13 lutego 2024

W psychiatryku

 No i stalo sie! Bede miala rodzine w psychiatryku! Nie zeby slubny zwariowal ze szczescia po dlugoletnim pozyciu ze mna, nie nie. Chodzi o pozanastepne pokolenie.
 Jak wiecie, najmlodsza corka przeprowadzila sie z powrotem na stare smieci i od razu ruszyla na podboj placowek dziennej opieki nad dziecmi. Tu jest tak, ze czesto dzieci zapisywane sa do przedszkola zaraz po urodzeniu, bo potem to roznie bywa. Niby wedlug prawa kazde dziecko ma zagwarantowane miejsce w Kita (Kinder Tagesstätte - dziecieca opieka dzienna, a taka placowka to niekoniecznie tylko przedszkole, sa tam tez duzo mlodsze dzieci), a ona jako samotny rodzic ma priorytety, poza tym chce jeszcze w tym roku wrocic do pracy, wiec zameldowala dzieci w pieciu Kita, wiecej nie wolno, bo pewnie wyslalaby formularze meldunkowe do wszystkich. No i potem spokojnie czekala na odzew. 
 Nie wszystkie Kita byly bardzo w poblizu, ale corka byla zdesperowana i gotowa nawet wozic dzieci dalej. Na szczescie jako pierwsza odezwala sie Kita w psychiatryku, a to rzut beretem od corki, jej okna wychodza na ogrodnictwo szpitalne, gdzie pacjenci sobie pracuja w szklarniach i na zewnatrz, a nawet wspomagaja szpitalna kase sprzedajac rosliny. Corka mieszka na fajnym osiedlu, ma niedaleko nad Kiessee, ale sasiedztwo tez ma gites. Najblizej jest wlasnie psychiatryk, pieknie polozony w starym parku, jego starsza czesc jest perelka architektoniczna, zobaczcie sami.



 Stara czesc to te zabudowania w kwadracie, z kaplica posrodku, na pierwszym zdjeciu po prawej jest nowy budynek szpitalny, a pomiedzy stara czescia a tym budynkiem, schowana za drzewem jest owa Kita, za nia park a na samej gorze zdjecia jest kompleks takich czerwonych budynkow. Tam mieszkaja sobie dozywotnio psychopaci najciezszego kalibru, ktorzy odsiedzieli swoje, ale nie nadaja sie do zycia w spoleczenstwie, wiec tam dokonaja swojego zalosnego zywota, nie jako wiezniowie, nie jako pacjenci, to wolni ludzie, ale zbyt niebezpieczni do zycia na zewnatrz. To cos jak Gostynin w Polsce. Tak to wyglada z lotu ptaka.


 Tam nawet nie ma krat w oknach, ale szyby sa pancerne. W drodze do jeziorka czesto tamtedy przechodzimy, albo widoczna na pierwszym planie droga, albo po drugiej stronie, za zywoplotem, ktory jest podwojnym wysokim ogrodzeniem zwienczonym zyletkowym drutem kolczastym. Jeszcze wprawdzie nie zdarzylo sie, zeby komus udalo sie stamtad zwiac, osrodek jest nowy, bardzo nowoczesny, ale przechodzac tamtedy zawsze mam gesia skorke na karku, majac swiadomosc, kto tam mieszka. Na zdjeciu ponad osrodkiem, zza drzew widac budynek bylego oddzialu dla niebezpiecznych psychopatow, juz dawno zamknietego, ale stojacego z racji jednej zabytkowej celi, w ktorej siedzial Julius Klingebiel, o ktorym pisalam na starym blogu. Idac droga po lewej stronie, dochodzi sie do wejscia innego osrodka, czegos w rodzaju domu poprawczego dla mlodocianych, takiego na wpol otwartego. To tez kompleks wielu budynkow, ktore wczesniej byly palacem i jego budynkami gospodarczymi. Tak to wyglada.


 Przechodzac tamtedy, musze kawalkiem wejsc na ich teren, choc szlaban i odpowiednie szyldy tego zabraniaja, ale straznicy zawsze przymykaja oko, bo nie da sie inaczej przejsc do uliczki szpitalnej obok budynku Klingebiela, a pozniej sciezka po jego drugiej stronie prosto do domu najmlodszej. 
 Sami wiec widzicie, ze dziecie moje otoczone jest czubkami i przestepcami najciezszego kalibru. Jednak jakos nikt sie nie boi tam mieszkac, bo walorow jest wiecej niz niedogodnosci. A moje wnuki beda sie przedzierac przez te niebezpieczne tereny (zartuje!) do swojej Kita. 
 Troche sie jednak przedluzy powrot do pracy corki, miala nadzieje na Kita od 1 sierpnia, zeby juz 1 wrzesnia podjac od nowa prace. Dlaczego dopiero po miesiacu? Tu wymagana jest obecnosc matki przez caly czas przyzwyczajania dziecka do nowych warunkow, najpierw w placowce, pozniej juz tylko na zawolanie, gdyby cos sie dzialo. Co do Juniora jestem spokojna, on juz zaczal chodzic do Kita u siebie na wsi, a ze to towarzyskie zwierzatko, okres przyzwyczajania byl blyskawiczny. Gorzej bedzie z Zoska, to mamina przyklejka, ktora z trudem przyzwyczaila sie do mnie i do ciotek, a wszystkich innych sie boi i placze, kiedy matka zniknie jej z pola widzenia. Pamietam, kiedy wlasnie mama Zoski poszla do przedszkola i tak strasznie plakala oraz obiecywala mi, ze sie zabije, kiedy ja tam zostawie. Kiedy juz byla dorosla i obie chodzilysmy na silownie, spotkalysmy tam jej przedszkolanke i mialysmy beke ze wspominaniem corczynych histerii. 
 Niestety dzieci dostaly miejsce dopiero od 1.10., wiec przed wszystkich swietych corka nie ma co marzyc o powrocie do pracy. Ale co robic, czlowiek nie przeskoczy wlasnego tylka.

24 komentarze:

  1. Jak tam pięknie. Stare budynki, ciekawe architektonicznie, takie zadbane, i tak harmonijnie wkomponowane w otoczenie, w zielony krajobraz. Mam nadzieję że w takim miejscu trochę lżej żyje się nieszczęśliwych chorym psychicznie ludziom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szpital jest teraz juz nie tylko wylacznie psychiatryczny, zawiera tez normalne oddzialy. Tam rowniez odbywaja sie wszelkie odwyki, od alko czy dragow, jest zreszta znacznie wiecej budynkow, ktorych nie ma na zdjeciach. Tam tez i ja mialam ambulatoryjna psychoterapie. Najpiekniejszy jest park, przez ktory wedrujemy z corka od niej na Kiessee.

      Usuń
  2. A te budynki nowe, z czerwonej cegły dla psychopatów, też bardzo dobrze prezentują się. No i widać solidne ogrodzenie jak gdyby ukryte w żywopłocie podwójnym, znaczy się jest żywopłot od zewnątrz i wewnątrz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pierwszy rzut oka tego podwojnego ogrodzenia prawie nie widac, przez lata zywoploz zarosl wszerz i do gory, ale jak sie przyjrzec z bliska, widac te zyletki i ze ten plot bylby bardzo trudny do sforsowania.

      Usuń
  3. A tak przy okazji, bo piszesz że boisz się chodzić tamtędy, tam psychopaci są przypilnowani, a ja mam 40 wolno biegających psychopatów, morderców, gwalcicieli, pedofilii, bo rząd federalny zrobił im dobrze i wypuścił ich z obozu dla uchodźców, coś około 200 ale w moim stanie jest 40. Teraz pod naciskiem opozycji próbują ich wyłapać, ale coś im to nie wychodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie to, ze sie boje, bo rzeczywiscie wszystko wyglada na bardzo dobrze chronione, ale sama swiadomosc, kto tam przebywa, jest nieprzyjemna. Mieszkancy Getyngi bardzo protestowali (my tez!) przed budowa tego osrodka w miescie, centrala jest w Moringen i niechby sobie tam gdzies w polach zbudowali, ale nie, uszczesliwili nas wlasnie.
      Faktem jest, ze znacznie bardziej niebezpieczni sa ci desperaci biegajacy wolno i majacy same prawa i zapewnienie bezkarnosci.

      Usuń
  4. Piękny jest ten teren i dobrze, że Zośka i Junior będą miały blisko do żłobka. Jak dobrze pamiętam, to pokazywałaś mi ten kompleks bydynków, chyba, że mnie pamięć się myrda😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, szlysmy tamtedy i chyba nawet pokazywalam Ci budynek, w ktorym tworzyl Klingebiel, bo na pewno nie te czesc, ktora jest na zdjeciach, to kawalek dalej, tam nie szlysmy.

      Usuń
  5. Piękny teren. I ta zieleń.
    Podobnie wyglądają tereny i budynki szpitala uniwersyteckiego w Dreźnie. Tylko że tam, jako że to duże miasto, teren jest w cenie i jest go mało, więc już jeden taki wewnętrzny szpitalny park zniknął, a na jego miejscu buduje się przeogromne gmaszysko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zeby wybudowac ten osrodek dla psycholi, poswiecono niestety kawal parku i starodrzewia. Mieszkancy protestowali (my tez!), zeby tam nie budowac, podczas gdy kawalek dalej byl kawal pustego nieuzytku, gdzie nie trzeba byloby nic wycinac, najwyzej wyrownac teren. Ale jasnie panstwo doktorstwo psychiatryczne mialoby za daleko, gdyby byla potrzeba zbadac jakiegos czuba, chcieli miec wszystko pod nosem.

      Usuń
  6. Podoba mi się ten kompleks budynków. I cela Klingebiela.
    A tak swoją drogą, pobyt w psychiatryku to musi być niezła przygoda :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zalezy, na jakim oddziale. Ja odwiedzalam kogos po zalamaniu nerwowym, to byl oddzial zamkniety, ale ludzie raczej bardzo spokojni, by nie powiedziec katatoniczni. Inaczej rzecz sie ma na odwykach albo tam, gdzie duzo Napoleonow. No i tam, gdzie nigdy nie ma odwiedzin, a sanitariusze chodza parami. Ja tam chodzilam na ambulatoryjna psychoterapie.

      Usuń
  7. Piękne te stare, odrestaurowane budynki! Między innymi i za to, że tu jest sporo starych, pięknie odremontowanych budynków, lubię Berlin. Mieszkam w dzielnicy, w której jest ich sporo, a ten, w którym mieszkam jest z roku 1900- oczywiście jest zrewitalizowany, ma centralne ogrzewanie , jest winda. Wiesz, a moja córcia to dopiero w "zerówce" przestała wyć gdy jej znikałam z pola widzenia, więc byłam nieźle "uwiązana".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lomatko, Ty mnie nie strasz! Znaczy nie mnie, ale gdyby najmlodsza miala takie cyrki z Zoska, to w ogole nie moglaby zaczac pracowac. Ona wyla mi tak przez tydzien, a potem nagle bylo "No idz juz!".

      Usuń
  8. Pieknie - kazdy jeden element! Zabudowania, park, dalsze otoczenie. Chorym, czy to na glowe czy d..e z pewnoscia ladne otoczenie i widok z okien bardzo pomaga.
    Przypomina mi nasze uczelnie bo kazda z nich - Yale, Princeton, Harvard, MIT, zreszta wszystkie nasze wielkie dokladnie tak sa polozone i nawet styl architektury maja ten sam, szpitale tez tym bardziej ze maja wiekszy czy mniejszy park/ogrod do spacerowania. Jeden z naszych szpitali sasiaduje z polem gofowym wiec od jego strony dano pokojom malutkie balkoniki by chorzy mogli na nich siedziec i obserwowac - i wiesz co? mimo ze drozsze od innych to maja wielki popyt.
    Zielen, trawniki sa niezwykle wazna czescia duzych kompleksow budynkowych lagodzace ich masywnosc no i tak mile dla oka. Gdy pierwszy raz rzucilam okiem na zdjecia to jakbym byla u siebie, tak podobnie mamy. Jak niepodobne do wiekszosci miast z gestymi zabudowaniami, ciasnymi uliczkami oblozonymi samymi budynkami, braku otwartego nieba i jednym drzewem
    Swoje bliznieta probowalam dac do przedszkola gdy mieli 3 lata i wyszli z pieluszek ale nie dalo sie, byli zbyt przywiazani do nas i dziadkow, plakali w nim calymi dniami a rano gdy szykowalam ich do wyjscia dzialy sie cyrki i histeria. Po dwoch tygodniach mialam dosc i zrezygnowalam czyli maluchy wygraly ta walke.
    Widze ze wspolczene matki maja super udogodnienia i opcje - mnie wygnano do pracy po 4 miesiacach macierzynskiego. W niektore bardzo meczace dni szlam zupelnie chetnie by w pracy odsapnac od maluchow i mlyna nimi spowodowanego.
    Wiesz co podejrzewam? Ze psychicznie chorzy wogole ani dostrzega ani docenia, to bardziej dla rodzin i wykorzystania budynkow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mysle, ze prawdziwe jest to, co napisalas w pierwszym zdaniu, ze ladne otoczenie szpitala pomaga zdrowiec, a szczegolnie tym z chorymi duszami. Wielu z nich nie moze opuszczac oddzialu, zeby pospacerowac po parku, inni korzystaja z tego dobrodziejstwa, co bez watpienia przyspiesza ich powrot do zdrowia. To chyba najladniejszy szpital w moim miescie, najpiekniej polozony. A nad Kiessee rzut beretem. To najzielensza czesc naszego bardzo zielonego miasta.
      Jak dobrze, ze moje najmlodsze dziecko w koncu dalo sie przekonac do pozostawania w przedszkolu beze mnie, bo ja tu zadnej babci pod reka nie mialam, musialam sobie radzic zupelnie sama, wtedy juz z trojka dzeici.

      Usuń
  9. Moje osobiste doświadczenia też zahaczają o szpital psychiatryczny, ale staram się je wymazać. I nie, mnie tam jako pacjenta nie widzieli. Ale widok kolegi Pierworodnego (mamo, on popalał marihuanę od najmłodszych lat), oderwanego od rzeczywistości, do dziś go widuję czasem na przystanku, jak jedzie na zajęcia grup samopomocy, naszpikowany lekami rozrywa me serce. Był jednym z najmilszych dzieci w pierwszych klasach podstawówki i zawsze do mnie lgnął... Teraz są coraz lepsze leki i coraz lepsze możliwości, ale to straszne choroby są. Moje dzieci w przedszkolne kapcie wskoczyły gładko, oczywiście przedszkole było załatwiane, teściowa znajomości miała wszędzie, a chcieliśmy dzieci socjalizować. Nie pracowałam, oficjalnie, pracowałam na lewo, kolędowałam w kolejkach za wszystkim, no i przedszkole to był cud z nieba. Babcia się wnukami absolutnie nie zajmowała, ja pod tym względem jestem ideałem :) Pomocą służył zawsze mój ojciec, jako ojciec taki se, jako dziadek ideał :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektorzy rodza sie z zakloceniami psychicznymi, inni sprowadzaja je sobie na wlasne zyczenie, ale wszystkich szkoda, wszyscy zasluguja na pomoc, pod warunkiem, ze ci drudzy do tej pomocy dojrzeli, bo nic na sile.
      Ja tez nie mialam babc do pomocy. Wprawdzie moja mama chetnie by pomogla, ale ojciec uznal, ze nie ma corki, wiec i matke ograniczyl w zapedach, a jej pewnie bylo tak wygodnie. Pozniej wyjechalam i moglam liczyc wylacznie na siebie, wiec przedszkole bylo dla mnie zbawieniem.

      Usuń
  10. Ciekawe, że w Polsce szpitale psychiatryczne też są często w pięknych, starych zabudowaniach - przynajmniej te w moim województwie. Może wynika to z tego, że nigdy nie ma pieniędzy, żeby zbudować tym pacjentom wygodne, porządne, nowoczesne szpitale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tak jest. Szpital w Lodzi tez sie sypie, za to polozony jest na terenie przepieknego parku, moze nie tak wypielegnowanego jak nasz, ale to mu urody nie odbiera. Cala sluzba zdrowia lezy sloro miliardy corocznie ida na kosciol.

      Usuń
    2. o tym samym pomyślałam, że w mieście tutejszym szpital psychiatryczny jest w pięknym starym pałacyku, niemniej ostatnio odremontowanym a w okolicznej wiosce jest kolejny zakład opieki psychiatrycznej w pięknym starym pałacu. I tam u was wiedze też takie praktyki. Tylko dla wykolejeńców najcięższego kalibru musieli pobudować nowoczesne więzienie jednak. to mnie napawa radością, bo jak tam wyląduję, w tym psychiatryku to będzie mi się podobało ;-))

      Usuń
    3. to dobra praktyka z oswajaniem dzieci małych, które pierwszy raz wypadają z rodzinnej banki, że mama musi być blisko. podoba mi się.

      Usuń
    4. Ale to chyba jakis nowy wynalazek z tym oswajaniem dzieci z placowka, bo za moich czasow tutaj tego nie bylo. Mame Zoski wyjeto mi z rak i kazano spadac, zapewniwszy, ze przedszkolanka juz sobie sama poradzi z wrzeszczacym dzieckiem. Ja tez uwazam, ze powolne przyzwyczajanie jest z korzyscia dla dziecka. Najpierw 2-3 dni z mama, pozniej samo godzinke czy dwie dziennie i z czasem coraz dluzej. Nie ma tyle stresu.

      Usuń
    5. Też mi się podoba takie oswajanie. Na pewno dzieciaczkom jest łatwiej. I mamom też.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Pozyczam Wam

  Bawcie sie w te wolne dni, jak Wam fantazja podpowie, odpoczywajcie, tankujcie energie na nowe wyzwania, objadajcie sie pysznosciami, spac...