Panuje swiateczna cisza, wieje nuda. Czas najwyzszy na wianie czyms innym niz orkanami, sztormami i trabami powietrznymi spowodowanymi nizem Zoltan. Pizdzilo lepiej niz na dworcu w kieleckiem, zrywalo dachy, zwalalo drzewa, na wyspie Borkum wykopalo spod piachu i wywrocilo wielotonowy element bunkra z czasu drugiej wojny swiatowej. Ustal ruch kolejowy, powietrzny odbywal sie z wielkimi zakloceniami, w samochodowym doszlo do wielu wypadkow, marznacemu deszczowi bowiem towarzyszyl grad i jezdnie zmutowaly do lodowiska. Przy czym padajacy z niewielkimi przerwami od polowy pazdziernika deszcz przestal wsiakac w ziemie. Nie tylko uzupelnily sie wieloletnie deficyty wod gruntowych i wszystkich zbiornikow retencyjnych, ale woda zaczela szukac sobie roznych nieprzystosowanych ujsc i najpierw nastapily podtopienia, pozniej powodzie. W moim miescie, co bylo oczywiscie do przewidzenia, zamknieto ulice kolo Kiessee, bo maly strumyk Flüte poszerzyl sie drastycznie i wylazl z korytka na te ulice. Moj telefon co i rusz brzeczal alarmowo, niektore tereny bowiem musialy zostac ewakuowane, na szczescie nie w moim miescie. Straz pozarna i mieszkancy nie mieli spokojnych nocy.
Za to dopadl mnie jakis szankier oskrzelowy, dawno tak ciezko nie chorowalam i nie dusilam sie podczas kaszlu. Slubny reanimowal mnie po nocach, miodek z cytryna przygotowywal, zebym wypila cos cieplego. Rzeczywiscie po tym mi przechodzilo, ale przed nastepna noca wzielam na wszelki wypadek kodeine, bo nie usmiechalo mi sie znow tak dusic. Jednak nawet ona nie pomogla, wybralam sie wiec do duzej kliniki, gdzie funkcjonuje swiateczna pomoc lekarska. Madry to wynalazek ta swiateczna pomoc lekarska, pomagajaca nie przeciazac SORow jakimis niezagrazajacymi zyciu dolegliwosciami. No bo w swieta czy w niedziele tez zdarza sie komus zachorowac, co nie? Ale nie, zeby od razu leciec na SORy, czekac pol dnia z zapaleniem pecherza czy rzezeniem w oskrzelach. Dostalam antybiotyk, ponoc pol miasta ma podobne problemy zdrowotne i choc to nie moje pierwsze zapalenie oskrzeli, to pierwsze w takim wymiarze i opierajace sie wszystkim przedsiewzietym srodkom i domowym lekom. Jeszcze w drodze do kliniki zawiozlam do corki wór prezentow i torbe mojego wkladu gastronomicznego w wigilie, zeby mama ze slubnym juz nie musieli szukac trzeciej reki na pomieszczenie wszystkiego. Czekala juz na mnie na dole, ze nawet nie musialam wychodzic z auta, zabrala wszystko, a ja pojechalam do lekarza.
Swieta uplywaja spokojnie, choc deszczowo, co wqrwia na maxa, bo czlowiek chetnie by pochodzil, zeby zgubic nadmierne swiateczne kalorie. Wszystko takie smaczne i rzadko serwowane, ze czlowiek je wiecej niz zwykle. Te wysilki robienia zakupow w tloku, a potem stania przy kuchni, rekompensuja iskierki radosci w oczach dzieciakow i ich szerokie usmiechy, kiedy rozpakowuja swoje prezenty. Niestety moglam to wszystko ogladac jedynie na ekranie telefonu, zostalam bowiem w domu, zbyt ryzykowne bylo pojsc z tym chorobskiem miedzy ludzi, a szczegolnie dzieci, mialam do towarzystwa Toyke i telewizje, a z rodzina laczylismy sie telefonicznie wideokonferencyjnie. No coz, bywa czasem i tak, sila wyzsza, choc w tym stanie bylo dla mnie lepiej miec spokoj.
Zadnego sprzatania przed swietami nie robilam, puscilam robota na mieszkanie, najpierw umyl mi podloge w kuchni, pozniej zajal sie pokojami. Wygodna wyreka. Slubny zalatwil lazienke.
Dzisiaj odpoczywamy sobie, bez napinki, bez gotowania, podjadamy wczorajsze smakolyki wtedy, kiedy nam sie zachce, ogladamy odmozdzajace filmy, glownie komedie romantyczne osadzone w czasie okoloswiatecznym, czytamy sobie rozne ksiazki, rozwiazujemy krzyzowki, w ktore zaopatrzyla nas niezastapiona Boguska z moim kumplem Ziutkiem do spolki. A jutro spotykamy sie cala rodzina plus P. z dziecmi, w restauracji. Nalezy sie za gastronomiczne wysilki, zeby swieta byly smaczne, niech teraz nas obsluguja.
No to u mnie podobnie tylko oskrzela mam zdrowe, ale napracowałam się i nakucharzyłam a naobslugiwałam się bo rodzina brata była po kolei cowidowa, ale już wyszli z dolegliwości, nie mniej wczoraj podawałam, podgrzewałam, praktycznie wszystko własnego kucharzenia, dzieci od 7 lat w dół, w ilości czterech szalały, prezentów ilości nie do zliczenia, to na szczęście już sami rodziciela załatwili, istnieje bowiem internet na szczęście.
OdpowiedzUsuńA teraz będę leniuchowała i spróbuję na spokojnie moich smakołyków, pooglądam te idiotyczne filmy...o jak dobrze
Teresa zabalowała, nie ma jej
UsuńWiem, dzisiaj ma wychodne, w koncu sa swieta. A nasza 5 rano, kiedy to post sie opublikowal, to u niej jakos tak po poludniu i z pewnoscia wtedy juz zdazyla wyjsc. Miedzy nami jest 10 godzin roznicy.
UsuńTen pierwszy komentarz wrzucilo do spamu, drugi sie opublikowal.
UsuńNie wiem, czy o tym czytalas, ale ja mialam w grudniu dwie przeprowadzki corek, przy ktorych pomagalam, wiele opieki nad najmlodszymi, zeby corka w ogole mogla cos zrobic w nowym mieszkaniu, no i przy okazji dalej pracowalam. Stres stresem poganial. Tak ze grudzien dal mi bardzo w kosc, a na sam koniec zlapalam jakas infekcje, co mnie kompletnie dobilo.
Jestem pełna podziwu dla Ciebie, bo ten post stworzyłaś zupełnie na bieżąco, jest kompletnie świeży, a przecież jesteś chora, no, no pisać to Ty umiesz nawet chora. U nie jest tak że jak mam bóle fizyczne to i głowa dołącza się, po prostu głupieje.
OdpowiedzUsuńNa szczescie na mozg mi (jeszcze) nie padlo, palce tez w niezlej kondycji, wiec co sobie bede zalowac pisania, skoro lubie pisac. I tak siedze w domu, po pierwsze z powodu choroby, a po drugie pogody, bo przez caly czas leje, pada, siapi, mzy na przemian, coz wiec robic, zeby nie umrzec z nudow. To wzielam i napisalam, ale widze, ze niewiele osob wchodzi na bloggera, a jeszcze mniej ma ochote skomentowac.
Usuń“Ciemno wszędzie, głucho wszędzie co to będzie” może dlatego nie ma wizytujący na bloggerze. U mnie kompletnie ciemno i raczej głucho, spokojna uliczka, spokojna noc.
UsuńU nas tez ciemnota przez te nisko wiszace chmurska, do tego rano bylo 15°C - w boze narodzenie!!! Swiat sie konczy, a te opady to pewnie potop zeslany za kare :)))
UsuńA ten potop deszczowy na przekór klimatycznym dziwakom, bo przecież głosili suszę, przynajmniej u mnie tak miało być, już dawno mieliśmy wyschnąć zupełnie a tymczasem mamy powodzie.
UsuńTen zielony obornik powinien zostac zdelegalizowany i zniknac na zawsze z powierzchni ziemi, bo czyni wiecej szkody niz pozytku, a od kiedy zabral sie za niszczenie zabytkow, dla mnie stal sie wrogiem i terrorysta, ktorego powinno sie niszczyc kwasem siarkowym i wapnem palonym.
UsuńDrobny ulamek Twej pogody przyszedl do mnie ale czytajac opis tego co mieliscie nasz byl wlasnie takim - zwyklym deszczem.
OdpowiedzUsuńGlowe dam ze wichura i powodzie wielu ludziom namieszala w planach. W moim kraju jest kilka stref klimatycznych wiec z pewnoscia niektorym tez namieszla w swiatecznych podrozach - jako ze polnoc ma sniezne zimy, roznie bywa z lotami samolotowymi a przeciez u nas to glowny srodek poruszania sie. Najlepiej siedziec w domu, swieta czy nie !
Twe oskrzela troche niefortunna wybraly sobie pore na chorowanie a najlepiej gdyby nigdy nie odezwaly sie. Dobrze ze poszlas do kliniki, ze masz leki i kurujesz sie - oby szybko przeszlo.
A swieta - jeszcze tydzien i bedzie po nich jako ze u nas rozbiera sie choinki jak nie jutro - bo mamy jeden dzien Swiat - to zaraz po 1 Stycznia. Obecny tydzien, pomiedzy jednym a drugim, to taki nijaki bo nikt nie pracuje w pelnym wymiarze, duza czesc nadal gdzies w goscinie albo wczasach wiec ureguluje sie od drugi styczen. A takze zaraz sklepy zrobia sie zawalone walentynkowymi serduszkami.......
Zycze wyzdrowienia, Pantero.
W USA rzeczywiscie klops na wiankach, kiedy samolot z roznych przyczyn nie moze wystartowac albo wyladowac, bo raczej podrozujacy nie przesiadzie sie do auta, zeby popylac tysiace kilometrow na drugi koniec kraju. Tu takie wyjscie byloby latwiejsze, pod warunkiem, ze jezdnie nie bylyby lodowiskiem, bo w takim przypadku to i pieszo bylo niebezpiecznie. Pociagi zostaly wstrzymane zanim cos sie stalo, latwiej bowiem pokryc straty niesprzedanych biletow niz wykolejonego pociagu z pasazerami w srodku. Czasem mam wrazenie, ze natura msci sie na czlowieku za te jego rabunkowa gospodarke, wycinanie lasow i eliminacje gatunkow, zarowno z krolestwa zwierzat jak i roslin.
UsuńNo i pomijając chorobę, takie święta na luzie są najlepsze :) Bo jak człowiek wpadnie w świąteczny kołowrotek, to pada na twarz nim się pierwsza gwiazdka pojawi.
OdpowiedzUsuńZnam to z wlasnego doswiadczenia, bylam kiedys durna perfekcjonistka i w dzien wigilii najchetniej bym uciekla z domu, tak mialam dosyc swiatecznych przygotowan. W koncu moje dzieci mnie nakierowaly na wlasciwa droge.
UsuńW grajdolku swieta to tylko jeden dzien, a ze rodziny z obu stron juz sie wykruszyly/wybyly z grajdolkowego królestwa, wiec postanowilam darowac sobie ich obchodzenie.
OdpowiedzUsuńZa to "atrakcji" tez mi nie brakuje, bo czarne bezogonie wlasnie odstawila trzeci rzut ciezkiego zapalenia dziasel i po wielokrotnych i dramatycznych wyprawach do weta juz sie boi do domu wrócic. A perspektywy na poprawe marne bez ciezkiej przeprawy z usuwaniem praktycznie calego uzebienia (i mojego kompletnego bankructwa). A do tego nawet kropli z nieba, argh...
Oj, wez sobie od nas wode, mamy jej zdecydowany nadmiar, Leine wystapila z brzegow, ulice pozamykane, powodzie, a deszcz sie nie konczy, prognoza na nastepny tydzien, nie zgadniesz! - to deszcz, deszcz, deszcz. Chyba zaczne budowac arke, bo zle to wyglada. No i nie ma sprawiedliwosci na tym swiecie, u jednych susza, u innych powodzie.
UsuńJa cieszę się, że paskuda - śnieg stopniał i pada tylko deszcz, bo nie cierpię śniegu i lodu na drogach, a to co było w sobotni wieczór w Polsce, to horror. Dobrze, że tego dnia byłam tylko pasażerem, a nie kierowcą. Około dwudziestej było na drogach lodowisko. Na szczęście skończyło się niedzielnym przedpołudniem i białe paskudztwo znikło nawet z trawników do dzisiejszego ranka.
OdpowiedzUsuńJa jestem od dziesiecioleci w tym samym klubie nielubiacych sniegu, kodu i mrozow. Nadmiaru deszczu tez nie lubie, juz mi ten deszcz uszami pryska, a alarmy w telefonie brzecza bez przerwy.
UsuńJutro czyli dziś? :-) cieszę się, że pojechałas po pomoc i że lepiej, na prawdę. martwiłam sie o ciebie. a my już w domu i tu wichura poniszczyła na Kaszubach i podtopienia i brak prądu. deszcz nadal leje... masakra. śnieg tylko w Gdańsku, jakaś taka enklawa sie zrobiła. Odpoczywaj, nadal.
OdpowiedzUsuńTruje sie kolejnym antybiotykiem w tym roku i, jak zwykle, gowno to pomaga. Ani tamte na zoladek, ani ten na oskrzela, nie przyniosly zadnej poprawy. Jak dusilam sie w nocy, tak sie dusze dalej i jedyne, co mi doraznie pomaga, to cieply miod z cytryna. Doraznie, wiec do nastepnego ataku. Jeszcze nie wiem, czy dzisiaj pojde do restauracji z rodzina, mam czas na decyzje do popoludnia.
UsuńU nas nie lepiej, alarm w telefonie wciaz wyje, deszcz nie przestaje padac, wiec zalewa co sie da. Zieloni dalej pier***la o suszach.
Zdrówka, a na ten kaszel zrób może majeranek. Napar z majeranku – wystarczy zalać 2-3 łyżki majeranku (suszonego bądź świeżego) szklanką wrzątku i odstawić do zaparzenia na ok. 10-15 minut. Po tym czasie napar można wykorzystać do inhalacji lub wypić. Tak leczyłam dzieci me. Ja tam majeranek sypię do wszystkiego, lubię go i już. A ta pogoda to jest taka, jak u Gallów, którzy bali się, że niebo spadnie im na głowy. Samochodem miotnęło tak na autostradzie, że o mało nie zlecieliśmy z pasa, a to nie jakiś tam mały samochodzik... Byle do wiosny :) I tak, Zieloni mają narąbane po kokardkę i kucyki.
OdpowiedzUsuńJa tez bardzo lubie majeranek i tez wale do wszystkiego w ilosciach nadmiernych (kolejna nasza wspolna cecha, siostro), ale o jego dzialaniu przeciwkaszlowym to nie wiedzialam. Wyprobuje. A ostatnie zdanie Twojego komentarza to mnjut na moje serce. :)))))
Usuń