja byc piekne. No istny cyrk, nie sposob dogodzic kazdemu. 
 Ja jednak ciesze sie, ze modelki dumnie prezentuja swoje blizny czy inne, w potocznym znaczeniu, szpecace cechy. Nigdy jednak nie zaakceptuje takiej wymuszonej cialopozytywnosci u zaniedbanych mlodych dziewczyn o nadmiernym apetycie, ktorym nie chce sie wziac za siebie, zeby zejsc ze swojej wagi 150 kilo, a ktore znalazly niejako usprawiedliwienie wlasnych bledow zywieniowych w modnej ostatnio cialopozytywnosci i tak brna w te slepa uliczke, tyja dalej i udaja, ze to lubia. Otoz nie lubia, zazdroszcza sprawnym fizycznie szczuplym kolezankom, placza kiedy sa wysmiewane i przezywane od wielorybow, czekaja na milosc, ktora nie chce nadejsc, frustruja sie jeszcze bardziej, jedza wiecej i probuja same siebie przekonywac, ze jest im z tym dobrze. A swiatu wykrzykuja, ze to tak specjalnie.
 W kazdym razie moda na "felerne" modelki poki co trwa. I dobrze.


09 sierpnia 2023

Jak szczerbaty na suchary...

 ... i lysy na grzebien rzucilam sie na sloneczniki. Nie, nie takie do jedzenia, ale rosnace na polu, do podziwiania. I niewiele brakowalo, bym te sloneczniki przegapila, bo w zasadzie mialam inne plany co do trasy spacerowej w niedziele, ale gdzies w polowie drogi zaczelo mnie straszyc.
 

 Wtedy tez postanowilam skrocic planowana trase. Bo ja z tej milosci do Burka wciaz prowadzam ja innymi drogami, zeby mogla wdychac sobie coraz to nowe slady zapachowe pozostawione przez kumpli z calej okolicy. A co robi Burek? Zamiast wdziecznosci, ze mamusia taka kreatywna i pelna poswiecen, Burek znajduje szczatki jakiegos poleglego zwierza i z luboscia sie w nich tarza i potem tak smierdzi, ze mamusia ma zoladek w gardle i odruchy wymiotne przez cala droge do domu. Taki numer odwalila mi dzien wczesniej na spacerze, po ktorym kapal ja tatus, zeby mamusi oszczedzic wrazen i rzygow.
 Tak wiec, zamiast dookola obok zrodel rzeczki Grone, poszlam krotsza droga na wprost w nadziei, ze mnie nie zdazy zmoczyc, i u jej wylotu znalazlam  motyw dla samego Van Gogha. Co prawda z daleka patrzac, myslalam, najpierw, ze to rzepak (no dzie rzepak, juz jest przeciez po rzepakowych zniwach!) albo gorczyca (durna, przeciez gorczyca kwitnie w grudniu!) i dopiero kiedy sie zblizylam, z radoscia odkrylam, ze to pólko slonecznikow. Przedtem jednak natknelam sie na slady orgii jakiegos pilkarza, ktory widocznie w pijanym widzie udal sie do domu w jednym bucie, jak tajemniczy blondyn*).
 


  Toyka jak zwykle polowala na myszy i jaszczurki, ale na szczescie tym razem nie udalo jej sie niczego zlapac w paszcze. Katem oka obserwowalam ja, czy czasem nie przymierza sie do turlania i tarzania w czyms nieodpowiednim. Kiedy jednak podeszlam blizej do slonecznikow, tak zachwycilam sie tymi sloneczkami, ze zapomnialam o bozym swiecie i o Toyce. Na szczescie nic mi nie wywinela.
 





  Toyka buszowala w zbozu nieopodal w nadziei na jakis miesny kasek, ale polowanie niespecjalnie sie udalo. Szczesliwie dla mnie nie bylo tez tam zadnej padliny czy innych rownie pachnacych odchodow.
 
 
Jej ogonek jak choragiewka przy wozku sklepowym dla dziecka, powiewal nad polem. Ja zas uciekajac przed niechybnym deszczem, jeszcze po drodze focilam pozostajace w tyle pole tych malenkich slonc.
 


 Oczywiscie kazde zdjecie mozna sobie powiekszyc kliknieciem.
Pierwsze krople deszczu dopadly nas juz pod domem.
 
*) dawno temu puszczali w kinach taki film "Tajemniczy blondyn w jednym bucie"
 
 

07 sierpnia 2023

Powoli do przodu

 Zycie posuwa sie do przodu, a ja razem z nim. Zeby nie bylo nudno, dzieja sie codziennie rozne rzeczy, jak nie w polityce, to w moim malym swiecie. 
 Plonacy frachtowiec, na ktorym przewozono elektryczne samochody, ktore to samochody czesto i chetnie ulegaja samozaplonowi, jest gotowy do odholowania go do portu w Holandii. Pozar podobno zostal ugaszony, jednak zagrozenie zatonieciem lub wylewem paliwa nie ustaje, ryzyko katastrofy ekologicznej na morzu watowym pozostaje ogromne. Pisze ten post w czwartek, wiec byc moze, zanim sie opublikuje, sprawa bedzie juz wygladac inaczej, w te albo wewte, albo bedzie juz wszystko bezpieczne, a statek w porcie, albo morze watowe zacznie umierac, a jest to szczegolny biotyp pod scisla ochrona, rezerwat przyrody. Jestem jednak dobrej mysli, bo co mi da czarnowidztwo.
EDIT: frachtowiec zostal szczesliwie doholowany na przewidziane kotwicowisko niedaleko wyspy Schiermonnikoog.

 Co roku w Wacken, malej wiosce w Szlezwiku-Holsztynie, odbywa sie festiwal

Zrodlo

muzyki heavy metalowej, z calych Niemiec i nie tylko zjezdzaja sie jej fani, z namiotami, kamperami, ich samochody sa oklejone trzema wielkimi literam WOA (Wacken Open Air), no maja swoje wielkie swieto. Jednak nie tym razem, nie w tym roku. A dlaczego? Ano bo padalo i padalo, i padalo, tak od polowy lipca, wiec caly teren festiwalu zmienil sie w grzezawisko i wjazd na niego zostal zabroniony, bo pozniej juz tylko dzwigi bylyby w stanie utkniete auta stamtad wyciagac. Cala flota traktorow czeka w gotowosci, zeby wyciagac z blota tych, ktorym udalo sie tam jakos dostac, reszta ma zakaz pokazywania sie na terenie festiwalu, ktory nie wiadomo, czy sie w ogole odbedzie. A ludzie nadciagaja ze wszech stron. Wkurzeni sa wszyscy, i organizatorzy, ktorym zarobek przechodzi kolo nosa, i wykonawcy, ale przede wszystkim ich fani. Wspolczuje wszystkim, choc sama niespecjalnie jaram sie taka muzyka.  
 
 W polskim hajlajfie jak zwykle duzo sie dzieje, jak nie dopisywanie sobie zaslug i sztuczne budowanie slawy, m.in. poprzez kupowanie sobie followersow, opowiadanie legend o karierze w Bollywood, co zostalo zdemaskowane przez uwaznego dziennikarza, ktory nawet zrobil z tego trzygodzinny film(!), to znow jakas straszna tandeta z Ameryki, ale polskiego pochodzenia, ktora ponoc zrobila tam zawrotna kariere, ale siedzi w Polsce i o tej karierze tylko opowiada, jak i o milionerze, z ktorym ponoc zyje, ale ktorego nie pokazuje. Celebryty bioro sie za doczepy, kiedys baby targaly sie za wlasne loczki, ale dzisiaj nie ma juz zadnej bez sztucznych ulepszaczy, jak nie wargi ala ponton, to 5-centymetrowe rzesy, 10-centymetrowe pazury i 15-centymetrowe obcasy, zeby (zemby, licowki) z Turcji i sztuczne wlosy. Szkol to zadnych nie konczylo, bo szkoda bylo czasu, co widac i slychac w kazdej wypowiedzi, za to blyszczy jak taka sztuczna plotka na koncu spiningu i wabi tym grube ryby, niewazne, ze w wieku jej dziadka.
 
 Niezmiennie nie cichnie zainteresowanie H&M, rozwodza sie, nie rozwodza, raz on wyprowadza sie do hotelu, to znow ona, tu ja wyrzucili z roboty, tam znow wszyscy maja ich dosyc. Kraza nawet plotki, ze syn marnotrawny chce wracac do domu, bo mu Ameryka bokiem wychodzi. Mnie od nadmiaru popkornu juz dupa rosnie.
 
 A nad Polska radosnie lataja w te i nazad jak nie rosyjskie pociski, to znow bialoruskie balony zwiadowcze albo militarne helikoptery. Lataja jak chca i kiedy chca, za to ta pokraka pelniaca obowiazki MON ino piers cherlawa wypina na zdjeciach z koreanskim zlomem militarnym w tle. Zdradze Wam tajemnice, polskie urzadzenia majace chronic niebo nad najjasniejsza katolicka, umieja "zauwazyc" obiekty poruszajace sie powyzej 200 metrow wysokosci. Wszystko, co ponizej, jest dla nich niewidoczne i kiedy gdzies tam pod Bydgoszcza upadnie, znajduja toto przypadkowi grzybiarze i to po kilku miesiacach. Jesli wiec Putin z Lukaszenka beda chcieli, to beda mogli zrobic wszystko, a polska armia nie zdazy wyciagnac tych koreanskich cudow z hangarow. Za to wierchuszka zdazy wywiac, przez wyprobowane Zaleszczyki albo jakims innym kanalem, ktory tylko czeka na sygnal.

05 sierpnia 2023

Nawet za doplata...

 ... nie wybralabym sie w rejs statkiem wycieczkowym, a juz na pewno nie tym, ktory jeszcze jest w budowie, a ma byc oddany do eksploatacji w styczniu przyszlego roku. Oto jego wizualizacja:


 To cos przywodzi mi na mysl takie bloki w Hongkongu, kilkudziesieciopietrowe, wielkie, mieszczace kilkadziesiat tysiecy mieszkancow, gdzie jesli zacznie sie palic, to nie ma szans na ratunek, a jesli wysiadzie winda, to wejdz, czlowieku, na ostatnie pietro z zakupami i dwojka malych dzieci. Tyle tylko, ze z tego bloczyska mozna w kazdej chwili wyjsc, a z tego Disneylandu na wodzie to sie nie da. Ja mialabym dobrowolnie placic kupe kasy za pobyt moj i 8 tysiecy innych pasazerow plus ponad 2 tysiace osob zalogi na tak niewielkiej przestrzeni, w scisku ciasnych kabin, basenow, 18 pokladow z roznymi atrakcjami, restauracjami, barami, parkiem linowym, basenami, zjezdzalniami, kinami, teatrami, kabaretami, zadaszonym parkiem, lodowiskiem, scianka wspinaczkowa i wszelakimi innymi przybytkami, a wszystkie zatloczone. I towarzystwo roszczeniowych turystow spod znaku all inclusive. Jak wspomnialam, never i nawet za doplata nie ruszylabym w taki rejs. Nie znosze przesady, gigantomanii, tlumow.
 Nie wspomne przez wrodzona skromnosc, jak bardzo taki kolos zanieczyszcza srodowisko, ile paliwa potrzebuje (choc podobno napedzany bedzie skroplonym gazem LNG), nie tylko, zeby ruszyc z miejsca, ale zeby pozwolic funkcjonowac wszystkim tym atrakcjom na pokladach, ile smieci generuja te tysiace pasazerow, zalogi zreszta tez. A tych statkow jest coraz wiecej, sa coraz wieksze, bo chciwosc ich wlascicieli przerasta ludzkie pojecie, a zeby zarobic, musza na jak najmniejszej powierzchni zgromadzic scisnac jak najwiecej pasazerow. 


 Juz sam jego wyglad jest wcieleniem kiczu w czytsej postaci, ale moze tak wlasnie ma byc w tych Disneylandach. Swiat boryka sie z naprawde powaznymi problemami i kryzysami, stoi na skraju zalamania energetycznego, a ci (przez litosc nie wspomne narodowosci wlascicieli) buduja sobie kosztowne zabawki generujace setki ton zanieczyszczen i smieci. 
 Mimo, ze dziewiczy rejs przewidziany jest na styczen przyszlego roku, juz mozna rezerwowac sobie kabiny i udzial w objazdowkach po Karaibach. To tak gdybyscie mieli ochote poplywac na tym gigancie.

03 sierpnia 2023

Usmiechnieta

 Jak bardzo ludzie nie maja pojecia o tej chorobie, jak bardzo kieruja sie pozorami i tym, co sami chca widziec lub co im sie wydaje, ze widza. A widza to:
 "Nie jest w żadnej depresji, bo cały czas sobie żartujemy."
Przeczytalam takie zdanie na jednym z blogow.  No wlasnie, jak ktos moze byc w depresji, skoro sobie rozmawia i zartuje zamiast lezec jak kloda w lozku, nie myc sie i nie jesc, plakac albo co najmniej tylko byc smutnym. A ten nie, smieje sie, zartuje, rozmawia, wiec nie ma mowy o zadnej chorobie, a najmniej o depresji. A ona ma tak wiele twarzy, w tym jedna szczegolnie niebezpieczna, te maskowana usmiechem. Ona nie odpowiada naszym wyobrazeniom apatii, niezdolnosci do dzialania. Ponad 40% chorych cierpi na tzw. usmiechnieta depresje, gdzie cierpienie maskowane jest pozorami dobrego samopoczucia. 
 

  Szacunkowo w Polsce na depresje choruje 1,5 miliona osob, doroslych i dzieci, Polska notuje wysoki odsetek samobojstw wsrod chorych, szczegolnie tych niezdiagnozowanych, tych usmiechnietych i na pozor wesolych. Winna jest miedzy innymi taka wlasnie ignorancja, kierowanie sie pozorami, zauwazanie maskujacego usmiechu i uznawanie, ze wszystko jest w porzadku, podczas gdy chory potrzebowalby rozmowy, przytulenia, uwagi czy jakiejkolwiek innej pomocy. Bo ta usmiechnieta depresja jest tak cholernie trudna do zdiagnozowania, nawet dla samych dotknietych nia chorych, ktorzy czesto nie zdaja sobie sprawy, jak jest zle z nimi. 
 Zobaczcie Robina Williamsa, dusze towarzystwa, komika rozbawiajacego do lez cale rzesze ludzi - kto by pomyslal, ze stopien zaawansowania jego choroby jest tak wielki, ze bedzie go kosztowal zycie. On tez z pozoru tylko sobie zartowal, jak w tym cytacie i malo komu przyszloby do glowy, co odbywalo sie w jego duszy. Byl zamozny, mial kochajaca rodzine, w pelni kontrolowal swoje zycie, otoczony byl przyjaciolmi. A w srodku zmagal sie ze smiertelnym strachem, zmeczeniem, rozdraznieniem, zaburzeniami snu, atakami paniki, niskim poczuciem wartosci i z pewnoscia z coraz czestszymi myslami samobojczymi. 
 Zmagajacy sie z atypowa depresja rzadko sie skarza, wiedza, ze inni maja gorzej, wiec narzekanie byloby glupie i plytkie. I to u nich wlasnie najczesciej dochodzi do zamachu na wlasne zycie, bo maja wiecej sily i motywacji do tego ostatecznego kroku. Malo kto, nawet najblizsze otoczenie nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Depresja to podstepna i przewlekla choroba o wysokiej smiertelnosci.
 W tym przypadku smiech to nie zdrowie, przeciwnie, to maska, ktorej noszenie kosztuje wiele wysilku, a nierzadko kosztuje zycie.
 

01 sierpnia 2023

Na coraz mniej

 Czasy, kiedy czlowiek mial ponad dwa miesiace wakacji i jeszcze troche ferii zimowych, juz dawno odeszly w niepamiec, ale wtedy najfajniejsze bylo to, ze praktycznie wszystkich rodzicow bylo stac na godne wakacje dla dzieciakow. Zawsze jedne kolonie mialam od mamy, drugie od taty z pracy, byl tez wspolny wyjazd z rodzicami na wczasy i nie byl to jakis wypas olinkluziw nad basenem z drinkiem w rece, czesto warunki byly takie sobie, za to wszystkich bylo na te wczasy/kolonie stac, bo zaklady pracy finansowaly ogromna czesc kosztow. I coz z tego, ze nie byl to Egipt czy inny Zanzibar, co zamozniejsi mieli Bulgarie, Balaton czy bardzo wtedy "zachodnia" Jugoslawie. Kazdego roku wakacje mialam wypelnione w calosci, a ich resztki spedzalam u babci albo z babcia u rodziny na wsi. 
 Niedawno przeczytalam list od matki, ktora wyslala dwojke swoich dzieci na kolonie nad morze, ich koszt na 10(!) dni wyniosl ponad 5 tysiecy zlotych plus kieszonkowe po 300 na glowe. Zaszokowala mnie dlugosc tych kolonii, tylko 10 dni, my jezdzilismy na kolonie 3-4-tygodniowe. Matko, co to jest dla takiego dzieciaka 10 dni? No ale biorac pod uwage ceny, to na trzy tygodnie dla tej dwojki koszt wynioslby kilkanascie tysiecy zlotych plus kieszonkowe. Kogo na to stac? Bo ci, ktorych stac, nie beda spedzac wakacji w Polsce, gdzie brud, tlumy i drozyzna, wola tansza opcje tlumow w Egipcie z olinkluziwem i calodniowymi darmowymi napitkami przez caly czas trwania wczasow, tego w Polsce nie dostana.
 Widzialam na lodzkiej stronie na fb oferte czegos w rodzaju polkolonii dla dzieci pozostajacych w miescie, nie bylo tylko podane, czy i ile trzeba placic, bo sa rodziny, ktorych i na te drobna oplate nie byloby stac.
 Nie tylko w Polsce spoleczenstwo biednieje. Ci, ktorzy pracuja, wydaja praktycznie wszystko na biezace potrzeby, coraz mniej jest rodzin, ktore stac na odkladanie jakichs sum, ktore pozniej mozna spozytkowac na wyjazdy wakacyjne. W Niemczech ubozenie spoleczenstwa przybralo juz takie rozmiary, jakich nie bylo od czasow powojennych. Tzw. Tafel czyli charytatywne jadlodajnie, ktore jeszcze do niedawna obslugiwaly bezdomnych z wyboru lub narkomanow, teraz pekaja w szwach i nie przyjmuja nowych zapisow, a obsluguja glownie emerytow, ktorym swiadczenia rentowe nie wystarczaja juz na jedzenie. Kto jeszcze moze, ten pracuje, inni albo nie dojadaja, albo zbieraja puszki i butelki na kaucje, sprzedaja je i kupuja sobie za to jedzenia. Ubostwo dzieci jest tak wielkie, ze rzad debatuje nad wprowadzeniem ustawowego minimum na dziecko, bo wysokosc obecnego zasilku socjalnego pokrywa zapotrzebowanie na jedzenie i najtansza odziez, a poza tym wyklucza dziecko z jakiegokolwiek zycia pozaszkolnego.
 Spoleczenstwo ma tak dosyc terroru zielono-polityczno-poprawnego, ze ostatni sondaz w moim landzie, ktory jest chyba najpoprawniejszy, najzielenszy i najsocjalistyczniejszy w calych Niemczech, obnazyl zaskakujaca prawde, ludzie maja juz tego wszystkiego powyzej uszu. Gdyby wybory landowe odbyly sie teraz, szanse ma partia chrzescijanska, socjalisci wprawdzie mocno spadli, ale nadal sa druga sila, natomiast zieloni sa daleko z tylu za... AfD, ktorej slupki radosnie rosna. A politycy, zamiast wyciagac z tych sondazy jakies wnioski, skamla jedynie, ze jak to, tacy populisci i im rosnie. Jak ma nie rosnac, skoro to jedyna partia, ktora glosno mowi o nadmiarze nie chcacych sie integrowac azylantow, z ktorych znaczna czesc to kryminalisci, a ostatnia fala z Ukrainy w liczbie ponad miliona uchodzcow, juz glosno zapowiada, ze nie beda wracac do siebie, kiedy wojna sie skonczy. Niemcy maja dosc finansowania wygodnego pobytu przestepcom czy tam uciekinierom, ktorym milszy niemiecki socjal niz odbudowa wlasnego panstwa. Dosadnie pokazuja to mieszkancy bylej DDR, tam AfD przoduje w sondazach, siedzi wysoko w Landtagach i ma sie bardzo dobrze. I nie ma co wlosow rwac z glowy, ze wyborcy sa nieswiadomi politycznie, czas wreszcie zmienic zla polityke!
 Powoli zanika warstwa srednia, ktora jeszcze 20-30 lat temu za prace mogla odkladac na dom, miec wakacje i dwa samochody, jej wiekszosc spada do klasy nizszej, wydajacej cale swoje zarobki na biezace zycie, a dom moga miec jedynie odziedziczony po rodzicach czy dziadkach. Jednak wymogi ekologiczne zielonych zmusza niejednego do sprzedazy domu, juz splaconego, zamieszkalego przez emerytow, ktorych nie stac bedzie na kosztowne przymusowe przebudowy.
 Nie jest dobrze, a bedzie gorzej, Niemcy bowiem staly sie dojna krowa dla calego swiata. Nie ma chyba w unii bardziej zadluzonego panstwa niz ten niegdys bogaty i przodujacy przemyslowo kraj. No moze jego wschodni sasiad, ale pewnosci nie ma.
 
KLIK nie tylko na wakacje nie stac Niemcow, kazdy nieco wiekszy i pozaplanowy wydatek to dramat dla rodziny.

Nastala moda

  Ja to mam pelna zabawe, przygladam sie z dystansu roznym celebrytom, ale nie tylko im odbija, wiec czasem i z tych nieznanych mam beke. O ...