23 maja 2023

Wybrzydzanie

 Przyznaje sie bez bicia, nielatwo mnie wyzywic, sa potrawy ogolnie lubiane, ktorych nie wezme do ust, np. flakow, golonki czy czegokolwiek doprawionego czosnkiem. Darujcie sobie w komentarzach przekonywanie mnie, jak bardzo czosnek jest zdrowy i ze jego cudotworcze dzialania maja sile sprawcza podnoszenia z mar nieboszczykow. Smrod tego czegos jest dla mnie nie do zniesienia i to na tyle, ze nie moglam brac Aliofilu, bo wprawdzie przy przyjmowaniu nie smierdzial, ale pozniej przez caly dzien odbijalo mi sie czosnkiem, wywolujac mdlosci i nierzadko prowadzac do wymiotow. Na mnie czosnek dziala chorobotworczo, wiec nie przekonujcie mnie, bo to daremne. Flaki mnie rowniez brzydza, jak i salceson, owoce morza, no mniejsza z tym, kiedys juz o tym pisalam. 
 Moje dzieci maja za to inne wstrety, ktore mnie trudno zrozumiec. No bo np. jak mozna nie lubic jajek? Ja sama np. nie tkne jajek ugotowanych na bardzo miekko, kiedy w srodku ciagna sie smarki bialkowe, ale kiedy bialko jest sciete, to juz lubie i w kazdej innej postaci, sadzone, jajecznicowe czy jako skladnik innych potraw. Moja srednia corka toleruje jajka wylacznie w postaci jajecznicy usmazonej na wior. Jajek na twardo nie ruszy, wiec np. zawsze byly nomen omen jaja ze sniadaniem wielkanocnym, a co gorsza, lubiac w gruncie rzeczy salatke jarzynowa, nie ruszy jej, kiedy ta zawiera posiekane jajka na twardo. A jak robic salatke bez jajek?  Nie wezmie do ust rodzynkow, wiec kiedy robie sernik, musze piec w dwoch formach, dla niej bez rodzynkow, dla pozostalych czlonkow rodziny z bakaliami. Ona i najmlodsza nie jadaja rowniez grzybow, wiec tu znow wystepuja problemy ze swietami zimowymi, gdzie wiele potraw je zawiera, na czele z zupa grzybowa. One jedza zatem barszczyk, reszta rodziny zupe grzybowa, na ktora ja czekam przez caly rok i jest to jedna z moich najulubienszych zup.
 Kazdy zatem ma jakies swoje potrawy ulubione i takie, ktorych za nic nie wezmie do buzi, chocby innym nie wiem jak smakowaly. I to jest ok. wszyscy nie moga miec jednakowego gustu. Ale to, co dzieje sie z Gapciem, przechodzi ludzkie pojecie i moj potencjal pojmowania. To dziecko nie lubi prawie niczego, owoce to jego wrog, warzywa - ojezusmaria! fuj!!! No naprawde jest niewiele potraw, ktore to dziecko w ogole wpuszcza do swojego jadlospisu. Przy czym jego siostra Hexa je praktycznie wszystko, az milo popatrzec i ja goscic. Kiedys odbieralam je z przedszkola, bo corka musiala zostac dluzej w pracy, zabralam do domu i usilowalam nakarmic obiadem, Hexiatko zjadlo, obliznelo sie i poszlo w swoja strone, Gapcio siedzial i grzebal w talerzu, wreszcie dostal czekolade i lody, a niech jego matka sie martwi, jak go nakarmic, bapcia nie jest od tego. Zdumial mnie jednak, kiedy byli u mnie w odwiedzinach na dzien matki. Zrobilam typowe lekkie ciasto owocowe na kruchym spodzie z galaretka, ktora zalalam truskawki, maliny i jagody. Gapcio kategorycznie odmowil, bo owoce, a z owocow to on ewentualnie banany, a i to nie zawsze, zalezy od humoru. No rece i cycki mi opadli na takie oswiadczenie. Wszyscy zatem jedli ciasta, bo oprocz owocowego z galaretka upieklam jeszcze szarlotke (jablka bleee...), a Gapcio zajmowal sie swoimi sprawami.
 Postanowilam wiec na dzien ojca, zawsze w dzien wniebowstapienia, a wiec w tym roku przypadajacy dosc wczesnie, kilka dni po dniu matki, zaskoczyc Gapcia w nadziei, ze tym razem uda mi sie sklonic go do sprobowania ciasta. Znow zrobilam takie z galaretka, bo cala rodzina bardzo je lubi, ale fragmencik wylozylam wylacznie bananami. Jak tego nie sprobuje, to ja juz nie wiem.


EDIT: i co powiecie? No nie zjadl, mimo ze bardzo sie ucieszyl, ze bapcia specjalnie dla niego przygotowala ten kawaleczek ciasta. Najpierw entuzjastycznie odniosl sie do ulubionych bananow, a pozniej wszystko i tak zostawil. Cos plul na galaretke, wiec mama mu ja zdjela, ale i tak nie zjadl. Co dziwne, jako ok. 2-letni szkrab jadl wszystko, podobnie jak jego siostra, potem nagle wszystko przestalo mu smakowac. Dziwne dziecko.

64 komentarze:

  1. Ojej jacy Wy wszyscy jestescie wybredni do jedzenia. Ja nie mam tak ze czegos nie zjem, nie lubie, no tylko jak jest cos zle ugotowane czy upieczone. Flaczki zawsze lubilam, no teraz nie mam okazji jesc, ale salceson, kaszanke moge kupic i lubie. Uwielbiam wszystkie owoce morza, z ostrygami i lobsterami na czele, wszystkie ryby, a najbardziej tluste jak u nas popularna barramundi. Tak jak wszystkie warzywa i owoce. Mam swoje ulubione owoce, ale mam tak ze musze sprobowac kazdy nowy owoc i czesto te nieznane sa jedzone przez caly sezon, teraz jest feijoa, poznalam dopiero kilka lat temu i jeszcze do tego tak pieknie pachnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedys jadalam kaszanke, ale od dluzszego czasu nie wezme jej do ust, w ogole jakos niechetniej mi w kierunku wyrobow miesnych. Nie, nie zostalam wegetarianka, ale jem znacznie mniej i tylko czasem mam chec na jakas wedline czy mieso na obiad. Ryby lubie, ale owocow morza sie brzydze. Pewnie Gapcio ma po mnie te jedzeniowe wstrety, choc on w stopniu przesadzonym :)))

      Usuń
    2. Wlasnie tak sobie myslalam jak to jest ze nie sprobujesz i od razu nie lubisz, nie tkniesz. Rozumiem ze czasami wyglad moze zniechecic, czy zapach. Ja mam tak ze nic mnie nie zniecheca, nawet jak mowia jakie to okropne i zapach rzeczywiscie moze zniechecac i tak musze sprobowac, tak mialam z durianem i od razu polubilam, dla mnie cos pysznego takie kremowe jak budyn, slodkie, no a wiesz ze to zdrowy owoc wiec jesz ze smakiem i nawet polubilam zapach, a mowia ze smierdzi.

      Usuń
    3. Nie moge sie wypowiedziec, bo znam ten owoc jedynie ze slyszenia, u nas nie ma tego w sprzedazy, zreszta malo jest w ogole owocow egzotycznych, zeby mozna bylo sprobowac. Ja niestety, a moze stety, mam jakis nadwrazliwy zmysl powonienia, dlatego sprzataniem roznych rzygow, zarowno kocich, jak wczesniej dzieckowych, zajmuje sie slubny. Bedac u Julki, nie moglam juz przewinac kupy Juniora, choc z Zoska i jej kupa mleczna nie mialam zadnych problemow. Juniorowe siki nie robily na mnie wrazenia, ale do kupy wolalam jego matke. :)))

      Usuń
    4. Jaka Ty jestes delikatna, na dwor krolewski bym Cie wyslala. Dobrze ze nie ma duriana, bo bys do sklepu nie weszla, zapach jest dosc szczurowaty. A jak planujesz podroz samolotem i ciagle pachniesz durianem bo wlasnie zjadlas, to nic z tego, nie wpuszcza.

      Usuń
    5. Zebys wiedziala! Powonienie mam wyjatkowo nadwrazliwe i jak cos nie lezy mojemu nosowi, ten wysyla meldunek do zoladka, zeby zrzucil ladunek. Zawsze bardzo cierpie podczas tankowania, bo nie znosze zapachu benzyny. Bardzo balam sie, jak zareaguje na zapach dziwidla, mialam przygotowana chusteczke zlana perfumami, zeby ja trzymac przy nosie, ale jakos przetrwalam. A durian podobno smierdzi rzygami.

      Usuń
    6. Myszami, surowym miesem co moze sie psuje, przepoconymi ubraniami, moze i rzygami, ja tak zapachu duriana nie odbieram, dla mnie pachnie bo od razu wiem jak bardzo bedzie mi smakowal, a trzeba sie dobrac do srodka, wiec jest duza robota, bo durian jest duzy i kolczasty, skorupa twarda a ja slaba kobieta, wiec walcze az w koncu jestem w srodku.

      Usuń
    7. Cale szczescie zatem, ze jest zakaz przewozenia tego samolotami, wiec nie trafia do nas i nie zanieczyszcza smrodem mojego srodowiska :)))))

      Usuń
  2. Mnie i moje dzieci takie cuda grymaszenia ominęły, aczkolwiek ja w dzieciństwie nie tknęłam kopytek ani plędzy (teraz uwielbiam). Starszy nie tknie ryby, młodszy je w zasadzie wszystko. Za to wnuki mam tak przesmradzające, że to nieporozumienie. Ale znalazłam na nie receptę: pomidorowa i słodycze. O wyżywienie niech się martwią ich stwórcy. Na zapachy też jestem uczulona, nos mam jak pies gończy, a najbardziej nie lubię zapachu olejku różanego. Rzygania nienawidzę i nie rzygałam od lat, po prostu robię wszystko, żeby nie rzygać. Tak więc mam podobnie jak Ty, z tym że jem wszystko, oprócz marcepanu. Zjeść zjem, ale nie lubię :) Eksperymenty jadalne i smakowe uwielbiam, a czosnek mam zawsze w zapasie :) Lubię gotować i to jest tragedia, bo gotowanie dla jednej osoby to dramat, jem to potem i przejeść nie mogę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie w domu, znaczy w domach babci i rodzicow, kopytka byly dosc czesto i ja je lubie, ale co to jest ta pledza, to zabij mnie - nie wiem!
      Ja tez wychodze z zalozenia, ze wnuki moge czyms poczestowac, a niech zywia je rodzice, co mnie to obchodzi. Chce to je, nie chce, nie bede zmuszac, dziecko ma sie u bapci czuc dobrze, a nie wracac do domu z trauma albo przez zmuszanie mi sie jeszcze zrzyga, po co mi to.
      Siostro, kolejna nasza wspolna cecha, olejek rozany, ja dodam jeszcze lawende - no nie znosze tych zapachow. Tez nie lubie rzygac, ale jak musze, to pozniej na ogol czuje sie lepiej. No a czosnek ma zakaz wstepu do mojego domu.
      Dla siebie samej to bym nie gotowala, nie chcialoby mi sie. Ale jak juz, to gotowe porcje bym pomrozila, zeby nie musiec jesc przez tydzien tego samego :)))

      Usuń
    2. Plędze to placki ziemniaczane. Ja je robię na winie - dodaję, co się nawinie, są wspaniałe ze wszystkimi innymi warzywami. I z sosem czosnkowym, obłęd :) Róże mogę wąchać w naturze, ale olejek różany i konfitura różana - zakazane. No mrożę, nie mam miejsca w zamrażalniku już, ale problem w tym, że nie lubię jeść rozmrażanego :)

      Usuń
    3. Tez czesto tak je robie, ale nie znalam tej nazwy. Oczywiscie BEZ wiadomego sosu :))) My tez czesto mrozimy, bo latwiej naraz ugotowac wiecej, ale niekoniecznie jesc to samo przez kolejne dni. A czesto sie przydaje, kiedy nie ma czasu ugotowac, to szybko sie rozmraza i jest gotowy obiad.

      Usuń
  3. tak na marginesie uwielbiam czosnek, brukselkę, jarmuż, szpinak i jeszcze parę rzeczy, których w dzeiciństwie nie ruszyłam, tylko krupniku nadal nie powącham, no ale nie jadam mięsa więc... dzieci często są skrajne, podobno, albo jedzą wszystko albo niewiele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w sumie z głodu nie zejdzie;-) pewnie frytki lubi i oczywiście słodycze ale bapcia ma utrapienie.

      Usuń
    2. Ustalmy jedno - kiedy bedziemy mialy sie spotkac, nie jedz czosnku przez tydzien, ok? Bo nie bede mogla dac Ci buzi, a potem z Toba rozmawiac. A po moim wyjezdzie uzywaj go do upadlego. :))) Jarmuz zawsze lubilam, szpinak polubilam pozniej, brukselki nigdy.
      Ja tam nie przejmuje sie, daje mu to, co lubi, byle glodny nie chodzil, a niech sie z nim uzera matka, wizyty u bapci ma przyjemnie wspominac.

      Usuń
    3. ok tak zrobię, dodam jednak dla porządku, że czosnku nie jadam codziennie. i nie zawsze świeży bo bardzo lubię granulowany sypać do wszystkiego ))))))świeży do niektórych potraw, a najczęściej w chorobie. ament.

      Usuń
    4. Granulowany tez smierdzi, jak to czosnek, wiec lepiej nie uzywaj zadnego, nawet Aliofilu na przeziebienie, bo ja i to wyczuje. :)))

      Usuń
  4. Takim wybrzydzaczem był mój mąż. Szybciutko sobie z tym poradziłam - przestałam mu gotować. Ty też nie musisz karmić wnuków, co prawda nie są dorosłe i nie wyżywią się same, za to to nie Twoje dzieci :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Frau, no z chlopem bym sie tak nie certolila, ale wnuk to co innego, zwlaszcza ze bywa rzadko (na szczescie), wiec moge nad nim poskakac i porozpieszczac. Zywic ma go matka i niech ona lamie sobie glowe, co mu dawac.

      Usuń
    2. Podziwiam Cię. Na szczęście moje dziecko nie planuje progenitury.

      Usuń
    3. Co nie znaczy, ze nie moze sie przytrafic.

      Usuń
    4. Może, ale nie musi. Na to liczę :-)

      Usuń
  5. Mnie można dość łatwo żywić, nawet przekonałem się parę lat temu do smażonej ryby, kiedyś to była dla mnie trauma niemal, może nie jest to rarytas dla mnie ale zjem. Poza rybą chyba nie mam nic szczególnego, czego nie lubię.

    Z opowieści wiem, że okropnym niejadkiem była córka rodzonej siostry mojej Mamy. Po jakimś czasie wyszło, że jej organizm nie produkował dostatecznie dużo soków żołądkowych czy coś w tym guście, dlatego nie miała łaknienia. Ale wybrzydzanie na wszystko to dopiero wyzwanie. Może z wiekiem się sytuacja w jakąś stronę zmieni, oczywiście lepiej jakby wnuk zaczął coś niecoś jeść.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze dwa słowa w związku z jedzeniem ogólnie. Jakiś czas temu przeglądając filmiki o Japonii nagrywane przez mieszkańców tego kraju trafiłem na dość ciekawą informację. Dowiedziałem się, że w Japonii należy zjeść wszystko, do ostatniego ziarenka ryżu, bo według ichniej tradycji w ziarnach ryżu żyją sobie bóstwa (nie sprecyzowano jakie), które mogą się na nas zezłościć. W sumie od dawna staram się zjadać jak najdokładniej z talerza, bo jednak jak pomyśli się o dostępności jedzenia np. w Afryce, to warto jeść wszystko co się ma i jak najmniej wyrzucać jedzenia.

      Usuń
    2. Uwielbiam ryby, no moze oprocz wegorza, bo wegorze ponoc nadgryzaja topielcow i inna padline, mnie nawet osci niespecjalnie przeszkadzaja, choc wole ryby mniej osciste.
      Nam Europejczykom w dupach sie poprzewracalo z dobrobytu, ze bywamy tacy wobec jedzenia, ktorego kupuje sie za duzo, a potem bez wyrzutow sumienia - wyrzuca do smieci. Inna rzecz, ze wiele rzeczy psuje sie, zánim zostana zjedzone, albo przeciwnie, maja w sobie tyle konserwantow, ze nie zepsuja sie nigdy, jak pokazuje kilkunastoletni eksperyment z burgerem z McDonaldsa. W Japonii trzeba zjesc wszystko, a w wielu innych krajach do dobrego tonu nalezy zostawiac cos na talerzu. Ja tego nie cierpie, wychodzac z zalozenia, ze nakladam sobie tyle, ile zjem i zjadam wszystko. Europa wyrzuca setki tysiecy ton jedzenia, Afryka gloduje i nie mozna tego pogodzic.

      Usuń
  6. Niewiele jest potraw, których nie zjem ze względu na to, że mi przez gardło nie przejdą. Teraz nie jem mięsa, ale to wybór, jednak nawet kiedy jadłam, nie przeszedłby mi przez gardło krwisty stek albo krwista wątróbka. Natomiast czernina to jedna z moich ulubionych zup. Jako wegetarianka teraz jej nie jadam, chociaż z okazji jakiejś wyjątkowej okazji może bym się skusiła na odrobinę. Ale nie trzy talerze, jak drzewiej bywało :D:D:D. Masz rację, co do jajek - za nic nie przełknę, nieściętego białka, poza tym uwielbiam, ale nie ruszyłabym tych stuletnich oraz gotowanych w moczu młodych chłopców; bleeee! Nie zjem też nic, co żyje w momencie konsumpcji. Nie zjem owadów w całości, choć zmielone na mączkę raczej tak. Kiedyś nie znosiłam zapachu kokosa, a więc wiórki kokosowe aut natychmiast, nawet szamponem o zapachu kokosowym nie mogłam myć głowy :D Teraz jakoś mi coraz mniej przeszkadzają, choć jedyna rzecz z wiórkami, którą zjadam chętnie, to rafaello, ale też jedno, góra dwa. Czosnek może być, ale w niewielkich ilościach. Jeśli jest go dużo, mam odruch wymiotny. Mam problem również z serami pleśniowymi, ale córka mnie powoli do nich przekonuje. Już dałam się kilka razy namówić :D
    Jako dziecko grymasiłam - większość zup nie, a mleczne to już masakra, żadne flaki, żadna wątróbka, tłuste żeberka, arbuzy, grymasiłam nad rybami, bo mają ości, a jeśli schabowy z kością był choć trochę niedopieczony (zwykle przy kości), nie wchodził w grę. Czosnku się u nas w domu w ogóle nie używało, a cebulę w bardzo małych ilościach.
    Dzieci w zasadzie jedzą wszystko, tylko syn nie przepada za barszczykiem. Natomiast córka siostry jest strasznie wybredna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mieso jadam, bo czasem moj organizm sike odzywa, ze chcialby, ale w porownaniu do lat poprzednich, jest to duzo-duzo mniej, np. moglabym sie obejsc bez wedliny. Kiedys jadlam czernine i kaszanke, ale do czasu, kiedy dowiedzialam sie, z czego sa zrobione, zreszta w kaszance jest watrobka, moj wrog. Owadom mowie stanowcze NIED, nawet w postaci maczki, choc pewnie niejednego zjadlam, ale co najmniej o tym nie wiedzialam. Z serami roznie, nauczylam sie uwielbiac gorgonzole, choc smierdzi niepranymi skarpetkami, co do innych, to nawet nie probuje.
      Ja bez mleka zyc nie moge, od dhziecka lubilam i nawet kozuchy mi nie przeszkadzaly. Probowalam byc ekologiczna i uzywac tych mlecznych erzacow, ale nie klaplo, bo sa ohydne w smaku, dalej pije mleko i tyle. Cebule lubie, zarowno surowa, jak i smazona, te uwielbiam, choc nie powinnam, bo watroba wola o ratunek.
      He??? Jak mozna nie lubic bardzczyku :))))))))))

      Usuń
    2. No właśnie, jak??? Ja uwielbiam każdy - i ukraiński, i taki normalny, i ten specjalny wigilijny, i jeszcze taki, który robiła babcia ze strony ojca, odcedzony, słodki, mono zaprawiony śmietaną i z makaronem krajanką własnej roboty.
      Cebulę smażoną też bardzo lubię, ale moja wątroba nie lubi, niestety.

      Usuń
    3. Moja watroba tez sie bardzo buntuje, teraz dodatkowo mam te wrzody, wiec w zasadzie cebula smazona jest wykluczona, ale czasem schodze z drogi cnoty i grzesze, a potem pokutuje bolesnie.

      Usuń
  7. Haha - ze salatka mialam podobnie: pierwsza synowa nie znosila jajek wiec robilam ja tak iz najpierw cielam wszystkie inne skladniki oprocz nich, wtedy odkladalam czesc dla niej i konczylam nasza jajkowa czesc. Wilk syty i owca cala czy jakos tak. Obecna synowa nie je zielonego groszku wiec robie podobnie - odkladam czesc dla niej, do reszty dosypuje na koncu groszek. Mam nadzieje ze syn nie zglupieje do konca i nie uraczy mnie trzecia synowa........
    Kazdy ma ulubione i nietykalne potrawy - ja tez ale nigdy nie do tego stopnia zeby wymiotowac. Podobnie z pieluszkami - nikomu nie pasuje ta robota ale sie robi bez problemu bo trzeba. Pracowalam w przedszkolu, zmienialam pieluchy obcych dzieci i choc nie podobalo mi sie jakos znosilam bez wymiotow.
    Inny problem ale podobny - zapachy! O, te sprawiaja mi wielki problem. Glownie perfumy! Wystrzelalabym baby uzywajace je i uwazam iz powinny byc zabronione kobietom pracujacym wspolnie z innymi w tym samym pomieszczeniu. Powoduja u mnie pieronskie migreny a nikomu chyba nie musze tlumaczyc jakie one potrafia byc meczace. Moj maz musial odrzucic ulubiony plyn po goleniu i zaczac stosowac inny, mydla, srodki do prania, czyszczenia kupuje bezzapachowe. Zywy bukiet kwiatow od syna na dzien matki musialam wyrzucic bo robil mi migrene. Co jest dziwnym to zapach jaki wydziela skunks jest dla mnie nie mal najwspanialszym na swiecie (co nie znaczy ze chce by mnie nim obsikal) - czesto gdy przejezdzam samochodem to go czuje z odleglosci i wdycham jak najwiekszy eliksir - bo zwyczajnie moje czujniki zapachowe zgadzaja sie z pewnymi zapachami, innymi nie i nic na to nie poradze. Na szczescie wyczytalam jednego razu artykul na ten temat i jako przyklad podali ten skunksowy zapach i wyszlo ze choc dziwne to normalne dla niektorych czyli nie jestem sama na swiecie z ta dziwnoscia.
    Moje wnuki , gdy przyjezdzaja, tez robia mi problem z wyzywieniem bo nie lubia polskich potraw. Ich matka nigdy nie gotowala wiec wyrosli na McDonaldach i pizzach i im podobnych . Robie tak ze dla nas wszystkich gotuje a im zamawiam z restauracji co lubia i tym sposobem wszyscy szczesliwi.
    Teraz tez mam taka wybrzydzajaca w domu - kupuje cuda dla niej a ta wylizuje sosy omijajac mieska i zylaby tylko na smaczkach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, to Twoje dziecko ubogaca Cie synowymi, niedlugo bedziesz musiala notowac, ktora czego nie je, bo Ci sie pomerdaja ich nawyki kulinarne :))))))
      Jakos przezylam przewijanie wlasnych dzieci, musialam wiec robilam, ale juz cudze albo nawet wlasne w drugim pokoleniu to juz niekoniecznie, a jak zwymiotuja, to zapomnij. Od tej roboty mam slubnego, przynajmniej sie do czegos przydawal ;) Po kotach i psie tez tylko on sprzata, a kiedy nie ma go w poblizu i musze sama, czesto konczy sie dla mnie z glowa w sedesie.
      Jesusmaria!!! To ja nigdy do Ciebie nie przyjade, za duze ryzyko, bo uwielbiam sie perfumowac, a lubie zapachy ciezkie, pizmowe. A ze u Was kazdy ma bron w szufladzie szafki nocnej, to jednak nie zaryzykuje. :))))) Skunksa na szczescie nie mialam okazji wachac.
      Biedne te Twoje wnuki, cale szczescie, ze moje corki gotuja dla swoich dzieci, rzadko chodza z nimi do fast foodow, my zreszta tez z corkami rzadko odwiedzalismy mcdonaldsy czy inne kaefcety. Ale wiadomo, babcia zawsze wnukom podetknie to, co lubia, zeby dobrze wspominali.
      Miecka od urodzenia nie je mokrego, tylko kocie klocki, niczym jej nie zwabie, wszystko zostawia i sie wyrzucalo, wiec nie probuje teraz dawac. 16 lat przezyla na klockach, jest zdrowa, wiec nie mam wyrzutow sumienia.

      Usuń
    2. Zdziwilas mnie faktem ze po zwierzetach sprzata maz.
      Wnuki nie odczuwaja ze sa biedne, doskonale sie maja mimo iz praktycznie nie znaja domowego gotowania - nie teskni sie za czyms czego sie nie zna.
      KFC czasem odwiedzam bo lubie smazone kurczaki, jeszcze lepsze serwuje Popeye's, lubie pizze ale ten rodzaj jedzenia przeplatam gotowanym amerykanskim lub polskim. Ociupinke czosnku w potrawie tez lubie. Na przyklad nasz Niemiec robi doskonale ziemniaki puree a zawieraja "dotkniecie" czosnku co robi je mniej nudnymi. Natomiast od lat unikam cebuli - najbardziej w salatce jarzynowej gdy to jest w surowej postaci. I wiesz co? Wszyscy, nawet mlodzi, stwierdzili ze lepsza i przede wszystkim pachnie salata a nie wylacznie cebula. Dodaje np do bigosu no ale jest podsmazona wiec ze zlagodzonym zapachem.
      O tak - mamy w domu rewolwer, drugie tak ze w stoliku nocnym jako ze tam mu najbardziej pod reka ( bo gdzie go trzymac? na strychu? mijaloby sie z ta podrecznoscia) - i nie zawahalabym sie go uzyc gdyby okolicznosci tego wymagaly i nawet nie uwazam ze musze sie z tego tlumaczyc.
      Pantero - nie ja jedna jestem wrazliwa na perfumy i inne zapachy kosmetycznej natury ( bo np odstrasza mnie acetonowy zapach salonow manicure), slysze i czytam zazalenia na ten temat bo tyczy czyjegos zdrowia i samopoczucia. Tak jak Tobie nie odpowiada zapach czosnku a wrecz odstrecza, tak niejednego perfumy. A to nawet nie pozywienie, nic potrzebnego do zycia.
      Bella kocha pic rosolki ale wody z kociej miski ani tknie! Idzie do goscinnej lazienki, na codzien nie uzywanej i pije z toalety. Nie wiemy dlaczego ale widocznie tak lubi. Obecnie, jako ze wychodzi na ogrod pije ta ktora zostawiam dla chipmunka, swej domowej dalej nie pijac. Ma pare dziwacznych upodoban ale skoro daja jej szczescie niech tak ma.

      Usuń
    3. Zapomnialam napisac - nasz syn ma wyrazny syndrom Harry'ego - zakochuje sie w "aniole" a szybko okazuje sie ze poslubil ....Meghan. Duze serce i ufnosc a zero umiejetnosci odczytywania charakterow.
      Natomiast ziec bardzo sie nam udal - co za dobry i kochajacy facet nie tylko dla corki.

      Usuń
    4. Wlasnie dlatego sa biedne, ze nie znaja dobrego domowego jedzenia, a nie ze za nim tesknia nie znajac. Szkoda, ze ich mama o to nie zadbala, moze nie miala czasu prowadzic domu, byla zapracowana, ale mimo wszystko szkoda, ze nie poznaly i nie polubily babcinej kuchni.
      Miecka i Bulka pija wode z miski razem z Toyka, wszystkie trzy maja jedna miske z woda, wczesniej mialy wiecej, a i tak pily tylko z tej, wiec posprzatala pozostale, bo po co mialy stac.

      Usuń
    5. Moje corki tez wybraly, moim zdaniem, niezbyt trafnie, ale to jest ich zycie, ja nie bede sie wtracac, bo i tyk by mnie nie posluchaly, one wiedza wszystko lepiej, potem tylko czasem przyznaja mi racje, ale juz bywa za pozno. Na szczescie zadna nie brala slubu, rozwody tutaj sporo kosztuja ;)

      Usuń
    6. Nie calkiem tak jak mowisz Pantero bo w ogolym rozrachunku i patrzac w przyszlosc lepiej ze moje wnuki nie znaja i nie beda miec za czym tesknic. Myslisz ze ich zony beda gotowac a w dodatku to co polubili w mlodosci? ktora tu dziewczyna ma pojecie o gotowaniu ? Same sa wychowane na odgrzewanych mrozonkach albo pizzy albo grillu albo Mcdonaldzie. Moze w Niemczech czy Polsce nadal sie regularnie gotuje ale tutaj nie, kto gotuje to bardzo stare pokolenie tak za mlodu nauczone, cos jak my - ale i ja juz nie gotuje na codzien bo mi sie nie chce. Restauracje sa zawsze pelne ludzi, o kazdej porze dnia, albo zamawiaja dostawe albo grilluja co w sumie jest proste i u kazdego podobne. Tyle to wnuki umieja sami zrobic.
      Ladnie z Twej strony iz osadzilas ze moje synowe nie gotowaly ze wzgledu na rece pelne innych robot - ale znowu wielkie HAHA - obie nie mialy i nie maja pojecia to raz a drugie obie leniwe jesli chodzi o tego typu zajecia. Oczywiscie nie znasz faktow wiec podsunelas inne wytlumaczenie ale niestety taka prawda.

      Usuń
    7. Moze i racja, ale co by pojedli, to by pojedli dobre rzeczy.
      Tu jednak sie czesciej gotuje, ludzie tak nie biegaja do restauracji, bo malo kogo byloby stac, jesli juz to raczej od swieta, a na codzien rodzice w kantynie w pracy, a dzieci w szkolach, choc i tak wiekszosc przynosi ugotowane z domow i w pracy najwyzej odgrzewa.
      Troche nie rozumiem Twoich synowych, moje corki, kiedy poszly na swoje, od poczatku gotowaly, najpierw czesto dzwonily do mnie, duzo pytaly, zreszta mieszkajac w domu tez pomagaly mnie przy gotowaniu. Wszystkie gotuja w domu, a dla dzieci to juz od zawsze. Sloiczki maja tylko, kiedy sa gdzies w drodze i nie moga gotowac.

      Usuń
    8. Czego tu nie rozumiec? Slowo "lenistwo" wszystko tlumaczy.
      Moja corka tez nalezy do tych gotujacych a syn rowniez potrafi, lacznie z pierogami.
      Chcialabym powiedziec ze wynosi sie to z domu rodzinnego ale nie sprawdzilo sie w wypadku synowych - ich matki regularnie gotowaly a one nie sa tym zainteresowane. Dodam ze obie maja sprzataczki co tylko dolozy Ci pojecia ze stworzone by istniec i pachniec , to wszystko.
      Do pochwal ziecia doloze i ta - on umie gotowac , w dodatku robi to z przyjemnoscia - tyle ze jego potrawy nie sa dla mnie.

      Usuń
    9. No wiesz, ja ich nie znam, wiec nie moge tak z grubej rury zaraz o lenistwie, ale no coz, najczesciej tak wlasnie bywa, bo jak sa checi, to i czas sie znajdzie, zeby nauczyc sie gotowac, nie trzeba wszystkiego naraz, doswiadczenie i rutyna przychodza z czasem. No i ja sama sprzatam, bo mnie nie stac na pania dochodzaca.

      Usuń
  8. O! Pod względem kulinarnym, Pantero, jesteśmy prawie tacy sami. Tylko czosnkiem różnimy się diametralnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to, Boja, nie bedziem sie calowac. No chyba, ze na dlugo przed spotkaniem zrezygnujesz z onego. Twoj wybor. ;)

      Usuń
    2. Bez obaw, Pantero. Doskonale wiem, że osobnik notorycznie spożywający czosnek jest nie do wytrzymania w towarzystwie. Obiecuję, w razie spotkania, będę miał oddech jakbym tylko owocowymi tik takami się karmił!

      Usuń
    3. Trzymam za slowo, bedzie buzi :))))

      Usuń
    4. No to super! Chociaż... Sporo horrorów przeczytałem... Mogę mieć przy sobie srebrny krzyżyk? :)

      Usuń
    5. A miej sobie, na mnie i tak nie dzialaja zadne talizmany.

      Usuń
    6. No przeciez to nie talizman, a ino pokarm, ale tak, czosnek mnie straszy. Moze jestem wampirem?

      Usuń
  9. Oj, widac mialam sporo szczescia, ze moje dziecie bylo praktycznie wszystkozerne :). Wychowana w domu, w którym ani czosnek, ani cebula nie mialy prawa wstepu, z wiekiem udalo mi sie zaczac tolerowac ta pierwsza, ale czosnku za nic. Jest tez pare innych rzeczy, których nie tkne, jak np. ostrygi (i wszystko, co jeszcze zywe), flaczki, czy kaszanka, ale jesli tylko sie pojawi cos nieznanego, natychmiast mam ochote spróbowac :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja Ty antyczosnkowa siostro!!! Cala reszta to tez moi wrogowie, ale tym sie roznimy, ze ja nie mam ochoty probowac niczego nowego, bo po pierwsze boje sie, co to i z czego zrobione, a po drugie, czy mi bedzie smakowalo, wiec nie probuje nowych potraw w obcych miejscach, a jak u kogos, to dokladnie wypytuje. Nienawidze takich akcji, jaka kiedys mnie spotkala, kiedy podano na stol kielbase z nutrii i nie uprzedzono o tym gosci. Wiecej juz tam nie jadalam, bojac sie, ze akcja moglaby sie powtorzyc z jakims innym daniem.

      Usuń
  10. Czosnku i smażonej cebuli nawet nie próbuję, bo nie znoszę. Owoce morza, won, ale ryby, to wszystkie i na wszystkie sposoby. Co, do nie jedzących dzieci, to moja córcia, jak dostała kawalątek czekolady rano, to była najedzona do wieczora. Był okres w domu, gdy tygodniowo szło prawie dwa kilogramy sera żółtego, bo tylko takie jedzenie chciała jeść córka i syn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, tez bym tak chciala, na jednym kawaleczku czekolady przetrwac caly dzien. Ale ser zolty to jest bardzo tuczacy. Czekolada zreszta tez, jakby co. :)))

      Usuń
    2. I halwa! Jeszcze lepsza w malych ilosciach na zmiejszenie pojemnosci zoladka ale tak dobra, ze mozna szybko przytyc zjadajac jej troche wiecej niz malutki okruszek.

      Usuń
    3. Halwa to nie tylko cukier, ale i tluszcz - wszystko STRASZLIWIE tuczace.

      Usuń
  11. Ja nie lubię całej listy potraw.
    Tak było już nawet jak byłem małym dzieckiem
    Komunistycznym. Nie zetknąłem i już !
    U Ciotki Poznańskiej za Komuny, jak
    Usłyszałem że " Flaki" to zacząłem ryczeć w
    niebogłosy. Bo już wtedy wiedziałem co to flaki
    ale zupełnie nie wiedziałem że to też taka nazwa
    zupy. Jest cała masa potraw których nie lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez rycze na dzwiek pewnych slow, "flaki", "salceson", "ostrygi i inne owoce morza". Moglabym dlugo wymieniac, to juz predzej dalabym rade wymienic te potrawy, ktore lubie, bo jest ich mniej.

      Usuń
  12. Opiekowałam się podczas wakacji czterema nastolatkami. Pierwszego dnia zabrałam je na zakupy. Poprosiłam, żeby kupiły to, co wszystkie cztery lubią jeść. W ten sposób przez tydzień jadły makaron z groszkiem i kukurydzą :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprytne. No ale mozliwe do przeprowadzenia z nastolatkami, moje marudy sa jeszcze za male, zeby decydowac o tym, co kupic do jedzenia. Pewnie skonczyloby sie na samych slodyczach.

      Usuń
  13. Ja też mam kilka potraw niejadalnych dla mnie- flaki, salceson,wątróbka, śledzie marynowane, kaszanka, owoce morza, tofu, zupy mleczne. Czosnek długo był niejadalny, tudzież cebula w postaci surowej. Teraz czosnek nie na surowo zjadam a cebulę to tylko tę czerwoną i w mini ilościach. Ale usmażona ewentualnie ugotowana już jest jadalna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No patrz, z Twojej listy sledzie marynowane uwielbiam, zup mlecznych wprawdzie nie jem, ale lubie. Cebule w kazdej postaci, surowa (ale w salatkach) lub smazona (mniam mniam, choc wiem jakie to niezdrowe). Kazda cebule lubie, ma duzo witamin i wiem, ze troche potem z buzi czuc, ale na pewno nie tyle, co po czosnku.

      Usuń
  14. Malemu przejdzie. Pamietam, ze ja bylam takim dzieckiem i mlodzieza, nic nie lubilam. Pamietam jak wszyscy dziwili sie, ze nie zjadlam ani jednego loda a bylam juz w liceum. Papryke wyczuwalam na kilometr, tak samo pomidory, bladlam na ich czerwony widok. Normalnie zaczelam jesc po 30 aby znow zyc tylko na diecie, ona jednak nie znaczy, ze nie lubie tylko, ze lepiej sie powstrzymac. Maly wyrosnie z tego, nie ma sie co dziwic, niech je co lubi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tracimy z corka nadziei, bo wiemy, ze z dzieciakami tak wlasnie bywa i ze do doroslosci moze mu sie smak jeszcze piec razy zmienic. Nie zmuszamy do niczego, bo to nic nie da, a moze dostac traumy permanentnej i juz w ogole nie bedzie chcial nic jesc.
      Mnie tez papryka smierdziala, kiedy bylam w liceum, a teraz zajadam sie nia jak koza.

      Usuń
  15. Jak ja to wszystko znam z autopsji. Tak, jak TY nienawidzę czosnku, flaków i innych i tak, jak Gapcio nie lubię owoców i warzyw. Sama nie wiem, jak uchowałam się do tej pory i nie zemrzyłam hahaha.
    W dzieciństwie owoce i warzywa jadłam, potem mi odrzuciło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty mnie, Bezowa, nie strasz, że mojemu wnukowi może tak zostać do późnej starości, że nic nie będzie chciał jeść. Niech się zresztą jego przyszła żona martwi, co mi tam.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Maja nas za idiotow?

  Polska swietuje rocznice przystapienia do unii, no ja mysle, skoro ma same korzysci z tego przystapienia, gorzej z tym u nas, ja wolalabym...