Od czasu tamtej tajemniczej choroby w lutym nie moge dojsc do siebie, caly czas jestem bardzo slaba, miewam zawroty glowy i mroczki przed oczami, a od czasu do czasu gwaltowne ataki pocenia sie, ale to tak intensywne, ze kapie mi spod wlosow i zalewa oczy. No ale kladlam to na karb menopauzy, bralam jakies ziolowe tabletki i postanowilam sie nie przejmowac, choc nie powiem, bywalo upierdliwie, zwlaszcza w nocy, kiedy odkopywalam sie w jednej chwili, by za chwile obudzic sie skostniala z zimna, bo przeciez spimy przy otwartym oknie, jako ze oboje lubimy spac w zimnie. Odkad tu mieszkamy, nie wlaczylam w sypialni nigdy kaloryfera. Pamietacie, ze podczas tamtej choroby przez kilka dni nie bylam w stanie wstac z lozka, ale po tygodniu tych fanaberii powiedzialam sobie dosyc i nadszedl czas na odzyskiwanie kondycji, a ze pogoda dopisywala, zaczelam regularnie chodzic z Toya na spacery. Cos mi jednak ta kondycja nie chciala sie odbudowywac, minely trzy tygodnie, a ja na pierwsze pietro wchodzilam z przerwa na polpietrze, na drugie mialam naprawde ogromne trudnosci zawlec swoje przyszle zwloki. Spacery redukowalam, wzglednie w ich trakcie przesiadywalam na lawkach, bo nie mialam sily na to, co jeszcze do niedawna bylo moja norma. Do domu wracalam na ostatnich nogach, musialam chodzic wczesniej spac, tak bylam zmeczona. Jednak to, co spotkalo mnie kilka dni temu, zmotywowalo do niezwlocznego pojscia do lekarza, a znacie moje upodobanie do wizyt lekarskich, czekanie na natchnienie itp. Tym razem jednak pognalam, no dobra, na pognanie nie mialam sily, wiec dowiozlam tylek samochodem, choc normalnie chodze tam piechota, bo rodzinna przyjmuje na dzielni.
Juz gdzies w polowie drogi na spacerze zaczely sie dziac ze mna dziwne rzeczy, nie mialam sily, wleklam sie noga za noga i zaczelam sie bac, ze cos mi sie stanie na tym bezludziu i znikad pomocy. Wzielam Toye na smycz i toczylam sie na wpol przytomna do przodu. Nie moglam nawet zadzwonic po slubnego, bo tam, gdzie bylam, nie dojechalby autem. Wreszcie natrafilam na lawke i z ulga na niej usiadlam, z wrazeniem, ze juz nigdy z niej nie wstane. Po kilkunastu minutach przypomnialo mi sie, ze mam przeciez na sobie nowoczesna technike i moge przynajmniej sprawdzic swoje cisnienie smartwatchem, co uczynilam. Bylo w normie, wiec przeszlam do zrobienia sobie ekg, choc jestem dosc sceptyczna, jesli chodzi o wynik tego badania zegarkiem. Zaniepokoila mnie zegarkowa diagnoza: migotanie przedsionkow, nieregularnosc rytmu i zalecenie skontaktowania sie z lekarzem. Chwilowo jednak i tak nie mialam sily podniesc sie z tej lawki, w koncu jednak zrobilo mi sie troche lepiej i poczlapalam do domu. Tam zrobilam to, czego zaden pacjent robic nie powinien, a mianowicie zajrzalam do gugla. KLIK - oto, co wyczytalam. No i sie wystraszylam nie na zarty. Ale jak to ze mna bywa, nie mialam ani czasu, ani ochoty pojsc do lekarza i postanowilam sie sama obserwowac, zwlaszcza ze nastepne ekg byly juz normalne, choc slabosc, zawroty glowy, dzwonienie w uszach, dusznosci, poty i gigantyczne oslabienie nie ustepowaly. Dojrzalam po dwoch dniach, kiedy symptomy jeszcze sie nasilily. Poszlam do rodzinnej, gdzie przy okazji odnowilam pozostawione u niej dyspozycje o nieutrzymywaniu mnie uporczywie przy zyciu za pomoca maszyn, gdybym akurat nie mogla swiadomie o sobie decydowac. Ze wstydem przyznalam sie do wykonywania zegarkowych ekg i porad u doktora gugla, a ona mnie nawet nie ochrzanila, co wielu lekarzy zwyklo robic, tylko natychmiast dala cos na rozrzedzenie krwi, zebym tak od razu nie dostala udaru, a zaraz potem zrobila dla mnie termin na cito u kardiologa na badanie Holtera, bo gdybym ja sama robila termin, trwaloby to od trzech miesiecy do pol roku. Termin mam za trzy dni, w srode.
No wygląda że masz migotanie przedsionków, takie właśnie są objawy jak miałaś. Spacer delikatny jest jednak zalecany. Ale na pytanie jak można długo żyć z migotaniem przedsionków Google odpowiada że można umrzeć w ciągu najbliższych kilku sekund, jak też cieszyć się względnie normalnym życiem przez lata, a nawet dekady. Wygląda na to że mogłaś wtedy umrzeć na tej ławce, niby w ładnych okolicznościach. Dobrze że leczenie trochę rozpoczęte i że będziesz widzieć kardiologa.
OdpowiedzUsuńSiedze i myślę, bo przecież ja mam 3 sercowe choroby. Tylko że ja nigdy nie zawracam sobie głowy nazwami ich, po angielsku brzmią dumnie, mam kardiologa, mam wystarczająco często badania i od kilkunastu lat biorę 5 leków codziennie. I nagle olśnienie przecież atrial fibrillation to nic innego tylko migotanie przedsionków, dobrze wiedzieć że mogę umrzeć w każdej chwili, ale żyje z tym co najmniej 15 lat.
UsuńJa do tej pory z "migotaniem przedsionkow" spotkalam sie jedynie na filmach o lekarzach czy szpitalach i kiedy padalo to okreslenie, zawsze personel medyczny wpadal w panike, bo pacjent umieral. Zdziwilam sie wiec, ze zegarek stawia mi taka diagnoze, a ja zyje, serce mnie nie boli, czuje wprawdzie slabosc, ale jesli tak ma wygladac umieranie, to ok, moge umierac, choc oczywiscie nie chcialam zrobic Toyce takiego klopotu.
UsuńLadnie brzmi to po angielsku, atrial fibrillation, po niemiecku tez nie najgorzej, Vorhofflimmern, chyba w tym przypadku najbrzydziej po polsku. :))) No i skoro Ty zyjesz z tym tak dlugo, to pewnie i ja sie pomecze, a juz mialam nadzieje...
A wiesz że to migotanie jest całkiem realne, często czuje jak coś mi tam miga, nawet dzisiaj rano jak obudziłam się leżąc zupełnie na płaskim, bo zjechałam z poduszek.
UsuńA czy wtedy na tej ławce kiedy byłaś w takim złym stanie, pomyślałaś co zrobi Toya, że może pogna do domu po pomoc, tylko że miałaś ja na smyczy.
Ona chyba by mnie nie zostawila samej, siedzialaby przy mnie, dopoki ktos by nas tam nie znalazl i nie wezwal sluzb do chorej albo juz do ciala. Nie chcialabym jednak zrobic jej takiego figla, poczekam z umieraniem i zrobie to po niej.
UsuńJakby arytmia powtarzała się częściej możesz zdecydować się na ablację serca, taki małoinwazyjny zabieg, który wyeliminuje zaburzenia rytmu serca.
UsuńNo wiem, wyczytalam pol gugla w poszukiwaniu diagnozy. Chwilowo jednak oddam sie w rece kardiologa i zobaczymy, co on na to wszystko. Jak sie znam, to nawet Holter nic nie wykaze, bo u mnie zadne badanie niczego nigdy nie wykazalo, mam serce jak dzwon i pewnie wymyslam sobie te wszystkie dolegliwosci.
UsuńPoczytaj, prosze tutaj:
https://swiattodzungla.blogspot.com/2019/07/no-wiec-tak-cz1.html
https://swiattodzungla.blogspot.com/2019/07/no-wiec-tak-cz2.html
Ja Cię ubiję, za to - miałam nadzieję... Żarty, żartami, ale za szybko, po tej paskudzie pognałaś do pracy, pomocy, a raczej ganianiu za wnukami itp... To nie są żarty, tym bardziej ze swojego zdrowia. Wiem, chcesz bardzo pomagać córkom, ale kto Ci pomoże, jeśli sama o siebie nie zadbasz. Miałam ochotę zadzwonić teraz do Ciebie, ale się opamiętałam, bo spojrzałam na zegarek. Chyba byś mnie zabiła, za pobudkę, przed siódmą. 😘
OdpowiedzUsuńJa mysle, ze ta paskuda to juz bylo to, ale nie zostalo zdiagnozowane, bo symptomy wypisz-wymaluj te same, tylko slabosc znacznie wieksza, ze nie moglam wstac z lozka.
UsuńNawet gdybys zadzwonila, to pewnie bym nie odebrala, bo nigdy nie biore telefonu do sypialni, moj niezaklocony sen jest mi drozszy od pogawedek z kimkolwiek.
To samo nam się przytrafiło i w jednym czasie. Też mnie trzyma słabość od prawie miesiąca, w nocy poty oblewają, a nogi z gumy. W ubiegły piątek poszłam do rodzinnego, nic we mnie nie znalazł, nawet test na covid robiłam, ale negatywny. Zapisał mi mnóstwo witamin, łykam i czekam na poprawę. Serce mam w porządku, miałam kiedyś arytmię, ale poszła sobie i niech nie wraca.
OdpowiedzUsuńTrzymajmy się siostro ♥♥♥
Ania, idz lepiej do kardiologa, moze faktycznie masz to samo, a u rodzinnego Cie nie zdiagnozuja. Moja rodzinna nawet nie chciala mi zrobic ekg, bo stwierdzila, ze nic nie wykaze, wykazuje tylko PODCZAS tego migotania, tak jak mnie na tej nieszczesnej lawce albooo... ale to tez nic pewnego... podczas badanie Holtera.
UsuńAnusia, do kardiologa nie mam z czym iść. Łykam lek na osłonę serca, przy ciśnieniowych lekach i przeciwzakrzepowe też biorę (od czasu udaru).
UsuńSerce bije mi miarowo, nie mam jakichś skoków, ciśnienie unormowało mi się, nie chcę szukać na siłę nowych chorób.
Ania, to nie jest tak, ze moje serce przez caly czas fiksuje, nie. Tez bije sobie miarowo, tez chronione tabletkami, a cisnienie mi nie skacze, bo jest dobrze ustabilizowane. Ale znasz te dziwne dolegliwosci z lutego, kiedy przez kilka dni nie bylam w stanie wstac z lozka i nie wiedzialam dlaczego. Teraz moge sie jedynie domyslac, ze juz wtedy zaczely mi sie te migoty i niby sie poprawilo na tyle, ze moglam dalej pracowac, ale nie przeszlo mi tak do konca, dalej jestem bardzo slaba.
UsuńNo to jestes Panna Migotka! Moj tata mial cos takiego i dozyl 90 lat. Co prawda z lekami. Co czlowiekowi zaburza prace serca az tak, ze serce musi sie migac? Sil zycze na srode i na potem.
OdpowiedzUsuńOczywiscie, ze mozna z tym zyc dlugo i niekoniecznie szczesliwie, bo z ograniczeniami, a ja ograniczen organicznie nie lubie. Mozna tez, jesli ma sie wiecej szczescia, odpalic od razu. Gorzej, jesli wczesniej dopadnie udar, bo to prawie juz smierc, a potem zycie arcyxujowe z paralizem.
UsuńOstatnia mozliwosc jest najsmutniejsza! Tez bym nie chciala...
UsuńNaprawde wolalabym umrzec niz tak zyc. Niedawno zmarl najstarszy pacjent zyjacy od urodzenia w "zelaznym plucu", chory bodaj na polio. Jakos sie do takiego zycia przyzwyczail, nawet chyba studiowal, ale ja na sama mysl, ze musialabym byc karmiona przez innych, myta i wycierana... jesu! Za nic nie chcialabym zyc w ogole niz zyc zalezna od innych.
UsuńTak sie mowi, gdy sie tego nie doswiadcza. Kazdy dzien zycia jest wazny. Dla zyjacego i jego bliskich. Przeciez nie mamy wiele nic tak cennego jak wlasne zycie. Wiem, ze mozna sie pogodzic z taka sytuacja rowniez. Pewnie, zeby lepiej nie... eh!
UsuńMam bliskich wieszgdzie, jako i oni mnie, a zycie jest mocno przereklamowane. Dlugo by gadac, nie zalowalabym, bo nie ma czego. Nie chcialabym tylko zostawic futer, bo nimi nikt lepiej ode mnie sie nie zajmie.
Usuńja zwalam na wiosenne przesilenie, i stan pochorobowy moje zmęczenie i brak chęci do roboty, spacerów, ale poczytałam w tych guglach i żartów nie ma. Trzymam kciuki Pantero a Ty dbaj o siebie.
OdpowiedzUsuńu mnie ciśnienie krwi szaleje ...
Tez bym zwalala, ale ja szarpie sie z tymi dolegliwosciami i brakiem diagnozy juz od 2019, kiedy mnie w szpitalu zamkneli, a potem w drugim szpitalu torturowali tym badaniem z trzema cewnikami w sercu i razeniem pradem, kiedy myslalam, ze nie przezyje.
UsuńCisnienie mozna opanowac, choc dobranie odpowiednich lekow moze potrwac. Mnie te szpitalne bardziej szkodzily niz pomagaly, dopiero rodzinna przepisala mi takie, ktore mama niewiele dzialan ubocznych. No niestety, Teatralno, wiek! Kiedys trzeba zaczac brac piguly na nadcisnienie, jednego dopada wczesniej, innego pozniej, a moj 80-letni slubny ma cisnienie jak nastolatek i nic nie bierze, qrde!
jestem meteopatką ...cisnienie świruje to i moje skacze...dołozyła mi leki ale ja juz muszę sama ogarniac temat. niestety. i to powąznie ogarniac. w zegarku też musze wreszcie skoordynować ekg i cisnienie, bo jak widac bywaja potrzebne. i to bardzo. Przeciez nie będę targała cisnieniomierza.
UsuńWiek wiek i nie poradzisz ;) ale u mnie tez genu nie wydłubiesz...
dbaj o siebie.
Ty tez, bo nie ma zartow z nadcisnieniem i zylka moze pierdyknac. W glowie! A jak przezyjesz, to wozek, wiec lepiej skoordynuj sobie ten zegarek i nos jakies leki na zbicie cisnienia.
UsuńKochana, to koniec żartów, to najwyższy czas trafić pod stałą opiekę kardiologa. A robili Ci "echo serca", czyli mówiąc po ludzku USG serca? To bardzo dobre i dość proste badanie, zupełnie nie obciążające pacjenta a pokazujące jak serduszko pacjenta pracuje - jeden warunek - musi być dobry kardiolog, żeby wiedział co widzi na ekranie. Holter - naklniesz się trochę, bo będziesz miała to ustrojstwo całą dobę na ręce i będzie się co jakiś czas "zaciskać na niej", co miłe nie jest, zwłaszcza gdy śpisz. Być może któraś z zastawek u Ciebie szwankuje, a to najlepiej wychodzi na "Echu serca", Holter tego raczej nie pokaże. Takam bogata w wiedzę kardiologiczną bo jakby nie było to kilkanaście lat byłam w Polsce przy wszystkich badaniach mego osobistego męża - tylko przy angiografii i przy operacji serca nie byłam, bo to odbywało się na salach operacyjnych. No ale panowie doktorzy byli tak mili, że zaraz po tych "atrakcjach" wszystko mi opowiadali i tłumaczyli. Mnie osobiście to robili "Echo serca" pod obciążeniem lekiem i wyszło, że mam nadciśnienie i umiarkowaną arytmię. Przy tym echu serca to myślałam , że spokojnie zejdę z tego świata, ale jak widać jeszcze się truchtam biorąc codziennie lek na nadciśnienie. Przytulam;)
OdpowiedzUsuńJakos chyba w ubieglym roku, kiedy bylam na kontroli u kardiologa (bo juz jestem pod stala opieka kardiologiczna!) robili mi to echo i jak zwykle nic nie znalezli, mialam tez koronarografie i tez wszystko w najlepszym porzadku. Holtera tez juz mialam, idzie wytrzymac i nie zgadniesz... tez nic nie wykazal. Chyba wiec czeka mnie niekoniecznie spokojne zejscie z tego swiata, bede musiala sie bardzo meczyc.
UsuńNoż qurczę... ale mnie wystraszyłaś Dziewczyno! Nie śmiem nawet zgadywać co Cię dopadło, bo się nie znam na kardiologii, ale wiem, że jak tak naprawdę źle się czuję, pędzę do lekarza. Choć mam podobnie, nie lubię szwendać się po gabinetach. A że wiek ma swoje prawa, to czujemy na własnej skórze.
OdpowiedzUsuńMam takie nieśmiałe przemyślenie (tylko nie krzycz na mnie) - może byś pomyślała o ograniczeniu pracy? Sorry...
Pozdrawiam serdecznie... i zdrowia życzę... i koniecznie daj znać po wizycie u specjalisty...
Mnie wygnac do lekarza jest bardzo trudno, wiec mozesz sobie wyobrazic, jak mnie wystraszylo, skoro sama polecialam swinskim truchcikiem. Mniej boje sie smierci jak paralizu po udarze, wiec tylko dlatego tak szybko skontaktowalam sie z konowalem.
UsuńNie praca mnie dobija, a moja wlasna rodzina, mam z nimi za duzo stresu i nerwow i jakos nikt nie chce zauwazyc, ze i ja wchodze w starcze lata, nie tylko babcia i tatus. Ja nawet nie potrzebuje fizycznej pomocy, choc nie powiem, ulzylo by mi, ale chociaz dobrego slowa i kontaktu nie tylko wtedy, kiedy ktoras cos potrzebuje.
Ja tam nie wiem, jaką Ty masz pracę, męczącą, czy nie, ale wydaje mi się, że praca to też dla Ciebie odskocznia od bycia w domu z dwójką zrzędliwych, egoistycznych osób. A jakiejś pomocy społecznej dochodzącej nie da się zorganizować? Jakiejś pani, co za pieniądze podatników by posprzątała, zakupy zrobiła? Pomogłoby Ci to?
UsuńAgniecha, dobrze gadasz i masz slusznego! Gdybym miala zostac w domu, to pewnie juz bym nie zyla, bo nie zawsze da sie uciec z psem w pola.
UsuńNiestety nie da sie nikogo zorganizowac do pomocy, musialabym miec i ja, i slubny, jakas niepelnosprawnosc, zeby dostac pomoc. A jestesmy przeciez zdrowi. Mama ma wprawdzie pierwszy stopien, ale nie mieszka sama, wiec tez nie. Dajemy jakos rade, na razie.
W sumie, to praca dla wielu bywa ucieczką od problemów rodzinnych, tak, jak mówi Agniecha. Też chyba uciekałabym gdziekolwiek, by odpocząć od domowników. Nie dopytuję jaką masz sytuację, ale dla własnego dobra potrzebujesz chyba jakiegoś pomysłu na siebie, bo się zaorasz. Dajesz radę, owszem, ale na razie jak sama mówisz. Ale pomyśl, co będzie potem? Ech... starość nie udała się panu bogu.
UsuńPozdrawiam... trzymaj się...
Uciekam wiec, jak nie do pracy, to z Toyka w pole, ale najgorsze, ze to wlasnie zlapalo mnie w polu, wiec teraz isc gdzies w bezludzie zo lekkie ryzyko. Niestety domownicy i rodzina przyzwyczaili sie, ze jestem na pstrykniecie palcami, nie przyjmuja do wiadomosci, ze i ja sie starzeje, a kiedy skarze sie na domownikow, slysze, ze musze miec zrozumienie, bo oboje sa starzy. Ja musze, dla mnie nikt nie ma zrozumienia i zadne argumenty nie trafiaja, a zeby ewentualnie pomoc, tez nikt na to nie wpadnie.
UsuńWiesz, nie mam takiego doświadczenia, moi rodzice jakby się umówili, jedno po drugim odeszli. Ale moja koleżanka ma Mamę po udarze. Wzięła Ją do siebie do domu. Opiekuje się jak potrafi najlepiej razem panią pielęgniarką. Jej Mama jest bardzo pogodną osobą, sama od siebie wychyla się, by obie miały jak najmniej kłopotów związanych z opieką nad Nią. Rzadko spotykane, prawda? Ale koleżanka i tak jest zmęczona. Jest moją rówieśnicą i mówi, że odczuwa bardzo całą tę sytuację. TY Pantero jesteś sama, z tego co wnioskuję, więc co Ty możesz powiedzieć? Że też jesteś zmęczona? Myślę, że jesteś wykończona. Nie odmawiasz, bo MUSISZ się Nimi zajmować. Trzymam za Ciebie kciuki Kochana. I rzeczywiście, że też nikt nie wpadnie, by Ci pomóc. Znieczulica.
UsuńPozdrawiam serdecznie...
No niestety, jestem rzeczywiscie wykonczona, choc nie mam na to czasu, za duzo osob liczy na moja pomoc. Czasem lapie mnie totalna niemoc, jak w lutym tego roku, ze nie moge wstac z lozka, po prostu organizm odmawia wspolpracy. I tyle, musze przeczekac, zeby moc wrocic do zycia. Tym razem jednak ciagnie sie to juz za dlugo, no i wystepuja niebezpieczne dla zdrowia i zycia zjawiska, stad ten jutrzejszy kardiolog.
UsuńCoz moge napisac majac tyle co za soba sercowa historie?
OdpowiedzUsuńPochwale Cie wiec ze poszlas, ze probujesz dac doktorom szanse wyszukania co Ci dolega i odpowiednich lekow bo istnieja takowe.
Pomysl co by moglo sie stac gdyby taki atak dorwal Cie w czasie prowadzenia samochodu albo gdybys byla sam na sam z wnukami? Chocby tylko z tego powodu warto sie przebadac i dostac odpowiedni lek. Zrobilas to wiec bardzo dobrze.
Mam jak Ty - wstret do doktorow z duza doza nieufnosci w ich wiedze bo jednego razu tak mnie doktor zatrul antybiotykami ze o malo nie zabil a przeciez zglaszalam mu ze zle na mnie dzialaja na co wcale nie zareagowal - wiec ide gdy absolutnie musze. i tez nie tyle boje sie smierci jak tego wegetatywnego stanu - ale mam prawnie napisana wole co wtedy ze mna zrobic.
Zycze by znaleziono przyczyne i dano odpowiednie leki.
Ja zawsze powtarzam, ze pewnie predzej odpale od wlasnej matki, bo ona piesci sie ze soba, z kazdym bylegownem lata do lekarza, trzyma diete jak trzeba, przyjmuje ograniczenia na klate, a ja jestem jej przeciwienstwem. Lekarzy nie znosze, uwazam ich za nieukow, sama najlepiej wiem, co mi w zyciu szkodzi, ale... czasem cos mnie wystraszy, jak teraz, wiec jednak ide w kolejnej nadziei, ze mnie zdiagnozuja i mi pomoga. Ale pewnie bedzie jak zwykle.
UsuńNie ma regul Pantero !
OdpowiedzUsuńMysmy sie licytowali ktore wczesniej, ja upierajac sie ze napewno nie on, wciaz latajacy na okresowe badania, codziennie mierzacy cisnienie, niezwykle czuly na prostate i ciagle ja badajacy, liczacy KROKI spacerowe ! - contra ja, idaca do lekarza gdy juz nie bylo wyjscia - i popatrz co sie stalo.
A to nowina, stawialabym raczej na to, ze Twoj maz sie zaniedbywal lekarsko, podobnie jak moj ojciec, bo wiekszosc mezczyzn tak wlasnie ma, ze nie lubi lekarzy, a poza tym nie chca uchodzic za mieczakow cackajacych sie ze soba. Chlopaki nie placza i te rzeczy. Zaskoczylas mnie. Ja tez licze kroki, ale poza tym jestem jak Ty.
UsuńOjojoj! Życzę prawidłowej diagnozy i zdrowia dużo. I żebyś szybko się lepiej poczuła.
OdpowiedzUsuńBukzaplac, Ninus. Ale wiesz, jak to z tymi diagnozami u mnie jest, jak urzadzenie nic nie wskaze, to lekarze sa juz bezradni.
UsuńNie z Google, ale z "Encyklopedii zdrowia" wyczytałam sobie onegdaj raka mózgu. Tego, co usłyszałam od lekarza, nie przytoczę, bo słuchać hadko 😁
OdpowiedzUsuńJa juz tez wparowalam do szpitala z gotowa diagnoza ostrego zapalenie trzustki, bo wedle objawow tako rzekl doktor gugiel, a byla to kolka nerkowa o dziwnym umiejscowieniu, taka troche nietypowa. Zreszta lekarze tez mieli problem ze zdiagnozowaniem (jak zwykle u mnie), nawet wypisali mnie do domu, ale wrocilam jak bumerang jeszcze tego samego dnia i zagrozilam, ze nie wyjde, dopoki nie postawia mi diagnozy. Powinnas pamietac, pisalam o tym na starym blogu.
UsuńPamiętam.
UsuńDopilnuj medycznych spraw. Trochę przerażająco to wygląda.
OdpowiedzUsuńMnie tez wystraszylo na tyle, ze prawie od razu poelcialam do lekarza.
Usuń