Pisalam kilka dni temu, ze wielki niechciej mnie ogarnal, ze mi do tej roboty nie po drodze i wiecie co? Wszystko sprzysiegalo sie tego dnia przeciwko mnie, a zaczelo sie juz w nocy. No coz, kiedy spi sie w jednym lozku i jedna z osob zlapie jakas zaraze, to istnieje duze prawdopodobienstwo, ze druga sie zarazi i tak wlasnie sie stalo. Slubny reanimowal mnie, kiedy sie dusilam po nocach, az w koncu sam podlapal tego oskrzelowego szankra. Mnie przeszlo, on kaszle jak nawiedzony, tyle ze sie nie dusi. Ale przeszkadza mi spac. No dobra, ja mu tez przeszkadzalam, ale on mogl sie przynajmniej wyspac, a ja nie moge, bo musze do roboty.
Polozylam sie spac, ale zapomnij czlowieku, chlop rzezi obok, nie sposob zasnac. Godzine sie meczylam, w koncu jakos zasnelam. Obudzilam sie na siusiu o 3.30, ale kiedy wrocilam do lozka, slubny znow rzezil i kaslal, wiec kiedy nastala 5.00, a mnie nie udalo sie zasnac, wstalam po czterech godzinach snu i powloklam sie do roboty.
Deszcz lal od rana i nawet pomyslalam sobie, ze za chwile znow zamkna swiezo otwarta i oczyszczona z blota ulice obok Kiessee, bo w takich okolicznosciach strumyk Flüte od nowa bedzie aspirowal do stania sie Amazonka. W robocie szlo mi jak krew z nosa i przez caly czas tylko myslalam, kiedy dobiegnie konca, zebym wreszcie mogla wracac do domu, polozyc sie i przespac. W koncu wybila godzina fajrantu mojej meczarni, pobieglam kurcgalopkiem do auta, wlaczylam swiatla, ogrzewanie, nawiew na przednia szybe, ktora natychmiast sie zaparowala, ogrzewanie tylnej, radio i hajda! Juz bylam w ogrodku, juz witalam sie z gaska... kiedy na mojej drodze wyrosl postawiony w poprzek pojazd sluzb miejskich i pracownik dal mi kiwke, ze musze pojechac gdzie indziej, albowiem poniewaz... no nie zgadniecie!... ulica obok Kiessee zostala zalana i jest zamknieta. I tak dobrze, ze ustawili sie w miejscu, gdzie moglam skrecic, a nie musialam zawracac po dojechaniu do szlabanu.
Za mostkiem jest Leine, w lewym dolnym rogu zdjecia Flüte |
A jeszcze rano droga byla przejezdna, wprawdzie w ciemnosciach i ulewnym deszczu, ale dalo sie. No nic, pojechalam objazdem do jednej z glowniejszych ulic, ktora nie lubie jezdzic, bo zawsze jest na niej bardzo duzy ruch, sygnalizacje swietlne, czekanie i bodaj dwie kolumny, ktore robia drogie zdjecia, za przekroczona szybkosc i/lub za przejazd na zoltym, wiec trzeba bardzo uwazac. Dojezdzam do tej nielubianej ulicy, mam skrecac w lewo, a sygnalizacja zepsuta, jestem bodaj piata w kolejce na lewoskret, a strumien aut na tej glownej nie pozwala na manewr, stoimy jak kolki, kolejka sie nie rusza. Pojechalam wiec w prawo i karkolomnymi objazdami wyjechalam na te glowna, gdzie, jak sie okazalo, wszystkie sygnalizacje mrugaly tylko na zolto, cos sie schrzanilo, a korki rosly. Juz zaczelam miac w ustach wyrazy powszechnie uznane za obrazliwe, gdy nagle spostrzeglam szyld informujacy mnie, ze tam, gdzie z tej glownej mialabym skrecac w strone domu, jest blokada i znow musze szukac objazdu z objazdu. No teraz to juz pofolgowalam sobie calkiem glosno i zaczelam sie zastanawiac, czy bedzie mi dane w ogole dojechac do domu. Dojechalam jednak jakims cudem, zaparkowalam i zaraz walnelam sie na sofe, zeby uzupelnic deficyty snu.
Co do Waszego chorowania-kaszlania to tylko jedno mam w głowie, kto komu robił herbatki - cytryna + miód, a kto komu nie robił herbatki.
OdpowiedzUsuńSlubny robil mnie po nocach miodki z cytryna, ale nie mysl, ze to tak z milosci, po prostu spac mu nie dawalam, wiec robil te miodki dla zatkania mi paszczy, bo po miodku mijal mi atak kaszlu. :)))
UsuńAle cicho sza że Ślubny nie miał zrobionego miodku z cytryna przez Ciebie.
UsuńNie zasluguje na miodki ode mnie. Ja tylko mu kupuje, a zrobic musi sobie sam. :)))
UsuńNapisalas niedawno że nie ma sprawiedliwości, no nie ma.
UsuńJest! Ale musi byc po naszej stronie, jak mawiala matka Pawlaka z Samych Swoich.
UsuńNo i to cała prawda o sprawiedliwości.
UsuńBo ja juz wyroslam z idealow.
UsuńPowodzie są okropne, przerażają mnie i bardzo współczuję ludziom których dotykają, ale Ty miałaś tylko trochę zamieszania żeby dojechać do domu sucha stopką.
OdpowiedzUsuńFakt. Tyle tylko, ze Getynga tez zostala zalana w latach 60-tych, wtedy starowka stala pod woda. Niemcy jednak ucza sie na bledach zamiast modlic sie, zeby kolejna powodz nigdy nie nadeszla. Poglebiono koryto Leine, podniesiono waly i teraz powodz nam niestraszna. Niestety sa lokalizacje, gdzie nie da sie za duzo podzialac i tam zalewa.
UsuńNo wiedziałam, że tam u Ciebie się dzieje, wszak pytałam na fejsbuczku, czy dychasz jeszcze. Tak, powódź to wielkie nieszczęście i mam nadzieję, że nigdy tego nie będę musiała przeżywać. Trzymaj się tam i nie daj, do nas właśnie zima wraca...
OdpowiedzUsuńJuz nie wiem co gorsze, ten nadmiar wody czy mrozy. Caly przyszly tydzien ma byc do -7°C. Oby nie bylo slizgawicy albo opadow sniegu, bo pojde sie zabic na smierc.
UsuńNie bądź taki szybki Bill z tym zabijaniem się. A co na to biedne sierściuchy? Nie mówiąc już o całej bandzie Twoich wnucząt... Weź na wstrzymanie i nie pękaj :) Nie ma letko, trudno... Mnie w czasach nadchodzących poślizgów czekają wyprawy za wioskę i nie ma zmiłuj :)
UsuńBeda sobie musieli radzic beze mnie, trudno. Ale mam nadzieje (tak, wiem, czyja to matka), ze obedzie sie bez sniegu.
UsuńNo to miałaś nielichą nerwówkę Anno Mario. A chociaż wyspałaś się? Gdy u mnie zdarzają się podobne okoliczności pogody, deszczowe wody czy śnieżne roztopy spływają, ponieważ mieszkam na niezłej górce. I studzienki są drożne, więc okolica nie bywa zalewana. Ale nie ma nic za darmo. Gdy wracam z miasta do domu, mam za to pod górkę. Niezłe ćwiczenie za każdym razem. Na marginesie powiem, bo właśnie wróciła zima, że bardzo lubię tę porę roku. Lubię się włóczyć zadeptując śnieg. Mój wnuk ma z tego radochę. Chyba należę do tych nielicznych, co?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam zimowo...
Pod gorke to jeszcze jak cie moge, choc ja miewalam problemy z tylnym napedem i automatikiem, gorzej jest ze zjazdem po sliskim, bo nic nie rzadzi, nawet nie bardzo mozna silnikiem hamowac i nosi po calej jezdni. Zimy nie lubie, nigdy nie lubilam, nawet nie uprawialam sportow zimowych, oprocz sanek w dziecinstwie. Gor i pagorkow tez nie toleruje, gdyz dostaje na nich zadyszki. Latem jest mi za to za goraco, trudno mnie uszczesliwic, dla mnie tylko wiosna i jesien. :))) Czekam wiec na te pierwsza.
UsuńDoczekasz się, oby tylko pogoda dopisała. A pod górkę chadzam piechotą. Już jakiś czas temu odstawiłam samochód, ale pamiętam kłopoty zimowe, poślizgi i taniec od krawężnika do krawężnika. Teraz mam spokój, poruszam się piechotą albo taksówkami. Ciekawe, czy pasowałby Ci taki podział roku - wiosną i jesienią siedzisz w domu, a latem i zimą wyjeżdżasz do innych krajów. Oczywiście potrzebna na to kasa. Ma tak moja dawna pacjentka, pół roku w Hiszpanii, pół w Polsce, i tak w kółko.
UsuńPozdrawiam serdecznie...
Oczywiscie, zeby mi taki uklad pasowal, na lato jezdzilabym do Norwegii na przyklad, a na zime na Teneryfe albo Majorke, wiosne i jesien spedzalabym w Niemczech. Moze wygram w totolotka, to sobie spelnie marzenie. ;)
UsuńNo... ale wiesz, żeby coś wygrać trzeba pójść do punktu Lotto i wysłać kupon. Gadaniem tego się nie załatwi. Tak więc TY idź, a ja będę trzymać kciuki. Może coś wygramy.:)
UsuńGram co tydzien, wiec tego... tylko szczescie mi nie dopisuje. :)))
UsuńNa pewnym etapie życia odkryłam całą masę korzyści ze spania w dwóch różnych pokojach i tak mi zostało aż do końca. Zima jest dla mnie swoistym koszmarem, porą roku, która nie powinna istnieć, dopuszczam też rozwiązanie bym mogła zapaść w sen zimowy. Te poranne ciemności, krótki dzień,permanentne zimno i to białe paskudztwo - sama obrzydliwość. Berlina jakoś nie zalewa, choć leży w miejscu gdzie dwie rzeki się łączą, ale miasto ma bardzo wiele wybudowanych kanałów bo kiedyś był preferowany transport wodny i one jakoś to wszystko utrzymują w ryzach choć tak naprawdę Berlin na błotach zbudowano. Do dziś centrum miasta dekorują rury odwadniające, które jakiś "esteta" wymalował na różowo i niebiesko. Ilekroć jestem w centrum dostaję szczękościsku na ich widok.
OdpowiedzUsuńKiedys jeszcze mielismy do dyspozycji pokoj goscinny, teraz rezyduje tam mama, wiec jestesmy skazani na wspolne zarazanie sie i bezsenne noce, bo w salonie nie da sie na niczym spac, chyba musze zmienic meble. Co do zimy, to bardzo sie z Toba zgadzam, tez nienawidze, a do tego jeszcze musze jezdzic autem.
UsuńSfotografuj kiedys te rury od szczekoscisku, bo nawet wyobrazic sobie nie moge, choc nie narzekam na brak fantazji. :))))
Zawsze te rury widzę tylko z samochodu, ale postaram się je obfocić.
UsuńLicze na Ciebie! :)))
Usuńbardzo poważnie to wygląda Pantero. zerkam jednym okiem zmielona ostatnimi dniami na te wasze powodzie...kurcze . Współczuję.
OdpowiedzUsuńa roboty ci nie odwołali? u nas w kilku wsiach uporczywie nie było prondu i szkołe dzieciakom odwołali. zresztą drzwi im zamarzły i wejść nie mogli... mróż u nas do -11 doszedł tej nocy, więc wszędzie lodowisko. drzewa owszem pięknie wyglądają olodzone ale zamieniły sie grzechotki i pod ciężarem pochyliły za bardzo. Odpoczywaj oraz zdrowia staremu.
Nie no, az tak zle nie jest, moje miasto jest absolutnie bezpieczne, wyjawszy te nieszczesna ulice, ktora zawsze zamykaja przy wiekszych opadach i to mimo sporego poglebienia kanalu Flüte pod nia. Ale to da sie zaakceptowac, ludzie robia sobie jaja, tworza memy i ogolnie maja beke z tej uliczki ze zdjecia, o wdziecznej nazwie Sand Weg (Piaszczysta Droga).
UsuńMy jeszcze mrozu nie mielismy, ale zbliza sie od przyszlego tygodnia, bedzie do -7°C, oby tylko lodowiska nie bylo, bo nie pojade do roboty, nie jestem taka odwazna jak Ty.
Jeżeli nie możesz spać, bo budzi Cię kaszel ślubnego, to po co się męczysz, zamiast przenieść się do drugiego lub trzeciego pokoju?
OdpowiedzUsuńW trzecim rezyduje mama, jak zapewne wiesz, a w pierwszym nie da sie spac, nie ma na czym.
UsuńNo to sytuacja jest patowa. Zapomniałam o mamie. Współczuję, bo ja mogę spać nawet przy kanonadzie artyleryjskiej. Co roku idę spać w sylwestra o 22.00 i zasypiam w towarzystwie strzelaniny, północ z największym nasileniem przesypiam jak niemowlę i śpię dalej, do rana, bez jednej przerwy.
UsuńJak by Ci pies umieral ze strachu, to nie zasnelabys, tylko ratowala trzesaca sie galarete. No a kaszel tez mi przeszkadzal.
UsuńJak mówią, siła złego na jednego, współczuję..
OdpowiedzUsuńJeśli u nas zalewa miasto, to tylko w dołkach, tam gdzie jest niedrożna kanalizacja burzowa, a niestety jest niedrożna w wielu miejscach, bo miasto jakoś słabo o nią dba. Rzeka Łyna jest położona tak, że nie zalewa miasta, choć przepływa przez centrum.
Sypialiśmy z Jackiem osobno tylko wtedy, kiedy któreś z nas złapało jakąś zarazę, taką zaraźliwą, typu grypa. Albo jeśli któreś miało bardzo wysoką gorączkę, bo wtedy łóżko zwykle było mokre. Ale nie miałam ochoty (ani on), żeby spać w osobnych łóżkach, mimo że była taka możliwość.
Ja duzo bym dala, zeby miec osobna sypialnie, ale chwilowo, z racji pobytu u nas mamy, nie ma o tym mowy. Dlatego sie nawzajem zarazamy i spac nie mozemy, kiedy druga osoba kaszle.
UsuńWspółczuję takiego dnia i takiego powrotu do domu. U mnie już się zrobiło wesoło. Od rana zamarzająca mżawka, więc nigdzie nie wyjechałam z domu. Mamcia ma obiad na dziś, więc było nieźle. Wychodziłam z domu, tylko na wietrzenie Gutka. Teraz dołączył do tego śnieg i zapowiadają go trochę, ale już jest minus cztery. Pędzidło, tylną i boczne szyby, oraz całą maskę ma pokrytą warstwą lodu, dobrze, że cienką i mam malutką nadzieję, że ten minus osiem, to wysuszy drogi i auta. 😘
OdpowiedzUsuńNo oby! W najgorszym przypadku przesiadziesz sie do komunikacji miejskiej, przynajmniej nie bedziesz ryzykowala potluczeniem pedzidla, zreszta chyba sluzby miejskie jakos ogarniaja ulice.
UsuńDo tej komunikacji miejskiej, to mam ciutkę za daleko i do Mamci, jeśli nie chcę maszerować w mrozie dwa razy po około 20-30 minut, to jadę około godziny, bo są dwie przesiadki. Bez przesiadek około 25 minut jazdy i takie długie dojścia, do tego o dwóch kulach, żeby się nie wywalić na ślizgim
OdpowiedzUsuńNo to nie wiem, ja bym nie ryzykowala calosci auta na slizgawce.
UsuńCud boski, ze tak powiem - udalo mi sie zalogowac. Niemniej bedzie meczace jesli taka dluzsza droga trzeba bedzie sie do kazdego dostawac.
OdpowiedzUsuńU mnie nie ma powodzi i raczej szans na nia chyba ze dostaniemy biblijny potop ale wciaz odcinki tras i autostrad moga byc odciete ze wzgledu na wypadki. Czasem czesciowo, zostawiajac jedna linie przejezdna ale wtedy wiadomo ze ruch jest slimaczego tempa.
Bardzo pomocne jest radio = lokalna stacja. Oni zaraz informuja gdzie zamkniecie a takze jaka najlepsza opcje ma kierowca dazacy w jego strone.
Zdarzalo mi sie prowadzic samochod w sniegu i po lodzie, dalam rade ale ile nerwow zjadlam, ile napiecia mnie kosztowalo......tylko ze musialam a nie zebym byla taka odwazna.
I ja mialam polecic spanie w osobnych sypialniach ale w pore sie skapnelam ze niemozliwe. Nawet bez chorowania uwazam taki sposob (osobne sypialnie) za bardzo praktyczny, takie wolnoc Tomku w swoim domku. Zarzadzilam tak u nas, hoho temu, moze ponad 20 lat i bardzo jestem zadowolona z pomyslu.
No niestety u nas sie nie da, bo goscinna sypialnie zajmuje mama, a w salonie nie ma na czym spac. Poza tym slubny chodzi wczesniej spac, a ja jeszcze ogladam telewizje, wiec gdyby on mial tu sypiac, to ja zmuszona bylabym wczesniej isc do sypialni. W kazda strone sie nie da, takie sa uroki zycia w niewielkim mieszkaniu.
UsuńTe wszystkie wichury to chyba na Europe poszly bo jakos mnie omijaja. Bylo co prawda niefajnie w okolicy swiat, ale ostatnie dwie nawalnice poszly jakos poludniem, przez Anglie. I tam to dopiero sie dzialo. Nie zazdroszcze korkow, a jeszcze w takich okolicznosciach to tym bardziej. Trzymaj sie cieplo, niedlugo w koncu przyjdzie wiosna :-)
OdpowiedzUsuńDziwna ta zima, u nas powodzie, na Skandynawii mrozy nie widziane od dziesiecioleci, ale teraz te mrozy ida prosto do nas. Nie lubie!
Usuń