29 lutego 2024

Sluzba zdrowia

 Nie dziwcie mi sie, ze bardzo niechetnie zwracam sie o pomoc do niemieckiej sluzby zdrowia, w tym do lekarki rodzinnej. Znacie na biezaco moje perturbacje, a nawet tortury, ktorym zostalam poddana, kiedy na sile probowano ustalic, co tam w moim sercu siedzi. Moje skoki pulsu do dzisiaj trwaja w najlepsze, a ja nie wiem, co jest tego przyczyna, nikt nie wie, bo nie ma diagnozy. Maszynki nie daly odpowiedzi, a medykom zabraklo wiedzy w glowie. Wiecie tez, jak dlugo zmagam sie z wrzodami na zoladku i dwunastnicy. Diagnoze mam od dawna, za to leczenie jest od dupy strony. Na zasadzie loterii, a nuz sie uda, a nuz sie trafi we wlasciwy, faszerowano mnie antybiotykami, ktore nic nie wniosly, za to pieknie wyjalowily mnie od srodka i gdybym teraz zachorowala na cos, co potrzebowaloby antybiotyku... ehhh, szkoda gadac. A przeciez wystarczyloby pobrac wymaz juz przy pierwszej gastroskopii, zrobic antybiogram i zastosowac odpowiedni antybiotyk. I nie pytajcie, nie wiem. Wisienka na torcie to proby wyslania mnie do pulmonologa w innym miescie, podczas gdy tu na miejscu jest pulmonolog, do ktorego juz wczesniej chodzilam. Nie pytajcie...
 Teraz cos mnie scielo, nie chcialam pojsc do lekarza, bo wiem mniej wiecej, ze nic to nie da. Ale tak zescie marudzili, tak namawiali, ze w koncu uleglam. I zaluje. 
 W tymze gabinecie jestem od poczatku pobytu w Niemczech, a to dlatego, ze pracowal w nim wczesniej lekarz mowiacy po polsku, on byl bardzo w porzadku, ale w koncu przeszedl na emeryture, przed tym jednak zaczela u niego pracowac i pomagac moja obecna rodzinna, bo on sam nie dawal rady z wieloma pacjentami. Kiedy odszedl, ona wziela do pomocy (czy na wspolniczke, nie wiem dokladnie) lekarke z Persji, przemila i majaca duzo oleju w glowie kobiete. I tak pracuja sobie we dwie juz ze 20 lat albo i dluzej. Teraz juz byloby mi wszystko jedno jezykowo, ale traf chce, ze rodzinna ma gabinet w mojej dzielnicy, rzut beretem od nas, a od kiedy mama jest u nas, jej znajomosc polskiego jest nie do przecenienia.
 Nasza rodzinna albo juz ma 60-tke, albo jest bardzo blisko, sil coraz mniej, bo praca nie konczy sie na przyjmowaniu wizyt w gabinecie, ale dodatkowo musi odwalac wizyty, nie tylko domowe, bo kiedy jej pacjenci trafiaja do domow opieki, tam tez ich odwiedza, jako ze domy nie maja wlasnych lekarzy. To zmeczenie materialu poskutkowalo najpierw tym, ze skrocila godziny przyjmowania i zamiast trzech popoludni, przyjmuje tylko w poniedzialki, przez caly tydzien przed poludniem, ale do 12.00, wiec osoby pracujace, ktore chca np. tylko recepte, maja jeden dzien na zalatwienie tego. 
 Ja bylam u niej w poniedzialek, a poniedzialki sa zawsze dosc tloczne, jednak ten byl ekstremalny, bylo ze dwa razy tyle, co w kazdy inny poniedzialek. Poczekalnia pelna, wszystkie miejsca siedzace zajete i z 10 osob stojacych, czesc wyszla przed gabinet na dwor. Obie lekarki z obledem w oczach uwijaly sie jak w ukropie, a ja obserwowalam, z jaka czestotliwoscia pacjenci opuszczaja pokój badan. Kazdy pacjent wychodzil po mniej wiecej minucie, ja bylam moze dwie, bo jednak mnie osluchala, zmierzyla cisnienie, ale juz badanie krwi wymusilam, bo sama na to nie wpadla. Mialam wrazenie, ze chce sie mnie jak najszybciej pozbyc, bo na zewnatrz klebil sie tlum, a wciaz dochodzili nowi. Perspektywa wizyt domowych w przerwie i pozniej znow przyjmowanie pacjentow w gabinecie po poludniu nie pomagaly jej sie skupic. Sami wiec widzicie, ze nie bylo czasu ani okazji nawet zapytac o badanie na borelioze, powiedziec o predze, czy w ogole zadac jakiekolwiek inne pytanie, bo lekarka stala juz przy drzwiach. 
 A pamietam jeszcze bardzo dobrze przychodnie rejonowe w Polsce, te za komuny, z ktorych musialam korzystac chcac dostac zwolnienie. Tam zawsze bylo bardzo tloczno, bo nudzace sie w domach starsze panie lubily blokowac poczekalnie calymi dniami tylko po to, zeby ktos (w tym przypadku lekarz) zajal sie nimi choc przez chwile. To bylo przeklenstwem dla naprawde chorych ludzi, bo te baby staly juz na warcie na dlugo przed otwarciem przychodni, zeby byc pierwsza, a potem zajmowaly gabinet bardzo dlugo, bo zawsze cos im sie przypominalo. Ale nawet wtedy lekarze poswiecali pacjentom wiecej czasu niz dzieje sie to w bogatych Niemczech pol wieku pozniej.
APDEJCIK:
 Wyniki badan mam dobre, pewne wartosci powiedzmy w gornej strefie lub odrobine przekroczone, ale lekarka mnie uspokoila, ze to zaden dramat i z pewnoscia nie to wywolalo moje dolegliwosci. Ja sama jestem przekonana, ze nastapilo u mnie zmeczenie materialu po wieloletnim stresie. Moze bowiem tego tak nie widac, ale mam w glowie centrum dowodzenia i koordynacji zycia rodzinnego, musze o wszystkim pamietac i realizowac zadania, a ze wsparciem od kogokolwiek kiepsciutko. Dwie z corek maja wlasnych stresow po kokarde, a kiedy jest potrzeba, to ja na ogol jeszcze im pomagam. Trzecia tyra w szpitalu na zmiany, co wystarcza na chlebek, ale na maselko zarabia jeszcze kelnerujac w knajpie, wiec nie bardzo mam sumienie prosic ja o wiecej. Do tego ta zwisla atmosfera w domu i ostatnio wyjatkowo niesprzyjajaca spacerom pogoda, zeby sie wyrwac z Toyka tam, gdzie nie ma ludzi. No a na koniec choroba.


20 komentarzy:

  1. U mnie lekarz taki jak Twoja rodzinna lekarka to lekarz ogólny GP general practitioner. Na poczatku mialam lekarza Polaka, no i tak ciągnęłam przez wiele lat, powinnam dawno temu odczepić się od niego, bo tam byl polski cyrk, tłok i wchodziło się po znajomości od tyłu. No ale w końcu kilkanaście lat temu zostawiłam to polskie piekiełko i teraz mam fajna lekarkę, żadnych kolejek, mam umówiony dzień, czas, zawsze punktualnie i lekarka jest pozytywna, zwykle po wizycie u niej wychodzę w lepszym nastroju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim przypadku nie jest to takie proste z kilku powodow. Po pierwsze mama, po drugie bliskosc i wygoda, a po trzecie lekarze wyznaczaja sobie limit pacjentow i ponad niego nie musza przyjmowac nikogo innego. Nasza mame przyjela tylko ze wzgledu na nas i dlugoletnia przynaleznosc, w przeciwnym razie moglabym zapomniec, bo ona ma limit dawno wyczerpany. Podobnie jest np. z ginekologami, nie chca nowych pacjentek, a ja chetnie byl zmienila, odkad moja poszla na emeryture, a ta jej nastepczyni to franca.

      Usuń
    2. Tu też jest podobnie, że lekarze maja limity i nie przyjmują nowych pacjentów. Jakoś tak zrobiło się ostatnimi laty, bo kilkanaście lat temu jak szukałam nowego lekarza, to miałam dużo możliwości i to blisko w okolicy. Mówi się że brakuje lekarzy, wiec coraz trudniej znaleźć lekarza żeby zostać jego stałym pacjentem.

      Usuń
    3. A no widzisz, nie tylko u nas takie korowody, ale i tak lepiej jest niz w Polsce. Skonczyly sie czasy dobrej sluzby zdrowia, odkad do Niemiec wjechaly miliony czesciowo bardzo chorych ludzi i nie mam to na mysli jedynie tzw. uchodzcow, ale rowniez oszustow z bylego ostbloku, ktorzy zakladaja tu fikcyjne firmy i lecza sie praktycznie na koszt niemieckiego podatnika, a przy okazji ciagna miliardy zasilkow na dzieci, czesto tez fikcyjne i niby zostawione w ojczyznie. A nikt z nich nie zdazyl jeszcze wplacic ani jednej skladki zdrowotnej.

      Usuń
  2. Przytulam mocno, łączę się w bólu niechodzenia do lekarzy. Kilkanaście lat temu zmieniłam przychodnię, bo lecząca mnie dotąd lekarka na wszystko odpowiadała: bo w pani wieku, a miałam wtedy niewiele ponad 40 lat :) Zmarła kilka lat później i okazało się, że na parkinsona, co wyjaśnia jej "mądrości" w diagnozach i obcesowe traktowanie. W nowej przychodni lekarze zmieniają się częściej, niż ja zmieniam rękawiczki jednorazowe i trafić na kogoś sensownego (nie jestem przypisana do nikogo, tak często się zmieniają), to jak wygrać na loterii. Dlatego jadę lata całe na tych samych pigułach, diagnozuję się sama i... no cóż, żyję na złość służbie zdrowia :D I z sentymentem wspominam czasy, gdy Eks zawlókł mnie do sławnego profesora, notabene swojego wujka, wymuszając na matce umówienie tej wizyty. Szanowany profesor obmacał mnie wtedy od stóp do głów, klękając przede mną, by kostki me pomacać, zdiagnozował, że nic mi nie dolega oprócz stresu. I zapisał uspokajacze, które pomogły i ze stresu mnie wyciągnęły elegancko w tydzień. A było to w czasie najcięższych w mym życiu 10 miesięcy bezrobocia, bo poprzednia firma splajtowała z dnia na dzień, a następna jeszcze mnie nie chciała ;) Bez prawa do zasiłku, bo rentę miałam, ale taką, że na czynsz ledwo starczała. I to był jeden jedyny raz w życiu, kiedy zostałam zbadana u lekarza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie antydepresanty od wielu lat trzymaja w pionie, ale mimo brania miewam gigantyczne spadki i zjazdy, ale zaciskam zeby i brne dalej, w koncu wszystko musialo sie skumulowac i wybic w postaci niemocy. Kiedys wybije w postaci zawalu albo udaru i mam nadzieje, ze mnie od razu szlag trafi i nie bede skazana na obsluge przez osoby trzecie. Dobrze, ze w tym kraju dosc preznie dzialaja domy opieki, bo moje dzieci na pewno by sie mna nie zajely. Chcialabym miec tylko 10 miesiecy stresu w zyciu, bo potem wszystko mija i mozna zaczynac od nowa. Mnie wszyscy lekarze wieszcza, ze dopoki moja sytuacja zyciowa nie wyeliminuje stresu, nie wyjde z depresji nigdy.

      Usuń
  3. Kiedyś moja (nie)przyjaciółka piała z zachwytu nad niemiecką służbą zdrowia. Pewnie dlatego, że się przeprowadziła do Niemiec z Polski. Teraz - wierzę Ci, że zrobiło się łajno. Przyszła kolej na podziwianie norweskiej. Tam jakoś nie ma kolejek, a lekarze mają czas zajmować się pacjentami tyle, ile potrzeba. Poza tym piszą do nich maile, sami umawiają na rozmaite badania etc. Sami organizują transport, jeżeli trzeba pacjenta dowieźć, zawieźć, przewieźć. I nigdy nic się nie opóźnia. Masz wyznaczoną godzinę i o tej wchodzisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjaciolka miala racje, kiedys niemiecka sluzba zdrowia nie miala na karku nieplacacych skladek, a dosc chorych pacjentow, nie tylko z Bliskiego Wschodu i Afryki, ale rowniez z bylych KDL. Przyjedzie taki, zalozy fikcyjna firemke, np. sprzatajaca czy kafelkarska, i zaczyna chorowac po wplaceniu jednej skladki albo i wczesniej. Do 2015 roku niemiecka sluzba zdrowia byla jak norweska, ja tez wyjsc z podziwu nie moglam, ale socjalisci i zieloni postanowili uszczesliwiac caly swiat za nasze pieniadze, wiec dla nas juz tego szczescia zabraklo.

      Usuń
  4. Podziwiałam kiedyś niemiecką służbę zdrowia, ale po Twoich opisach, to już wcale. Ja za moim i Mamci lekarzem przepisałam się do innej przychodni, ale już coraz bardziej boję się, Jego odejścia na całkowitą emeryturę. Również Jego brat był super lekarzem ortopedą. To zaczyna wszystko przypominać makabreskę, bo młodzi lekarze, diagnozy stawiają w dziwny sposób, czyli jak to ktoś kiedyś napisał, wg wujka google. Ja trafią, to dobrze, jak nie trafią, to drugie dobrze. Mogę Ci tylko współczuć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie po pierwsze nie chce sie szukac innego lekarza domowego, zwlaszcza ze slubny i mama zostana na pewno tutaj. Po drugie nawet, gdybym znalazla, nie ma gwarancji, ze mnie przyjmie, bo moze miec limit wyczerpany, a po trzecie gdzie bede chora tulac sie po miescie, jak rodzinna mam tak blisko, ze moge dojsc. Tu nie ma przychodni jak w Polsce, sa tylko prywatne gabinety.

      Usuń
  5. tak sobie myslę że stres potrafi narobić wiele szkód, wysadzić nas gwałtownie z życia, a juz długotrwały to dramat. stres i zmęczenie droga Anno. nas pokonały...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czlowiek ma tego swiadomosc, ale nie ma mozliwosci odciac sie od stresu. Zadnym sposobem, nie robiac przy tym nikomu krzywdy, woli dalej robic krzywde sobie.

      Usuń
    2. nic dodac nic ująć...

      Usuń
    3. No niestety, bo w zasadzie powinnam postarac sie o sanatorium, tu mozna do 6 tygodni, i wyjechac w pisdu poodpoczywac sobie w pieknych okolicznosciach przyrody, np. nad morzem. Ale slubny nie ogarnie kota dwa razy dziennie, podlewania kwiatow (zawsze kilka wyrzucalam po wyjazdach, bo na ogol przelewal), no i mama w razie czego.

      Usuń
  6. Jakie czasy takie choroby i ... taka medycyna. Oby i tym razem udalo Ci sie wyjsc z tej niemocy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauwazylam, ze niestety te ataki slabosci, na oko bez przyczyny, zdarzaja mi sie coraz czesciej. Ale dopoki nie przewroci mnie na dobre, to bede brnac do przodu.

      Usuń
  7. Bardzo ogolnie napisze bo na szybcika majac ciezka sytuacje rodzinna ktora goni mnie do wczesnej wizyty w szpitalu :
    i tu, w opisanej sytuacji w Niemczech widze przewage naszej - owszem, leczenie jest u nas bardzo drogie bo iluz ludzi stac na pelne 100 % ubezpieczenie ?, przecietnym ludziom pokrywa tylko czesc kosztu ale za to nie ma kolejek w gabinetach, wizyte dostaje sie szybko, odbywa sie niemal dokladnie co do minuty, mozna rowniez grymasic w wyborze lekarza. Poza tym zawsze otrzymuje sie email z prosba o ocene jego uslugi, calego procesu a nawet potraktowania przez recepcjoniste czy asystentke.
    Jak wiesz mam obecnie meza na dziale krytycznym wiec widze jak super sie nim opiekuja nie baczac ze stary i wlasciwie i tak juz na odejsciu, dajac mu bardzo solidna opieke.
    Tobie zycze by zdrowie Ci dopisywalo, tak fizyczne jak psychiczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma kolejek, bo wielu ludzi po prostu nie stac na leczenie, a u nas caly system runal, od kiedy jasniepanstwo pasozytnicze, zwane dla niepoznaki uchodzcami, zaczelo z niego czerpac pelnymi garsciami, nie placac ani centa skladki. Zaden system by tego nie wytrzymal, nawet amerykanski, gdyby oczywiscie pozwoloni migrantom dowolnie z niego korzystac. Tak wiec Niemcy placa skladki na wszystkich, ale kiedy przychodzi bieda i zdrowie szwankuje, maja to, co ja. Ale oczywiscie wielu czytajacych uzna, ze jestem podla rasistka i ze nie mam prawa krytykowac.

      Usuń
    2. Prawda jest ze amerykanie unikaja chorowania ale nie mysl ze sie nie lecza - teraz bywam codziennie w szpitalu wiec widze jaki ruch w interesie. Brak kolejek wynika z roznych powodow - raz to nie ma u nas takich kumoszek i plotkarek ktore dla zabicia czasu chodza do lekarzy ( wyglada ze to istnieje gdzie leczenie jest darmowe) dwa to mnostwo szpitali i przychodni. Jesli ludzie sa chorzy na proste, pospolite choroby to leczenie nie jest czyms rozwalajacym bank skoro ubezpieczenie jednak placi te 70-80 %, a rodziny wliczaja taki wydatek w swoj budzet i sa przygotowani, natomiast takimi bardzo drogimi sa leczenia szpitalne, operacje, rak, choroby serca jak u meza itp. jednym slowem kombinacja szpital, leki, procedury, operacje. Tutaj ludzie aplikujac o prace biora pod uwage jak dobre ubezpieczenie firma oferuje , jesli im nie odpowiada szukaja innej. Jakos to wszystko dobrze pracuje, choc oczywiscie nie kazdemu. Pamietaj ze jak zwykle o jakosci rodzaju pracy decyduje wyksztalcenie, wtedy to osoba moze dostac taka ze stanowiskiem, z dobrym ubezpieczeniem, benefisami i stad sie biora roznice pomiedzy inzynierami a sprzedawca sklepowym ich ubezpieczeniem - to tylko przyklad.
      Juz Ci raz pisalam ze nie taki diabel straszny , choc w niektorych wypadkach moze byc. Moze przemawia przeze mnie wlasne doswiadczenie bo do tej pory ani my ani dzieci nie chorowaly ciezko i przewlekle wiec nie bylismy nigdy dotknieci duzymi rachunkami.

      Usuń
    3. Nie no, system funkcjonuje, bo nie ma innych opcji, ale masz racje, dla kogos, kto ciezko i przewlekle zachorowal, wesolo nie jest, mozna pojsc z przyslowiowymi torbami. Ja jednak pozostane fanka europejskiego modelu ubezpieczen zdrowotnych. Ale powtarzam, to wszystko funkcjonowalo do czasu, kiedy system zdrowotny nie zostal gwaltownie wykorzystany przez przyjezdnych, wtedy sie popsul.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Maja nas za idiotow?

  Polska swietuje rocznice przystapienia do unii, no ja mysle, skoro ma same korzysci z tego przystapienia, gorzej z tym u nas, ja wolalabym...