03 lipca 2024

Glupia bylam, glupia umre

 Nie chce mi sie szukac, ale nie tak dawno pisalam o naszej domowej wariatce, ze drze ryja, kiedy otwieramy drzwi mieszkania. Niby chcialysmy wybrac sie z sasiadka z przeciwka do spoldzielni, zeby zrobili z baba porzadek, bo powoli dochodzi do tego, ze bede bala sie wychodzic z domu albo jak moj slubny, bede patrzyla najpierw przez judasza, czy na schodach nie pali sie swiatlo, co wskazywaloby na czyjas obecnosc. Ale zwlekalysmy, a w tym czasie wqrw nam przeszedl i pojawilo sie wspolczucie dla doswiadczonej choroba osoby. Zjebalam babe na funty, kiedy mi Zoske wystraszyla tym nieludzkim wrzaskiem, wprost powiedzialam, ze terroryzuje caly dom swoimi fobiami i ze nie powinna zyc wsrod ludzi, tylko trafic tam, gdzie jej miejsce, do wariatkowa na oddzial zamkniety. No i doczekalam sie. Ta franca zlozyla na mnie skarge do spoldzielni, ze ona boi sie psa, a my rzekomo puszczamy Toye bez smyczy na klatce schodowej. Co jest wierutnym klamstwem, bo zawsze wychodzimy z domu z psem na lince. No ale pismo ze spoldzielni nie pozostawialo zadnej nadziei, bo jeszcze jedna skarga i cofna nam pozwolenie na psa. A dla tej framugi jaki problem jeszcze raz zlozyc na nas klamliwa skarge, gdybysmy nadal byli zirytowani jej wrzaskami. 
 Zaraz nastepnego dnia rano zadzwonilam do spoldzielni i nakreslilam sytuacje, ze od lat babsko trzaska drzwiami i wali w nie piesciami, ma jakies obsesje, ze moj slubny ja przesladuje, drze ryja, kiedy wychodzimy z mieszkania, ze w koncu na babe nawrzeszczalam, a ona grozila mi, "ze teraz zobacze", no i zobaczylam pismo od nich, gdzie sa falszywe zarzuty. Kobieta, z ktora rozmawialam, byla wstrzasnieta, nie wiedziala, ze jest jakis konflikt i poprosila o pisemna notatke, bo musi miec to wszystko na pismie. No to napisalam, tresc mniej wiecej taka:

Po otrzymaniu od (tu nazwa spoldzielni) upomnienia w sprawie psa, ktory rzekomo biega bez smyczy po klatce schodowej, czym budzi strach pani J., chcialabym sprostowac pewne fakty.

Pani J. od momentu wprowadzenia sie do naszego domu zachowuje sie dziwnie, nawet przyszla do mnie ze skarga, ze moj maz ja przesladuje, bo wciaz go spotyka na schodach. Wytlumaczylam, ze skoro zyjemy w jednym domu, nie do unikniecia sa spotkania sasiadow. Juz wtedy pani J. wyrazala swoje niezadowolenie trzaskaniem drzwiami i glosnym waleniem w nie piesciami od srodka, takie zachowania powtarzaly sie czesto.

Od jakiegos czasu jej dziwne zachowanie, wskazujace na strach przed ludzmi, stalo sie bardzo uciazliwe. Kiedy bowiem wychodze z mieszkania, a w tym czasie ona schodzi po schodach, ta kobieta tak przerazliwie krzyczy, ze  ja pozniej potrzebuje dluzszego czasu, zeby sie uspokoic. Musze tu dodac, ze ona krzyczy za kazdym razem, kiedy otwieraja sie nasze drzwi, bez wzgledu na to, czy wychodze z psem (zawsze na smyczy), czy sama. Doszlo do tego, ze moj maz przed wyjsciem sprawdza przez wizjer, czy na klatce schodowej nie pali sie swiatlo, co mogloby wskazywac, ze ktos schodzi z gory. To chore, ze nie mozemy swobodnie wychodzic z mieszkania, bo ta kobieta boi sie naszego psa.

Ten terror trwa juz dluzszy czas, co wyjatkowo zle dziala na moj system nerwowy, czuje sie zastraszona. Ktoregos razu wychodzilam z mieszkania ze swoja 1,5-roczna wnuczka na reku (BEZ PSA!), pani J. znow tak glosno krzyknela, straszac mi dziecko. Cofnelam sie do mieszkania i dlugi czas musialam uspokajac spanikowana wnuczke. Tak dalej byc nie moze! Chcialysmy z sasiadka, pania H., zwrocic sie do spoldzielni o pomoc, ale w koncu zrezygnowalysmy, majac wspolczucie dla tej mocno zaburzonej kobiety, ktora boi sie wszystkich i wszystkiego. Jednak jej terror nie ustaje.

Kiedy nastepnym razem znow wrzeszczala po otwarciu drzwi naszego mieszkania, nie wytrzymalam i rowniez na nia nakrzyczalam, ze terroryzuje tu wszystkich. Wtedy rzucila grozbe, ze jeszcze zobacze, po czym napisala skarge do wynajemcy, ze boi sie naszego psa, a sama przeciez podpisywala liste, ze nie ma nic przeciw naszemu czworonogowi i przez lata pies jej nie przeszkadzal. Jestesmy odpowiedzialnymi opiekunami, nasz adoptowany pies byl przez rok w psiej szkole, jest szczepiony, zachipowany, wykastrowany i w budynku prowadzony zawsze na smyczy. Moim zdaniem ta skarga to jedynie jej zemsta i proba usprawiedliwienia jej dziwnego zachowania i wrzaskow na dzwiek otwieranych drzwi od naszego mieszkania.

Chcialabym tylko moc spokojnie i bez zagrozen tutaj mieszkac, nie sprawdzac przed wyjsciem przez wizjer, czy nie ma nikogo na schodach, nie sluchac trzaskania drzwiami i walenia w nie piesciami. Ze wszystkimi sasiadami mamy poprawne, z niektorymi serdeczne relacje, jedynie pani J. ma wszystkim stale cos do zarzucenia i swoim zachowaniem uniemozliwia wszystkim spokojne bytowanie.

 Dalam to pismo do przeczytania sasiadce z przeciwka, ktora juz tez doswiadczyla wrzasku wariatki, kiedy otwierala swoje drzwi i z ktora chcialysmy wtedy pojsc na skarge, a ona powiedziala, ze nie tylko mi to wszystko podpisze i potwierdzi prawdziwosc, ale zaproponowala, zebysmy razem wybraly sie do sasiadow wyzej, zeby i oni dolozyli swoje trzy grosze, bo raczej wszyscy maja dosc halasow generowanych przez te psychopatke. Ten sasiad, ktory nas wtedy zalal i dzieki ktoremu mam swiezo wyremontowana kuchnie, dodal od siebie, ze napisze, iz Toya nie jest ani troche agresywna i nie lata luzem. Drugiego sasiada nie bylo w domu, musze na niego zapolowac, ale moze jest na urlopie, wiec nie wiem, czy sie uda. Z nim tez mam dobre relacje, wiec tez chyba nas poprze, to juz beda cztery rodziny przeciw wariatce. Tego, ktory mieszka na jej pietrze naprzeciwko, to chyba nie zdolam zlapac, bo go wiecej nie ma niz jest, ale i tak mamy przewage. I niech sie teraz spoldzielnia zajmie ta psychopatka i jej wrzaskami.

 A bylo pojsc wtedy na skarge, bylabym pierwsza...
 
 Jeszcze jedno, chcialabym sie usprawiedliwic, ze troche zamilklam i  nie komentuje u Was, ani nie odpowiadam na Wasze komentarze u mnie. Wiecie na pewno, a jak nie wiecie, to pisze, mama jest w szpitalu, wiec mam teraz dni wypelnione nie tylko praca, zakupami, podszykowywaniem obiadow, lecz glownie siedzeniem przy niej, zalatwianiem, tlumaczeniem. Przychodze do domu na ostatnich nogach i jak mam czas przeczytac Wasze posty, to juz jest dobrze, czasem jednak stac mnie juz tylko na prysznic i  opadniecie w posciel. Mysle, ze z czasem sie sytuacja polepszy, nastapi szpitalna rutyna, z porozumiewaniem sie tez bedzie latwiej, bo zainstalowalam mamie w smartfonie apke tlumaczaca glosowo, wiec bedzie mogla porozumiewac sie krotkimi prostymi zdaniami z personelem. Musze tylko dokupic mobilny internet, bo dotychczas mama leciala na moim stacjonarnym, a teraz potrzebuje wiecej. Nie wiem, ile zuzywa na tym tlumaczu, wiec powinna miec zapas. Zwlaszcza ze nie wiem, jak dlugo ja w tym szpitalu przytrzymaja, czy bedzie jednak operowana i jak potrwa rehabilitacja. W kazdym razie jest pod dobra opieka medyczna, a ja blogoslawie swoja przezornosc, ze namowilam ja do przeprowadzki.
 

01 lipca 2024

Pólrocze.

 I co powiecie, polrocze za nami, strasznie szybko to przelecialo. Dnia ubywa, za to temperatury rosna, czlowiek sie poci jak chabeta, spod prysznica by nie wychodzil, bo co wyjdzie, to od nowa spocony. 
 Wczoraj mama skonczyla 92 lata, a dopiero hucznie obchodzilismy jej 90-tke. Czas chyba ostatnio przyspieszyl. Trwaja wakacje, wiec wladze ratusza ruszyly z remontami ulic, maja na nie 6 tygodni, bo tyle dzieci maja wolnego. Jest to logiczne, poranny ruch jest zdecydowanie mniejszy, wiekszosc powyjezdzala, trzeba wykorzystywac ten czas, a ze ja i kilka innych osob nadal pracujemy i musimy brac dalekie objazdy, to nasz pech. Najgorsze, ze na trasie objazdow tez trwaja roboty i ulice sa pozamykane, wiec trzeba brac objazdy objazdow. Jest zabawnie, ale przynajmniej przed tym calym armagiedonem poinformowano nas na lokalnej stronie fb, co i w jakim czasie bedzie poblokowane.
 Niedawno obchodzil urodziny nasz  znajomy i normalnie albo wpadam do nich na chwilke, albo dzwonie z zyczeniami, jednak tym razem sytuacja jest inna, dosc dramatyczna, bowiem on powoli umiera. Mimo ze zawsze robil badania profilaktyczne, nie wykryto na czas choroby nowotworowej i teraz to juz tylko opieka paliatywna, glownie w domu. On jest w tak zlym stanie, ze nawet mowi z trudnoscia, nie chcialam wiec go ani odwiedzac, ani dzwonic, zeby z pospiechu nie "pozyczyc" mu zdrowia. Stanelo wiec na zamowieniu bukietu z dostawa do domu i nie obylo sie bez przekonywania, bo kwiaciarnia normalnie w niedziele nie dostarcza, ale jakos wyblagalam, bo i sytuacja byla wyjatkowa. Niestety dzien wczesniej jubilat wyladowal w szpitalu, mogl wiec podziwiac bukiet jedynie na zdjeciach. Ja tez po raz pierwszy moglam go zobaczyc na zdjeciu, kiedy dostalam whatsappowe podziekowanie. Zaraz potem sama zadzwonilam do kwiaciarni, zeby im podziekowac za tak piekna kompozycje kwiatowa i za to, ze poszli mi na reke z dostawa niedzielna.
 W ogole zle sie dzieje, bo niedlugo przed swoimi urodzinami mama przewrocila sie w kuchni, ja stalam obok, ale w tej akurat chwili odwrocilam sie do zlewu, kiedy uslyszalam za soba lomot. Znow jej sie w glowie zakrecilo, jak dwa razy, kiedy skutkiem upadku byly zlamania, najpierw reki, a kilka lat pozniej nogi, co doprowadzilo do przeprowadzki mamy do nas. Wtedy tez ni stad ni zowad mama stracila kontakt z rzeczywistoscia, zakrecilo jej sie w glowie i upadla. Mozecie sobie wyobrazic, jak sie wystraszylam tym razem, jakie robilam sobie wyrzuty, ze wlasnie w tej chwili sie odwrocilam, a nic nie wskazywalo, ze cos zlego sie dzieje. Zrobilo mi sie niedobrze ze strachu, najpierw zabronilam mamie sie ruszac, pozniej po kolei sprawdzalysmy wszystkie konczyny, nie chcialam bowiem ryzykowac jakichs przemieszczen kostnych, gdyby cos bylo zlamane, a my bysmy mame podnosili. Lezy wiec sobie w lozku, cale szczescie, ze zostaly nam jeszcze pieluchy z poczatkow jej pobytu tutaj, kiedy nie wstawala w nocy, to teraz tez nie musi, bo nie bardzo moze przemieszczac sie bez rolatora. Boli ja glowa, bo upadajac uderzyla sie o cos.
 Nastaly upaly, w koncu i nas trafilo, choc jak dotad mielismy duzo szczescia, bo kiedy wszedzie indziej, nawet w Polsce, ludzie sie rozpuszczali z goraca, u nas trwaly przyjemne temperatury ok. 20-23°C i korzystalysmy z Toyka do wypeku z tych dobrych pogodowych warunkow spacerowych. Ale juz 30°C to dla nas obu stanowczo za duzo, jestem w wieku, kiedy upal moze zabic, a wedlug tabelek Toya jest w podobnym, przeliczajac na "ludzkie" lata, musimy obie uwazac. 
 Nie brakuje jednak brawurowych ryzykantow pod postacia tzw. pielgrzymow, fanatycznych wyznawcow, bez wzgledu na wyznanie. Trwa sezon pielgrzymek do Mekki, Allah im kazal choc raz w zyciu sie tam wybrac i porzucac kamieniami w diabla, przejsc kilka kolek wokol Kaaba, a wszystko musi odbyc sie w konkretnym czasie, nie mozna sobie poczekac, az sie ochlodzi. No i umieraja tam grupowo, liczba nieboszczykow pielgrzymkowych idzie w tysiace. U nich jak w Polsce, klimatyzowane namioty sa dla tych zamozniejszych, reszta pelznie kilometrami w 50-stopniowym upale. Ciekawe, jak pogoda dopisze polskim pielgrzymom do Czestochowy w sierpniu, moze tez byc skwarnie, ciekawe, ile w Polsce bedzie ofiar tych szkodliwych podrozy do miejsc swietych. W zyciu nie bylam i nigdy nikt by mnie na to nie namowil.
    

Glupia bylam, glupia umre

  Nie chce mi sie szukac, ale nie tak dawno pisalam o naszej domowej wariatce, ze drze ryja, kiedy otwieramy drzwi mieszkania. Niby chcialys...