27 lipca 2024

To mnie sciskalo za gardlo

 Pamietacie wpis o bukiecie, jaki zamowilam pod koniec czerwca, z dostawa, na urodziny naszego ciezko chorego, a w zasadzie juz wtedy skazanego na smierc znajomego? Pozniej jeszcze odwiedzilam go, bo lezal w tym samym szpitalu co mama, ale na oddziale paliatywnym. Nie chcialam go odwiedzac, lepiej dla mnie byloby zachowac go w pamieci, jaki byl wczesniej, ale dla niego widocznie moje odwiedziny byly wazne, cieszyl sie, choc mnie juz trudno bylo zrozumiec, co do mnie mowil. 
 Kiedy w hospicjum zwolnilo sie miejsce, zostal przewieziony ze szpitala, ale dane mu byly juz tylko trzy dni. Odszedl. Przekazalam jego zonie i corkom wyrazy wspolczucia, ale nie mialam odwagi na odwiedziny, bo wiem, ile jest pracy i zamieszania przy organizacji ceremonii zalobnych w przypadku czlowieka dosc zasluzonego dla miasta. Byl nauczycielem, pedagogiem, tworca uniwersytetu dla dzieci, pisal i wydawal ksiazki, angazowal sie w lokalnej polityce, byl dobrym, kochanym i szanowanym czlowiekiem. Ze swoja zona przezyli razem 60 lat, w tym roku na wiosne swietowali swoje diamentowe gody, dostali rowniez gratulacje z ratusza. 
 Ale to ona zadzwonila, chciala sie wygadac, nie byc sama. To silna kobieta, pragmatyczna, nie plakala, za to pieknie mowila, co dane im bylo przez los, 60 wspolnych lat, pelnych milosci, ale i ciezkiej pracy, dzieci i wnuki, grono przyjaciol, ktore niestety tez juz zaczyna sie wykruszac, dlugotrwale zdrowie, ale nic nie moze przeciez wiecznie trwac. Choroba ujawnila sie nagle, choc musiala trwac juz przez dluzszy czas, bo szkody, jakie poczynila, nie daly zadnych szans na wyzdrowienie. W niecale pol roku przegral walke, rak byl bardzo agresywny i szybki w dzialaniu.  Dlatego ona jest teraz wdzieczna losowi za to cale z nim zycie i nie bedzie plakac, bo smierc jest przeciez czescia zycia, jego skladnikiem. A mnie przez caly czas sciskalo w gardle i to ja bylam blizsza placzu, mocno wzruszona jej pogodnym podejsciem do tej straty. Ale ja zawsze mialam oczy w bardzo wilgotnym miejscu, jestem placzliwa i latwo sie wzruszam.
 Kiedy umiera jakis "zwykly" czlowiek, najczesciej pogrzeb nastepuje szybko, w jego przypadku przygotowania do ceremonii trwaly od 15 do 26 lipca, kiedy to zaplanowana byla msza zalobna z mowami pogrzebowymi przedstawicieli szkol, lokalnej polityki i przyjaciol. Msza odbyla sie w starym, ich parafialnym kosciele ewangelickim. Znacie moj stosunek do wiary, a szczegolnie do polskiego kosciola katolickiego, tu jednak nawet w k-kat jest nieco inaczej, a w kosciolach protestanckich to juz w ogole. Msze celebrowala pastor-samiczka (pastorka? pastoralka?) i czynila to z nalezna czcia dla zmarlego i szacunkiem dla rodziny i pozostalych uczestnikow nabozenstwa zalobnego. Kosciol byl pelen, przemawialo kilka osob, ktorym lamal sie glos, ale ja sie jakos trzymalam. Ale kiedy na mownice weszla berlinska corka zmarlego i wyszeptala "Tatusiu", to pol kosciola wycieralo oczy. Oprocz dwoch piesni koscielnych, puszczana byla muzyka, ktora zmarly lubil, dwa utwory klasyczne, w tym "Marzenie" Schumanna i cos, co wprawdzie znam, ale tytulu nie pomne, jakas wloska canzona i na koniec Edith Piaf z "Nie zaluje niczego". W sumie calosc trwala poltorej godziny.
 



 Zlozenie do grobu odbedzie sie dzisiaj, ale dosc daleko poza Getynga, na starym cmentarzu nalezacym do majatku jego ziecia, w Hesji. Tam leza ziecia rodzice i inni czlonkowie rodziny, wiec on i corka zmarlego chcieli miec wszystkich rodzicow razem, zreszta taka tez byla wola zmarlego, ktory czesto przyjezdzal do majatku, pomagal w remoncie domu po smierci ojca ziecia. Tam chcieli spedzic z zona ostatnie lata w przygotowanej specjalnie dla nich czesci wielkiego domu. Nie udalo sie spelnic tych marzen, wiec chociaz "zamieszka" na rodzinnym cmentarzu.
 Dla mnie to juz za daleka droga, wiec mimo zaproszenia nie pojade. Rodzina prosila o wplaty na rzecz fundacji szkolnej, zamiast kwiatow.
 
Zdjecia z internetu.

26 komentarzy:

  1. Smutne, zawsze jest ten zal jak umiera ktoś kogo znamy, cenimy. Bolesne przeżycie dla Ciebie, będziesz pamiętać tego człowieka jak najlepiej. On wiedział że umiera, dlatego chciał do końca mieć wokół ludzi, których kochał, lubił, cenił i dlatego chciał jeszcze widzieć Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jej relacji wiem, ze wciaz mial kogos przy sobie, jego zona tez bardzo czesto nocowala w szpitalu, pod koniec juz codziennie, w hospicjum rowniez. Berlinska corka pracowala ostatnio zdalnie, byla tu przez jakis miesiac. Wciaz mial odwiedziny osob spoza rodziny, a ja zdaje sobie sprawe, jak to meczy chorego, wiec nie wyrywalam sie, ale skoro sam chcial, to oczywiscie przyszlam.

      Usuń
    2. No widzisz ten Pan taki był, że lubił mieć ludzi wokół siebie i w czasie choroby i na końcu. Są tacy ludzie że tak bardzo pragną tej bliskości ludzi całe życie i do końca.
      Kiedy byłam w szpitalu na łóżku obok leżała kobieta, która obdzwoniła cała klasę szkoły podstawowej i codziennie miała od rana do wieczora wizytujących, wszystkim po kolei opowiadała swoją chorobę, czy chciałam czy nie chciałam nauczyłam się jej na pamięć.

      Usuń
    3. Boszszsz... chyba bym zamordowala taka wspolpacjentke albo zaproponowala, zeby z tymi wizytujacymi przeniosla sie np. do swietlicy czy na zewnatrz. Mialam kiedys bodaj turecka albo inna muzulmanska wspolpacjentke, a u nich tak jest, ze na odwiedziny przychodzi cala rodzina w komplecie, 20 osob albo wiecej. Rejwach jest taki, ze nie slyszysz wlasnych mysli, wiec za kazdym razem wychodzilam z pokoju, w koncu poskarzylam sie i zwrocili jej uwage, pozniej przychodzili juz tylko w 10 osob :)))

      Usuń
  2. Żal, gdy umiera dobry człowiek, tym bardziej kochany i lubiany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jego naprawde zal, ja zas przez caly czas podziwialam opanowanie jego rodziny.

      Usuń
  3. No i podziwiam ten kościół, ciekawa latarnia od frontu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten kosciol jest jakby na planie krzyza, wiec siedzielismy jakby w kregu, a nie klasycznie w rzedach do samego konca. Jeszcze jedna roznica z mszami katolickimi, nie bylo podawania komunii.

      Usuń
  4. dla mnie jest totalną niesprawiedliwością, że dobry człowiek, zasłuzony i lubiany ma śmierć bolesną i długą i umiera w męczarniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt. I ta pelna swiadomosc, ze musi sie umrzec, ze nie ma zadnej szansy nawet na przedluzenie zycia. Z tym, ze w Niemczech taki czlowiek dostaje odpowiednio duzo srodkow przeciwbolowych, tu bardzo dba sie o likwidowanie bolu. W ogole wszyscy staraja sie takiego chorego rozpieszczac i ze wszystkim ida na reke. W hospicjum mozna z lozkiem wyjechac do parku, dla rodziny sa posilki, kawa, mozliwosc nocowania.
      Niedaleko nas budowane jest nowe hospicjum, najgorsze z mozliwych, bo dla dzieci.

      Usuń
    2. no tak, godne umieranie to jest podstawa cywilizacji. według mnie. i człowieczeństwa.
      Aniu jeszcze raz imieninowe uściski i przytulaki :-***** bo nie wiem czy na fb dotarło.

      Usuń
    3. Buk Ci zaplac za te serdecznosci, Teatralno. ♥

      Usuń
  5. Podobno wielkim zyczeniem i pomoca dla umierajacego jest to by w tej ostatniej chwili byl z nim ktos, trzymal za reke.
    Pieknie ze Twoj znajomy mial kochajaca rodzine i swa chorobe przetrwal majac ja ze soba, dzien i noc.
    Bedzie na zawsze i z szacunkiem pamietany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tego czlowieka po prostu bardzo lubilam. To jeszcze potrwa, zanim sie oswoje z jego nieobecnoscia, zanim dotrze do mnie, ze juz nigdy i ostatecznie...
      To chyba jest naprawde wazne dla umierajacego, zeby rodzina byla obok, chyba wtedy latwiej przejsc na druga strone. Kiedys ludzie chorowali i umierali we wlasnych domach, najczesciej wielopokoleniowych, wiec mieli to, co dzisiaj nalezy do rzadkosci, rodzine wokol lozka. Teraz najczesciej umiera sie w szpitalach, a nie zawsze jest w nich miejsce dla rodziny przez cala dobe.

      Usuń
  6. Dzisiaj jest pogrzeb mojej koleżanki z pracy. Miała 50 lat i mało szczęścia w życiu zaznała...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juz nawet nie chce sie domyslac, czy nie zazyczyla sobie katolickiego pokropku. W kazdym razie szkoda mlodego jeszcze zycia, choc jesli to zycie bylo xujowe, to moze i lepiej, ze sie skonczylo.

      Usuń
    2. Nie wiem, jaki pogrzeb. Nie wiem nawet, na co umarła.

      Usuń
    3. I tak szkoda czlowieka. Ludzie porzadni odchodza za szybko, na smierc kanalii nie mozna sie doczekac.

      Usuń
    4. Ona była wyjątkowo cichutka i spokojna. Cicha, bezwonna, niemal przeźroczysta.

      Usuń
  7. Jeśli byli naprawdę dobrym małżeństwem, kochającym, i dobrze dobranym, to faktycznie pozostaje jedynie cieszyć się, że mogli te 60 lat przeżyć szczęśliwie i wspólnie, bo przecież jedno z nich mogło umrzeć dużo, dużo wcześniej, a drugie później cierpieć długie lata z tego powodu. Chyba tego się najbardziej boję - utraty ukochanej osoby i długoletniego, samotnego życia w cierpieniu i żałobie.
    Też taka jestem - łatwo się wzruszam, potrafię zapłakać nad książką i filmem, nie wspominając o krzywdzie zwierząt czy pogrzebach bliskich mi osób, nawet niekoniecznie rodziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to jestes moja mentalna siostra. Ja zawsze podziwiam ludzi umiejacych powstrzymac emocje, wzruszenia, gniew, placz. Dawno temu patrzylam, jak na pogrzebie Lady Di jej synowie szli w kondukcie, wprawdzie smutni, ale zaden nie uronil nawet jednej lzy, a przeciez byli jeszcze dziecmi, byli tacy mali. Zobacz, nawet krolowa, ktora zawsze sprawiala wrazenie zimnej suczy, plakala na pogrzebie Filipa, ale robila to jakby ze wstydem, ze tez jest czlowiekiem.

      Usuń
  8. Ja miałam nieco krótszy staż, o pięć lat. Pogrzeb mego osobistego był jedynym na którym nie wyrobiłam i płakałam. Odszedł w 2019r, w sierpniu, a ja dopiero w końcówce ubiegłego roku jakoś doszłam do siebie psychicznie, nie podejrzewałam, że tak mnie to "zetnie". A w dniu swego ślubu miałam jakieś podskórne przekonanie, że może z 5 lat wytrzymam w związku, a wyrobiłam 55 i 2 dni. W mojej rodzinie to tylko moi dziadkowie ze strony ojca nie rozeszli się i ja - reszta to same rozwody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mojej rodzinie nie bylo rozwodow, jedynie brat mojej babci ze strony ojca rozwiodl sie z zona, bo kiedy wrocil z wojny, ona miala juz kogos innego. No ale to troche dalsza rodzina. Moi rodzice tez zdolali swietowac swoje diamentowe gody, ja nie jestem pewna, czy zdolam dotrwac do zlotych.

      Usuń
  9. Przytulam. Chciałabym, by i mnie ktoś tak serdecznie wspomniał, gdy odejdę, choć może nie zasługuję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciebie wspomna, spokojna glowa, ze mna bedzie inaczej, odetchna z ulga.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Sponiewieranie absolutne

  Jak pewnie niektorzy z Was wiedza z fb czy mailowych zrodel, dopadl nas oboje covid. To nie pierwszy covid w moim zyciu, wiec nie zaprzata...