Rodzina rodzina rodzina ach rodzina!Rodzina nie cieszy, nie cieszy gdy jest,Lecz kiedy jej nima,Samotnyś jak pies.
Bapciowanie to naprawde ciezki kawalek chleba, ale czas tak zaiwania do przodu, ze ani sie czlowiek obejrzy, kiedy te male berbecie beda mialy wazniejsze rzeczy na glowie od przebywania i zabaw z bapciom. Trzeba wiec korzystac do wypeku, choc juz szron na glowie i nie to zdrowie, bo corki niespecjalnie spieszyly sie do dziecimania, przez co ja zdazylam sie zestarzec i oslabnac. Ale staram sie, bo wnuki nie poczekaja, a ja tez mlodsza i zdrowsza nie bede. Jednak czasem jest tego szczescia o wiele za duzo naraz, zwlaszcza dla bapci po chorobie.
W niedziele corka zadzwonila, czy nie mialabym ochoty przejsc sie z nia i dziecmi nad Kiessee na plac zabaw. Mialam. Toyka tez chetnie mi towarzyszyla, tyle tylko, ze najpierw musialysmy dojsc do domu, w ktorym corka mieszka, pozniej stamtad spacerkiem do placu zabaw nad jeziorkiem, a kiedy dzieciom sie znudzilo, zrobilysmy runde dokola jeziorka, z powrotem do jej domu, a pozniej same z Toyka pozostale 2 kilometry do naszego. I kiedy tak chodzilam, biorac od czasu do czasu ktores z maluchow na rece, chocby po to, zeby wsadzic ich na wozek, kiedy nie chcialy dalej isc same, to nie czulam brzemienia lat i pochorobowego oslabienia. Za to nastepnego dnia nielatwo bylo mi wstac z lozka po 10 godzinach glebokiego snu, mialam zakwasy i polamana bylam jakby po mnie walec drogowy przejechal. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to pochorobowe oslabienie, bo przeciez te ponad 10 km to dla mnie wlasciwie norma, no ale rzeczywiscie dawno tak daleko nie chodzilam. Mam tylko nadzieje, ze pogoda dopisze i odzyskam normalna kondycje. Inna rzecz, ze zupelnie inaczej chodzi sie miarowym krokiem z psem, a inaczej z nieskonczonymi zatrzymankami wracaniem po dzieci, ktore albo wrosly akurat w ziemie w widowiskowym stuporze, albo wlasnie zemglaly (w tej sztuce mistrzem jest Junior, kladzie sie i udaje niezywego). Byla tez z nami Hexa, bo teraz troche jej sie urwalo z wychodzeniem na dwor, odkad Gapcio ma konczyne w gipsie. Za mala jest, zeby wychodzic sama, a z mama i bratem na szczudlach to zadna przyjemnosc. Gapcio zlamal sobie paluch u nogi, na szczescie obejdzie sie bez operacji. Hexa tez sie nudzila, spelniajac od czasu do czasu role opiekunki Zoski, bo na plac zabaw i piaskownice to panienka jest juz za duza.
Nad jeziorkiem duzo ludzi, jak zwykle w niedziele, niektorzy porozkladali koce i sobie grillowali, bajery, rowery, dzieci, smieci, gwar ptactwa wodnego i juz wysiadujace na gniazdach czaple. Lada dzien powinny pojawic sie male gasieta i kaczeta, no i od 1 kwietnia zacznie sie przymus smyczy u psow, wlasnie z racji pisklat i malych ssakow, kroliczkow i innych takich. Biedna Toyka.
W poniedzialek mialam wolne, a corka akurat musiala koniecznie zrobic to takie biometryczne zdjecie, bo we wtorek ma termin w ratuszu na wyrobienie ausweisu, bo do tej pory poslugiwala sie tylko paszportem, ale w jakims urzedzie ktos tam marudzil, ze ma byc ausweis. W takiej naszej galerii handlowej mamy pod jednym dachem duzo roznych sklepow i miedzy innymi zaklad fotograficzny, gdzie chyba od zawsze robimy zdjecia do dokumentow i OBI, gdzie tez mialysmy pare rzeczy do kupienia i tam wlasnie udalysmy sie najpierw. Jak to w sklepie budowlanym bywa, corka nadaremnie szukala kogokolwiek, kogo moglaby wypytac o to, co chciala wiedziec, a bapci przypadlo pilnowanie przychowku. Nosz qrde, ludzie! Czy ten przychowek nie mogl chodzic sobie gdzies razem w parze? Nie! Jedno w jedna, drugie w druga strone, bapcia w panice i z zezem rozbieznym, z wlosem rozwianym i szalenstwem w oczach, bo male lapki siegaly po wszystko, co bylo w ich zasiegu, wlazily nie tam, gdzie powinny, uznajac OBI za znakomity plac zabaw z przeroznymi opcjami wspinania sie, a blyszczace cosie pouwieszane wszedzie fajnie rzucalo sie na podloge, rozwalalo stojace pionowo dluuuugie listwy czy co to tam bylo, latalo, wrzeszczalo... OJESU!!! No a znalezc ich w tych uliczkach miedzy regalami, kiedy w ogole nie widac nawet czubka ich glowy znad poustawianych artykulow budowlanych, to wyczyn godny nagrody nobla. Wreszcie spocona jak chabeta po wyscigach bapcia miala tak dosc, ze spacyfikowala towarzystwo do wozka zakupowego, dala jakies ogryzki pieczywa do lapki i probowala nie umrzec tam na stanowisku. Ich matka w tym czasie dopadla jakiegos fachowca, dowiedziala sie wszystkiego, co chciala, wiec stanelysmy w kolejce do kasy, ale w tym momencie corka zauwazyla, ze wziela nie to co miala, cos jej sie dlugosci nie zgadzaly, wiec poleciala wymieniac, a bapcia zostala z szatanami. Zoske od razu wetknelam do wozka, Junior sie nie dal, tylko psocil i mglal, no i ciagle musialam pilnowac ich czapek i szalikow, ktore wyrzucali z wozka na podloge. Jesu, ja naprawde zastanawiam sie, jak to moje dziecko daje sobie rade z ta dwojka na co dzien, mnie wystarczyla godzina, zeby zaczac rozgladac sie za narzedziem do odebrania sobie zycia, o co w OBIm dosc latwo, zerkalam lakomie na siekiery, takie fajne byly, nie najgorsze byly tez liny, zeby sie powiesic. Wreszcie corka wrocila i pojechalysmy do domu.
Ciekawa jestem, kiedy znow najdzie mnie ochota na spotkanie z tymi frygami czy roztaczanie nad nimi opieki, bo chwilowo mam tak dosc, ze na sama mysl o dzieciach biore do reki mocny sznur. A na sam koniec jeszcze okazalo sie, ze zaklad fotograficzny juz tam nie istnieje, na jego miejscu jest jubiler, nie mozna wiec bylo zalatwic tego, po co tam glownie poszlysmy. Moje dziecko, widzac moj stan przedagonalny, zdecydowalo, ze wraca do domu, bo zbliza sie pora drzemki dla dzieci, a po poludniu pojedzie juz sama do miasta zrobic te nieszczesne zdjecia.
Twoją zabawę z dziećmi na placu zabaw spokojnie przeżyłam czytając, ale to co działo się w galerii handlowej zupełnie ponad moje siły. Od samego czytania co tam się działo miałam ochotę wyskoczyć przez okno, dobrze że otwierają się inaczej i są siatki w oknach. Za to brzuch mnie rozbolał.
OdpowiedzUsuńNo to chociaz mniej wiecej mozesz sobie wyobrazic, co ja tam przezylam i co przezywa moje dziecko na co dzien z tymi lobuziakami.
UsuńOraz tu nie ma nic do smiania :)))))
Ludzie, ileż Ty masz tych wnuków! Jesteś normalnie wielownuczna. I wcale mi Cię nie żal - sama chciałaś i dałaś się wmanewrować! :-)) Swoje dzieci już odchowałaś!
OdpowiedzUsuńZobaczysz, zobaczysz, kiedy Letnia poczuje wole boza i sie rozmnozy. No moze nie az tak bogato jak moje trzy, ale tez zakochasz sie w przychowku wnucznym. I bedziesz za nim latala po OBI czy tam gdzies indziej. :)))
UsuńPóki co, Dzieciątko trzyma się dzielnie i na temat rozmnażania nie chce słyszeć. A skończyło już 27 lat.
UsuńNie zartuj! A dopiero co byla Nieletnia. I nie ciesz sie nadaremno, bo moje tez czekaly na po 30-tce z prokreacja, teraz taka moda, ze kobiety odkladaja macierzynstwo.
UsuńNo, nie żartuję. Cudze dzieci szybko rosną, co?
UsuńNo tak, ale zeby juz 9 lat byla letnia? Kiedy dopiero co mature zdawala.
UsuńSiostro w bapciowaniu :) Tak, bapciowanie to rollercoaster. U mnie chociaż pierwsza parka już odpadła, bapcia jej absolutnie nie interesuje, słuchawki, smartfon i nie ma dzieci, nawet się nie witają i nie żegnają w razie przypadkowych i rzadkich spotkań. Ja też się nie wyrywam, bo uważam, że chociaż na suche cześć zasługuję. A dopraszała się nie będę. Za to Łobuzy... Te to dopiero mnie tresują, ale cieszę się, że są. No a dziś, olaboga, na występy do przyszywanego wnuka do przedszkola idę. Dziki taki, jeszcze nigdy nie miałam go na rękach, a za chwilę już nie dam rady podnieść, takie bapciowanie na siłę, bo mama tak chce. Cóż, i tak bywa. Trzymaj się i nie daj się, a sznurek wywal :D
OdpowiedzUsuńNo wlasnie, one tak szybko rosna i traca zainteresowania bapciami, ze trzeba sie spieszyc i nie odkladac niczego na pozniej, bo ani sie obejrzysz, jak bycie z bapcia bedzie obciachem.
UsuńNie ciesze sie, ze corce nie udalo sie z partnerem, ale za to blogoslawie dzien, kiedy sprowadzila sie z powrotem tutaj, przynajmniej mam te bestie blizej i moge sie wybapciowac do wypeku. Ze starszymi nie mam takiego dobrego kontaktu.
Sznur zużyj do związania wnucząt albo przywiązania ich do czegoś bardzo stabilnego, najlepiej dobrym węzłem, którego nie dadzą rady rozwiązać ;)
OdpowiedzUsuńA poważnie mówiąc to nie wiem, co z tymi dziećmi. Nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieciaki i siostrzenica tak się zachowywały. A ja nie krzyczałam, nie zakazywałam pod groźbą kar, po prostu tłumaczyłam. Wiem, inne czasy, ale i tak...
Wnucząt nie mam i na razie się na nie nie zanosi, a jeśli będą - o ile w ogóle będą - to będę raczej babcią na odległość. nie tylko dlatego, że dzieci, a szczególnie syn, daleko, ale, cytując Ciebie, młodsza i zdrowsza już nie będę. Choć medycyna idzie do przodu ;)
Sprobuj przemowic do rozumu 2,5 latkowi, ktory wylapuje slowa AUTO i MAMA, a poza tym nadaje sobie po chinsku albo 1,5 rocznej Zosce, ktora jeszcze nie gada. Ani dobrym slowem, ani krzykiem, ani pod grozba kar nie zrozumieja, o co mi chodzi, kiedy powiem, ze maja stac spokojnie przy wozku. Predzej Toya zrozumialaby, ze ma przy mnie usiasc i nie ruszac sie z miejsca. Ninka, chyba juz zapomnialas, ze dzieci w tym wieku jeszcze nie rozumieja pewnych rzeczy, a zywe sa jak frygi. I dobrze, bo nie znosze cieplych kluch, ktore stoja u matki spodnicy i marudza.
UsuńNie zapomniałam, bo znałam i takie dzieci, jako że przecież wtedy zaczęło być modne wychowanie bezstresowe. Moje nie były jakieś apatyczne czy niemrawe, ale rzadko marudziły i nie rozrabiały, tzn. w sklepach ani u znajomych nie ściągały rzeczy z półek, nie latały po całym sklepie, nie wyrywały się na ulicy. Po prostu takie były, za co dziękowałam losowi. Zresztą do czasu ukończenia przez Kubę trzech lat byłam na urlopie wychowawczym i radziłam sobie sama, bo obie babcie już nie żyły, z
Usuńcioteczną babcią zostawiałam je rzadko, a potem dzieci były w przedszkolu. Na ogół udawało mi się załatwić wszystkie sprawy, w tym zakupy, zanim je odebrałam z przedszkola. No i muszę przyznać, że jak one były w wieku Twoich wnuków, to supermarketów, w których zakupy robi się przez godzinę albo i dłużej u nas nie było, a w małym sklepie praktycznie nie ma możliwości, żeby uciec zbyt daleko ;) I nie było tylu ciekawych rzeczy wszędzie dookoła i na wyciągnięcie ręki, ale za to czasem trzeba było stać w kolejce. Wtedy opowiadałam dzieciom bajki lub deklamowałam wierszyki, ale to też zdarzało się rzadko, bo kolejek unikałam jak morowej zarazy, stawałam w nich, jak już bezwzględnie musiałam.
Musze przyznac, ze corka nie wychowuje ich bezstresowo, na pewno pozwala na troche wiecej niz ja im pozwalalam, ale jest konsekwentna matka i kiedy trzeba, to wymaga. Ale masz racje, za anszych czasow nie bylo tylu mozliwosci, ktore maja moje wnuki. Dzisiaj pilnowalam ich, bo corka miala kilka spraw do pozalatwiania, najpierw w domu, pozniej poszlismy na spacer, ktory prawie w calosci przespali, pozniej znow w domu, a ja nie dalam sie namowic na wlaczenie telewizora, o ktore prosil Junior. Dalo sie!
UsuńO ho ho... to już bardzo dobrze wiesz, jak to jest. Na razie mam tylko jedno takie "cudo", ma prawie 12 lat i rzeczywiście, coraz więcej atrakcji ma ważniejszych od babci. Ale nie narzekam. Ponieważ ma szkołę blisko mojego domu, to wpada jak czegoś potrzebuje. Mogę sobie z nim pogadać o wielu rzeczach, a on opowiada mi różności jak chce. Mam przyjemność widzieć jak rośnie, czego nie ma się przy własnych dzieciach z racji licznych obowiązków. Coś wtedy umyka. I przyznam, że nie byłam obarczana opieką, ponieważ moja córka musiała mieć na małego cały czas oko. Fakt, dni uciekają, dlatego od czasu do czasu chodzimy sobie do kina, albo robimy wypady do miasta. Wychodzę z założenia, że tak długo jak będzie zainteresowany kontaktem ze mną, tak długo będę się z tego cieszyć. Jest dobrze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie...
Z parka moich starszych wnukow tez juz da sie porozumiec i porozmawiac, tym malym dwom lobuziakom poszlo w motoryke, a rozumki jeszcze nie nadazaja i nie sposob ich o cos poprosic czy wymagac. A zywe sa jak wiewiorki, ale jak napisalam, trzeba byc na biezaco, bo inaczej za wiele moze umknac, one z dnia na dzien sie zmieniaja, sa madrzejsze. I wlasnie to przewaza, ze jeszcze leca do bapci z rozlozonymi lapkami, zeby sie ukochac, choc nie umieja jeszcze tego powiedziec.
UsuńZ powodu ze moi razem z dziecmi mieszkali od poczatku w jakiejs mniejszej lub wiekszej odleglosci babciowanie na codzien lub zawolanie ominelo mnie. To ma swe konsekwencje bo pozbawia bliskich wspolnych kontaktow, wzajemnego przywiazania ale zupelnie dobrze da sie z tym zyc.
OdpowiedzUsuńMialam w zyciu okres gdy musialam pracowac w przedszkolu majac pod opieka grupke 12tu maluchow - do dzisiaj nie wiem jak temu dawalam rade choc nie wymagalo lazenia z nimi po sklepach. Z kolei moje wlasne dzieci, urodzone jeszcze w "normalnym" swiecie, byly bardzo ulozone w publicznych miejscach zachowujac sie poprawnie. A wcale nie musialam przymuszac czy karac - po prostu czasy byly takie ze dzieci instynktownie nasladowaly rodzicow.
Nabylam brzydkiego zwyczaju - gdy w sklepie widze dziecko zrzucajace z polek towar a matke kompletnie na to nie reagujaca, podnosze, klade na miejsce a dziecku tlumacze ze sie nie zwala a jesli to sie podnosi,. Dostaje w podziece brzydkie spojrzenie od matki ale malo mnie to obchodzi.
Matka moich wnukow byla zdyscyplinowana zwlaszcza ze wczesnie zostala samotna matka - uczyla i wymagala pewnych zasad, chlopcy sluchali jej bez slowa a jej oszczedzalo wielu klopotow. Owocuje nadal bo chociaz sa obecnie dorosli to stosuja dyscypline odpowiedniego zachowania sie do miejsca i okazji.
Mnie duzo "przetrzymywala" babcia, brata tez, jako ze oboje rodzice pracowali - i nigdy nie miala z nami problemow.
Pantero - swiat sie zmienil, zmienily sie dzieci i dorosli , juz nie jest na nasze sily a nawet zrozumienie go.
oj, przydala by Ci sie moja pogoda - codziennie 20 stopni a przewaznie wiecej, klimatyzacja konieczna, krotkie rekawy, wszedzie kwiaty. Juz jest po narcyzach i tulipanach a te jak zawsze istnialy ze trzy dni bo za cieplo dla nich, zaraz umieraly.
Jezdze po miescie i pomalu sie z nim zegnam, bedzie mi zal go opuszczac........
Nie wyobrazam sobie pracy z dziecmi, ani w przedszkolu, ani we wczesnej szkole czy niedajbuk w zlobku, ja sie nie nadaje, ja nie lubie dzieci. Swoje kocham, ale uwazam, ze sa strasznie meczace, zwlaszcza kiedy jeszcze nie mozna sie z nimi dogadac. Dlatego podziwiam przedszkolanki za ich anielska cierpliwosc.
UsuńMasz racje, swiat sie zmienil, w pewnych dziedzinach na lepsze, w innych na duzo gorsze. Kiedy patrze, ile te moje wnuki maja zabawek i ubran, to mozna by sklep otworzyc, a przy takich ilosciach to nie szanuja. Ale co ja moge, jestem tylko bapcia i moim zadaniem jest rozpieszczanie (madre!), a nie wychowywanie, od tego maja rodzicow. Jutro corka musi pozalatwiac wiele rzeczy, wiec znow zostalam poproszona o popilnowanie, dla mnie zaden problem, jak bedzie pogoda, bedzie plac zabaw, a przy deszczu posiedzimy w domu.
Na kiedy w ogole planujesz przeprowadzke?
I ja nie lubie dzieci - jednak w imie powiedzenia ze sie robi co sie musi bylam przedszkolanka .
UsuńW sobote odjezdza ostatnie dziecko po niesamowicie mozolnej i waznej dwutygodniowej pracy - papiery, papiery. Po tym odjezdzie zabiore sie za sprzatniecie domu bo bardzo mu to potrzebne ( w miedzyczasie obsadzilam grzadki). Pozniej manicure/pedicure. Ma przyjsc do mnie facet skupujacy od takich jak ja niepotrzebne juz ciuchy i drobiazgi wiec licze ze pozbede sie wiekszosci rzeczy meza a nastepnie zrobie podobnie z moimi bo przeciez juz mi chyba nie bedzie potrzeba 6ciu dlugich wieczorowych sukien czy 12 plaszczy ? i masy innych ubiorow?
W polowie kwietnia pojade do corki na urodziny blizniakow, 40ta rocznice przybycia do USA i przy okazji poogladam apartamenty wczesniej wyszukane przez corke. Dopiero wtedy, znajac rozmiar i uklad nowego mieszkania wybiore pare mebli i rzeczy do zabrania ze soba - przeprowadzi mnie i samochod firma. Kiedy sie to stanie nie wiem bo musze sie najpierw uporac z pozbyciem tego czego nie wezme ale glownie data sprzedazy domu i to bedzie decydujacym czynnikiem. Znam takie ktore poszly w jeden dzien czy tydzien ale znam takie ktorych sprzedaz trwala miesiacami.
A kiedy juz sie przeniose to spokojnie chyba padne ze zmeczenia i skolowacenia - nie wyobrazasz sobie ile corka i syn mieli dzwonienia, wypelniania, slipowania w komputery - sama nigdy bym temu nie dala rady !!!!!!!! W dodatku jej maz, ktory moze pamietasz ze nie byl do konca wylatany i nadal nosi worek a koncowa operacje przywrocenia naturalnego trawienia/wydalania ma wyznaczona zaraz po tych naszych uroczystosciach kwietniowych, rozchorowal sie w dniu przylotu do mnie na pozegnanie z mezem - wrocil do domu caly chory, pogorszylo mu sie i jest w szpitalu a corka cala w nerwach a jednak nie skracajaca swego pobytu tutaj bo nie chce zostawiac mi niedokonczonych spraw. Dochtory wypatrzyli ze ma infekcje drog moczowych a skad sie wziela nie wiadomo. Przebywa w szpitalu wiec sobie wyobrazasz nerwy corki, tuz po smierci ojca. Wszyscy sie boimy by mu nie pomieszalo terminu ostatniej naprawczej operacji.
Co za rok mamy !!!!! - sami chorzy i jedna smierc! A i Bella chyba padnie z zaglodzenia bo od poczatku wybycia meza a przybycia dzieci prawie wogole nie je. Ja jem a i tak mi sie schudlo - stres.
Nie umie wiec podac daty i dobrze bo niezwykle ciezko bedzie mi sie rozstac z moim miastem. Najchetniej bym tu zostala ale rozumiem ze w moim wieku bezpieczniej blisko dziecka. Obecnie, gdy jezdze po miescie to tylko probuje w pamieci zapisac widoki, lasy, gorki itd, to czego nie ma na plaskiej i czysto palmowej , nudnej Florydzie. Przeciez nawet nie moge bywac na sloncu a ocean mnie nie pociaga, nie umiem plywac i brzydze sie takiej wspolnej z calym swiatem wody, pelnej trupow i zgnilizny.
Jestem zmeczona Pantero - a wcale jeszcze konca nie widac.
Jedna dobra iskierka w tym wszystkim - synowi wypadl przyjazd bardzo niespodziewanie wiec przylecial nieostrzyzony i do fryzjera poszedl tutaj a ja z nim bo mielismy pozniej wstapic do sklepu spozywczego. To byl meski fryzjer ale cala obsluga byla zenska, pewnie dla zachety - i nieopacznie wyrazilam sie ze szkoda iz tylko meski bo ladnie mi syna ostrzygla - a ta mowi ze czasem strzyga kobiety wiec czy chce? Zgodzilam sie i jestem zadowolona - a chodzi o to ze wczesniej zawsze podstrzygal mnie maz bo durne fryzjerki nie potrafily. Wiec skoro go teraz nie ma mam sie gdzie przystrzygac.
Nie daj sie zabic babciowaniem :)
Dobrze, ze mialas przy sobie dzieci i ze sa one na tyle kumate w te klocki, ze daly rade z ogarnieciem dokumentow i komputera meza. Wspominalas chyba, ze jest juz ktos chetny na Wasz dom, jacys znajomi sasiadow, wiec moze sprzedaz pojdzie szabciej niz myslisz.
UsuńPechowo, ze ziec znow sie rozchorowal, ale tak bywa w sytuacjach kryzysowych, a u Was przeciez od kilku tygodni zycie jak na wulkanie. Wyobrazam sobie, ze wszyscy musicie byc wykonczeni, zarowno cielesnie, jak i psychicznie, ta cala sytuacja i wlasnymi powaznymi chorobami. Naprawde wspolczuje Wam we wszystkim, stale mysle, jak sobie radzicie, jak daleko jestescie z porzadkowaniem zycia, tego przeszlego i tego, ktore ma nadejsc.
Chyba bedziesz musiala poszukac meskiego fryzjera na Florydzie ;)
Teraz dopiero zobaczyłam te dwie doniczki na wózku za Zośka. Bardzo lubię takie roślinki zielone, ale mi się podobają. I doniczki maja jakieś wzorki. I czyje to, kto będzie miał tak ładnie zielono w domu ?
OdpowiedzUsuńTerenia, te dwie doniczki to tzw. trawa cypryjska, ktora kupuje regularnie dla kotow, tym razem kupilam dodatkowo dla kotow najstarszej corki i dla moich, stad dwie doniczki. Jej i moje koty nie lubia tej zwyklej kociej trawy czy zielonego owsa, a koty powinny jesc zielenine, zeby zwymiotowac polknieta przy wylizywaniu sie siersc. Kupilam dla jej kotow te trawe na probe, moze wtedy jej koty odczepia sie od roslin w jej domu.
UsuńNo i proszę jakie koty mądre są że wiedza że trawa cypryjska im pomoże.
UsuńI tylko mame w oszty pakuja, bo drogie to cholerstwo, a trzeba wymieniac co tydzien na nowe. :)))
UsuńAle jest ładnie zielono, a jak wykosza całkiem daj na balkon może trawa odrośnie.
UsuńProbowalam, ale to dziwna roslina, trzyma sie tydzien, a potem wiednie, w przeciez podlewam. Moze nie sluzy jej skubanie przez koty? Wtedy lece kupowac nastepna, a taka niewielka doniczka kosztuje prawie 3 euro.
UsuńNa dolary australijskie prawie 5, za chleb z polskiej piekarni place ponad 10 a zjadam w 3 dni, za durnego duriana zapłaciłam dzisiaj prawie 50 i kto wie czy nie zjem jutro w jeden dzień. Niech kotom będzie na zdrowie, a Ty biegaj co tydzień, bo to zdrowo.
UsuńTotez kupuje i nie marudze, bo zdrowie i dobre samopoczucie futer jest najwazniejsze. Nazra sie tej trawy i rzygaja gdzie popadnie, na ogol slubny to zbiera, bo ja jestem obrzydliwa, ale jak go nie ma, to poswiecam sie z odruchami wymiotnymi.
UsuńJak zarazę omijam sklepy wielkogabarytowe, gdzie mamuśki z piszczącymi bąbelkami przechadzają się, udając, że robią zakupy. Nie lubię dzieci i juszsz!
OdpowiedzUsuńJa tez nie lubie, zwlaszcza tych wspolczesnych i bezstresowo (dla matek bezstresowo) wychowywanych.
UsuńPadłam ze śmiechu, gdy to czytałam i mam tylko jedną odpowiedź - cierp ciało, coś chciało.... A, tak na poważnie, to wytargała bym Cię za uszy za ten pobyt w sklepie z dziećmi. Przecież jeszcze nie doszłaś do siebie, po chorobie, a tu taki stres i zmęczenie przy pilnowaniu dzieci. Aniu... Za chwilę napiszesz mimi, że sama chciałaś, ale to ciut za dużo na rekonwalescencję dla Ciebie.
OdpowiedzUsuńFakt niezaprzeczalny, ze jeszcze mi daleko do zdrowia, wciaz od nowa mam te napady slabosci, kiedy mi ciemno przed oczami i w glowie karuzela, ale zyc trzeba, nie moge reszty zycia spedzic w lozku, choc szczerze mowiac, nie mialabym nic przeciwko temu. Nigdy jeszcze nie wstawalo mi sie z taka trudnoscia jak teraz.
UsuńUsmiechnelam sie szeroko na widok Zosinego konskiego ogana (albo ogonka). Fajne zdjecia, co tu duzo mowic!
OdpowiedzUsuńU Zoski to chwilowo raczej palma niz konski ogon :)))
Usuń