Dzisiaj syn naszego przyjaciela P. konczy 18 lat. Kiedy to sie zdazylo wydarzyc? Pamietam, jakby to bylo wczoraj, bylismy na urodzinach jego mamy, a obchodzi je dwa dni przed synem, 13 listopada. Tamtego dnia byla juz tak wymeczona ciaza, a jej nogi w kostkach byly niedorzecznie opuchniete. Siedziala wiec tylko ze stopami wyzej, a my obslugiwalysmy jej gosci. Dwa dni pozniej Gucio byl na swiecie. Na starym blogu byl wpis o jego pierwszym dniu w szkole, a teraz Gucio stal sie calkiem dorosly, chyba trzeba bedzie przejsc na "Pan Gucio". W kazdym razie po poludniu idziemy jesc torty osiemnastkowe, bo najpierw jest tortowanie w domu dla rodziny i przyjciol, a w weekend Pan Gucio bedzie balowal ze swoimi kumplami.
Kilka dni temu chwalilam sie na fb sprawnym spacyfikowaniem kocich futer przed wizyta u weta na szczepieniach, a nawet zamiescilam zdjecie, o to tutaj:
W pelnym samozadowoleniu, ze koty sa bezpieczne, weszlam jeszcze po cos do sypialni, ktora przez poprzedzajaca godzine byla zamknieta na klucz, zeby Miecka nie wlazla pod lozko, bo wydostanie jej stamtad to miszn imposibl. Zwlaszcza, ze cwaniara zaczela cos wyczuwac i schowala nam sie w salonie za zaslona tak skutecznie, ze dlugo nie moglismy jej znalezc. Kiedy wrzucilam ja do transportera, zaraz zaciagnelam suwaki, ale w poczuciu wielkiej satysfakcji nie zauwazylam, ze po drugiej stronie suwak byl nie zaciagniety, co doskonale widac na zdjeciu, ale ja tego na zywo nie widzialam. Mozecie raz zgadywac, co sie stalo. Krulova nie bylaby soba, gdyby nie wykorzystala tej jednej szansy na milion, wymknela sie z torby i jak szczala z predkoscia swiatla pomknela prosto w otwarte drzwi sypialni i schowala sie w najbardziej niedostepnym kacie pod lozkiem. A do wyjscia zostalo mi 5 minut! Ruszylismy razem ze slubnym nurkowac pod wyrko, on z jednej, ja z drugiej strony, on uzbrojony w spryskiwacz do kwiatow, zeby kota probowac przegonic woda, Miecka wydawala grozne pomruki i plula jadem jak kobra, wiec juz myslalam, ze skonczy sie na szczepieniu samej Bulki, a z Miecka pojade kiedys pozniej, jak juz to mialo miejsce kilka lat temu, kiedy tak sie wsciekla, ze ze strachu zostawilam ja w domu, bo nie szlo jej w zaden sposob spacyfikowac, nawet w rekawicach spawalniczych. Ale stal sie cud i jakos ja wydlubalismy, a ona nawet pozwolila sie znow zapakowac do torby. Za to za kare narzygala mi w transporter, jak zwykle zreszta, bo kiedy Miecka ma stresa, to rzyga dalej niz widzi. Koty sa zaszczepione, mam spokoj na nastepne dwa lata. Wetka po raz pierwszy widziala Bulke, bo trzeba Wam wiedziec, ze chodze teraz gdzies indziej, nie do ludozercy, i bardzo byla zdziwiona jej gabarytami i waga piorkowa. Jak na 10-latke to ponoc wazy stanowczo za malo, ale taki jej urok, nigdy nie byla ciezsza i zawsze bylo to pol Miecki. Bylo, bo Miecka przez chorobe schudla i juz nie jest serdelkiem. Miecka wazy 4.600, a Bulka 2.600. Przedtem bylo 5.400 i 2.700, czyli Bulka tez troche schudla.
Jak co roku od 2011 zamowilam kalendarze scienne z moimi zdjeciami. Kiedys zamawialam ich duzo i rozdawalam w ramach prezentow gwiazdkowych, ale ceny poszly tak w gore, ze teraz zamowilam tylko dla mnie i dzieci. Wyjelam z paczki pierwszy i... qrde, cos mi nie pasowalo. Na gorze powinno byc zdjecie, na dole kratki kalendarza. Przerzucilam inne, ale wszystkie pozostale byly w porzadku, tylko ten jeden jakis taki do gory nogami.
Po lewej ten felerny |
Zaraz zadzwonilam do tej drukarni, sympatyczny pan z BOK poprosil mnie o zdjecie, no ale akurat rozmawialam z nim, wwiec wytlumaczylam, ze nie umiem rozmawiajac jednoczesnie robic zdjecia, wiec obiecal, ze oddzwoni do mnie za 5 minut. No wiec zdazylam zrobic te zdjecia, a nawet wyslac mu maila, zeby wiedzial, o czym mowie. Obiecal przyslac dwa zamiast tego jednego, tym razem maja byc prawidlowo zszyte. Tyle lat juz u nich zamawiam, ale nigdy jeszcze nie musialam niczego reklamowac, dopiero teraz.
Bardzo to smutne ze Miecka tak przezywa kazda wyprawe do weta. Biedna ona ze tak musi walczyc a i tak przegrywa. I jeszcze do tego tym razem tortury pakowania jej do kontenerka byly podwojne, bo nie dosuniety zamek. Madra, dzielna Miecka.
OdpowiedzUsuńMiecka to wyjatkowy nadwrazliwiec, wiec staram sie ograniczac wychodzenie z domu do minimum, juz nawet szczepienia robie im co dwa lata, a nie corocznie jak wczesniej, zeby jej nie stresowac.
UsuńTo dobrze ze co dwa lata a nie rok w rok te szczepienia. A Bulka nie robi cyrkow, grzeczna jest? Ze tez Miecka nie bierze z niej przykladu.
UsuńBulka jest za kazdym razem zachwycona, ze jedziemy na wycieczke, sama wlazi do kontenerka.
UsuńTez mi cos, wycieczka do weta, czyli Bulka jest naiwna. Mam przed oczami Bulke w kozaczkach na dwoch nogach i z przerzuconym woreczkiem na kiju przez plecy.
UsuńNie zapominaj, ze Bulka byla kotem ulicznym i z tamtych czasow jej zostalo upodobanie do wychodzenia z domu, jej jest wszystko jedno, czy idzie do weta, czy na spacer. Najwazniejsze, ze sobie wychodzi. Jej wystarczy postawic transporter na podlodze, juz w nim siedzi gotowa na przygody.
UsuńBułczyk, tak jak i Gutek uwielbiają podróże w transporterach. Współczuję ganiania Miećki, ale uśmiałam się szczerze, wyobrażają Was oboje klęczących i leżących, w Waszej sypialni. Ja kiedyś Gutkowi nie zapięłam przedniej klapy i tak wędrowaliśmy po sklepie. Nawet pysia nie wystawił z torby.
OdpowiedzUsuńNo bo moj kumpel Ziutek to porzadny pies (po mnie oczywiscie!), a Miecka to zlosliwy kot, taka roznica. Tych przygotowan, ostroznosci, podchodow bylo tyle i mala moja nieuwaga, a xuj bombki szczelil i o malo co Miecka by nie pojechala do weta.
UsuńMój Niuniuś potrafił rozpinać zamki, więc nie mogłam go pakować do takiego transporterka. Trafiał za kratki :-)
OdpowiedzUsuńMiecka umie sobie tylko otwierac zamkniete drzwi, dlatego klamka od pokoju mamy jest w ustawieniu pionowym, a sypialnie trzeba zamykac na klucz, zeby tam nie wlazila.
UsuńMój brat też miał ten problem, więc wymienił na gałki.
UsuńKlamka pionowo zalatwia sprawe, kot nie jest w stanie jej nagiac.
Usuńno i moje koty trzeba po zamknięciu w transporterze pilnować, bo kombinują. bo i Manius jest strasznie zestresowany, sika, z otwartym pyszczkiem dyszy...jak nie musimy nie wozimy. ale teraz musimy. usg i badania krwi. ech. żeby skorupiaka pilnować.
OdpowiedzUsuńQrde, do spamu Cie wciepalo, ale wylowilam ze smietnika, bo sprawdzam go codziennie.
UsuńMiecka tez tak dyszala, a jej serduszko o malo z kota nie wyskoczylo, ale teraz po lekach juz tak niebezpiecznie nie reaguje, co najmniej z sapaniem i tym przyspieszonym pulsem jest lepiej. Ale rzyga zawsze.
po jakich lekach ? Aniu, dajesz jej na uspokojenie?
UsuńNo skądże! Po lekach na nadczynność tarczycy przepisanych przez wetkę.
UsuńOj, z tym dorastaniem dzieci.... Nie inaczej u mnie jako ze me wnuki nagla staly sie mlodzincami - jeden tyle co powyzej 18, drugi 16 za dwa miesiace. Wlasne dzieci tez - wkrotce beda miec po 52 lata. O sobie juz nie mowie ale wlasciwie nigdy nie bylam ta odmladzajaca sie ujmujac sobie lat wiec moimi sie nie przejmuje.
OdpowiedzUsuńDrugie oj - ani mi nie przypominaj o lapankach kota by wziac do weterynarza. Mamy zupelnie podobne siupy gdy Belle lapiemy z czego wychodzimy zdrapani do krwi i ran. Skad ona wie co sie swieci skoro torbe przygotowywujemy w sekrecie?
Czeka nas nastepna lapanka bo jako ze Bella jest teraz wychodzacym kotem postanowilismy dac jej nastepne, trzecie, zabezpieczenie w razie zagubienia sie. Jednym jest chip no ale wiadomo ze zadziala jedynie gdy ktos ja zlapie i wezmie do weterynarza do odczytania danych. Drugie to obrozka z imieniem i naszymi numerami telefonow, a oprocz tego obecnie kupilismy osobisty GPS ktory sie doczepia do obrozki i wlasnie to musimy zrobic - doczepic czyli zdjac obrozke i dolozyc ten GPS, zalozyc spowrotem. Bella broni sie przed tym ile moze wiec nie jest to latwa robota i wiaze sie z drapaniem oczywiscie. Ten koci GPS ma swa aplikacje w telefonie wiec bede mogla ja sledzic, wiedziec gdzie sie walesa. Och, ale bedzie niezadowolona ze musi cos nosic na obrozce chociaz ani wielkie ani ciezkie. Oczywiscie zadne ani wszystkie razem nie dadza 100% zabezpieczenia ale robimy co mozliwe.
Ja umarlabym z niepokoju majac wychodzacego kota, a tu w miescie wiele osob pozwala swoim kotom wloczyc sie gdzie chca. Niestety niejeden znalazl smierc pod kolami samochodow. Ale nawet gdybym mieszkala na wsi, tez balabym sie, ze kot powedruje do szosy albo ze go dopadnie jakies dzikie zwierze i zabije. Ja jestem fatalistka, wiec nie puscilabym zwierzaka na dwor bez opieki. Dziwne, ze nie balam sie o wlasne dzieci, a o futra sie boje :)))))
UsuńOd razu feralny. Przeciez tu i tu kratki. No i kazdy ma swoje priorytety (albo jak to sie nazywa).
OdpowiedzUsuńBrawo Miecka!
Pamietam jak pisalas o malym Guciu, czas , ach ten czas! Ty piszesz, ze znow 13, choc 13 jest co miesiac. Ja mysle, ze znow zmiana roku, dobra zmiana, zla zmiana... nowa zmiana, stara zmiana...
Nie FERALNY ino FELERNY, polecam kupno nowych okularow :))) zreszta juz dawno go wyrzucilam, bo po co mi taki. Juz dostalam nowe dwa.
UsuńJuz dawno przestalam sie ludzic, ze nowy rok bedzie lepszy od mijajacego, teraz WIEM, ze kazdy kolejny bedzie gorszy, pod kazdym wzgledem. Trzeba bowiem myslec realnie i skonczyc z glupimi nadziejami.
OK, na oko zalaze nowiutkie okulary choc z ekranu czyatam bez. Masz racje. Jakis wiejski jezyk mi sie wplatal. Wybacz.
UsuńJa juz nie daje rady czytac z ekranu bez i to mimo, ze mam zawsze powiekszony obraz, np. FB 140%, blogger 120%, ale bez okularow i tak nie przeczytam.
UsuńRozpisalam sie o kotach zapominajac skomentowac podobne do Twoich kalendarzowe wspomnienia :
OdpowiedzUsuńja mam tak ze nie cierpie takich duzych kalendarzy nie uwazajac je za piekna ozdobe scian domu chocby nie wiem jaka mialy tematyke. Mialam przez krotki okres gdy dzieci byly w domu, chodzily do gimnazjum i mialy pozaszkolne zajecia na ktore musialam ich rozwozic, kazde osobno, w inny dzien i godzine. Pozniej gdy osiagnely 16ty rok i otrzymaly prawo jazdy skonczylo sie i z ulga przestalam uzywac je. Mamy maciupenki kaledarzyk ma meza biurku, ledwie go widac i to wszystko. O terminach, np lekarskich oni sami przypominaja przysylajac sms-y a jesli mam jakis wyjatkowy to zapisuje na swistku ktory trzymam przy torebce a gdy wizyte odbede swistek wyrzucam. Innego siupa a podobnego mam z magnesami na lodowkach - och jak mi sie to nie podoba!
Jednak jednego razu zrobilam takie kalendarze o jakich mowisz - gdy urodzil sie pierwszy wnuk (rok 2005) a moi mieszkali wowczas w moim miescie wiec mialam okazje robic zdjecia gdy dorastal. W dodatku na jego urodziny byli tu drudzy dziadkowie, mieszkajacy w Europie, przyjezdali pozniej tez wiec mialam sporo zdjec na ktorych oni i ciotki byli uchwyceni. Zrobilam wiec kalendarz ukladajac zdjecia chronologicznie i takie zeby kazdy na nich wystepowal. Oczywiscie przedstawial zeszly rok ale i tak byl fajna kronika. Zrobilam trzy bo oprocz tego dziadkowego, zrobilam drugi dla Taty i Mamy czyli syna i synowej a takze dla nas. Dla innych czlonkow ich rodziny zamowilam kubki do kawy z ich podobiznami, dlugopisy z ich imionami. Kalendarze i kubki zrobily furore i zanosilo sie ze bede musiala ten prezent powtarzac ale stalo sie tak ze u nich tez powstalo miejsce gdzie mogli sami sobie zamawiac wiec nie potrzebowali moich. Moj kalendarz jak po pierwszym ogladnieciu wlozylam do szuflady biurka tak do dzis tam lezy........
Bylo tez tak gdy kotka corki byla mlodziutka ze dla niej zamowilam ( w innym miejscu) poduszke na ktora przeniesiono zdjecie corki z kotka, obie spiace buzia kolo buzi, takze tshirt z innym zdjeciem, kocia torbe na rzeczy kota gdy brali ja w podroz z jej zdjeciem i imieniem a dla ziecia juz nie pamietam co bo tyle bylo roznych mozliwosci ! Acha - notatnik na ktorego okladce i pierwszej stronie byly kolaze jego zdjec z kotem.
Ale to przeszlosc - obecnie jest inaczej i powiedzialabym prosciej, mniej osob do obdarowania, wnuki chca jedynie gotowke - i nic a nic mi to nie przeszkadza. Nawet kartek do kolezanek dawniej musialam pisac parenascie a teraz 3.
My tez sie boimy o Belle ale doszlo do tego iz ona juz nie wyzylaby bez wychodzenia - wiec obkladamy ja zabezpieczeniami.
Dzisiaj, sprzatajac, znalazlam niezywego ptaka, brrr, i kto wie czy nie lezal sobie tak od wieczora a mysmy nie zauwazyli i przespali noc z trupem w domu !!!
Boszszsz... co za horror!!! Nieboszczyk w domu i teraz pewnie jego duszek bedzie Was po nocach straszyl boo...!!! :)))
UsuńJa co roku robie te kalendarze ze zdjeciami robionymi przeze mnie, zawsze tematycznie, tym razem archikatedra w Kolonii, wczesniej byly owady, ptaki, pejzaze, Lubeka, moje futra, zawsze jakis temat sie napatoczy. Wisi sobie ten kalendarz nad moim miejscem pracy w kuchni t w nim sobie notuje rozne terminy, lekarskie, odbioru segregowanych smieci, bo w rozne dni trzeba je wystawiac. A przy okazji prezentuje moje najciekawsze zdjecia. Kubki tez zamawialam, do herbaty mam kubek z Toyka, Bulka i Miecka, a do kawy z wnukami, one sa tylko moje, nikt nie moze ich tknac. Robilam tez innym kubkowe prezenty.
Oj, mam magnesy na lodowce :))))))))
Musialam tego trupa zebrac do wyrzucenia - myslam ze umre przy tym!
UsuńJa moj kalendarz zapelnilam zdjeciami malenkiego wnuka w towarzystwie czlonkow rodziny. Kazda strona/miesiac zawierala ich kilka, 3 albo 4 wiec sporo sie ich nazbieralo a takze te strony nie byly nudne, kazda miala inny uklad, inne osoby.
Wtedy myslalam ze stana sie corocznym prezentem a takze jakby kronika dorastania wnuka ale stalo sie inaczej i skonczylo na tym jednym razie.
Ja te artystyczne dziela zrobione przez wnukow i mi ofiarowane wkladalam do kuferka i w nim leza do dzisiaj, nigdy nie uczepialam na lodowce.
Nigdy nie myslalam ze doczekam czasu gdy stanie sie studentem ale udalo mi sie. Mlodszy ma jeszcze dwa lata szkoly sredniej.
Dziela moich wnukow wisza w "galerii", tj. na drzwiach szafy w przedpokoju i wszyscy od razu je widza. Inne laurki czy wytwory ich lapek sa skrzetnie pochowane. Uwierzysz, ze moja mama zbierala rysunki moich corek i wywalilysmy je dopiero, kiedy miala sie przeprowadzac do Niemiec. Ale pofotografowalam je dla pamieci.
Usuńhahaha! Pakowanie kota do transportera! Klękajcie narody - przy tym trzeba mieć refleks, szybkość, spryt i niewrażliwość na gryzienie i pazurzenie :-)
OdpowiedzUsuńBulce wystarczy postawic transporter na podlodze i sama do niego wlazi, cala podekscytowana czekajaca ja wycieczka. Z Miecka to ogromne wyzwanie logiczno-logistyczne, pelne podstepow i wymagajace nie lada sprytu, zwlaszcza ze kotu tez sprytu nie brakuje.
UsuńKiedy nasza kota stajenna zachorowała i szybciutko przekwalifikowaliśmy ją na kotę domową w ramach ratowania życia, to oczywiście trzeba było jeździć do weta, i mieć transporterek i w ogóle, a tu dupa. Pożyczyłam ustrojstwo od Inkwi, pokazała mi, jak to działa, jak się otwiera i ZAMYKA. No i władowałam kotę do tej klatki, klatkę na tylne siedzenie samochodu i jedziemy. A ta spryciara podważyła kratkę z przodu i wylazła. Umościła się na przednim siedzeniu i tak dojechaliśmy. Tylko te pare metrów od auta do przychodni znowu w klatce. Nie zdążyła otworzyć.
OdpowiedzUsuńPotem została tam u nich w szpitalu, bo było z nią kiepściutko, a po paru dniach kot był do zwrotu, zapakowany w transporterek. Niosę Ci ja ten wynalazek do samochodu, a tu dół się od góry odczepił, kot wyskoczył na wolność w obcym, dużym mieście. Panie wetki niedobrze zamknęły. Na szczęście powolna jeszcze była, rekonwalescentką będąc, i chwyciłam ją i zaniosłam do auta i znowu pojechałyśmy do domciu kulturalnie. Ja kierowca, kotka pasażerka.
Ale wyobrażasz sobie jak się najadłam strachu w ciągu tych paru sekund?
Jesuuu... umarlabym na miejscu! W takich przypadkach koty sa nieobliczalne, moga rwac przed siebie w panice i calkiem zginac na zawsze albo narazic sie na smiertelne niebezpieczenstwo. Zreszta z psami nie lepiej. Jamnior sasiada w sylwestra tak sie wystraszyl, zerwal smycz i pognal przed siebie. 4 stycznia sasiad pojechal popytac do schroniska, tam byl zlapany przez kogos. Jeszcze musial placic za pobyt psa w schronisku, ale chetnie zaplacilby wiecej, najwazniejsze, ze pies sie znalazl.
Usuń