"Wystarczy piekny usmiech, by ukryc zraniona dusze i nikt nie zauwazy, jak bardzo rozbity jestes w srodku" - Robin Williams.
Jednak syndromy nieomylnosci wiedza lepiej, co czlowiekowi dolega, maja gotowa diagnoze, bo same to mialy, wyszly z tego, wiec i ty wyjdziesz, a to, ze jeszcze w tym tkwisz, to wylacznie twoja wina, bo tak ci wygodnie, swietnie sie w tym gownie czujesz i ani myslisz nawet sprobowac z niego wypelznac.
Tak, niektorym sie wydaje, ze wiedza znacznie lepiej, co komu dolega, nie znajac czlowieka, nie widziawszy go nigdy na oczy, wiedza wiecej od sztabu lekarzy. Bo sa przeciez nieomylni, bo sami to przeszli, wiec nie moga sie mylic, a wiedze czerpia z tego, co piszesz na blogu.
Beda pouczac, zarzucac, okaza pogarde dla twoich slabosci, potraktuja cie jak glupka, ktory choruje na wlasne zyczenie, bo tak fajnie sie czuje na dnie rowu marianskiego, a wystarczy przeciez odbic sie od dna i wyplynac, to takie proste.
Nie masz prawa do okazania slabosci, do napisania o niej, bo nieomylnych zaraz motywuje to do dzialania i madrych uwag. A jeszcze udaja, ze robia to z dobrego serca, bo cie lubia przeciez w gruncie rzeczy, ale widza wyraznie, ze brniesz w zaglade, wiec z czystej sympatii chca cie zmotytwowac. Dasz rade! Nie? Bo nie chcesz. Ja pier***le!!!
Syndrom nieomylnosci zaczyna sie niespostrzezenie, czesto przy okazji skladania wyrazow wspolczucia po smierci kotka, pieska, pozniej kiedy odchodza najblizsi. Slynne "wiem, co czujesz", po czym najczesciej nastepuje opowiesc, jak to bylo, kiedy odszedl piesek, kotek czy mamusia onego. I patrz, dala/em rade, czas leczy rany, wyjdziesz z tego, no i czy musisz tak czesto o tym teraz gadac? Oni nie zdaja sobie sprawy, ze sluchanie o smierci ich pupila/mamusi jest ostatnim, o czym chce slyszec osoba dotknieta zaloba. Kazdy z nas przezyl czyjas smierc, jedni otrzasneli piorka i zyli dalej, inni miesiacami czy latami nie mogli dojsc do siebie, dla jeszcze innych konczylo sie wlasna smiercia na zyczenie, bo nie mogli sie odnalezc.
Ale nieomylni wiedza przeciez lepiej, wszystko wiedza lepiej, nie maja watpliwosci czy przemyslen, ze ktos inny moze to samo przezywac inaczej, ze jego oragnizm rozni sie od organizmu nieomylnego, ze sytuacja i okolicznosci towarzyszace sa absolutnie nieporownywalne, chocby dlatego, ze jeden moze miec wsparcie w rodzinie, a drugi go nigdy nie bedzie mial, a tych okolicznosci moga byc tysiace.
Jednak nieomylny nie moze sie powstrzymac przed pouczaniem, bo wie, jest przeciez nieomylny.
Dobrze ujelas ten temat i dobrze ze napisalas, moze komus cos rozswietli, moze komus pomoze, moze kogos przetrzepie, ale na pewno dobrze jest przypominac ludziom ze nie jest tak ze jestesmy nieomylni.
OdpowiedzUsuńCzlowiek czlowiekowi nierowny, kazdy jest inny, ma inne emocje, inne choroby, choc nazwane tak samo. Nikt nie siedzi w nikim w srodku, tym bardziej znajac kogos jedynie wirtualnie. Ale niektorym sie zdaje, ze wiedza wiecej.
UsuńCi co naprawde wierza ze wiedza wiecej tacy juz zostana do ich ostatnich dni.
UsuńZnam kilka takich osob na blogowisku, a cechuje ich pogarda dla tych, ktorzy smia myslec inaczej i miec wlasne zdanie.
UsuńNo na pewno mozna rozpoznac takie osoby, jak pisza duzo, odwiedzaja duzo innych blogow i daja rady, ojej wlasnie w tej chwili uswiadomilam sobie ze calkiem nie dawno zetknelam sie z takim czyms, ale wtedy pomyslalam ze ona nic nie wie o tym kims ze ten ktos ma powazna psychiczna chorobe.
UsuńNiektorzy czerpia wiedze z tego, co ktos napisze, a pisac mozna duzo, papier (w tym przypadku blog) jest cierpliwy. Nie wszyscy otwieraja sie do konca, ale niektorym sie wydaje, ze oni juz tego kogos rozpracowali, oni wiedza i sa nieomylni.
UsuńOj tak, tak. Wysyłają do lekarza, a najlepiej to zmień lekarza, bo ten, to konował, że nie potrafi cię wyleczyć. Oj Anusia, wiem o czym piszesz.
OdpowiedzUsuńBuziaczki.
Nie, Aniu, nie wiesz, o czym pisze. A ja pisze wlasnie o tym, ze sa osoby, ktorym sie wydaje, na podstawie wlasnych doswiadczen, ze wiedza. Bo rzeczywiscie, jesli masz np. nadcisnienie i jeden lekarz nie jest w stanie dobrac Ci lekow, trzeba rzeczywiscie poszukac innego. Pisalas o tym i dobrze, ze posluchalas rad dziewczyn, zeby lekarza zmienic, wyszlo Ci to na dobre.
UsuńKiedy chora jest dusza, nie masz czasem sily siegnac po telefon, zeby zrobic sobie termin, chociaz na pozor pracujesz i zyjesz normalnie.
Ania, trafiłaś w punkt! Podpisuję się pod całością. "Dobre rady". Cholerne "dobre rady", które pomagają wyłącznie radzącemu wzbić się jeszcze wyżej na skrzydłach rozdmuchanego ego.
OdpowiedzUsuńA wszystko zawoalowane pozorna troska o Twoje zdrowie, doprawione sympatia do Ciebie, a w efekcie proba wdeptania Cie glebiej w bloto.
Usuńo. i teraz będę się bała cokolwiek napisać... z sympatii i troski ofkorsss
Usuńcóżeście napisali Anno. przysięgam, że nie ma we mnie fałszywej troski. oraz piszę, to co czuje. niestety)
Ehhh... Teatralno, Już się chyba trochę znamy.
Usuńno ale to nie zmienia faktu, że nadal nie wiem o co chodzi ???
UsuńO nieomylnych i ich swiatle porady medyczne.
Usuńno to trzeba było tak od razu)))))) mam takich ludzi w dupie, bo gdzie można ich mieć Pantero?? no tylko w dupie razem z ich poradami ... a właściwe już diagnozami. A tak po prawdzie, to jest o nich, o ich frustracjach, zazdrościach i nienawiściach, nie o Tobie.
UsuńNiemniej troche boli taka "diagnoza".
UsuńDlatego piszę jeszcze raz to NIE JEST O TOBIE ...
UsuńSkierowane bylo prosto do mnie.
UsuńSama znam te dobre rady, szczególnie po chorobie, gdy słyszę, że chyba mi się nie chce powalczyć ze swoimi słabościami, bo inaczej, to już śmigałabym bez kul, bo jej mąż też chorował, był w szpitalu - dwa dni - brał probiotyki i wyszedł z tego i nie musiał chodzić o kulach. Rzuca mnie, jak to słyszę.
OdpowiedzUsuńPowiedzenie, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane, jest adekwatne, do dawania dobrych rad, wtedy, gdy trzeba tylko wysłuchać drugiej strony. 😘😘😘
Ano wlasnie, szwagier ciotki tez to mial i zdrowy lata, a Ty udajesz, bo Ci sie pracowac nie chce. Podsumowania padaja tak latwo, ocenianie innych i stawianie im zdalnych diagnoz - to przychodzi z latwoscia i taki ktos nie zastanowi sie, jak bardzo takimi slowami demotywuje i doluje. No ale dowalil, zrzucil z siebie wlasne frustracje i odszedl zadowolony.
UsuńMam to na co dzień - nieomylna siostra, która dokładnie wie, co dla mnie dobre. I nie dopuszcza myśli, że może być inaczej, niż ona sądzi.
OdpowiedzUsuńJa przynajmniej w rodzinie nie mam takich nieomylnych, ale musial sie jeden znalezc na blogowisku, zeby poemitowac frustracjami i pozwracac innym uwage, jak maja zyc.
UsuńJa się staram tak nie robić, ale nie ma gwarancji, że prawidłowo odbierze się moje słowa. W sumie, jak człowiek komentuje, to można to wieloznacznie odebrać.Dlatego piszę dłuższe komentarze, by jak najbardziej przedstawić mój punkt widzenia. I dlatego bardzo często mam niesmak, kiedy napiszę, bo czuję, że ktoś to obierze nie tak. Coraz mniej komentuję i dzisiaj ponownie stwierdziłam, że muszę wyhamować.
OdpowiedzUsuńGeneralnie się z Tobą zgadzam. Pada problem i już jest tysiące przykładów, jak sobie radzić.
W depresji, którą przeszłam, a która nigdy się nie kończy, też nasłuchałam się sporo, co mam robić lub nie robić. Problem w tym, że te radzące osoby pojęcia nie miały co to tak naprawdę jest depresja. One "miały doła" i już "były w depresji". Od rodziny trzymam się z daleka, nie wi, co się u mnie dzieje, z tej strony mam spokój. A na blogu staram się nie ujawniać moich stanów, bo za każdym razem zostało to wykorzystane przeciwko mnie.
A w ogóle Pantero, co złego się dzieje? Bo jeżeli tak, to przytulam :)P:)
UsuńDobra, już wiem, przeczytałam komentarze pod poprzednim postem, zwłaszcza ostatni. Pojawił się nowy guru, oj,oj, jak to stary zniesie?
UsuńJa tam zawsze jakos Twoje slowa odbieram wlasciwie i nie musisz mi tlumaczyc, jakie intencje Toba kierowaly, dla mnie sa one bardziej niz czytelne. Rownie czytelne, co intencje nieomylnego. W chwili slabosci czlowiek cos skrobnie na blogu i zaraz zlatuja sie amatorzy krwi. Nieomylni oczywiscie.
UsuńWmówiłaś sobie depresję kliniczną? To się tak da? Bo wiesz ja sobie nic nie wmawiałam i też wpadłam po uszy. Kłamstwo? Jak ja bardzo chciałabym, żeby to było kłamstwo i można by z tego ot tak wyjść. No, a poza tym, na razie przerabiany jest etap bardzo biednego dziecka. Tak, i wszystkie byłyśmy bardzo biednymi dziećmi, wszystkie i trzeba to dziecko w sobie co? Najlepiej chyba zabić, a nie zrozumieć, bo się nie da tego cofnąć. Co tu jest do przerabiania i zrozumienia? To ciągłe rozdrapywanie ran ma czemuś służyć?. Ja przyjęłam dawno do wiadomości, że wychowałam się w toksycznej rodzinie i to nie ona była powodem depresji, a zupełnie inne rzeczy. I nie kopię, i nie szarpię się z tego powodu, że miałam spieprzone dzieciństwo, nie daję rad, że trzeba to "dziecko" zrozumieć, utulić. Teraz mnie trzeba zrozumieć i utulić, teraz, mnie dorosłą, bo mam dni złe, bardzo złe i straszne wprost. Ale nie ośmieliłabym się komuś radzić, co z sobą ma robić i diagnozować łącznie z opisem stanu psychicznego tej osoby. Moja koleżanka ma dwubiegunówkę. Kiedy odbiera telefon jej mąż, wiem, że ona w tej samej chwili leży z głową przy ścianie i trwa. Wiem, że po paru dniach to minie. Żadne "weź się w garść", "zabij to dziecko" "utul to dziecko" i inne bzdety nie pomogą. Ona sama wie jak sobie radzić. I ja też wiem,w dodatku jestem z tych ze szklanką do połowy pełną (co przy depresji jest szczęściem niebotycznym). Ale są ludzie, którzy cierpią mocniej, bo po prostu taką mają strukturę psychiczną, a nie inną. Te wszystkie "dobre rady" dają najczęściej osoby, które się i może otarły o depresję, ale tak naprawdę nie zdają sobie sprawy jaka ona może być głęboka.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie mój Ty durszlaczku
Moje szczescie polega na tym, ze nie mam dwubiegunowki, mam za to inne atrakcje w zyciu, o ktorych nie pisze, zeby nie dawac pokarmu zlym ludziom.
UsuńStaram się być uważna, ale czy przysłowiowe dobre chęci zawsze będą odpowiednio sformułowane... Nie wiem.:(
OdpowiedzUsuńWystarczy, ze Twoje intencje beda szczere, to da sie wyczuc nawet, kiedy uzyjesz nie najtrafniejszego sformulowania. Czasem kazdemu moze sie zdarzyc taki lapsus.
UsuńMam bardzo bliskie koleżanki,które zmagają sie z nerwicą a jedna z nich jeszcze z nich z depresją.Chorują od lat chyba 30.Raz jest lepiej raz jest gorzej.Też jak mi opowiadały to trafiały na tych nieomylnych.Od lat je znam od lat jakoś wspieram.Teraz wiem ,że każdy jest inny ,każdy choruje inaczej i walczy z chorobą inaczej .I MAJA DO TEGO PRAWO.Jest takich ludzi w śród nas wiele.Myślę,ze jak nie umiemy ich wspierać .Powiedziedzieć dobrego słowa to lepiej się nie odzywać.Bo krzywdzimy taką osobę.A oba chorując i tak już wystarczająco cierpi.Gosia z J
OdpowiedzUsuńAno, tak mniej wiecej to wyglada. Jednym udaje sie wyjsc z choroby, ale nie upowaznie ich to do zarzucania innym, ze tkwia w niej na wlasne zyczenie i nie robia nic, zeby swoj stan poprawic, ba, nawet zaczynaja sie czuc coraz lepiej w gnoju, w ktorym siedza, urzadzaja tam przytulne gniazdko. Jesli rzeczywiscie chorowali, to tym bardziej dziwie sie podobnym sformulowaniom w stosunku do innych chorych.
UsuńNauczyłam się, że nie można narzucać światu swojego formatu. I tyle w tym temacie. Mogę powiedzieć, jakie jest moje zdanie na dany temat, ale co ktoś z tym zrobi - to już jego sprawa. Nie ma jednej recepty na wszystko. A już zwłaszcza na momenty, gdy dusza boli. Cokolwiek Cię gryzie - niech odejdzie precz.
UsuńTez bym chciala, zeby odeszlo... ale podobno nie chce, bo mi tak dobrze. Staram sie trzymac, ale czasem sie nie udaje.
UsuńNieomylnych na świecie nie ma. Tak samo jak najlepszych doradców. Można być jedynie obserwatorem i dzielić się obserwacjami. I to chyba wszystko.
OdpowiedzUsuńOczywiscie ze nie ma, ale niektorzy za takich sie uwazaja i maja misje oceniania i udzielania dobrych rad z pozycji osoby wszystkowiedzacej i... nieomylnej.
UsuńMoja teściowa była taka. Mówiła, że życia nie znam i powinnam jej słuchać. Ale... ja mam własnych rodziców.
UsuńI przede wszystkim wlasny rozum. Ale chyba wszystkie tesciowe sa takie, moja tez byla z tych nieomylnych i tez mi zarzucala, ze nie znam zycia.
UsuńChciałam jeszcze dopisać, że słowa, które rozpoczynają Twój post, to dokonała obserwacja, bardzo osobista i prawdziwa. Zdarzyło mi się usłyszeć: - Ty zawsze jesteś taka wesoła! - w chwili, kiedy przeżywałam bardzo złe chwile.
OdpowiedzUsuńI jeszcze coś; negując słowa: "wiem, co czujesz", czy "rozumiem, co czujesz", negujesz niejako istnienie empatii. Ja osobiście, jeśli mówię coś takiego, to ze współczuciem i z dużym prawdopodobieństwem mogę stwierdzić, że zdaję sobie sprawę z czyichś odczuć. Nie mówię tego, żeby udzielać tych okropnych, nieomylnych, dobrych rad, którymi, jak mówi przysłowie, piekło wybrukowane. Nigdy tego nie robię, chyba że ktoś o radę prosi. Mówię tak po to, żeby ktoś mógł odczuć zrozumienie i wsparcie z mojej strony. Bo jak inaczej to okazać? Dlaczego tyle razy odbyły się nasze różne akcje wspierające (jednej z nich sama przecież doświadczyłam). Dlatego, że wiemy, rozumiemy, że ktoś może czuć się źle, być w dołku, że chcemy mu jakoś pomóc. Oczywiście to zupełnie co innego, jednak przecież nie wszyscy mówiąc "wiem co, czujesz" chcą wykazać wyższość, pouczać i z wyżyn swojej wiedzy nieomylnie kierować, oceniać i radzić. Chodzi przecież o WSPÓŁCZUCIE (celowo tak napisałam), żeby podkreślić znaczenie tego słowa. Wszyscy jesteśmy ludźmi i siłą rzeczy (jeśli nie jesteśmy psychopatyczni, upośledzeni, infantylni, czy jakoś inaczej skrzywieni) odczuwamy podobnie.
I tak, masz rację, nigdy do końca(!) tego nie wiemy.
Lepiej byloby sformulowac: "moge sprobowac sobie wyobrazic, co czujesz, bo wiem, co ja czulam w podobnej sytuacji", ale wiedza to pewnosc, a w takim przypadku nikt nie moze wiedziec, co ja czuje, bo kazdy czuje inaczej. A juz kontynuowanie mysli opowiescia o wlasnej zalobie/chorobie jest po prostu nietaktowne. Ja nigdy nie wiem, co czuje osoba, ktora ja chce pocieszyc, bo to jest fizycznie niemozliwe. Lepiej powiedziec, ze sie po prostu wspolczuje.
UsuńZas zdalne stawianie diagnoz medycznych tylko na podstawie wyrwanych z kontekstu fragmentow, bez wiedzy, czy to wszystkie okolicznosci towarzyszace chorobie, jest po proszu glupie i podle.
Ja rowniez nieraz doswiadczylam niedowierzania, ze jestem chora, bo nie lezalam otepiala, bo sie nie cielam zyletkami, bo nie ratowano mnie po przedawkowaniu lekow nasennych, bo... usmiechalam sie czesciej niz plakalam.
No przemyślałaś, oj bardzo :) To trzymaj się zdrowo :)
OdpowiedzUsuńPrzemyśl lepiej swoją nieomylność.
Usuń