Juz nawet nie pamietam, kiedy po raz ostatni urzadzalam takie klasyczne swieta u siebie w domu, chyba jeszcze na starym mieszkaniu. Wszystko od A do Z robilam, pieklam i pichcilam sama, wtedy jeszcze tez dekorowalam pracowicie mieszkanie. Swiecilo sie, skrzylo i blyszczalo, robiac nastroj. Wtedy jeszcze mi sie chcialo, choc z wiara od dawna nie mialo to wiele wspolnego, ot, jakas tam tradycja i przysmaki, ktorych nie jadalo sie na codzien. Nigdy nie bylo u nas w domu, zarowno u rodzicow, jak i wczesniej u wierzacej, ale nie moherowo-fanatycznej babci, tej religijnej otoczki swiat, nie bywalismy na pasterkach, bo nie mielismy ochoty na pijackie wyziewy i zawodzenia koled. Zreszta moj dom rodzinny nigdy religijny nie byl, o czym wielokrotnie juz pisalam, a na religie poszlam bardziej z ciekawosci, bo cala klasa chodzila, niz przekonania i dosc szybko te pierdy wzbudzily moj sceptycyzm.
Ale ja przeciez nie o tym...
Pierwsza wigilia poza domem miala miejsce tuz przed nasza przeprowadzka, kiedy caly majdan byl juz popakowany, kartony sie pietrzyly, a ja mialam na glowie wiele innych spraw, wiec odwolalam wigilie. Ale moje dzieci chcialy miec swieta, wiec obiecaly, ze same je urzadza, no prosze uprzejmie. Cos tam upichcily, co z daniami wigilijnymi mialo niewiele wspolnego, a mnie zaczelo byc wszystko jedno. Zreszta wciaz slyszalam tylko narzekania, bo ta nie je grzybow, tamta ryb, a jeszcze inna jajek, a poza tym to niedobre, tamto fuj i po co to wszystko. Tak? To ja sie juz nie bede wysilac, gotujcie sobie na wigilie spaghetti bolognese i popijajcie cocacola. Jeszcze chyba ze dwa razy zrobilam wigilie na nowym mieszkaniu, ale towarzystwo zaczelo mi sie mnozyc, bo kazda z corek miala jakiegos tam dochodzacego, a mieszkanie niestety malutkie, po przyniesieniu dodatkowego stolu z piwnicy nie bylo gdzie palca wetknac.
Zaczely sie wiec wigilie w ich mieszkaniach, kazdy cos tam upichcil, ale menu mialo coraz mniej wspolnego z klasycznymi wigilijnymi daniami, zas mnie bylo coraz bardziej wszystko jedno. Szybko urywalismy sie ze slubnym do domu, male dzieci meczyly nas niepomiernie. Choinke i ozdoby juz dawno dalam corce, u nas nie tylko brakowalo miejsca, ale odkad nastala Bulka, choinka byla w stalym niebezpieczenstwie. Ale, jak to bywa, przez lata tutaj spedzone, nazbieralismy ozdob choinkowo-adwentowych takie krocie, ze jeszcze zostaly nam dwa pudla ozdob, bo corka wziela tylko czesc. Pytalam dzieci, czy chca, jedna zdecydowala sie na srebrne aniolki i tiulowa tkanine w gwiazdki, reszta miala wrocic do piwnicy. I co? Lezec tam przez kolejne dziesieciolecia, zeby po mojej smierci trafic na smietnik podczas likwidacji mieszkania? Spakowalam wiec wszystko, zostawiajac sobie niewielka choineczke, ktorej uzywam od lat, a kupilam ja ponad 30 lat temu, zaraz na samym poczatku, kiedy mieszkalismy bardzo ciasno i na nic wiekszego nie bylo miejsca, dwie figurki porcelanowe, Mikolaja i aniolka, oraz czapke mikolajowa, nie wiem po co, ale zostawilam. Reszte wynioslam na rog ulicy, z napisem na kartonie DO WZIECIA. Zniknelo jeszcze tego samego dnia. Znajac swoje dzieci, niedlugo ktorejs sie cos przypomni, ze chcialaby to miec. To samo zrobie na wiosne z ozdobami wielkanocnymi, nie chce, zeby zalegalo mi w piwnicy.
Od dwoch lat zreszta spedzamy swieta osobno, przedszkolaki sa dla mnie za duzym ryzykiem, one stale sa na kwarantannach po kazdym przypadku covida w grupie, corka tez juz zostala przez nie zarazona. Nie wiem, moze juz do konca zycia nie spedze swiat z rodzina. I wcale nie jest mi z tego powodu przykro, bo swieta przestalam lubic juz dosc dawno, w poznym dziecinstwie. Juz wtedy zaczelam widziec falsz calej tej religii i jej wyznawcow
Przypomne wierszyk, ktory kiedys popelnilam, o TUTAJ.
Wszystko to jest psu o kant dupy rozbic.
Swietnie opisalas jak ta Christmas-owa tradycja stopniowo wygasala u Ciebie, u mnie bylo podobnie, tyle ze wczesniej to sie odbylo i juz od wielu lat zupelnie mnie nie obchodzi, tylko inni wokol przypominaja.
OdpowiedzUsuńWiersz doskonaly, malo ze proza umiesz tak dobrze pisac to jeszcze poezja,
a komentarze dodatkowo poruszyly mnie, bo jest Ewa.
Bardzo mi Ewy brakuje, tak niespodziewanie odeszla...
UsuńGdyby mnie bylo stac, zawsze na swieta wyjezdzalabym tam, gdzie sie ich nie obchodzi, no i oczywiscie gdzie jest cieplo.
A moze swieta na wyspie Bozego Narodzenia, klimat idealny, zawsze cieplo, glowna religia to buddyzm, wiec jest nadzieja ze nie obchodza swiat, a do tego bedziesz blisko mnie, tylko 1600km.
UsuńOj, to juz rzut beretem, bede wpadala na popoludniowe herbatki. Ja bralam jeszcze pod uwage Hawaje, bo tam tez ladnie i leza na tyle daleko od ladu stalego, ze nikt niepowolany pontonem nie doplynie :)))
UsuńOK w tym roku lec na Hawaje, ale w przyszlym Christmasowa wyspa i koniecznie juz w listopadzie zeby nie przegapic migracji czerwonych krabow, kto wie moze i mnie tam poniesie.
UsuńA jak tam z naszymi popoludniowymi herbatkami? Bo jak nie masz w planie, to nie lece :)))
UsuńHerbatki moga byc, ale zobaczysz ze zapomnisz o herbatkach, bo bedziemy tanczyc tak delikatnie, powiewnie 🧚♀️🧚♀️ wsrod milionow czerwonych krabow, ktore w marszu milosnym wyruszaja z dzungli w stronie oceanu i beda krabow gody i bedzie pieknie i szczesliwie.
UsuńTo jedna z rzeczy, ktora powinno sie zobaczyc za zycia. Chcialabym tez choc raz moc plywac z humbakami i delfinami. Ehhh, znalazloby sie jeszcze kilka miejsc godnych obejrzenia i na pewno nie sa to Rzym, Neapol, Barcelona czy piramidy. Mnie bardziej pociaga natura i zwierzeta.
UsuńNie cierpię świąt! Nie cierpię świąt! Nie cierpię świąt!
OdpowiedzUsuńI już! Ament!
Ja tez i to z wielu powodow, ale nie bede sie powtarzac, bo juz niejednokrotnie o tym pisalam. Swieta smierdza hipokryzja, szczegolnie w katolickiej Polsce.
UsuńNigdy nie urządzałam wigilii, natomiast jak mieszkałam z rodzicami, była organizowana naprzemiennie. Raz u nas, raz u ciotki, raz u dziadków.
OdpowiedzUsuńNie zapowiada się żadne nawrócenie na katolicyzm, więc mój dom świąt nie uświadczy. Tradycjonalistką nie jestem.
Co kraj to obyczaj, Czesi mają na wigilii tradycyjne czeskie řízky (schabowe), bramborový salát (salatka ziemniaczana) i vánočku (chałka), a Szwajcarzy po prostu robią ucztę, u nich nie ma absolutnie zasad odnośnie tego, co ma na stole stanąć, pełen luz.
Od lat świąt nie obchodzę, nie przejmuję się tym absolutnie, zwykle w wigilię jestem gdzieś na szlaku w zupełnej dziczy. Teraz odpada przymusowa wigilia u katolickich teściów, czym po raz wtóry utwierdzam się, że słusznie zrobiłam wyprowadzając się stamtąd.
Niemcy jedza w wigilie salatke kartoflana z kielbasa, a w kolejne dni ges na obiad. Nie lubie ani tego, ani tamtego, w ogole niemiecka kuchnia jest psu o kant dupy rozbic, wiec spinam poslady i gotuje cos, co sama lubie jesc, a ze sa to niektore potrawy wigilijne, to juz inna rzecz. Raz w roku moge sie poswiecic, bo robie to tez dla siebie. A skoro corki nie lubia, to ich strata.
UsuńW Polsce nielatwo znalezc tesciow czy w ogole ludzi nie swietujacych wigilii, choc wszyscy uzywaja glupich wymowek, ze oni to wcale i w ogole. Ale w grudniu 99% Polakow dostaje swira najpierw ze sprzataniem, pozniej z kupowaniem, gotowaniem i sztuczna duchowoscia.
No i tak to się (s)toczyło u mnie również. Najgorsze były te dyskusje przy stole na temat jedzenia- a czemu to, a czemu nie ma, a to jet kwaśne, a tamo ma za dużo ości... głodu, głodu i ruskich wszy chciało się wrzasnąć. Wszystkie dorosłe święta robiłam ja z pomocą mamy, tak z jej pomocą ( marną) nie odwrotnie, a było tego chyba z 30 "imprez" . Moja sister robiła dwie sałatki i myła naczynia (z awanturami) po wieczerzy. To był jej cały wkład w święta. W ogóle to święta kojarzą mi się z wiecznymi awanturami. Tata-leśnik w Wigilie po polowaniu (tradycja) przychodził zalany i szedł spać, wszyscy czekali, aż trochę wytrzeźwieje. Do tej tradycji dołączył potem mój drugi ( nie było już polowania) i razem po kieliszeczku pod te święta tankowali od rana, co też stwarzało sytuacje wybuchowe.
OdpowiedzUsuńI zawsze zastanawiałam się po co ten opłatek, te wymuszone życzenia, skoro my nic z wiara nie mamy wspólnego. No ale mama z tatą.... też nie wierzyli, a jednak- "musiało być".
Tak samo naciągana przemowa mamy przed wieczerzą. Taka świecka modlitwa. Niesamowicie trzymali się jakieś swojej tradycji i wszystkich ja szantarzowali, a głównie mnie, jako tą, która wszystko musiała dopiąć.
Żadna teściowa mnie/nas nie zaprosiła, żadna rodzina (brat, siostra) nas nie zaprosili, wszyscy zwalali się do mamy albo do mnie. TYLE. A teraz jestem najszczęśliwszą istotą, bo nic nie muszę w tym kierunku
Wlasnie ten przymus, ze tradycja, ze musi tak byc najbardziej mnie zniecheca, a do tego ten ich polsko-katolicki falsz i obluda. Gdyby ci Zydzi trafili wtedy do Polski Kaczynskiego, to Jezus nigdy by sie nie urodzil, bo Maria zgubilaby te ciaze po kolejnym pushbacku albo zamarzlaby gdzies w lesie.
UsuńJedno co musze podkreslic, to u nas w domu nigdy nie bylo alkoholu na swieta, podobnie na chrzty i komunie.
Tesciowa mialam krotko i chwala za to opatrznosci, bo to zla kobieta byla i nie darzylysmy sie ani przez chwile sympatia.
Zawsze tego dnia robimy kolację u Mamy, którą razem przygotowujeny. Mama lubi tą tradycję, więc szykujemy we dwie. Nie ma blichtru, otoczki wiary, pustego talerza, 12 potraw, biegania na pasterkę. Jest czas spędzony wspólnie, przy potrawach, które chce się robić raz do roku.
OdpowiedzUsuńCale szczescie, ze moja mama nie wisi na "tradycji", jest jej generalnie wszystko jedno, a wigilie najchetniej spedzilaby sama w domu przy telewizji.
Usuńnigdy nie robiłam potraw tradycyjnych.... Naczelnik z Matkajdwigą robili pierogi. i ryby, ja chyba śledzie z ziemniakami a resztę zamawialiśmy. mówienie o jedzeniu jest teraz dal mnie torturą
OdpowiedzUsuńDla mnie te cale swieta sa tortura, nadeta sztucznoscia i szczytem hipokryzji, zwlaszcza wsrod polskich katolikow, a od tego roku i wydarzen przygranicznych kupa (nomen omen) katolickiego gowna.
UsuńU nas święta zawsze były organizowane naprzemiennie u różnych członków rodziny Nigdy nie było pustego nakrycia, ale opłatek był; dawno temu ze względu na dziadków, a potem chyba siłą rozpędu i chyba nadziei, że to pojednanie wigilijne będzie trwałe. W tym roku miałam nie brać opłatka, ale kiedy przyleciał organista, bardzo miły, pozytywny i już siwy (bo od lat ten sam), wyleciało mi to zupełnie z głowy i wzięłam! Dopiero potem się zreflektowałam, że miałam nie karmić kościelnej mafii.
OdpowiedzUsuńŚwięta zawsze lubiłam, mimo że z dzieciństwa nie mam zbyt pozytywnych wspomnień i dopiero te organizowane przeze mnie były naprawdę fajne. A po raz pierwszy spędziłam święta naprawdę poza domem, kiedy w 2017 roku wyjechaliśmy do syna, do Londynu. Przedtem, choć były raz tu, raz tam, to jednak zawsze w domu, tak to czułam.
Nasza rodzina jest niewielka, sami jedynacy, wiec nie bylo na kogo zwalac obowiazku robienia wigilii, trzeba bylo zawsze samemu. Oplatka nie mam tutaj skad brac, wiec jest bez i dobrze, bo to lamanie zawsze mnie denerwowalo.
UsuńNajlepiej wspominam swieta u babci, tamte jeszcze lubilam, pozniej juz nie, a najbardziej nienawidzilam, kiedy musialam sama wszystko pichcic, pracujac nieraz do samej wigilii, wiec kiedy zablysnela pierwsza gwiazdka, ja mialam ochote umrzec z przemeczenia.
Nigdy nie pichciłam wszystkiego sama, nawet jak wigilia była u mnie. Część potraw robili ci, co przychodzili. W domu też był podział. Moje były pierogi, barszcz, kompot z suszu, Jacek zawsze smażył ryby, Dorota robiła sałatkę, a reszta potraw różnie.
UsuńTu nie mam sie z kim robota dzielic, dzieci nie umieja gotowac tych typowo wigilijnych potraw, zreszta niespecjalnie im sie chcialo pomagac. A teraz mnie przestalo na czymkolwiek zalezec, nie chcé mi sie.
UsuńTradycja jest przereklamowana:)) Tych Świąt z dzieciństwa i z wczesnej młodości nie da się już odtworzyć,bo wszystko wokół już nie takie,a przede wszystkim nie ma już głównych "mistrzow ceremonii" - ludzi,ktorzy swoja obecnościa sprawiali,ze było naprawdę miło,rodzinnie,ciepło,choć gwarnie i tłoczno też.Bardzo dobrze wspominam świąteczny czas u rodziców,ale nie mam najmniejszej potrzeby odtwarzania czegoś,co odtworzyc nie sposob.Dla mnie dziś to nie jest jakiś szczegolny czas.W skromnym, świątecznym anturazu spotykamy się w bardzo wąskim gronie najblizszych mi ludzi - z córka,zieciem,wnuczka.Zdarzało się,że moi młodzi wyjeżdzali na narty i nikt im nie miał tego za złe.Teraz pandemia trochę ogranicza jednak podróże..My zatem na zupełnym luzie,bez przepracowywania się,z czesciowo kupionymi gotowymi potrawami, z prezentami dla dziecka.
OdpowiedzUsuńJa zreszta konsekwentnie nie uczestniczę od wielu lat w czymś,co dla wielu ludzi stanowi jakby zasadniczy aspekt świat - w Wielkim Żarciu.Od zawsze jestem "niekulinarna":.wolę nie jeść niż jesć...może wlasnie dlatego nie narzekam na swoje zdrowie,poki co:))Nie umiem i nie lubię gotowac,piec,nie daj buk,brudzić w kuchni:)) nie lubię czuć się przejedzona,narażać na szwank tzw.zdrowie metaboliczne. Nawet z okazji świąt nie zamierzam czynić ustepstw.
Zatem byle byśmy zdrowi byli,bo to dziś nabiera jeszcze bardziej głębszego sensu..
A ja lubie dobre jedzenie, a wigilijne to juz w ogole uwielbiam no i niestety sie przejadam na swieta, bo wszystko mi bardzo smakuje. Tegoroczne swieta sa kompletnie do niczego, sobota i niedziela, jak normalny weekend, calkiem nieswiatecznie, a od poniedzialku od razu do tyrki.
UsuńMoje swieta skonczyly sie u babci, u rodzicow juz nigdy tak nie bylo, moj ojciec nie lubil swiat i ostentacyjnie to okazywal psujac wszystkim nastroj, bylo nerwowo, a nie fajnie i nastrojowo.
Chyba cos z moimi "polskimi" korzeniami poszlo nie tak 🤣. Przygody ze swietami skonczyly sie praktycznie jak mialam 10 lat 😄. Po wyprowadzce od dziadków, swieteczne szalenstwo przestalo istniec i dobrze nam sie z tym zylo. Dostawalam jednak prezenty, zeby mi pózniej w szkole smutno nie bylo, ze inni dostali, a ja nie. Tutaj juz, zaciskajac zeby, wytrzymalam trzy swiateczne obiady u tesciowej i na tym sie skonczylo (... wiecej skarpetek nie mialam juz gdzie zamelinowac 🤣). Dziecko dostawalo prezenty, tez zeby mu smutno nie bylo i odkad doroslo, mam swiety spokój.
OdpowiedzUsuńMnie ta pandemia jest wlasciwie na reke, jak pisalam wyzej, nie musze sluchac wrzaskow wnukow i byc narazona na humory ich matki. Mam nowa zabawke, wiec bede sobie w swieta netflixowac i sie obzerac :) No dobra, moze czasem pojde na spacer z Toyka, zeby jej smutno nie bylo.,
UsuńDoskonaly program 😄. Choc Zolzy wyprowadzac nie musze, spacereki sie przydadza, zwlaszcza, ze deszczu ani sladu - juz sie nowy dramat zapowiada 😢.
UsuńAle przynajmniej śnieg Was nie sparaliżuje jak nas w lutym tego roku, powinnaś pamiętać, pisałam o tym na blogu.
UsuńDla mnie to sympatyczne spotkanie rodzinne. No i dzieciaki tak pięknie cieszą się z prezentów...
OdpowiedzUsuńSpotykac sie mozna w kazdy inny dzien w roku, w swieta czuje sie jakis taki przymus. Wiem, wiem, kazdy powie, ze robi to dobrowolniw i z przyjemnoscia, ale data zobowiazuje.
UsuńJa bardzo szybko wypisałem się z religii w szkole, bo wtedy byłem ateistą. Od 1 gimnazjum (może 2) już oficjalnie nie chodziłem jako jedyna osoba w klasie.
OdpowiedzUsuńNatomiast święta zawsze tradycyjnie spędzałem.
Aktualnie jestem osobą wierząca, chociaż ciężko mnie klasyfikować do jakiej kolwiek religi. Uciekam bardziej do magii niż religii.
Z magią jest mi jeszcze bardziej nie po drodze, choć to mniej więcej podobne banialuki co w religii. Dobrze skierował to Mark Twain "Religia powstała, kiedy pierwszy oszust spotkał pierwszego glupca".
UsuńMyślę, że tego pokolenia od 12 potraw, wiorkowania parkietów, sprzątania na błysk, pieczenia, smażenia, gotowania jak dla pułku wojska - już dawno nie ma.Zwyczaje się zmieniły.I dobrze 😊
OdpowiedzUsuńTak, tego pokolenia już nie ma, ale pozostał ten świąteczny przymus spotkań rodzinnych, radości i obzerania sie. Malo co mnie bardziej stresuje.
UsuńPrzeczytałam wierszyk nadal bardzo aktualny.Ja robię wigilię od 1997 roku.Wtedy zachorowałam moja mama i ja poniekąd przejęłam pałeczkę.Ale w tym roku się postawiam ,i idę do siostrzeńca do nowego mieszkania.Uzgodniliśmy co mam przymiesc.Mój syn 20 grudnia ma zabieg oczywiście idzie prywatnie[bo na kasę chorych znów mu przełożyli termin już drugi raz.No i wałówkę też szykuje dla niego.Choinkę mam od 13 lat a poprzednia chyba jeszcze pamiętała moje dzieciństwo.Gosia z J
OdpowiedzUsuńJa już poszłam po całości, żadnych ozdób, żadnych choinek, żadnych świąt. To wszystko jest fałszem i obluda, nawet ten ich Jezus nie urodził się 25 grudnia, o ile w ogóle istniał. Na granicy zamarzaja ludzie, ja nie będę siadać do stołu.
Usuń