19 sierpnia 2022

Wszystko inaczej

 W poprzednim poscie juz pisalam, ze cos mnie ostatnio wzielo na przemyslenia i refleksje. Czyzby zblizal sie moj koniec, ze umysl zajety jest rachunkami sumienia, wspominkami, podsumowaniami i innym takim szitem.
Niedawno, kiedy przechodzilam obok kwitnacych wrzosow/wrzoscow, przypomnialo mi sie jak spedzalam wakacje z dziadkami w okolicach Drawska Pomorskiego i wlasnie czesto kladlam sie z kolezanka na wrzosowisku lub na lace, obserwujac niebo i rozmyslajac o niebieskich migdalach. Dzisiaj nie odwazylabym sie polozyc na ziemi, majac swiadomosc, ze wszystkie kleszcze z okolicy juz mialyby mnie na celowniku, w tym co najmniej polowa z nich przenoszaca borelioze.
Albo plaza nad morzem. Kiedys czlowiek przebywal caly dzien na sloncu, a jedyne, czym sie smarowal, byl olejek, zeby przyspieszyc opalanie. Dzisiaj strach wyjsc z domu na godzine bez ochronnej skorupy z mazidel blokujacych promienie UV. Kiedys czlowiek latal do kosmetyczki na kwarcowke, zeby nie byc tak bladym w zimie, teraz nakazuja nam ostroznosc w solarium, ktore jest od kwarcowki nieporownaie bezpieczniejsze. 
Moje dziecinstwo odbywalo sie na podworkach, nie mieszkalismy w bloku, tylko w kamienicy, jednej z szeregu przedwojennych na naszej ulicy i kazda dysponowala podworkiem, wiec na przemian bywalismy cala gromada na jednym z naszych podworek. Rodzice nie mieli pojecia, gdzie sie w danej chwili znajdujemy i nie mieli srodkow, zeby nas zlokalizowac, ale zawsze wracalismy do domu na czas, glownie byl to zmierzch, choc w zimie oczywiscie zmierzch nie oznaczal konca zabawy. Jak mysmy sie skrzykiwali i znajdywali bez komorek, a nawet zwyklych telefonow stacjonarnych, ktore wtedy byly luksusem dla wybrancow. Kiedy sie w koncu zebralismy, to albo toczylismy dlugie rozmowy, albo wymyslalismy sobie zabawe z niczego. Zadne z nas nie mialo pokoju zawalonego po sufit zabawkami, przede wszystkim nie miewalismy wlasnych pokojow, a wielu z nas nie mialo w domu lazienki, ze nie wspomne o kibelku. 
I jakos sie wychowalismy bez specjalnych szkod na duszy, choc srodki dyscyplinujace w postaci klapsow byly na porzadku dziennym. Bez nadmiaru zabawek, bez szafy pelnej ciuchow, bez mekdonaldow, burgerkingow, w obowiazkowych fartuszkach z tarcza w szkole, bez komorek, srajac w tetrowe pieluchy, ktore matki praly recznie albo we Frani, pijac krowie mleko i jedzac zdrowe rzeczy, krzywe ogorki i robaczywe jablka, nie zwazajac na kleszcze i slonce, czytajac ksiazki, uczac sie powaznych rzeczy, a nie mitologii, bedac szczesliwym z tego, co sie mialo - jakos dobrnelismy do doroslosci.

40 komentarzy:

  1. Ale fajne przemyslenia, lubie tak. W moim osobistym przypadku widze to wyraznie jako oznake starosci, no bo ja juz nie podskocze, nie zatancze to sobie przynajmniej powspominam, ale Ty ??!! ciagle mozesz skakac, tanczyc…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tego trzeba miec zdrowa dusze, zeby sobie poskakac i potanczyc, a u mnie z tym nienajlepiej, jak wiesz. Najchetniej bowiem polozylabym sie i bezbolesnie umarla, nie jest mi na tanczenie.

      Usuń
  2. Wszystko się zgadza oprócz jedzenia robaczywych jabłek. Od niemowlęctwa byłam wybredna, jesli chodzi o jabłka i tak mi zostało do dziś. Ale tak w ogóle to masz najprawdziwszą rację. Tak się zastanawiam, może kleszczy wtedy nie było lub było dużo mniej? Bo jakoś borelioza jakoś nie szalała dookoła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim zimy byly porzadne i wiekszosc tego badziewia wymarzala, zostawalo ich znacznie mniej niz teraz, kiedy zimy tak bardzo zlagodnialy. Tu lezy tajemnica nadmiaru rozniastych insektow, natura sobie z nimi nie radzi, a czlowiek to juz w ogole.

      Usuń
    2. Oj musze sie tu podpiac, bo tam gdzie ja mieszkalam w dziecinstwie, Zachodnich-poludniowa Polska bylo w lasach mnostwo kleszczy, lata 50 i 60. Nawet krazyla teoria ze to Niemcy nam dali za zabranie tych ziem.

      Usuń
    3. Nie no, kleszcze byly zawsze, ale chyba wtedy nie roznosily boreliozy ani zapalenia opon mozgowych, nie bylo takiej kleszczowej histerii jak dzisiaj, a wylegiwanie sie w trawach nie powodowalo nerwicy :)))

      Usuń
  3. Zabawki byly niepotrzebne, no moze pilka, dla mnie najwazniejsza byla skakanka, no i gra w klasy. Telefony byly niepotrzebne, matki wolaly nas na obiad przez okno. Jablka jadlam prosto z drzewa, wiec robaka odkrywalam w czasie jedzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mialam trzy lalki, misia, duzo gier planszowych, ale tym zajmowalam sie glownie w zimie, bo latem, jak Ty i wszystkie inne dzieci, glownie przebywalam na dworze.
      A ile robakow zjadlam w jablkach, sliwkach, malinach - to nie zlicze.

      Usuń
    2. Mialam lalke, nawet oczy zamykala, ale w zimie najlepsza zabawa to lalki wycinane z tekturki I mnostwo ubranek papierowych (kredki, papier) nawet chlopcy lubili tak sie bawic.

      Usuń
    3. Oj, pamietam te lalki z tekturki do ubierania, tez mialam i uwielbialam. My w ogole bylismy minimalistami z koniecznosci, bo rodzicow nie bylo stac na zabawkowe wypasy, a i w sklepach wybor nie byl za duzy. Za to fantazji nam nie brakowalo i umielismy z byle czego stworzyc COS.

      Usuń
  4. toczka w toczke..tak było, ja urodziłam się otoczona parkiem 20 ha,..całymi dniami włóczyliśmy się po wertepach i bagnach, zjawialiśmy sie w godzinach posiłków ( ciekawe ,że nasi rodzice nie bali się ,że gdzieś się potopimy), graliśmy w palanta na podwórcu, chłonęłam książki na kanapce za drzwiami pokoju, drzwi się otwierało i kanapy nie było widać, do szkoły nikt nas nie odprowadzał, ,te kleszcze może były ale na psach, nigdy nie złapałam żadnego, teraz mam ten problem, boję się zbyt zagłębiać w las, w łąkę bo pamiętam o tych krwiopijcach, zresztą boreliozę miałam kilka lat temu, bez telefonu komórkowego nie wychodzę z domu, kiedy bateria mi się rozładuje czuje sie zagubiona itd itd
    Ale pod jednym względem chyba jest lepiej, nie spotyka się ekshibicjonistów seksualnych, pamiętam, że za czasów mojej młodości było ich dość dużo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My bylismy bardziej samodzielni niz obecni nasi rowiesnicy, ja od poczatku sama chodzilam do szkoly, bez opieki, bo rodzice pracowali i nie mial mnie kto odprowadzac. Teraz do 10 roku zycia nie wolno dzieciom przebywac bez opieki w przestrzeni publicznej. Kiedy one maja nauczyc sie samodzielnosci?
      Ja nie mialam tyle szczescia, zeby byc blisko natury, jak Ty albo dzieci ze wsi, jestem dzieckiem wielkomiejskim od urodzenia, ale i w betonowej dzungli tez mozna bylo dobrze sie bawic, na tych podworkach pelnych tajemnic, komorek i zakamarkow. Ja nawet do parku mialam daleko :)))
      A ekshibicjonisci jak byli, tak sa.

      Usuń
    2. Jakoś tych ostatnich teraz nie widzę a pamiętam takie spotkania jako dziecko i później, które wprawiały mnie w oslupienie
      w Wenezueli nie było mowy by puścić dzieci samopas...do lat 18 moje corki wszędzie woziłam a gdy najstarsza skonczyła liceum wysłalam ja w samotna podróz do kanady, teraz na samą myśl przerażenie mnie ogarnia, przeciez ona nigdzie sama nie chodziła a tu nagle do Kanady..przestraszona wydukałą mi.. mamo, ty mnie de sklepu nawet nie wysylalaś a tu nagle Kanada, wysłałam na rok..boszsz.

      Usuń
    3. Moje byly bardzo samodzielne od poczatku. Najstarsza jezdzila sama do szkoly autobusem miejskim, bo sie przeprowadzilismy, a nie chcialam zmieniac jej szkoly. Same sobie zalatwialy job od 14 roku zycia dorabialy do kieszonkowego. No ale jeszcze do niedawna Niemcy byly bardzo bezpiecznym krajem, skonczylo sie w 2015 roku i teraz na pewno bym ich samych nigdzie nie puszczala.

      Usuń
    4. W Caracas praktycznie nie ma do dzisiaj transportu publicznego było i jest niebezpiecznie...a ja ją wysłalam z przesiadka w Miami i spaniem tamże...a potem dalej, do dzis widzę jej przerażenie w oczach.

      Usuń
    5. No ale przeciez Stany to nie Wenezuela, tam na lotniskach jest w miare bezpiecznie. Sa rozne szkoly wprowadzania dzieci w doroslosc, mozna je prowadzic za reke, a mozna od razu wrzucic na gleboka wode. Ty uzylac drugiego sposobu i moze to lepiej, bo kazdy jak najwczesniej powinien uczyc sie radzenia sobie w sytuacjach ekstremalnych.

      Usuń
  5. Jako osoba, która wychowywała się w kamienicy, w ścisłym centrum, to pamiętam też sąsiadki, które stały cały dzień przy oknie i pilnowały porządku, a raczej plotek z okolicy. Jak się rozrabiało, to trzeba było wiedzieć kiedy i gdzie, żeby nie było awantury w domu. Późniejsze blokowisko, to już nie było to, bo był obowiązek zostawienia kartki, gdzie jestem, z kim i kiedy wrócę, bo najgorsze były szlabany na wyjście z domu.... 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, czlowiek drzal przed szlabanem na wyjscie, na telewizje i zachowywal sie przyzwoicie, bo te kary byly dotkliwe. Teraz wychowuje sie bezstresowo i wyrastaja roszczeniowi i niesamodzielni mlodzi ludzie, ktorzy nie potrafia zrobic sobie sniadania, ze o obiedzie nie wspomne.

      Usuń
  6. Wiesz, tak myślę, że tamte czasy- pełne biedy i wyrzeczeń- bardzo nas zahartowały. Dzisiejszemu młodemu pokoleniu będzie trudniej zmierzyć się z przeciwnościami losu- jest zbyt delikatne, za mocno zaopiekowane. A może tak mi się tylko wydaje?...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak juz wyzej pisalam, moi rodzice pracowali, wiec musialam sama chodzic do szkoly, co jest dzisiaj nie do pomyslenia. Po powrocie odgrzewalam sobie obiad, pozniej tez gotowalam, kiedy bylam starsza. Nie wydaje Ci sie, nas od malenkosci uczono praktycznych czynnosci, gotowania, szycia, prania (pralek nie bylo), podstawowych czynnosci majsterkowych. Juz moje dzieci maja po dwie lewe rece do szycia i jak im sie cos zepsuje, to do mamy po ratunek.

      Usuń
  7. Masz racje! Mysle, ze wtedy, w dziecinstwie nie znalismy niczego innego wiec nawet za tym nie tesknilismy. Lalki, misie, skakanka, rowery, potem adapter czy magnetofon to raczej w kazdym domu byl... Kleszcze tez byly ale pamietam, ze np nas nasz ojciec przeszkolil jak ich unikac i gdzie na ciele je znajdowac. Byly niebezpieczne tak samo jak dzisiaj. Och, sasiadki w oknie czy w najbardzien nieodpowiednim momencie tez pamietam ale gdy cos sie zlego przytrafilo to pierwszej pomocy nigdy nie szczedzily, poczestowaly szklanka kompotu z rabarbaru. Robaki w jablkach czy sliwkach, malinach jedzonych wieczorem czy noca NIE MIALY robakow, bo ich nie bylo widac. Mnie przez okno nikt nie wolal na obiad bo wszyscy pracowali, zwykle znalazla sie dobra ciocia zapraszajaca do stolu lub glod zmuszal do powrotu do domu a tam zwykle czekaly pod talerzykiem nalesniki z serem, knedle, ziemniaki podpieczone z kurczakiem czy ryz z sokiem malinowym i samoobsluga. Milo tak sie wybrac we wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, ja bardzo tesknilam za lalka Barbie, bo znajoma przywiozla nam katalog z zabawkami z Francji, jakie tam byly cuda, wszystko takie piekne i kolorowe, takie inne od tego, co nam oferowano. Chcialam tez miec taka lalke-niemowlaka, wygladala jak zywe dziecko. Jednak pierwsza lalke Barbie przyslal nam tata (tata moich dzieci, dla jasnosci), kiedy byl juz w Niemczech, a my jeszcze w Polsce. Nie pozwolilam sie nia bawic, zeby nie zepsuly, wiec stala i robila dobre wrazenie, glownie na kolezankach moich dzieci :)))

      Usuń
    2. Lalka Barbie "urodzila sie" w marcu 1958 roku, w Polsce weszla do sprzedazy dopiero w latach 70. Moze ktos przywozil ja dla swoich pociech wczesniej ale mody i zachwytu nad nia we wlasnym okresie lalkowym nie pamietam. Gdy sie stala modna to mnie juz nie interesowala, nigdy za nia nie tesknilam. Odnosnie Barbi, podobno bedzie produkowana ekologicznie, z plastyku wylowionego z oceanow. Juz sie boje, czy bedzie to lalka, lalek czy lalko? Niech sie mlode pokolenie martwi o to!

      Usuń
    3. Na pewno bedzie czarnoskora i niebinarna, moze bez nogi i autystyczna. Ja zachwycalam sie ta Barbie z katalogu gdzies w latach 60-tych, a dzieci swoja pierwsza dostaly bodaj w 1988, wyjechalysmy zeby dolaczyc do slubnego w 1989, potem mialy juz niezliczona ilosc lalek Barbie. A teraz wnuczka sie tym bawi, bo Barbie nie wychodzi z mody.

      Usuń
    4. Moge dopisac. Ja zakochalam sie w dziecinstwie w lalce szmacianej. Pokazala mi taka kolezanka. Lalka szmacianka byla ukryta w szufladzie maszyny do szycia jej babci. Niemoglysmy sie nadziwic dlaczego wbitych ma tyle szpilek... Uszylam sobie sama i poprosilam wlasna babcie o szpilki aby powbijac. Babcia dziwnie popatrzyla, zapytala czy nadalam szmaciance imie. Nadalam. Juz nigdy pozniej nie znalazlam swojego rekodziela. Dopiero pozniej zrozumialam co to bylo. Czasem mnie reka swedzi aby znow uszyc ale sie powstrzymuje. Moze ta Barbi lepsza. Moze byc autystyczna.

      Usuń
    5. Echo!!! Ty praktykowalas woo-doo, jesusmaria!!! Strach sie bac, czarownico. :)))

      Usuń
    6. Nie. Odkrylam, ze grzybek (zakochalam sie w muchomorku) lepiej nadaje sie na szpilki. :))))

      Usuń
  8. A wiesz, nie dalej jak wczoraj myślałam o naszym dzieciństwie, bo właśnie znajoma opowiadała mi, jak było na koloniach, na które pojechała jej wnuczka, nota bene zabrana do domu już po czterech dniach. Otóż na terenie kolonii było piękne boisko, urządzenia sportowe, sprzęt, ale nikt z tego nie korzystał. Jeszcze mniejsze dzieci gdzieś tam się trochę bawiły, ale takie powyżej 10 lat całymi dniami siedziały lub chodziły z nosami w telefonach. Wtedy przypomniało mi się, jak zawsze szaleliśmy na podwórkach czy boiskach, ile znaliśmy gier (sportowych i nie tylko) i zabaw. Nawet kiedy nie można było wyjść ze względu na brzydką pogodę, bawiliśmy się kocią kołyską (dopiero dużo później dowiedziałam się, że ta zabawa tak się nazywa) albo składaniem chusteczek do nosa, podobnie jak się składa serwetki stołowe. Graliśmy w kamyki, graliśmy w inteligencję, albo
    w zwierzęta (pierwsza osoba wymieniała nazwę zwierzęcia, druga musiała powtórzyć i dodać swoją, następna powtarzała już dwie i dodawała, i tak dalej - ile było śmiechu z każdej pomyłki! A na podwórku obiłyśmy "sekrety" albo na kolonijnych spacerach ogródki z mchu i roślin , patyczków, szyszek - można by długo wymieniać nasze zajęcia. Mnie się właśnie przypomniały najpierw te chusteczki, kurczę, komu by to dziś przyszło do głowy. Tym bardziej, że o chusteczkach z tkaniny już nikt nie pamięta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w podstawowce obrabialym batyst na szydelku i mialam chusteczki z koronka, w ogole sporo robilam jako dziecko na drutach, szydelku, haftowalam, nigdy tylko nie nauczylam sie merezki. Robilam naprawde piekne rzeczy, choc nie bylo tutorialow na youtubie. Sama szylam zwierzatka, dla siebie torebki. Jesu, czego ja nie robilam!
      Rzeczywiscie repertuar naszych gier i zabaw nie mial konca, a rekwizyty robilismy sobie sami z czego sie dalo. Fantazja byla bezgraniczna i nigdy sie nie nudzilismy. Jeszcze moje dzieci naleza do pokolenia podworkowego, ale one mialy juz znacznie wiecej zabawek niz my. A potem wszystko sie schrzanilo przez internety i smartfony, sposob wychowania dzieci tez sie popsul, rodzice nie pozwalaja im rozwinac skrzydel i hoduja w domach ofiary zyciowe, ktore niczego nie umieja i nie sa przygotowane do zycia.

      Usuń
  9. Niby już powinnam się kwalifikować do tych rozrzewniających się paskudnymi, szarymi zeszytami, powszechną przemocą i brakiem wygód. Moi koledzy fb już wklejają nostalgiczne zdjęcia i rozważania podobne do Twoich. A u mnie nic. Zawsze przy tej okazji pojawia się pytanie, i co z tego wynika, że przetrwaliśmy? Mieliśmy wybór, który robiłby z naszego przetrwania jakieś osiągnięcie? Poza tym refleksja taka powstaje, że kto jest szczęśliwy teraz, nie mówi, że dawniej było lepiej. Dla mnie takie wspominki nie są typowe dla późnego wieku, raczej kojarzą mi się z depresją. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moze i tak, ale zauwaz, ze wiekszosc jednak z sentymentem wspomina tamto dziecinstwo, ktore nas zahartowalo, a krytykuje obecne, ktore jest plaskie, bez fantazji, za to z drogimi gadzetami. Gdzies podzialo sie BYC, zostalo tylko MIEC. Tak, wiem, sa wyjatki, ale to rzadkosc, a w tamtym czasie bylo odwrotnie.
      W domu rodzicow nie bylo milosci, wiec nie idealizuje mojego dziecinstwa w sensie ogolnym, tu podejmuje tylko dobre wspomnienia podworkowe.
      A na depresje choruje od lat.

      Usuń
    2. @Anno, przecież nikt z nas tego obecnego dzieciństwa nie doświadcza. Już moi dziadkowie narzekali, że zamiast ich zabawiać (bo im się nudzi), robię coś nudnego (czyli coś, co ich nie anagażuje). Czyli uważali najpewniej, że przed wojną było jeszcze zabawniej, a moje dzieciństwo było do bani. Tymczasem teraz moi rówieśnicy mówią co innego - to nasze dzieciństwo było wspaniałe, a obecne jest do bani. Kto ma rację?

      Usuń
    3. Nasze bylo podobne do dziecinstwa rodzicow, dziadkow i pradziadkow, dzieci przebywaly razem z rowiesnikami, najczesciej na swiezym powietrzu. W przeciwienstwie do dzisiejszych dzieciakow, ktore siedza albo przed telewizorem, albo przed kom puterem, ku zadowoleniu rodzicow, bo maja dziecko na oku, nie musza sie martwic i wysilac, wszyscy zadowoleni, obrastaja tluszczem, bo oprocz zaswiadczen o wszelakich dys- maja tez zwolnienie z wuefu.

      Usuń
  10. Nie gloryfikuje tamtych czasów, trudno powiedzieć, czy były lepsze, na pewno inne. Nie wiem, czy my - dzieci RRL- u jesteśmy bardziej zaradne, samodzielne niż pokolenie naszych dzieci czy wnuków. Bardzo indywidualna sprawa. Ewidentnym minusem tamtych czasów była szkoła w soboty;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdzie nie napisalam, ze tamte czasy byly lepsze, zle odczytalas moje intencje. Inne bylo nasze dziecinstwo od dziecinstwa naszych wnukow, bo nasze dzieci jeszcze sie zalapaly na zycie podworkowe. Teraz place zabaw opustoszaly, jedynie male dzeici pod opieka matek, starszych nie uswiadczysz. Drzwi od pokojow dzieciecych nie domykaja sie z nadmiaru zabawek, tabletow i smartfonow, a dzieci sa znudzone.

      Usuń
  11. Matko kochana, moje dzieciństwo na łąkach... kto słyszał o kleszczach. Codziennie po zmroku, siostra szukała mnie po całej okolicy, a w domu czekała Mama ze ścierką w ręku, która później fruwała nad moją głową. "Przepraszam, jutro już nie pójdę" i szłam. Oj wiele by pisać. Podczas moich bezsennych nocy, często wracam w strony mego dzieciństwa do starego domy, bez bieżącej wody, łazienki z wygódką za domem. Lalek miałam całe mnóstwo, w końcu miałam dwie mamy, zawsze nową "wycyganiłam" od którejś, a i ciocia ze Lwowa przywoziła śliczne, duże radzieckie lalki. Nie zamieniłabym swojego dzieciństwa za nic na świecie. Miałam trzy koleżanki, które w takich samych warunkach się wychowywały i żadna z nas nie była lepsza, ani gorsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas w domu mieszkala moja imienniczka, ktorej ojciec pracowal jako grabarz, byl alkoholikiem i awanturnikiem, ja zas corka dyrektora. Nie wiem, ktora z nas miala w domu wiecej milosci, ale zawsze bawilysmy sie zgodnie razem, a moj ojciec nie mial nic przeciwko temu, ze niby sprowadzi mnie na zla droge czy cos. Teraz gorsze i lepsze sorty, ideologie, podzialy, brak zgody.

      Usuń
  12. Te lata, to też moje dzieciństwo. I też na podwórku, pomiędzy starymi kamienicami gdzieś w centrum miasta. Zabawy w sklep, gdzie, liście były pieniędzmi, a zrywany zielony "chlebek" zanim trafił do naszych brzuchów, był świetnym sklepowym towarem. I szkiełka, pod którymi układało się "widoczki" z listków, płatków kwiatów, patyczków znalezionych na trawniku. Piękne czasy, to se ne wrati, bo dzisiejsze młode pokolenie nawet tego nie rozumie :) Bardzo mi się miło przeczytało Twój wpis, pozdrawiam serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwol sie serdecznie powitac na moim blogu.
      Nie chodzi w moim wpisie o chwalenie tamtej rzeczywistosci, kazda epoka ma swoje plusy i minusy, nie mozna potepiac w czambul tzw. komuny, ani bezkrytycznie chwalic czasow, jakie po niej nastapily. Chodzilo mi wlasnie o porownanie naszego dziecinstwa z dziecinstwem dzisiejszych dzieci. Dobrze zauwazylas, ze dzisiejsze pokolenie nie zrozumialoby naszych zabaw napedzanych nieograniczona fantazja, a nie stanem posiadania.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Wiekszosc ludzi...

  Wiekszosc ludzi nie zawraca sobie glowy samodzielnym mysleniem - bo nie moze albo nie chce - i w rezultacie latwo pada ofiara zbiorowych s...