Po otrzymaniu od (tu nazwa spoldzielni) upomnienia w sprawie psa, ktory rzekomo biega bez smyczy po klatce schodowej, czym budzi strach pani J., chcialabym sprostowac pewne fakty.
Pani J. od momentu wprowadzenia sie do naszego domu zachowuje sie dziwnie, nawet przyszla do mnie ze skarga, ze moj maz ja przesladuje, bo wciaz go spotyka na schodach. Wytlumaczylam, ze skoro zyjemy w jednym domu, nie do unikniecia sa spotkania sasiadow. Juz wtedy pani J. wyrazala swoje niezadowolenie trzaskaniem drzwiami i glosnym waleniem w nie piesciami od srodka, takie zachowania powtarzaly sie czesto.
Od jakiegos czasu jej dziwne zachowanie, wskazujace na strach przed ludzmi, stalo sie bardzo uciazliwe. Kiedy bowiem wychodze z mieszkania, a w tym czasie ona schodzi po schodach, ta kobieta tak przerazliwie krzyczy, ze ja pozniej potrzebuje dluzszego czasu, zeby sie uspokoic. Musze tu dodac, ze ona krzyczy za kazdym razem, kiedy otwieraja sie nasze drzwi, bez wzgledu na to, czy wychodze z psem (zawsze na smyczy), czy sama. Doszlo do tego, ze moj maz przed wyjsciem sprawdza przez wizjer, czy na klatce schodowej nie pali sie swiatlo, co mogloby wskazywac, ze ktos schodzi z gory. To chore, ze nie mozemy swobodnie wychodzic z mieszkania, bo ta kobieta boi sie naszego psa.
Ten terror trwa juz dluzszy czas, co wyjatkowo zle dziala na moj system nerwowy, czuje sie zastraszona. Ktoregos razu wychodzilam z mieszkania ze swoja 1,5-roczna wnuczka na reku (BEZ PSA!), pani J. znow tak glosno krzyknela, straszac mi dziecko. Cofnelam sie do mieszkania i dlugi czas musialam uspokajac spanikowana wnuczke. Tak dalej byc nie moze! Chcialysmy z sasiadka, pania H., zwrocic sie do spoldzielni o pomoc, ale w koncu zrezygnowalysmy, majac wspolczucie dla tej mocno zaburzonej kobiety, ktora boi sie wszystkich i wszystkiego. Jednak jej terror nie ustaje.
Kiedy nastepnym razem znow wrzeszczala po otwarciu drzwi naszego mieszkania, nie wytrzymalam i rowniez na nia nakrzyczalam, ze terroryzuje tu wszystkich. Wtedy rzucila grozbe, ze jeszcze zobacze, po czym napisala skarge do wynajemcy, ze boi sie naszego psa, a sama przeciez podpisywala liste, ze nie ma nic przeciw naszemu czworonogowi i przez lata pies jej nie przeszkadzal. Jestesmy odpowiedzialnymi opiekunami, nasz adoptowany pies byl przez rok w psiej szkole, jest szczepiony, zachipowany, wykastrowany i w budynku prowadzony zawsze na smyczy. Moim zdaniem ta skarga to jedynie jej zemsta i proba usprawiedliwienia jej dziwnego zachowania i wrzaskow na dzwiek otwieranych drzwi od naszego mieszkania.
Chcialabym tylko moc spokojnie i bez zagrozen tutaj mieszkac, nie sprawdzac przed wyjsciem przez wizjer, czy nie ma nikogo na schodach, nie sluchac trzaskania drzwiami i walenia w nie piesciami. Ze wszystkimi sasiadami mamy poprawne, z niektorymi serdeczne relacje, jedynie pani J. ma wszystkim stale cos do zarzucenia i swoim zachowaniem uniemozliwia wszystkim spokojne bytowanie.
Dalam to pismo do przeczytania sasiadce z przeciwka, ktora juz tez doswiadczyla wrzasku wariatki, kiedy otwierala swoje drzwi i z ktora chcialysmy wtedy pojsc na skarge, a ona powiedziala, ze nie tylko mi to wszystko podpisze i potwierdzi prawdziwosc, ale zaproponowala, zebysmy razem wybraly sie do sasiadow wyzej, zeby i oni dolozyli swoje trzy grosze, bo raczej wszyscy maja dosc halasow generowanych przez te psychopatke. Ten sasiad, ktory nas wtedy zalal i dzieki ktoremu mam swiezo wyremontowana kuchnie, dodal od siebie, ze napisze, iz Toya nie jest ani troche agresywna i nie lata luzem. Drugiego sasiada nie bylo w domu, musze na niego zapolowac, ale moze jest na urlopie, wiec nie wiem, czy sie uda. Z nim tez mam dobre relacje, wiec tez chyba nas poprze, to juz beda cztery rodziny przeciw wariatce. Tego, ktory mieszka na jej pietrze naprzeciwko, to chyba nie zdolam zlapac, bo go wiecej nie ma niz jest, ale i tak mamy przewage. I niech sie teraz spoldzielnia zajmie ta psychopatka i jej wrzaskami.
No i ja teraz widzę, że powinnaś (powinniście) już dawno napisać do biura co dzieje się w Waszym budynku, znaczy się o zachowaniu tej mieszkanki.
OdpowiedzUsuńA list napisany tak jak piszesz dla nas jest doskonały, wszystko pięknie przedstawiłaś. Podziwiam ludzi umiejących pisać listy urzędowe.
No powinnismy, ale czlowiek mial litosc nad psychiczna, glupio jakos bylo. Jeszcze nie zdazylam zalatwic sprawy i oddac pism do spoldzielni, od poniedzialku nie mam czasu kichnac, a musze jeszcze wziac "zeznanie" od mojej sasiadki. Wszystko sie przedluza przez ten mamy szpital.
UsuńPamiętam jak pisałaś o niej jakiś czas temu, też tak czułam że ona jest biedna i też nie miałam w głowie żeby zgłosić do biura jej zachowanie. Myślałam nawet że biuro coś wie, a teraz okazuje się że nic nie wiedzieli.
UsuńNo nie wiedzieli, jak sie okazalo. A u mnie skonczylo sie wspolczucie. Babsko mocno sie pomylilo zadzierajac z nami, bo to bron obosieczna i teraz ona bedzie miala pogadanke od spoldzielni.
UsuńPotwierdza sie stare powiedzenie: "Nie dasz sierocie umrzec, to ona nie da ci zyc". Moze jakies rozwiazanie ktos wymysli. Oby szybko.
UsuńNo i oczywiście wiem, rozumiem jak bardzo masz teraz czas wypełniony opiekowaniem się mama w szpitalu, pomaganiem w porozumieniu się mamy z personelem szpitalnym, no i byciem po prostu z mama. Taka jesteś że zrobisz wszystko dla bliskich nawet jak padasz.
OdpowiedzUsuńJa mogę tylko na odległość być myślami z Wami, współczuć i niech lekarze będą w stanie pomoc mamie, niech bedzie poprawa.
Jedyna wolna chwila to rano przed praca, kiedy moge w spokoju usiasc przy lapku, pozniej to juz roznie bywa.
UsuńPrzytulam. Ja w dzieciństwie miałam podobne relacje, ale nie będę Ci tym tu zawracała głowy. Trzymaj się, ogarnięcia i niepadnięcia, zdrowia dla Mamy. No i dla Ciebie, dzielna dziewczyno :*
OdpowiedzUsuńRobim, co mozem. Poczatki sa zawsze nielatwe, pozniej wszystko sie uspokaja, taka mam nadzieje.
UsuńQurwa, nic innego nie przychodzi mido głowy i w tym wszystkim najgorsze jest to, że framuga doczepiła się do psa i że, prawo niemieckie pozwala, po skargach psychcznej osoby, konieczność oddania psa. Dobrze, że pozostali sąsiedzi potwierdzają Wasze racje. Musisz działać szybko i nawet bez podpisów pozostałych sąsiadów, złożyć pismo. Jak pamiętam, to to babsko, już jak byłam u Ciebie, czyli sześć lat temu, było uciążliwe, ale nie w takim stopniu. Sama wiem, że taki sąsiad może ,, uprzjemnić,, życie.
OdpowiedzUsuńNa szczescie wszyscy inni sasiedzi sa naprawde ok, lubimy sie, a jak trzeba - pomagamy. Tylko ona jedna ogarnieta paranoja zachowuje sie jak popier***lona.
UsuńNie powiem ci ze aniemowilam ..bo widzę że samokrytykę złożyłaś i w dodatku masz teraz przegwazdrane niemniej żarty się skonczyly, bo jak widzisz wariatka wariatka ale cwana gapa z niej, prawda?
OdpowiedzUsuńPoza tym trzymam kciuki za mamę.
UsuńNo dobra, jeszcze dodam, że musicie cisnąć i składać pismo za pijemy. Serio. Na każdą okoliczność. Ze wrzasnęła że waliła że....bo inaczej ona załatwi Toye.
OdpowiedzUsuńDobrze byłoby nagrać jakiś mały filmik gdy się ta osoba "produkuje" a poza tym za każdym razem składać pisemko do Spółdzielni. Może i ona niegroźna dla otoczenia, ale uciążliwa. A to wszystko przez to, że w pewnej chwili psychiatria się "przemeblowała" i osoba z zaburzeniami psychicznymi wpierw musi baaardzo narozrabiać by się nią psychiatrzy zajęli. A poza tym wymyślili, że przebywanie takiej osoby w "normalnym" otoczeniu ma działanie lecznicze. Coś o tym wiem, bo bratowa mojej przyjaciółki miała nieco "skołowane pod sufitem" i lekarze interweniowali dopiero wtedy, gdy zaczynała zagrażać życiu innych. No to ją zabierali na kurację, zawsze jakoś podleczyli, wracała do domu po kuracji i średnio-przeciętnie po trzech kwartałach sytuacja się powtarzała. A żeby było "zabawniej" ona nie miała swojego własnego mieszkania i wracała do byłego już męża jak bumerang, choć już byli po rozwodzie. Na szczęście gdy się jej pogarszało to "produkowała się" na ulicy, dzięki czemu wpierw dopadała ją
OdpowiedzUsuńwówczas jeszcze milicja i zabierali do psychiatryka. A udręczony tym wszystkim brat mojej "psiapsi" w końcu wyjechał z Polski na stałe, a jego byli sąsiedzi nadal mają co jakiś czas "atrakcje". Mam nadzieję, że ta "apka" ułatwi nieco życie Twoje i Mamy. Przytulam;)
Zycze sukcesu w obu wydarzeniach - z Mama i psychotapka - a Tobie nieskonczonych sil do przetrzymania .
OdpowiedzUsuńMiałam właśnie pisać, czy nie udałoby się uzyskać wsparcia w postaci innych sąsiadów, ale już widzę, że razem z sąsiadką to załatwiłaś. Niestety to kolejny przykład tego, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane - nie chciałaś robić jej gnoju, to ona narobiła Tobie. Powiem Ci jednak, że jestem dobrej myśli. Myślę, że sprawie szybko ukręcą łeb, bo połapią się, z kim mają do czynienia.
OdpowiedzUsuńPantero, Twoja ograniczona obecność jest jak najbardziej usprawiedliwiona. Chyba żadna z nas nie ma Ci tego za złe. Wiadomo przecież, co jest teraz dla Ciebie priorytetem i nieludzko byłoby oczekiwać, że będziesz przedkładać blogowanie ponad własną matkę w potrzebie.
Trzymaj się tam i nie daj zwariować!
Znow odpowiem zbiorowo.
OdpowiedzUsuńMama bedzie operowana w piatek, a ja dzisiaj mialam pogadanki z chirurgami i anestezjologiem, na ktorego musialam czekac, bo nie bylo go jeszcze w budynku. Ale mamy to z glowy.
Mama ma takie bole, ze zadne srodki nie pomagaja, wiec czeka na te operacje jak na zmilowanie. Teraz to taka nowoczesnosc nastala, ze nie otwiera sie skory na calych plecach, tylko robi male naciecia. Nawet nie wstrzymuje sie brania aspiryny, jesli pacjent bierze ja regularnie, bo ponoc mniej mu zaszkodzi troche obfitsze krwawienie niz samo odstawienie. Ryzyko jest, jak przy kazdej operacji, u mamy jeszcze wiek odgrywa niemala role. Boje sie, denerwuje, ale czy mam inne wyjscie? Trzeba operowac, bo bez tego lekarze nie widza szans na ustanie bolu. I te glupie pytania, czy jak ustanie serce, to reanimowac czy nie, czy pozwolic odejsc, no i ta okrutnie brzmiaca lista ewentualnych zlych skutkow operacji.
Mama jest w lepszym stanie niz ja, bo ona widzi w operacji nadzieje na ustanie bolu, ja zas nasluchalam sie za duzo od lekarzy, wiec sie boje.
Właśnie miałam pisać, że każdy wariat ma swój rozum, a Wasza sąsiadka jak widać do tej grupy się zalicza :-) Do sensownej rozmowy i współżycia w grupie się nie nadaje, ale dobrze wie gdzie uderzyć, żeby zabolało, czyli w Waszym przypadku czepiła się psa. Ech, życie, ma się miękkie serce to... Szkoda, że faktycznie dałaś się podejść i górę wzięło współczucie. Ona widać nie ma takich rozkmin. Na szczęście ludzie w administracji widać mają trochę oleju w głowach i mam nadzieję dadzą Ci prawo wytłumaczenia sytuacji zanim podejmą jakąś głupią i nieodwracalną decyzję w sprawie zwierzaka.
OdpowiedzUsuńCo do Mamy to faktycznie ciężko :-( Musiałam cofnąć się do komentarzy pod poprzednim wpisem, żeby doczytać że problem z kręgami. Po samym wpisie myślałam, że to tylko stłuczenia, a tymczasem sprawa dużo poważniejsza. Ale trzeba mimo wszystko być dobrej myśli, medycyna i wiedza lekarzy mogą wiele, a i ludzki organizm potrafi zaskoczyć powrotem do sprawności, nawet mimo tak zaawansowanego wieku :-) A co do pytań lekarzy, to oni chyba też nie lubią ich zadawać, a muszą, podobnie jak rozmowy o pobieraniu narządów do transplantacji gdy ginie ktoś młody :-/ Powrotu do zdrowia życzę :-)
A zapomniałam jeszcze zapytać - nie ma w szpitalu nikogo kto mówi po polsku? Pielęgniarki, lekarza, albo wręcz tłumacza? Przy takiej ilości Polaków pracujących w Niemczech nie byłoby to czymś nadzwyczajnym, a bardzo pomocnym. Może nie w podejmowaniu decyzji o leczeniu, ale w takim zwykłym codziennym pobycie Mamy na oddziale. Pytam z ciekawości, bo wiem że w UK w wielu szpitalach zawsze znajdzie się ktoś z personelu kto po polsku (i nie tylko) mówi.
OdpowiedzUsuńNa pewno sa jacys Polacy, ktorzy tam pracuja i pewnie w ostatecznosci kogos mogliby sciagnac, ale po co, skoro na miejscu jest corka i codziennie ja, no i ma ten translator w telefonie. Jakos sobie radzi.
UsuńAaa, OK:-) Zrozumiałam, że córka pracuje w szpitalu, ale jakoś mi umknęło, że właśnie w tym. A myślałam o tych godzinach kiedy Jesteś w pracy, a Mama akurat potrzebuje o coś poprosić czy zapytać. Te urządzenia tłumaczące faktycznie robią robotę.
UsuńNiestety, bloki mają to do siebie, że człowiek spotyka się z różnymi sytuacjami. Współczuję Ci użerania się z pieprzniętym babskiem, a najbardziej sytuacji z mamą, która generuje dla Ciebie problemy.
OdpowiedzUsuńJa też bym się bała w takiej sytuacji. Przypuszczam, że lekarze muszą o te wszystkie sprawy zapytać, tak jak i udzielać informacji o skutkach ubocznych, ale to jest stresujące. Trzymam kciuki za powodzenie operacji i szybki powrót Twojej mamy do zdrowia.
OdpowiedzUsuńA sąsiadkę - wariatkę pamiętam z poprzednich postów, to okropne, co ona wyprawia, ale mam wrażenie, że ona wcale się naprawdę nie boi, tylko zrobiła sobie z tego jakiś sposób na życie.