09 lipca 2024

Ostatnie tygodnie

 Ten czas byl dla mnie wyjatkowo stresujacy, przyprawiajacy wrecz o panike, bo moja mama nie jest wzorcem dobrej i kochajacej mamuski, ale innej nie mam, wiec kiedy tak bardzo zachorowala, wpadlam w bezmiar stresu. Juz sam jej upadek, kiedy obydwoje stalismy obok, ja na moment odwrocilam sie przeplukac rece w zlewie, kiedy uslyszalam dzwiek upadajacego sloika, ktory mama trzymala w reku, slubny w ogole nie zdazyl zareagowac, bo to wszystko stalo sie w mgnieniu oka. 
 Pozniej mama juz nie wstawala z lozka, bol stawal sie nie do wytrzymania, wiec wezwalismy do domu rodzinna, dala mamie zastrzyk przeciwbolowy, ale zastrzegla, ze jesli przez weekend sie nie poprawi, to trzeba przeswietlic, bo moze byc jakies pekniecie kosci. Poprzednie dwa razy, kiedy mamie tak ni stad ni zowad zakrecilo sie w glowie i upadala, lamala sobie konczyny, najpierw reke, pozniej noge. Tym razem jednak wstala, wprawdzie z nasza pomoca, ale konczyny wydawaly sie byc w porzadku. Nie wpadlo mi jednak do glowy, ze mogla sobie polamac kregoslup, bo chodzila, a bol kladlam na karb potluczenia podczas upadku. 
 Kiedy przeminal weekend, a bole nie ustepowaly, rodzinna zalatwila transport medyczny, bo mama nie dalaby rady przejechac na siedzaco naszym autem, a potem dojsc do rentgena. Moglam porownac zalatwianie transportu medycznego w Polsce, kiedy trzeba bylo zrobic przeswietlenie kontrolne zagipsowanej nogi z transportem niemieckim, no co Wam bede mowic, porownania nie ma. Tu po transport zadzwonila rodzinna i za pol godziny karetka byla u nas, ledwie zdazylam z pracy przed nimi. W Polsce wszyscy sie zachowuja, jakby wyswiadczali nam nie wiem jaka grzecznosc udostepniajac wlasna karetke. Mnie do tej karetki nie pozwolili wtedy wsiasc razem z mama.
Mieszkanie mamy male, te nosze na kolkach nie mialy szansy sie zmiescic, a wlasciwie by sie zmiescily, ale nie mozna byloby nimi manewrowac w waskim przedpokoju, wiec sanitariusze przyniesli taka folie czy tez brezent z uchwytami, ale do niesienia tej plandeki potrzeba bylo czterech silnych, wiec sami zadzwonili po kolegow. Jakos mame wyniesli z jej pokoju i dostarczyli do szpitala, a ja pojechalam z nimi. 
 Myslalam, ze skonczy sie na przeswietleniu, ale rodzinna byla bardziej przewidujaca, wyposazyla mame w kopie wszystkich dotychczasowych diagnoz i plan przyjmowania lekow, bo tu, kiedy pacjent trafia do szpitala, od razu dostaje te same leki, ktore przyjmuje na co dzien w domu, nie musi sie o nic martwic. Ja mam swoj plan zawsze przy sobie, na karteluszku w telefonie, mamie wydrukowala go rodzinna. No i zaczela sie zwyczajowa "jazda sorowa", bo trzeba Wam wiedziec, ze w Niemczech nie jest ani troche inaczej niz w Polsce, sorowych pacjentow jest cala gromada, wiec wybieraja sobie co jakis czas ktoregos i woza na badania. Jeden raz w zyciu nie czekalam na sorze ani sekundy, wtedy z tym wysokim cisnieniem i tetnem prawie 200, od razu podlaczyli mnie pod monitory, ale nawet z kolka nerkowa czekalam godzinami. W kazdym razie sor w tym szpitalu jest naprawde ogromny, jest kilka sal wiekszych, gdzie lozka dziela zaslonki, sa tez pojedyncze pokoje do badan, czesc swiezo przybylych pacjentow czeka na korytarzach, no i jest wielka poczekalnia, tam siedza tacy, ktorzy jeszcze siedziec moga, tam wlasnie ja czekalam z kolka nerkowa. 
 Mamie chcialo sie pic, ale najpierw nazywalo sie, ze gdyby zaszla potrzeba natychmiastowego operowania, to musi byc na czczo, a pozniej zapomnieli. Byla tylko po sniadaniu, wiec rowniez glodna, nie brala swoich poludniowych lekow, pieluche miala przemoczona do cna, a wziete rano srodki przeciwbolowe przestaly dzialac. Na chwile pojawil sie lekarz z wiadomoscia, ze zostanie przyjeta do szpitala i zniknal. Po godzinie zrobilam tam taki szum, ze za minute pojawil sie ten taki od pchania lozek i zawiezli mame do sali. Bylo po 17.00. Zaczelam sie awanturowac o srodek przeciwbolowy, a oni mi na to, ze na pewno dostala na sorze. No otoz nie dostala, kazalam zajrzec w akta i przez kapiace jadem zeby jadowe wysyczalam, co o tym wszystkim mysle. Byscie widzieli, jak wszyscy biegali dokola, jak sie starali, jak mame przewijali, myli, dawali jesc, pic i srodki przeciwbolowe. Bo ja jestem grzeczna, naprawde daleko mi do roszczeniowosci, ale tu juz naprawde przegieli z grzebaniem sie z ponad 90-letnia pacjentka.
 Chyba na dzisiaj wystarczy, ciag dalszy nastapi...

22 komentarze:

  1. Współczuje bardzo. Mamie wspoczuje najbardziej, ale Tobie też. Niestety wypadki zdazaja się i właśnie tak nagle można przewrócić się. Najgorzej maja starsi ludzie, oni najczęściej nagle przewracają się, że fizyczny ból jest każdy wie, ale jako starsza osoba wiem jak to okropnie działa mentalnie, ja kiedy przewróciłam się czułam się jak bym już była na progu śmieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja naprawde mam wiele wyrozumialosci dla sorów, lekarzy, personelu, ale kiedy widze przegiecia, to boze miej ich w swojej opiece! Tu na szczescie nikt nie powie, ze jak sie nie podoba, to moge zmienic szpital albo isc w pis-du, jak to czasem dzieje sie w Polsce.

      Usuń
    2. Oczywiscie ze mialas racje ze zawalczylas i tak dlugo bylas cierpliwa.

      Usuń
    3. Po prostu znam sorowa rzeczywistosc i ogrom obowiazkow personelu, ale kiedy widze, ze pielegniarki sobie gadaja i flirtuja z noszowymi, bo maja akurat chwile wytchnienia, podczas gdy moja matka lezy i czegos potrzebuje, to nie wytrzymalam.

      Usuń
  2. Jesli chodzi o pomoc medyczna, szpitalna, to jest podobnie. Ja z moja listą chorób, jestem dość szybko zaopiekowana. Zwykle jest od razu łóżko za kotara, a po pierwszej pomocy, badaniach wiozą mnie na sale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lozko mama tez miala od razu, chocby z racji, ze nie dalaby rady siedziec ani stac, ale poza tym godzinami na tym lozku kwitla. Uwazam, ze i tak dlugo wytrzymalam, zanim podnioslam glos.

      Usuń
  3. Kurczę, tylko można Ci współczuć. Wizyty na ostrym dyżurze, chyba wszędzie są jednakowe, chociaż raz trafiło się, że Mamcia została przyjęta, w tempie godzinowym na oddział, ale wtedy, gdy miała uwięźnięte przepukliny, w trzech miejscach i tylko dlatego, że zagrażało to, Jej życiu. Leki, niestety, ale musimy do szpitala brać swoje i to jest największym skurczysyństwem i jak się nie upomnisz, to potrafią nie oddać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pisalam, raz mnie sie udalo dostac bez nawet minuty czekania, calkiem bez kolejki, jak jaki VIP. Z tymi lekami jest tutaj przynajmniej w porzadku. Ogolnie nie narzekam, ale wtedy szlag mnie trafil, bo mama byla bliska placzu i widzialam jak gasnie. Znaczy nie ze umiera, ale popadala w zobojetnienie.

      Usuń
  4. Współczuję, to musiało być okropnie stresujące, jak zresztą sama piszesz.
    Jakoś tak mi się trafiło, że kiedy musiałam z Jackiem jeździć na SOR, to na ogół wszystko szło sprawnie i w miarę szybko, no ale fakt, u niego to były sytuacje kwalifikujące do natychmiastowej pomocy i w szpitalu, w którym się leczył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mama, i ja jestesmy naprawde cierpliwe i nie roszczeniowe, nie marudzimy, nie wzywamy niepotrzebnie, ale w pewnej chwili mi wykipialo uszami, kiedy widzialam mizdrzace sie do noszowych pielegniarki, chichoczace i zachwycone, a nie zajete np. innymi pacjentami. Wtedy frustracja u mnie eksplodowala.

      Usuń
  5. Tutejszy SOR mnie nie zachwycił, bo oczywiście pierwszeństwo mieli pacjenci przywiezieni karetkami a mnie przytargała rodzina i posiedziałam w poczekalni 3 godziny nim trafiłam do łóżka z tą pękniętą główką kości udowej. Wtedy ja im mówiłam jakie leki i w jakich dawkach biorę, teraz rodzinny daje wydruk komputerowy kodu z branymi lekami i ich dawkowaniem i ponoć każdy lekarz jak to wsadzi do czytnika (apteka również) to się dowie, a poza tym to samo jest na karcie ubezpieczeniowej - w aptece to nawet nie muszę otwierać dzioba- podaję kartę, mówię: "medikamenty" i kobietki wsadzają w czytnik i mi wydają leki i płacę. Leki też podrożały. Ale gdy wychodziłam ze szpitala to mnie osobiście karetką odwieźli, (nawet raz przed skrzyżowaniem sygnał włączyli) i odstawili mnie pod same drzwi mieszkania ( a byłam już wszak chodząca) i czekali dopóki nie weszłam do środka. Na warszawskim SORze, gdy mój mąż tam był z zagrażającą tamponadą serca co stało jak byk wypisane w karcie, to musiałam niestety zrobić niewielką awanturkę, ale poskutkowało. A ja się tylko spytałam grzeczniutko czy bardzo chcą wszyscy być ciągani przez prokuraturę gdy chłop mi padnie na tym SORze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym przywozeniem karetkami to wcale tak wesolo nie jest, mame przeciez tez przywiozla karetka, ale sanitariusze oddali ja w rece lekarzy, wzieli podpis i sobie pojechali przewozic innych chorych. Twoje trzy godziny to jeszcze naprawde krotko, mama z polamanymi kregami czekala 7 godzin, no dobra, w miedzyczasie byla przeswietlona, byl wywiad lekarski, ale na oddzial dotarla po 7 godzinach.
      Nawet nie chcialam sobie wyobrazac, jak czula sie mama, ja sama bylam u kresu. Kiedy wrocilam do domu, mialam sile tylko na prysznic i od razu padlam do lozka.

      Usuń
  6. Takie sytuacje, gdy wiesz ze powinno byc lepiej i szybciej a nie jest, zwlaszcza gdy chodzi o zdrowie czlowieka, sa bardzo frustrujace. Nie dziwie sie wiec Twej bardzo ostrej interwencji.
    Teraz waznym jest by kosci sie skleily a mama wrocila do pelnej mobilnosci, czego jej zycze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja naprawde mam ogrom wyrozumialosci dla pracownikow ER i pewnie we wlasnej sprawie bym nie pyskowala, ale widzialam, ze mama ledwie wytrzymuje, stad moja gwaltowna reakcja, ktora okazala sie wlasciwa, od razu zadzialala.

      Usuń
  7. Angielskie A&E też niewyrywne jeśli chodzi o czas oczekiwania - 4h to minimum, o którym wprost informują i nie ma nawet sensu się jakoś specjalnie podniecać, bo zaraz usadzą z tą swoją angielską grzecznością na twarzy. Z lekami też tu o tyle dobrze, że jak powiem co biorę, to sprawdzą w systemie i wiedzą czy mówię prawdę. No i fajne jest to, że można, ale nie trzeba przynosić swoich z domu, tylko szpitalna apteka wyda co będzie potrzebne na czas pobytu w szpitalu, jakby co. To samo przy wypisie - dadzą cały worek medykamentów jeśli jest potrzeba, z dokładną rozpiską co i jak, więc nie trzeba od razu gnać do apteki z receptą.
    A co do Twojej mamy, to może zaś wyskoczę z jakimś dziwnym pytaniem, ale nie wiem jak to u Was wygląda ;-) Może trzeba było wezwać karetkę zaraz jak tylko upadła? Może wtedy zawieźli by i zakwalifikowali jako "wypadek", a nie po czasie jako zgłoszenie od pielęgniarki rodzinnej? Bo chyba karetka by przyjechała, chociażby z racji wieku pacjenta, nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A moglabys rozwinac ten skrot A&E, bo go nie znam.
      Do glowy nam nie przyszlo, ze mama zrobila sobie przy upadku taka krzywde, posprawdzalam konczyny, byly w porzadku, mama mogla sie ruszac, wiec kto by pomyslal, ze to takie powazne. Oczywiscie karetka by przyjechala, ale po prostu nie rozpoznalismy, z mama na czele, powagi sytuacji. Mama po upadku wstala, wprawdzie z nasza pomoca, ale w zaden sposob nie byla ograniczona ruchowo.
      A rodzinna to lekarka, nie pielegniarka, wezwalismy ja, kiedy bole stawaly sie coraz silniejsze.

      Usuń
  8. Sorry :-) Accident and Emergency. Tak na polski to trochę masło maślane, bo dosłownie "wypadek i nagły wypadek" :-) Czyli chyba odpowiednik polskiego SOR?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znalam, po amerykansku byloby ER Emergency Room (chyba?), po naszemu Notaufnahme (nie cierpie niemieckiego!) :))) A SOR to szpitalny oddzial ratunkowy.

      Usuń
  9. Everyday is a school day ;-) A ja trochę żałuję, że nie znam niemieckiego, chociażby w stopniu podstawowym. A teraz to już nie wiem czy by mi coś jeszcze do łba weszło, a miałam przez chwilę pomysł, żeby może jednak zacząć. No szkoda, nie cofnie się czasu. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przez cale polskie zycie uczylam sie angielskiego, a wyladowalam w kraju niemieckojezycznym. Wprawdzie na poczytku porozumiewalam sie tu po angielsku, ale w koncu musialam nauczyc sie nielubianego jezyka, bo nie mialam innego wyjscia :)))

      Usuń
  10. czyli sory to niewypał wszędzie. no ja tez byłam kilka razy...raz z Naczelnikiem, któremu
    z rozoranej nogi, łydki krew sie lała i widać było z tyłu kość z przodu, taką miał dziurę. i tez czekaliśmy. a potem go zszywali na żywca ale on spał.
    Bardzo ci współczuję i Twojej mamie, ech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boje sie takiej starosci, braku samodzielnosci, zaleznosci od innych, to straszne. Dobrze chociaz, ze mama jest tutaj, przynajmniej ma lepsze opieke, bo w Polsce od pewnego wieku to juz raczej nie bardzo sie staraja leczyc, nie oplaca sie.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Zostac z niczym

  W Poznaniu wybuchl pozar w starej kamienicy, zgineli w nim dwaj mlodzi strazacy, ale nie bylo ofiar wsrod mieszkancow, zdazyli sie szczesl...